Po dwudziestu latach

Wspomnienie o Modeście Sękowskim

Stanisław Żemis

 

Zmarł trzy lata temu. Często i mile go wspominam. Niech te moje refleksje przypomną Go wszystkim Czytelnikom „Pochodni”.

Przed przeszło dwudziestu laty, wprost z kliniki okulistycznej przewieziono mnie do zakładu dla niewidomych w Laskach. Tam odbywałem moją pierwszą rewalidację. Wszyscy wokół mówili mi o niewiarygodnych dla mnie możliwościach niewidomych. Będąc w stanie ciężkiej depresji i niemal zupełnej nieporadności, nie wierzyłem tym opowiadaniom. Wreszcie poprosiłem siostrę Monikę, by mi pokazano takiego dzielnego niewidomego. Przyprowadzono mi Modesta Sękowskiego. Zapytałem, czym się zajmuje? Oświadczył mi, że jest absolwentem wydziału historii na uniwersytecie, a pracuje na stanowisku kierownika spółdzielni szczotkarskiej w Lublinie. Wtedy nieco rozczarowany spytałem: to do robienia szczotek potrzebne są wyższe studia humanistyczne? Nieco zażenowany odpowiedział: rzeczywiście, trzeba by pracować w swojej dziedzinie, ale tak się złożyło.  

To pierwsze spotkanie z niewidomym nie tylko nie rozwiało moich wątpliwości, lecz odwrotnie, pogłębiło je jeszcze. Ale kiedy poznałem Go bliżej…

Nie będę mówił o pracy kolegi Sękowskiego w PZN i ZSN. O tych Jego osiągnięciach pisali inni. Ograniczę się do wspomnień osobistych. Mam ich sporo.  

Przyjeżdżając do Warszawy, nocował w Laskach. Po drodze wstępował do nas. Za każdym razem zastrzegał się, że wpada na pół godziny. Zwykle jednak rozmowy nasze przeciągały się do dwóch i trzech godzin. Dyskusje religijne bywają drażliwe i często rozmówcy rozchodzą się skłóceni, z wzajemną niechęcią do siebie. Nie przekonaliśmy się wzajemnie. Każdy pozostał przy swoim, lecz nie wniosło to żadnego dysonansu w naszą przyjaźń.  

Z racji moich obowiązków służbowych często wyjeżdżałem do Lublina, w związku z prowadzonym tam wówczas szkoleniem ekonomiczno - spółdzielczym. Kolega Sękowski był tym prezesem, który nie tylko nie obawiał się konkurencji ze strony przeszkolonych członków swojej spółdzielni, lecz dobrze rozumiał, że ze światłymi ludźmi łatwiej się porozumieć, lepiej się pracuje. Więc z pełną życzliwością popierał tę akcję szkoleniową. Dzięki Niemu zawsze byłem w Lublinie serdecznie przyjmowany. Nie wiem, skąd kolega Modest dowiedział się, że w tym czasie obchodziłem sześćdziesięciolecie urodzin. Gdy przyjechałem do Lublina, w spółdzielni urządzono mi miłą, nieoczekiwaną uroczystość jubileuszową. Obdarowano kwiatami, ofiarowano skórzaną teczkę i album z widokami miasta. Kwiaty dawno zwiędły, teczkę posiadam do dziś, a serdeczną pamięć o koledze Modeście zachowam do końca życia.  

Nie pomnę dokładnie, ale pewnie było to około 1955 roku. Zarząd Główny naszego Związku zorganizował w Lublinie naradę instrukcyjną dla referentów kulturalno - oświatowych. Delegowano mnie  do pokierowania tą naradą. Gospodarzem był Okręg lubelski. Na zakończenie narady kolega Sękowski zainicjował imprezę rozrywkową pod modnym wówczas hasłem kontaktu miasta ze wsią. Treścią była zaimprowizowana na poczekaniu wycieczka lubelskich niewidomych do spółdzielni produkcyjnej. Prowadzącym wycieczkę był kolega Sękowski i wykazał On duże zdolności literackie i reżyserskie. Mimo Jego wysiłku impreza niezupełnie się udała, bo na gospodarza odwiedzanej spółdzielni wybrał mnie. Choć wysilałem się jak mogłem, niewiele z tego wychodziło. Dzięki jednak szybkiej orientacji i inteligencji kol. Modesta bawiliśmy się dobrze.  

Podczas każdego pobytu w spółdzielni czy Okręgu bywałem prywatnym gościem państwa Sękowskich. Poznałem i serdecznie polubiłem tę zacną rodzinę. Nie wiem, w jakich okolicznościach kol. Modest spotkał się i zaprzyjaźnił ze swoją żoną - panią Zofią. Nie wiem także, w jaki sposób doc. dr Zofia Sękowska wciągnięta została w orbitę spraw niewidomych. Zapewne przez męża. Wiem natomiast, że oboje państwo Sękowscy razem zajmowali się problematyką tyflologiczną i niewątpliwie doświadczenie Modesta przydawało się Jego żonie. O tej współpracy doc. dr Zofia Sękowska często wspomina w swoich pracach tyflologicznych. Między innymi w nr 2/36 Biuletynu Zakładu Badawczego ZSI z 1968 drukowany był artykuł Zofii i Modesta Sękowskich pt. „Przyczynek do psychologicznych aspektów pracy nakładczej niewidomych”.

Błędnym było moje rozumowanie sprzed dwudziestu lat o zbędności wyższego wykształcenia dla organizatorów pracy produkcyjnej niewidomych. Modest Sękowski chlubnie zapisał swoje nazwisko nie tylko w historii naszego ruchu, lecz i w dziejach Lubelszczyzny - swoją działalnością w różnych miejscowych instytucjach.  

Pochodnia  Czerwiec 1975