Wiktor Jańczuk-  masażysta z Hajnówki  

 "Moje wspomnienia za okres 25 lat"  

 /praca na konkurs z okazji 30-lecia PZN/  

”Mnie do pracy prezes Józef Stroiński namówił w lutym 1952 roku, na zebraniu powiatowym niewidomych w Bielsku Podlaskim.  Przyrzekłem mu, że przyjadę, ale nie wierzyłem w to co mówił, że niewidomi mogą  zarobkować.  1 marca 1952 r. przekroczyłem progi spółdzielni, gdzie serdecznie powitał mnie prezes Stroiński i majster szczotkarstwa Kazimierz Draps oraz grupka pracujących tam koleżanek i kolegów.  

Sala warsztatowa była rozdzielona płócienną  kotarą , za którą  mieściła się męska sypialnia.  W przedniej części stały trzy stoły po 8 stanowisk każdy, przy których robiliśmy szczotki do szorowania podłóg, później droższe,   bo z włosia końskiego do zamiatania podłóg i ze szczeciny do ubrania i butów.  

Nasza załoga była szczęśliwa, nikt tu nie biadolił, przeciwnie - przy pracy śpiewaliśmy różne piosenki ludowe i wojskowe, polskie i rosyjskie, a czasami ktoś opowiadał jakąś anegdotę. Dla urozmaicenia czasu zainstalowano nam głośnik radiowy, zwany pospolicie toczką. Nawzajem sobie pomagaliśmy. Nawet nie przeszkadzał gryzący w oczy dym, który wydostawał się ze szczelin pieca popękanego jeszcze chyba  w okresie działań wojennych, stojącego w pomieszczeniu warsztatowym. Damska sypialnia mieściła się w innym pokoju, do którego prowadziło wejście z warsztatu przez dość duży przedpokój. Ten przedpokój służył nam za jadalnię, a oprócz tego stało tu jeszcze łóżko i dobry piec, który jednocześnie ogrzewał damską sypialnię i przedpokój.  

Gorsza sprawa była z wodą, gdyż dostęp do niej był tylko wtedy, gdy był otwarty podręczny magazyn majstra, to znaczy od godziny  7 do 15. Podręczny magazynek był w kącie pomieszczenia warsztatowego i tam znajdował się kran. Później  wstawiono nam blaszaną wannę, w rodzaju krypy do pojenia koni i pan majster czy jego pomocnik, odchodząc do domu wlewali nam kilka wiader wody, aby można się było umyć po pracy, a pracować można było, ile kto chciał, bo przecież w warsztacie spaliśmy, jak wcześniej wspomniałem.  

Prezes Stroiński uzyskuje wreszcie obszerne pomieszczenie przy ulicy Kraszewskiego 9. Na początku 1953 roku całkowicie nas tam przeniesiono. Mieliśmy osobne pomieszczenia warsztatowe, osobne pokoje sypialne dla kobiet i dla mężczyzn, a także stale bieżącą  wodę i łazienki na miejscu, brakowało jedynie wody  ciepłej. Dobrze zorganizowana była tu też stołówka, ale czasami obiady braliśmy z internatu szkoły przy ulicy Pałacowej. Wieczorami, po pracy, prezes Stroiński prowadził zajęcia świetlicowe,  uczył także czytać i pisać pismem punktowym. Montował aktyw, szkolił i wysyłał w teren zdolniejszych, bo samemu było mu za ciężko obsłużyć całe województwo.  

       Nasze wyjazdy w teren miały na celu wygłaszanie referatów na temat nowego życia niewidomych i przekonanie widzących niedowiarków, że niewidomi są zdolni do samodzielnego życia i pracy, i sami, przy pomocy państwa, mogą decydować o własnym losie. Ja osobiście, na polecenie prezesa, obsługiwałem najodleglejsze powiaty i moja praca w terenie spowodowała duży napływ do pracy w spółdzielni następnych koleżanek i kolegów. Okazało się niebawem , że i nowe pomieszczenia są za ciasne. Zaszła więc pilna potrzeba wybudowania dość dużego baraku produkcyjnego w podwórzu przy ulicy Kraszewskiego 9, Został on ukończony w 1956 roku.  

Prezes Józef Stroiński prowadzi  biuro  oddziału PZN i nadzorował rozwój spółdzielni, nadal szkolił  aktyw i werbował coraz to nowych ludzi. Przekonały się wreszcie władze Białegostoku, że niewidomi potrafią i mogą wydajnie pracować, a spółdzielnia osiąga coraz to lepsze wyniki, wykonując w stu procentach swoje plany. Na wniosek Wojewódzkiego Oddziału Polskiego Związku Niewidomych i zarządu naszej spółdzielni  

władze miasta przydzieliły piękny plac pod budowę nowego obiektu  produkcyjnego i socjalnego przy ulicy Kraszewskiego 26. W nowym Obiekcie znajdował się   nowoczesny internat, gabinet lekarski, stołówka i świetlica oraz bieżąca ciepła i zimna woda.    

Ziarno, które rzucił w Ziemie białostocką  Józef Stroiński, wydało nieoczekiwany plon i największy niedowiarek przekonał się, że ludzie bez wzroku nadają   się nie tylko do pokornego odmawiania pacierzy, ale są zdolni do samodzielnej pracy, do zakładania rodzin, do zdobywania odpowiedniego wykształcenia i zawodu".