Najlepszy z najlepszych - Robert Więckowski

 

Jeszcze cztery lata temu zadziwiał i zachwycał wszystkich, stając na głowie. Dziś już tego nie robi, ale wciąż trzyma się znakomicie, jest pełen energii i humoru. Czesław Sokołowski, bo to o nim mowa, ma teraz 89 lat i jest Człowiekiem roku 2007 Polskiego Związku Niewidomych. Został nim, ponieważ zwyciężył w pierwszej odsłonie konkursu im. Włodzimierza Kopydłowskiego.

Takiego tytułu nigdy wcześniej w PZN-ie nie przyznawano. Pomysł stworzenia specjalnej nagrody zrodził się w ubiegłym roku, gdy obchodzono kolejną rocznicę śmierci wieloletniego dyrektora i prezesa Związku Włodzimierza Kopydłowskiego. W środowisku osób niewidomych i słabowidzących powszechnie uważa się go za postać niezwykłą i dlatego uznano, że będzie najlepszym patronem konkursu na Człowieka roku PZN. Chodzi przecież o to, aby uhonorować jednostki naprawdę nietuzinkowe: niewidomych lub słabowidzących, którzy, jak można przeczytać w regulaminie konkursu, swoją postawą i osiągnięciami w działalności związkowej mogą stać się wzorem postępowania dla wielu niewidomych w całym kraju.

 

Ze sposobem na życie

- Nie wiem, czy jestem takim wzorem, nigdy w ten sposób o sobie nie myślałem - śmieje się Czesław Sokołowski. Takiego tytułu, jak zapewnia, nie spodziewał się zupełnie. Jest to więc dla niego ogromna niespodzianka i jednocześnie powód do radości. Po odbiór wyróżnienia i pamiątkowej statuetki przyjechał do Warszawy z Krakowa , ale mimo wielu godzin spędzonych w drodze, tryska energią i humorem. - Zawsze miałem dużo sił witalnych. To chyba dzięki sportowi, który uprawiałem przez całe życie i dzięki pracy zawodowej, z której zrezygnowałem dopiero w wieku 84 lat - wyjaśnia i ujawnia jeszcze jeden przepis na pełną energii długowieczność: - Przez trzydzieści lat codziennie brałem zimny prysznic. To doskonale konserwuje, niestety musiałem z tego zrezygnować, ponieważ tak kazał mi lekarz. -  Znowu się uśmiecha i szybko dopowiada, że z zimnego, porannego prysznica zrezygnował, ale ze sportu nie. - Do dziś codziennie uprawiam przez pół godziny gimnastykę, to pozwala zachować jako taką kondycję i siłę - podkreśla. O tym, że ma krzepę, można się przekonać przy powitaniu i pożegnaniu, gdy naprawdę mocno ściska podaną mu dłoń. - Czy sport może stać się sposobem na życie? - powtarza pytanie i odpowiada bez wahania: - Oczywiście, że tak, a w przypadku osób niewidomych ma to szczególne znaczenie. Sport uczy pewności poruszania się, sprawia, że osoba staje się bardziej samodzielna i pewna siebie, a to w środowisku inwalidów wzroku jest wartością nie do przecenienia.  

 

Nauczyciel pokoleń

Czesław Sokołowski związał się ze środowiskiem niewidomych zaraz po wojnie, w 1947 roku. Jest jednym z tych, którzy w 1951 roku brali udział w zjeździe zjednoczeniowym PZN-u, kiedy to łączyły się w jedną organizację środowiska niewidomych żołnierzy i cywilów. Nie był wyłącznie biernym obserwatorem, podczas obrad zaprezentował to, co udało mu się już zrobić we Wrocławiu. Było się czym pochwalić: to on zorganizował pierwszą wyprawę niewidomych i słabowidzących na najwyższy szczyt Karkonoszy - Śnieżkę, to także on, jako jeden z pierwszych, szkolił niewidomych wioślarzy, a oprócz tego był nauczycielem pływania. Do dziś pamięta gratulacje, jakie otrzymał po swym wystąpieniu od jednej z uczestniczek zjazdu. - Podeszła do mnie i powiedziała, że cieszy się z moich słów, ponieważ powiało świeżością i optymizmem, nie tak, jak u innych, którzy tylko narzekali i narzekali - wspomina.

Jego wystąpienie zostało zauważone też przez innych. Po zjeździe został wezwany przez nowo wybrane władze i zaproponowano mu udział w tworzeniu programu na pierwszy obóz sportowy dla niewidomych i słabowidzących. Obóz odbył się w Giżycku nad Mamrami, a Czesław Sokołowski pojechał tam jako instruktor pływania. Nie widział wtedy już nic, ale to nie przeszkodziło mu uratować topiącej się turystki. - Pomogła mi żona, skoczyłem do wody kierowany jej słowami - opowiada zdarzenie sprzed lat.

W swym życiu zajmował się jednak nie tylko sportem. Był także wieloletnim nauczycielem alfabetu brajla, zresztą doskonale wykształconym. Ukończył nie tylko pedagogikę specjalną, ale także z wyróżnieniem historię na Uniwersytecie Jagiellońskim. Jako pedagog wychował całe pokolenia niewidomych i słabowidzących. Uczył między innymi samego Włodzimierza Kopydłowskiego, obecną wiceprezes PZN-u Teresę Wrzesińską oraz byłego prezesa, teraz kierującego spółdzielnią Nowa Praca Niewidomych Kazimierza Lemańczyka.

Czesław Sokołowski jest już na emeryturze, ale z działalności w Związku nie wycofał się zupełnie. - Wciąż uczestniczę w spotkaniach okręgu, głos jednak zabieram raczej rzadko i staram się mówić niewiele - opowiada i dodaje z humorem: - Nie chcę, żeby mówili, że stary się mądrzy. - Po tych słowach znowu śmieje się wesoło.

Pochodnia, maj 2008