Biografia  prasowa  

 

Czesław Ślusarczyk  

Pracownik naukowy  Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie  

Ekonomista , matematyk, informatyk  

 Pełnomocnik do   spraw   studentów niepełnosprawnych  

 

 Rozmowa z dr. Czesławem Ślusarczykiem Rozmawia Stanisław Kotowski  

     

St.K. - Jesteś osobą całkowicie niewidomą. Powiedz naszym czytelnikom, jak dawno straciłeś wzrok.  

 

Cz.Ś. - Przez pierwsze sześć i pół roku życia widziałem zupełnie dobrze i za parę miesięcy miałem pójść do szkoły. Ale pewnego dnia zaciekawił mnie, niestety, niewielki, dziwny przedmiot, który okazał się niewypałem. No i ciekawość stała się nie tyle pierwszym stopniem do piekła, ile pierwszym i ostatnim krokiem do niewidzenia. Gdyby odłamki trafiły gdziekolwiek indziej niż w oczy, pewnie nie doznałbym większej krzywdy, ale trafiły właśnie tam, no i klops. Mimo leczenia w szpitalu w Warszawie i Lublinie nie udało się przywrócić wzroku. Przez wiele lat miałem poczucie światła, ale jakieś kilkanaście lat temu i ono zanikło. Formalnie chyba należy zaliczyć mnie do grupy ociemniałych, ale prawdę mówiąc, moja pamięć przechowuje niewiele wrażeń z czasów, gdy dane mi było oglądać nasz piękny świat. Podstawowe kolory, jakieś pejzaże, strzępy otaczającej rzeczywistości, ale jakby przykurzone i zamglone, to wszystko, co pamiętam. No cóż, może dobre i tyle?  

St.K. - Ukończyłeś studia ekonomiczne i jesteś doktorem nauk ekonomicznych. Zanim jednak to nastąpiło, musiałeś skończyć szkołę podstawową i średnią. Jakie były to szkoły - dla niewidomych czy ogólnodostępne?  

Cz.Ś. - I takie, i takie. Najpierw - z pewnym opóźnieniem wynikającym z prób ratowania mojego wzroku - trafiłem do szkoły dla niewidomych w Owińskach i przeszedłem tam całą ośmioletnią edukację podstawową. Bardzo sobie to chwalę, bo wiedza i umiejętności zdobyte w Owińskach były ogromnie pomocne w dalszej nauce. Śmiało mogę powiedzieć, że przydają mi się do tej pory. W szkole w Owińskach było wielu wspaniałych nauczycieli, którzy chcieli i potrafili uczyć niewidome dzieci. Pragnę tu wymienić:  

- panią Danusię Kaczmarek, zaangażowaną i bardzo ciepłą nauczycielkę nauczania początkowego,  

a- panią Elę Kuberską-Szczepańską, rewelacyjną nauczycielkę matematyki,  

- pana Edwarda Osesa, niezapomnianego i niezastąpionego nauczyciela WF-u,  

- panią Krystynę Huszczę, świetną nauczycielkę geografii,  

- pana Leona Gronka, nauczyciela muzyki, który za darmo uczył uczniów grać na różnych instrumentach (m.in. mnie uczył grać na trąbce),  

- pana Zygmunta Nowaka, który był doskonałym nauczycielem umiejętności technicznych,  

- pana Henryka Tarczewskiego, świetnego polonistę.  

Wszystkim tym nauczycielom bardzo wiele zawdzięczam i dzięki nim mogę powiedzieć, że w pełni zgadzam się z moim kolegą, który głosi pogląd, że żadne wyższe studia nie zastąpią dobrej szkoły podstawowej. A ja znalazłem się w bardzo dobrej placówce. Pobyt w Owińskach miał też oczywiście pewne mankamenty, ale nie pora i miejsce, aby je omawiać.  

Po ukończeniu szkoły podstawowej kontynuowałem naukę w liceum ogólnokształcącym w Rogoźnie Wielkopolskim. Była to szkoła ogólnodostępna (w tamtych czasach nie było w ogóle szkół średnich dla niewidomych), z pewnego względu jednak specyficzna - bez problemów przyjmowała niewidomych uczniów. Przede mną, a właściwie przed nami, bo równocześnie ze mną do szkoły w Rogoźnie dostali koleżanka Halinka i kolega Janek - uczęszczali już uczniowie niewidomi. Nie mieliśmy więc żadnych kłopotów, aby po zdaniu egzaminu zostać przyjętym do szkoły.  

St.K. - Który z systemów nauczania niewidomych i słabowidzących dzieci oraz młodzieży uważasz za korzystniejszy?  

Cz.Ś. - Rozumiem, że chodzi Ci o to, czy dla niewidomych lepsze jest szkolnictwo specjalne, czy ogólnodostępne. Uważam, że w polskich warunkach najlepszym rozwiązaniem kwestii kształcenia niewidomych dzieci i młodzieży byłby system mieszany, polegający na tym, że edukację podstawową dzieci odbywałyby w szkołach specjalnych, a poczynając od gimnazjum - w szkołach ogólnodostępnych. W szkołach specjalnych dzieci miałyby możliwość opanowania technik pracy bezwzrokowej lub umiejętności posługiwania się resztkami wzroku, a w trakcie dalszej edukacji mogłyby nauczyć się funkcjonowania w środowisku ludzi widzących i miałyby możliwość nawiązania prawidłowych relacji z ludźmi widzącymi. Dzięki temu mogłyby uniknąć poczucia przebywania w swego rodzaju getcie i nie nabrałyby złych nawyków wynikających z faktu, że przez wiele lat żyły w specyficznym, wyizolowanym środowisku.  

St.K. - Z wykształcenia jesteś ekonomistą, ale pracujesz w Centrum Informatycznym. Czy ukończyłeś również studia informatyczne? A może zakres matematyki na studiach ekonomicznych jest wystarczający, żeby we własnym zakresie przygotować się do pracy na stanowisku wymagającym znajomości informatyki?  

Cz.Ś. - No właśnie, tutaj zachodzi ta druga sytuacja. Ukończyłem studia na kierunku cybernetyka ekonomiczna i informatyka, specjalność ekonometria. Był to kierunek o bardzo dużym nasyceniu matematyką i pewną ilością wiedzy informatycznej. Miałem zatem przygotowanie do pracy.  

St.K. - Powiedz, proszę, naszym Czytelnikom, na czym polega Twoja praca w Centrum Informatycznym?  

Cz.Ś. - Przede wszystkim na prowadzeniu prac badawczych. Stale realizuję jakieś badania naukowe, przy czym obszar moich zainteresowań co jakiś czas się zmienia. Najpierw prowadziłem badania z zakresu programowania matematycznego, co było kontynuacją tematyki związanej z moją pracą doktorską. Później, przez jakieś 10 lat, dotyczyły one zastosowania informatyki dla potrzeb badań ankietowych. A teraz, od przeszło dziesięciu lat zajmuję się problemami społeczeństwa informacyjnego, ze szczególnym uwzględnieniem funkcjonowania w nim osób niepełnosprawnych. Wyniki swoich badań przedstawiam na licznych konferencjach oraz publikuję w czasopismach naukowych i specjalistycznych.  

St.K. - Jesteś również pełnomocnikiem rektora ds. osób niepełnosprawnych. Czy przez określenie "osób", a nie np. "studentów", należy rozumieć, że w zakres Twoich obowiązków wchodzi również pomaganie niepełnosprawnym pracownikom uczelni?  

Cz.Ś. - Tak właśnie jest. Staram się pomagać w rozwiązywaniu problemów wszystkich niepełnosprawnych na uczelni, zarówno studentów, jak i pracowników. Choć muszę przyznać, że przeważająca liczba spraw, jakimi się zajmuję dotyczy studentów.  

St.K. - Praca to nie wszystko. Jesteś człowiekiem żonatym, masz dwoje dzieci. Powiedz, jakie prace domowe wykonujesz, jakie problemy wynikające z braku wzroku miałeś z dziećmi?  

Cz.Ś. - Moje dzieci są już dorosłe. Syn skończył malarstwo na ASP i pracuje jako grafik komputerowy, a córka studiuje turystykę i rekreację na AWF-ie. Jest na studiach magisterskich (w dawnym systemie studiów - IV rok), a obecnie wyjechała na stypendium do Danii. Gdy urodziło się pierwsze dziecko, rzeczywiście obawiałem się, czy dam sobie radę z jego wychowaniem i zajmowaniem się nim jako człowiek całkowicie niewidomy. Te obawy dość szybko zniknęły. Właściwie od początku uczestniczyłem w kąpaniu synka, niedługo potem nauczyłem się przewijać go i ubierać, a następnie karmić z butelki i łyżeczką. Są na to dowody w postaci zdjęć, jak tata karmi "własną piersią" wyposażoną w butelkę najpierw małego Marcinka, a później małą Asię. Największe obawy miałem, gdy przyszło mi odprowadzić dziecko do przedszkola albo wyjść z nim na podwórko do piaskownicy. Bałem się, że maluch mi ucieknie, nie będzie chciał przyjść na wołanie itp. Na podwórko wychodziłem z dziećmi rzadko i niechętnie, choć nigdy się nie zdarzyło, żeby któreś nie przyszło na wezwanie. A do przedszkola prowadziłem dziecko, trzymając je za rękę.  

St.K. - Na koniec pomówmy o przyjemnościach. Jak spędzasz wolny czas, jakie masz zainteresowania?  

Cz.Ś. - Sposób, w jaki spędzam wolny czas, zależy od jego ilości, pory roku i innych okoliczności. Czasem brzdąkam na keyboardzie, a czasem słucham muzyki. Lubię teatr, w tym operetkę i operę. Czasem, ale rzadko - raz lub dwa razy w roku - wybieram się do kina na polskie filmy. W weekendy często chodzimy z żoną na spacery. Mieszkam blisko Lasu Kabackiego (ok. 20 minut marszu), gdzie są przyjemne miejsca spacerowe. Lubię podróże i turystykę. W różnych konfiguracjach rodzinnych, a czasem też z przyjaciółmi organizujemy sobie jedno- lub kilkudniowe wycieczki po Polsce, a podczas urlopu wyjeżdżamy za granicę, najczęściej na południe Europy.  

St.K. - Dziękuję za interesującą rozmowę oraz za ważne opinie, oceny i wnioski.  

Stanisław Kotowski

Wiedza i Myśl marzec 2010r.