Jeszcze o jubileuszu

Danuta Tomerska

Od narodzin każdego dzieła płyną lata, grupując się co jakiś czas w liczby okrągłe. I wtedy jest jubileusz. W tym roku okrągłe 50 lat obchodzi "Światełko" w wersji brajlowskiej. Ponieważ każdy jubileusz jest okazją do przemyśleń i wspomnień, należy nieco miejsca poświęcić historii.

Pierwszy numer "Światełka", jako miesięcznika dla starszych dzieci, ukazał się w Gdańsku-Wrzeszczu, bo tam po wojnie mieściła się drukarnia brajlowska. Po przeniesieniu jej do Warszawy w 1950 r., po kilkumiesięcznej przerwie, wznowiła swoją działalność i "Światełko" zaczęło się już ukazywać regularnie jako dwutygodnik. Było ono wówczas ubogie, siermiężne, o mniejszym niż dzisiaj formacie i mniejszej objętości, a druk miało międzyliniowy, tj. co drugi wiersz. Obsada redakcyjna była zupełnie przypadkowa. Warto tutaj wspomnieć dwie redaktorki, które trochę dłużej, bo po kilka lat, przygotowywały do druku "Światełko". Były to: Iza Kirsz, a po niej Elżbieta Turowska-Sitkowska. Taki stan rzeczy trwał do roku 1955, w którym to stanowisko redaktora naczelnego czasopism szkolnych objęła mgr Halina Banaś, absolwentka wydziału polonistyki Uniwersytetu Jagiellońskiego. Energiczna, zdolna, przedstawiła nowe inicjatywy wprowadzając szereg rubryk tematycznych, jak np. "Nasze rozmowy", "Z kraju i ze świata", "Kartki dla dziewczynek", "Czy wiecie, że...", "Między nami sportowcami", "Kącik szachowy", "Radzimy przeczytać", gdzie omawiano młodzieżowe książki wydane systemem Braille'a. Niektóre z tych rubryk funkcjonują do dziś.

"Światełko" skorelowane było (i jest) z programem nauczania w szkole. Musiało więc stanowić źródło dodatkowych informacji, poszerzać wiedzę podręcznikową. Obok ogólnych zagadnień interesujących czytelników omawiano na łamach pisma problemy niewidomych, zwłaszcza w aspekcie ukierunkowania młodzieży do wyboru dalszej drogi życiowej. Pod kierownictwem red. Banaś "Światełko" osiągnęło bardzo wysoki poziom. Znaczny współudział w tworzeniu pisma miały redaktorki widzące - Barbara Buszko i najdłużej w tej redakcji pracująca - Halina Śnieżko.

Redakcja utrzymywała żywy kontakt ze swymi czytelnikami poprzez częste wyjazdy do ośrodków szkolnych, spotkania bezpośrednie z uczniami i ich nauczycielami. Każdy taki wyjazd owocował liczną korespondencją. Czasopismo stawało się najlepszym przyjacielem czytelników, jemu powierzali swoje troski, radości, czekali odpowiedzi na wszystkie nurtujące ich pytania. I trwa to do dziś.

Redakcja prowadziła bardzo istotną w jej pracy działalność konkursową, wciągając w ten sposób do współpracy liczną grupę dzieci. Do historii niemal przeszedł konkurs sienkiewiczowski, zorganizowany w końcu lat sześćdziesiątych dla uczniów starszych klas. Zgłaszający swój udział musieli wykazać się znajomością twórczości Sienkiewicza, a szczególnie "Krzyżaków". Półfinały odbyły się na terenie każdej ze szkół specjalnych. Wyłoniono z każdego ośrodka dwuosobową reprezentację, która weszła do grupy finalistów. Ostatni etap konkursu odbył się w Warszawie, w siedzibie Zarządu Głównego PZN. Sala koncertowa była po brzegi wypełniona. Gościem honorowym była wnuczka H. Sienkiewicza - Maria Korniłowicz. Końcowy etap konkursu pomyślany był jako impreza otwarta, zaproszono więc, oprócz osób dorosłych, grupę warszawskich licealistów. Młodzież ta być może po raz pierwszy miała okazję spotkać się ze swymi niewidomymi rówieśnikami. A mieli oni czym zaimponować! Wszyscy zawodnicy byli tak świetnie przygotowani, że jury musiało przyznać aż 3 pierwsze nagrody. Otrzymali je: Czesław Szymańczyk z Wrocławia, Jan Omieciński i Czesław Ślusarczyk z Owińsk. Dziś są to już ludzie dorośli, ale być może tę imprezę jeszcze pamiętają. A nagrody były wspaniałe, finansowane przez różne zamożne instytucje. Nie zabrakło nawet ptasiego mleczka, które przysłała hojna dla wszystkich zawodników firma Wedel.

W 1992 r. odeszła z pracy red. Halina Banaś, a stanowisko naczelnego redaktora "Światełka" objęła godnie Ewa Fraszka-Groszkowska.

Podstawowym elementem każdego jubileuszu jest nie tylko czas, ale przede wszystkim ludzie. Wspominając o redaktorach tworzących pismo, nie można pominąć pracowników technicznych, którzy to pismo drukowali, dokonywali korekty, zszywali je, oprawiali, pakowali, adresowali, wysyłali pocztą. Nigdy pewnie nie zastanawialiście się nad tym, przez ile rąk przechodzi każdy egzemplarz, zanim trafi do Was. Warto w tym miejscu wspomnieć Stanisława Makowskiego, który był pierwszym korektorem "Światełka". Rozpoczął pracę na tym stanowisku już w Gdańsku, a potem przez długie lata korygował czasopisma w Warszawie. Do końca swoich dni tworzył zagadki do czasopism szkolnych, a napisał ich tak wiele, że jeszcze teraz można je znaleźć w "Promyczku" czy "Światełku". W Zarządzie Głównym PZN pracuje jeszcze Zygfryd Wróblewski. To on w początkach lat pięćdziesiątych drukował na matrycach prawie wszystkie numery "Światełka" i sam wysyłał je na poczcie do odbiorców. Godzi się również przypomnieć inż. Tadeusza Biernackiego, wielkiego przyjaciela czasopism szkolnych. W trudnych czasach, gdy kłopoty techniczne w drukarni zakłócały terminową edycję czasopism i książek brajlowskich, on otworzył zielone światło dla "Światełka" i "Promyczka" nie chcąc dopuścić, by dzieci szkolne nie otrzymały na czas swoich pisemek.

Tak minęło półwiecze "Światełka". W ciągu tego czasu pismo przeszło wiele rozmaitych przemian i ewolucji, zmieniała się jego jakość, treść, druk, zmieniali redaktorzy, a także czytelnicy. Jedni wyrastali, odchodzili, przybywali młodsi. Ale zostało też sporo wiernych przyjaciół wśród ludzi dorosłych. Jedni prenumerują go dla swoich dzieci, inni przez sentyment dla młodych, szkolnych lat.

Kończąc już tę wędrówkę jubileuszową w przeszłość, życzę Jubilatowi wspaniałego rozwoju i następnych pięćdziesięciu lat. A wszystkim redaktorom i innym pracownikom, którzy nie szczędzą swych wysiłków i zdolności, by zachować "Światełko" na dobrym poziomie - wszystkiego najlepszego. Tak trzymać!

   Światełko grudzień  2000