* * *

Kazimierz Wierzbicki z Białegostoku  -  pracownik służby zdrowia- Wspomnienie o Józefie Stroińskim.   /praca nadesłana na konkurs z okazji 30-lecia PZN/  

"W Lublinie, jako szczotkarz, Józef Stroiński pracuje niedługo. W nowym środowisku wcześnie zaczyna działalność społeczną . Praca na rzecz niewidomych staje się jego pasją.  

Oddział Związku Pracowników Niewidomych RP w Lublinie dostrzega jego zaangażowanie i zdolności organizacyjne. Nie jest więc rzeczą przypadku, że Józefowi Stroińskiemu powierza się zorganizowanie spółdzielni pracy i oddziału Związku Niewidomych w Białymstoku. Na stałe przenosi się tam w 1951 roku. Białostocczyzna należy wtedy do tzw. terenów trudnych - dawna Polska B, powszechne zaniedbanie i ciemnota, a problem niewidomych szczególnie drastyczny.  

       Początki są wyjątkowo ciężkie. Brakuje wszystkiego: lokalu na spółdzielnię, wyszkolonych ludzi, zrozumienia społeczeństwa i ówczesnych władz. Wszystko trzeba stworzyć dosłownie z niczego. Nie załamuje to jednak młodego działacza. Jest w swym żywiole. Jego energia i oddanie sprawie dokonują cudów. W 1951 roku zdobywa dla spółdzielni niewidomych trzypokojowy lokal przy ulicy 1 Maja /obecna ulica Sienkiewicza/. Tu szkolą  się i pracują  przy produkcji szczotek pierwsi niewidomi. Warunki są prymitywne, ale entuzjazm wśród pracowników ogromny.  

Lata pięćdziesiąte, to najaktywniejszy okres w życiu Józefa Stroińskiego. Zawsze jest tam, gdzie go najbardziej potrzebują ,  a różnorodność problemów ogromna: jak zdobyć większy lokal na spółdzielnie, jak namówić Marysię na obcięcie kołtuna, a Kola znowu w niedzielę poszedł żebrać pod kościół chociaż już pół roku pracuje.  

W 1952 roku, dzięki usilnym staraniom Stroińskiego, spółdzielnia otrzymuje znacznie większy lokal przy ulicy Kraszewskiego 9. Pozwala to na wydzielenie działu produkcji i internatu dla pracowników. W tym samym roku powstaje Wojewódzki Oddział Polskiego Związku Niewidomych w Białymstoku. Stroiński pełni jednocześnie funkcję prezesa spółdzielni i kierownika oddziału. Pracuje bardzo intensywnie. Organizuje koła powiatowe i grupy PZN. Często wyjeżdża w teren. Dociera do niewidomych, namawia ich do pracy, przekonuje rodziców o konieczności umieszczenia ich niewidzących dzieci w szkołach specjalnych. Wieczorami szkoli aktyw związkowy, uczy niewidomych pisma Braillea, prowadzi zespół muzyczny. W pokoju prezesa Stroińskiego jest zawsze pełno interesantów. Przychodzą  do niego ze wszystkim, jak do dobrego ojca. On dla każdego ma czas, każdego wysłucha, doradzi, pomoże rozwiązać trudny problem.  

Jego oddanie dla współtowarzyszy niedoli jest wprost niewiarygodne. Kiedy zakładowi przy 1 Maja grozi przestój z powodu braku drewienek, a spółdzielnia nie dysponuje transportem, Józef Stroiński na własnych plecach nosi wieczorem drewienka z magazynu spółdzielni przy ulicy Kraszewskiego. Innym razem potrafi grzać we własnym mieszkaniu wodę i nosić ją do oddalonego o ponad 100 metrów zakładu po to, by niewidomi szczotkarze mogli się umyć...  

       Fenomenalna pamięć, szybki refleks, łatwość nawiązywania kontaktów -  zjednują mu ludzi. Zna dobrze problemy niewidomych, jasno i ściśle wyraża swoje myśli. Jego argumentacja jest nie do odparcia. Jako przełożony cieszy się wielkim autorytetem, zdobywa uznanie władz województwa.  

Do roku 1959 Józef Stroiński pracuje nadzwyczaj aktywnie,  zarówno w spółdzielni, jak i w Polskim Związku Niewidomych.  Chętnych do pracy wciąż przybywa. Pomieszczenia przy ul. Kraszewskiego 9 są już niewystarczające. Józef Stroiński czyni starania zmierzające do   wybudowania nowego zakładu i internatu. Jego zabiegi zostają w końcu, w latach 60-tych, uwieńczone sukcesem.  

 Na początek lat 50-tych przypada okres narzeczeństwa, a następnie małżeństwo Józefa Stroińskiego z mgr Zofią Wysocką".