Publicystyka  

 

 O potrzebie stworzenia wydawnictwa   muzycznego dla niewidomych

Stefania Skibówna  

 

Czy potrzeba takiego wydawnictwa istnieje? Niewątpliwie tak i wydaje mi się nawet, że jest sprawą bardzo palącą. Wszyscy wiemy o tym dobrze, że wśród niewidomych jest znaczny odsetek ludzi muzykalnych na tyle, że niezależnie od ich muzycznych kwalifikacji, muzyka w przeważającej większości lekka, a niekiedy poważna, staje się nie tylko chlebem duchowym, ale także jest po prostu środkiem jego utrzymania, trudniejszym wprawdzie do opanowania, niż inne uprawiane przez niewidomych zawody, lecz za to dającym szersze i pełniejsze zadowolenie wewnętrzne z wykonywanej pracy. Podkreślić tu należy większą niezależność tej sztuki, bo muzyka w przeciwieństwie do literatury obywa się doskonale bez przekładów i komentarzy. Żadna chyba inna gałąź sztuki nie jest tak przystępna dla szerokiego ogółu, równocześnie żadna ze sztuk pięknych, nie wznosi się na te wyżyny, które osiąga muzyka. Prosta przez swoją wielkość, wielka przez swoją prostotę i bezpośredniość.

Może nie wszyscy zdajemy sobie jasno sprawę z tego, że muzyka nie tylko bawi, cieszy czy wzrusza, lecz także i wychowuje. Społecznemu znaczeniu wychowawczej roli muzyki poświęca jedną ze swych prac literackich Karol Szymanowski, dla nas - Polaków niewątpliwie największy autorytet muzyczny po Chopinie.  

Zapewne nie wszyscy jeszcze z nas doceniają znaczenie wychowawczej roli muzyki, ale właśnie teraz, tak, jak nigdy przedtem, otwiera się w naszym kraju możliwość udostępnienia jej szerokim masom, a w szczególnej mierze rzeszom niewidomych, którzy będąc pozbawieni wrażeń wzrokowych, mają   większe prawa do wszystkich duchowych dóbr. Wydaje mi się rzeczą najsłuszniejszą, aby niewidomi sami upomnieli się o swoje prawa nie tylko do pracy, która jest najwyższym dobrem, lecz także o prawo do poznawania piękna.  

Skoro już mamy takie dobrodziejstwo, jakim jest pismo Braille'a, trzeba wyzyskać je, nie tylko w dziedzinie słowa, lecz również w dziedzinie muzyki, której ono także służy. Wiemy wszyscy o poetach lub muzykach niewidomych w skali światowej, ale wszyscy oni, te nieliczne jednostki, które kosztem nadludzkich wysiłków nie tylko, że nie pozostały w tyle, ale wpisały się do historii muzyki czy literatury niezatartymi głoskami.  

Epoka dzisiejsza nie stawia sobie za zadanie pracy dla jednostki nieprzeciętnej, lecz dla wszystkich - i dlatego myślę, żebyśmy my, niewidomi, wcielili w życie hasło pracy od podstaw w każdej dostępnej dla nas dziedzinie, w danym wypadku także i w muzyce. Pracę od podstaw moim zdaniem trzebaby ująć - jeżeli chodzi o szkolenie muzyczne niewidomych - w dwa zasadnicze kierunki - szkolenie zawodowe i szkolenie amatorskie.

W dzisiejszym życiu istnieje cały szereg takich sytuacji, gdzie artystyczne szkolenie amatorów nabiera pierwszorzędnej wagi, chociażby dlatego, że tę akcję można zakroić w skali masowej. Może właśnie ze względu na potrzebę upowszechnienia muzyki omówimy w najbliższym skrócie, jak miałoby wyglądać w naszym ujęciu takie amatorskie szkolenie. Na to, żeby móc szkolić, trzeba mieć opracowany materiał, bez którego nie może być mowy o szkoleniu,  Dlatego jes rzeczą konieczną podać niewidomym ten materiał zarówno literacki, jak i muzyczny w ich własnym piśmie. Często słyszy się narzekania osób widzących, ale nie rzadziej i samych niewidomych, gdy jedni drugich oskarżają o brak inicjatywy organizacyjnej lub brak zainteresowań artystycznych. Takie twierdzenie wydaje mi się trochę gołosłowne, bo jakże wykazać się działalnością artystyczną mają między sobą sami niewidomi, jeżeli brak im tekstów do recytacji, czy pieśni chóralnych lub solowych. Przez dostarczenie im materiału, do którego mieliby dostęp bez pośrednictwa osób widzących, na pewno obudzi się w tych niewidomych, którym przecież nie brak wrażliwości na piękno, nie tylko inicjatywa, lecz także i umiejętność zrealizowania i uzewntrznienia swych zbyt mało ujawnianych artystycznych możliwości.  

Takie amatorskie muzyczne szkolenie niewidomych nie tylko dokształci ich w tej dziedzinie, rozwijając poczucie piękna i dając możność zrozumienia najlepszych wartości sztuki, ale dla wielu nawet amatorów może stać się drogą zarobkowania, jako podstawowe czy też uboczne źródło dochodów.

Szkolenie zawodowe - w tym wypadku raczej należy brać pod uwagę dzieci w wieku szkolnym. Bezwzględnie należy oprzeć się tu na programach niższych i wyższych szkół muzycznych. Z uwagi na miemożność przedrukowania wszystkich pozycji, wchodzących w skład tych programów w systemie Braille'a, należałoby z poszczególnych szkół lub zbiorków wybrać te pozycje, które rozwiązywałyby wszystkie problemy techniczne czy muzyczne, przewidziane w programie niższych i średnich szkół muzycznych. Mogą być podzielone zdania na temat, czy wziąwszy pod uwagę program szkoły niższej należy drukować na przykład "Szkołę na fortepian" Różyckiego czy Beyera, "Skarbczyk", itp. Sądzę, że można tu pójść na pewien kompromis i postawić sprawę tak, jak wspomniałam wyżej.  

Dobre są zbiory ćwiczeń i etiud dla dzieci, opracowane przez Emmę Altberg i Zofię Romaszkową. Niewątpliwie korzystną pozycją byłoby przedrukowanie kilku chociaż tomików etiud Czernego opus 299 czy 740. Można się spierać - z tego czy innego opusu; zamiast etiud Czernego polecać można Cramera, Neuperta, Clementiego czy Moszkowskiego i wielu innych autorów. Ale nawet już w programie dziecięcym są pewne niewzruszone pozycje jako podstawa wyjściowa. Bach - "Małe preludia", inwencje dwu - i trzygłosowe; Mozart - przynajmniej kilka łatwiejszych sonat fortepianowych; Schumann - "Album dziecięcy", łatwiejsze miniatury fortepianowe, Schubert - "Moments musicaux", impromptus, itp., Dussek, Kuhlau czy Clementi - sonatiny, Mendelssohn - "Pieśni bez słów", Grieg - "Kartka z albumu", utwory liryczne, Czajkowski - cykl prześlicznych dwunastu utworów fortepianowych, zatytułowanych: "Pory roku", utwory Kabalewskiego czy Prokofiewa.  

Myślę, że warto by wydrukować po chociażby jednym zbiorku każdego autora po to, by nauka gry fortepianowej była stopniowym wciąganiem dzieci w styl i charakter muzyczny poszczególnych epok. Studium gam i pasaży, które też widnieje na półkach księgarskich, to podstawa przy zdobywaniu techniki palcowej. Literaturę muzyczną innych  instrumentów celowo pomijam, ponieważ fortepian jest najlepszą podstawą przy ogólnym zaznajomieniu się z zasadami  i prawami, rządzącymi w muzyce. Rzeczą mniej ważną jest  uwzględnienie strony teoretycznej, i to zarówno dla dzieci, jak i niewidomych nauczycieli, uskarżających się na brak podręcznika muzykografii. Ponadto w pierwszym rzędzie należałoby, jeśli chodzi o teorię, wydać brajlowski podręcznik   do zasad muzyki i nauki solfeżu.  

Niezależnie jednak od tego wszystkiego, o czym dotychczas  była mowa, myślę, że sprawą równie ważną byłoby drukowanie piosenek dziecięcych o najrozmaitszej tematyce, ściśle złączonej z aktualnymi dziś zagadnieniami, piosenek, opiewających życie, budowę, przyjaźń, pokój. Kto wie, czy nawet od tego nie należałoby zacząć, bo chyba tylko o pieśni możemy z całą pewnością powiedzieć, że trafia i przemawia do wszystkich. Pieśni te zresztą w wielu wypadkach będą się pokrywać z repertuarem świetlicowym, omówionym poprzednio. Mieliśmy już przykłady, że zespoły chóralne dzieci niewidomych zajmowały jedne z pierwszych miejsc, współzawodnicząc o nie ze szkołami dla  uczniów widzących.  

W miarę muzycznego szkolenia niewidomych wzrośnie potrzeba drukowania nowych pozycji instrumentalnych i wokalnych.  

        

Pochodnia , październik 1956