Spowiedź

Stanisław Kotowski

Oj dostałem popalić na XIII Zjeździe PZN, dostałem. Najpierw pomyślałem - no tak, trzynasty i to dlatego. Ale po głębszym namyśle zmieniłem zdanie, doszedłem do wniosku, że lanie to jest zasłużone i postanowiłem odbyć publiczną spowiedź.

 Otóż Pan Henryk Rączkowski zarzucił mi, najoględniej mówiąc, niewłaściwy stosunek do aktywu terenowego naszej organizacji i nieuzasadnioną obronę pracowników Związku.

Stanowisko to poparła część delegatów oklaskami i słownie P. Maria Ferdynus.  

Draństwo moje polega na tym, że twierdzę, iż nie tylko Tadeusz Madzia jest odpowiedzialny za kryzys Związku. Zjadłem wszystkie rozumy, a za wszystkie nieprawidłowości winni są pracownicy biura ZG.  

Postanowiłem więc dokonać spowiedzi i poprawić się.  

A oto siedem moich grzechów głównych.

Grzech pierwszy polega na tym, że uważam, iż najwyższą władzą Związku jest Krajowy Zjazd Delegatów, że niewidomi na zebraniach sprawozdawczo-wyborczych w kołach są władni podejmować istotne decyzje, że dotyczy to również okręgowych i krajowego Zjazdu, że decydują zarządy kół, okręgów i Zarząd Główny. A to jest wierutną bzdurą. Rządzą pracownicy biur okręgów, biura ZG i to z portierami włącznie.  

Drugim moim grzechem jest to, że herezję dotyczącą odpowiedzialności władz Związku głoszę publicznie. Gdybym tylko tak myślał... ale wypisywać te niedorzeczności!  

Moim trzecim grzechem jest głoszony pogląd, że tylko ten odpowiada, kto może decydować. Otóż to również jest wierutną bzdurą. W naszym Związku decydują zjazdy, zarządy, prezydia, prezesi, a odpowiadają pracownicy. I tak powinno być. Przecież to p. Wanda jest winna, że zaprotokołowała porażkę S. Peryta, gdy próbował w kwietniu 1997 r. ujawnić nieprawidłowości. Członkowie Zarządu Głównego odrzucili te informacje i ich autora. Ale to nie oni odpowiadają, tylko p. Wanda. To nie delegaci na XII Krajowy Zjazd PZN w grudniu 1997 r. odpowiadają za ponowny wybór wodza na przewodniczącego ZG, chociaż 90 osób na niego głosowało. To znowu odpowiada p. Wanda, bo liczyła głosy i chyba p. Ewa, bo protokołowała obrady. Dodam, że S. Peryt listownie poinformował delegatów przed Zjazdem o występujących nieprawidłowościach. Nic to nie pomogło, bo delegaci wierzyli panu prezesowi.  

To nie delegaci na XIII Zjeździe w marcu br. odpowiadają za osiem rund głosowań na wiceprzewodniczących ZG PZN. To nie ci odpowiadają, którzy wielokrotnie skreślali wszystkich, jak leci. To nie delegaci, którzy zrobili szopkę ze Zjazdu są winni, ale winni są pracownicy obsługujący Zjazd. A jeżeli już ktoś by się uparł, że delegaci odpowiadają - to tylko ci z Warszawy. I nie jest ważne, że było ich tylko kilku, gdy tymczasem teren reprezentowało około dziewięćdziesięciu.  

W tym miejscu, poczucie sprawiedliwości nakazuje mi poinformować, że pan Henryk Rączkowski nie był delegatem na XII Zjeździe i nie był członkiem ZG PZN XI i XII kadencji. Nie może więc odpowiadać za decyzje tych gremiów. Jeżeli jednak na XIII Zjeździe kreślił bez opamiętania, jest za to odpowiedzialny. Wierzę jednak, że tak nie było.  

Dodam, że członkowie ZG i delegaci na Zjazdy pochodzą z całego kraju. Ponieważ jednak zdecydowana ich większość pochodzi z terenu, jest to niezawodną rękojmią ich uczciwości, rzetelności i mądrości.

Mój czwarty grzech polega na tym, iż ośmielam się twierdzić, że nie każdy działacz społeczny w naszym Związku jest działaczem. A przecież za sam fakt wybrania do jakiegoś tam zarządu, nawet jeżeli przez 4 lata nic dobrego dany gość nie zrobi, czołem przed nim bić należy. Ba, nawet wówczas, gdy działa na szkodę Związku, nie wolno o tym wiedzieć i mówić. I to jest prawidłowe.

Piątym moim grzechem jest niechęć do wyrządzania Związkowi oraz niewidomym i słabowidzącym nijakiej krzywdy. Nikt, chociażby pękł, nie znajdzie moich pozytywnych opinii dotyczących np. powołania spółek: "Casspol", "Centrum Gospodarcze" i "Intergra", tworzenia światowego Centrum Kultury Muzycznej Niewidomych w Luberadzu, na odludziu, daleko od jakichkolwiek ośrodków muzycznych, produkcji konwerterów, tworzenia Ośrodka w Lubogoszczy czy przychodni lekarskiej w Lubczy dla całej gminy. Nie zgłaszałem obłędnych pomysłów i nie wnioskowałem przedsięwzięć, które przyniosły straty Związkowi i jego członkom. I to jest wielkie draństwo. Za przyjęciem uchwał dotyczących tych i podobnych rozwiązań głosowali członkowie ZG z całej Polski. I to oni są dziewiczo niewinni, gdyż uchwalali, decydowali, podpisywali, poręczali. Ja niestety, nie mogę pochwalić się takimi cnotami. Nie byłem członkiem władz i najczęściej nie zapraszano mnie na posiedzenia Prezydium i Plenum ZG. Nie pytano też o zdanie w podobnych sprawach.  

Szóstym moim grzechem jest twierdzenie, że niewidomy powinien odpowiadać za swoje czyny, decyzje i podpisy. A guzik prawda! To osoba, która pod dyktando niewidomego napisała pismo, poręczenie, uchwałę itp. jest odpowiedzialna, a nie niewidomy, który jej polecił napisać i podpisał. Fakt mojej głupoty w tym względzie potwierdza Rejonowa Prokuratura Warszawa-Ochota kilkakrotnie umarzając śledztwo przeciw T. M. o sfałszowanie dokumentów. To lektorzy, sekretarki, referenci i inni pracownicy są winni głupich, błędnych czy przestępczych decyzji niektórych niewidomych szefów. Szefowie są niewinni jak noworodki.  

Siódmym grzechem jest fakt, że mieszkam w Warszawie i pracuję w biurze ZG. Wiadomo przecież, że wszystko co głupie, podłe, krętackie itd. mieści się w stolicy. Wiadomo też, że w terenie żyją i pracują sami znakomici działacze o sumieniach czystych jak świeży śnieg, mądrzy i sprawiedliwi.

To, że pracuję w biurze ZG PZN jednoznacznie świadczy, iż jestem pasożytem, trutniem żerującym na biednych niewidomych. Bez biura ZG i biur zarządów okręgów niewidomym w Polsce wiodłoby się lepiej niż ich kolegom w USA, Niemczech lub w Szwajcarii. A tak... mea culpa!

Wyznając te siedem głównych grzechów szczerze za nie żałuję.  

Spowiedź musi być zakończona postanowieniem poprawy. Otóż takie postanowienie podejmuję i obiecuję, że nie będę więcej twierdzić, iż zarząd jest zarządem, że jego członkowie coś mogą, za coś odpowiadają, że niewidomi ich po coś wybrali. Będę natomiast twierdził, że jeżdżą oni do Warszawy na zebrania plenarne zupełnie po nic, że ich wyjazdy mają charakter wyłącznie turystyczny i są zupełnie bez znaczenia.

Dalej, będę głosił, że pracownicy Związku, wszyscy jak jeden są skurczybykami, draniami godnymi jeno pogardy. Będę twierdził, że widzący pracownicy kół, okręgów i biura Zarządu Głównego powinni chować się w mysie dziury ze wstydu, że nie są tak wspaniali jak niewidomi. A w ogóle to na pohybel im!

Dosyć kpin! Oświadczam z całą odpowiedzialnością, że szanuję działaczy społecznych, którzy rzeczywiście działają. Jestem głęboko przekonany, iż bez zaangażowania setek niewidomych, słabowidzących i widzących działaczy Związek nasz nie mógłby istnieć i pomagać swoim członkom. Wysoko cenię każdą pracę wykonywaną bezinteresownie na rzecz innych ludzi. Twierdzę, że działacze kół wykonują najwięcej pożytecznej pracy, że sparzenie kawy, ustawienie stolików na spotkanie w świetlicy koła, posprzątanie po tym spotkaniu jest ważniejsze niż drzemka na plenarnym posiedzeniu ZG PZN nie mówiąc już o podejmowaniu szkodliwych decyzji. Każda pomoc niewidomym i słabowidzącym, zdobyta zapomoga, zorganizowana choinka dla dzieci, pielgrzymka, wycieczka, odwiedzenie chorego w szpitalu czy osoby samotnej w jej mieszkaniu itd. jest bardzo ważną działalnością społeczną.

Oświadczam też, że nie cenię i nie mam zamiaru cenić pseudodziałaczy kół, okręgów i tych szczebla centralnego również. Nie cenię i nie będę cenił pseudodziałaczy, którzy myślą tylko o zaspokojeniu swoich potrzeb i to niezależnie, czy pseudodziałają w terenie czy w Warszawie.  

Oświadczam też, że szanuję osoby widzące, które są związane z naszym środowiskiem więzami rodzinnymi, towarzyskimi, zawodowymi czy działalnością społeczną. Bez widzących pracowników Związku, pracujących za skromne wynagrodzenia, PZN nie mógłby istnieć i pomagać niewidomym i słabowidzącym. Nie możemy im należycie płacić, to przynajmniej doceniajmy ich zaangażowanie. Nie wolno nam obrażać podejrzeniami i oskarżeniami naszych widzących przyjaciół. Nie oznacza to, że wszyscy nasi pracownicy są aniołami. Jeżeli ktoś jest kiepskim pracownikiem, leniwym czy krętaczem, rozstańmy się z nim co rychlej. Za to też odpowiadają zarządy kół, zarządy okręgów i Zarząd Główny. Szanujmy natomiast dobrych pracowników. Zapewniam, że takich można bez trudu znaleźć w kołach, w okręgach i przy Konwiktorskiej 9.  

Ostatnia sprawa. Wcale nie chcę pomniejszać odpowiedzialności T. Madzi. Jego wina jest tak wielka, że musi budzić odrazę. Nie chcę też urządzać polowań na czarownice ani wyciągać konsekwencji w stosunku do wszystkich, którzy zawinili łatwowiernością, naiwnością, bezmyślnością czy uległością. Uważam natomiast, że dla przyszłości Związku konieczne jest, żebyśmy wszyscy rozliczyli się ze sobą we własnym sumieniu. Jest to konieczne, gdyż nie chcemy, żeby podobne trudności mogły znowu zaistnieć.  

Człowiek, który nie potrafi uznać swojej winy za popieranie zła, bezmyślne głosowanie, kadzenie itd. nie jest godny zaufania i nie powinien cieszyć się szacunkiem. Stanowczo uważam też, że ktoś, kto usiłuje obciążyć odpowiedzialnością za błędy czołowych działaczy PZN widzących pracowników:

a) jeżeli robi to nieświadomie - godny jest współczucia,

b) jeżeli świadomie szuka odpowiedzialnych za swoje grzechy - godny jest  

napiętnowania.