Janina  Iwaniuk -  pracownik spółdzielni w Białymstoku  

Zapisane w  ludzkich sercach  

/Praca  na konkurs ogłoszony  w "Pochodni",  dla uczczenia 30-Lecia  PZN      

"Józefa Stroińskiego poznałam jeszcze w szkole w Laskach. Gdyby właśnie on nie przyjechał na Białostocczyznę, niewidomi na tym terenie prawdopodobnie jeszcze bardzo długo nie mieliby osiągnięć, jakimi się cieszą teraz. Tutaj zawsze Związek, Spółdzielnia - to był Stroiński, I odwrotnie. Z trudnymi sprawami szło się nie do Związku czy Spółdzielni, tylko do Stroińskiego, On był wszystkim. Czy kto chciał zapomogę, pracę, pożyczkę, mieszkanie - zawsze zwracał się do niego. On pokierował, doradził, pomógł każdemu.   

Józef Stroiński był bardzo wartościowym i ciekawym człowiekiem. Trzydzieści lat pracuję społecznie w Związku i Spółdzielni, przewinęły się w tym czasie setki ludzi, ale drugiego takiego człowieka jak Stroiński nie spotkałam i pewnie już nie spotkam,  tak ofiarnego, serdecznego i życzliwego ludziom. Z każdym potrafił porozmawiać, przekonać tak, że otrząsał się z załamania i zabierał się do pracy. Zależało mu bardzo, aby każdy niewidomy był jak najlepiej przystosowany do życia. Niewidomi stanowili jego prawdziwą  rodzinę. W Związku i spółdzielni spędzał całe dni, a nieraz i noce, bo wszyscy czekali na jego rady, wskazówki, pomoc, na serdeczne słowa. Nieraz niemalże ostatnią koszule oddawał niewidomemu, który przyjechał ze wsi obdarty i trzeba go było ubrać.   

       Przez cały czas pobytu na Białostocczyźnie pełnił funkcje kierownicze, przez kilka lat był prezesem .Spółdzielni Niewidomych, potem zastępcą do spraw rehabilitacji, w ostatnich latach powierzono mu kierowanie działem nakładztwa. Przez wiele lat był także kierownikiem okręgu PZN i prezesem zarządu. Niezależnie od tego, jaką pełnił funkcję zawsze czuwał nad całością spraw niewidomych, zawsze jednakowo im służył i pomagał.  

Miał też swoje słabości. Musiał załatwiać sprawy najtrudniejsze. Dawniej były takie czasy, że - jak to się mówiło - sprawę trzeba było przeprowadzić przez bufet, i tak raz drugi, trzeci. Poza tym sytuacja była bardzo trudna, szarpał się na wszystkie strony. Czasem więc szukał uspokojenia w kieliszku, nigdy jednak sam, zawsze w towarzystwie. Ale ta słabość nie miała wpływu na jego działalność. Dzięki Stroińskiemu wielu z nas znalazło pracę, mieszkanie, założyło rodziny, zaczęło żyć normalnie. Takich niewidomych były setki.  

W latach 50. mieliśmy dużo zespołów amatorskich jeździliśmy do małych miasteczek i wsi, aby jak najbardziej rozpropagować sprawy niewidomych. Oprócz występów, organizowaliśmy rozmaite wystawy w Białymstoku i w terenie. Ludzie garnęli się do nauki brajla i teraz tylko ci czytają, którzy wtedy - w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych  poznali pismo Braillea. Józef Stroiński był wspaniałym organizatorem. Nie lękał się żadnych trudności i innych podtrzymywał na duchu, nie pozwalał się załamywać.   

Cieszył się uznaniem nie tylko tych, którym bezpośrednio pomagał. Cenili go również ludzie, którzy z nim współpracowali lub też z dala obserwowali jego działalność i zmagania z rozlicznymi przeciwnościami. Oto kilka wypowiedzi, które udało mi  się  nagrać  na taśmie magnetofonowej podczas  spotkań z ludźmi   znającymi  tego wspaniałego człowieka.     

       Józef Stroiński miał dużą intuicję,  jako działacz społeczny.  Potrafił w jakiś dziwny, sobie tylko znany sposób, wyczuć kto i czego najbardziej potrzebuje. Potrafił, jak mało kto, przeprowadzić wywiad, nawiązać bliski kontakt, wzbudzić zaufanie, dlatego tak bardzo niewidomi lgnęli do niego.  

Dobrze rozumiał znaczenie nauki dla niewidomych. Wielu młodym ludziom pomagał w zdobywaniu wykształcenia. Kilku osobom dał zakwaterowanie we własnym mieszkaniu, byle tylko mogli się uczyć.  

Bardzo dbał o pracowników nakładczych. Wiedział, że dzieje im się krzywda, że maję małe zarobki, robił więc, co mógł, aby poprawić ich sytuację zarobkową i socjalną.  

Doceniał naukę, sam zajęty cięgle pracą  dla innych, nie miał czasu na zdobywanie wykształcenia, dopiero w 1966 roku skończył średnią szkołę ekonomiczną  dla pracujących. Marzył o studiach wyższych, niestety, tego zamierzenia nie udało mu się już zrealizować. Zmarł zbyt młodo.  

Miał wszechstronne zainteresowania. Nie tylko pomagał ludziom w znalezieniu pracy i w sprawach materialnych, dbał także o rozwój kultury i oświaty. Organizował kulturalny ruch amatorski. Sam także występował w zespołach, wynajdywał zdolnych, młodych niewidomych i zachęcał ich do rozwijania umiejętności.  

Józef Stroiński dużą  wagę przywiązywał do kształcenia niewidomych  dzieci. Wyszukiwał je,  wyciągał z najdalszych wsi Białostocczyzny i Suwalszczyzny i kierował do szkół specjalnych. Dla niego sprawa nie kończyła się na przekazaniu dziecka do zakładu szkolno-wychowawczego. Co roku jeździł do szkół, w których przebywali uczniowie z okręgu białostockiego, pomagał, konsultował ich przyszłość z dyrektorami i nauczycielami. Jednym słowem, wzorując się na metodach  pracy Henryka Ruszczyca, starał się kompleksowo rozwiązywać życiowe sprawy niewidomych. Po opuszczeniu szkoły na absolwenta czekało przeważnie stanowisko pracy. Szkoda, że taka metoda działania nie znajduje naśladownictwa wśród większości działaczy.