WARTOŚCI ŻYCIA                                     

 Adolf  Szyszko

    o Modeście Sękowskim założycielu  pierwszym prezesie lubelskiej spółdzielni niewidomych, pisano już wielokrotnie podkreślając jego zasługi w dziedzinie rozwiązywania problemu zatrudnienia inwalidów wzroku na Lubelszczyźnie, tym bardziej że wspomniana spółdzielnia powstała już w 1945 roku.

W niniejszym artykule skoncentruję się głównie na mniej znanych, choć nie mniej istotnych działaniach Modesta Sękowskiego. Chcę przedstawić Czytelnikom metody  działania, zapewniające mu sukces, które także w dzisiejszym życiu mogą mieć ogromną wartość.

   Modest Sękowski urodził się 25 grudnia 1920 roku w Luberadzu koło Ciechanowa, jako syn Stanisława i Czesławy z Wierzczyńskich. Jego ojciec do 1928 roku pracował w charakterze stelmacha w majątkach ziemskich, a następnie prowadził własne gospodarstwo  rolne, z chwilą odziedziczenia go po teściach. W 1925 roku umiera  matka, pozostawiając troje  dzieci. Ojciec żeni się. Z małżeństwa tego rodzi się dwoje dzieci. Sytuacja w domu staje się coraz trudniejsza. Nerwowość macochy wprowadza w życie atmosferę napięcia i konfliktów.

   Będąc uczniem trzeciej klasy, w 1931 roku Modest przeprowadza  z wapnem eksperyment, w którego wyniku następuje wybuch i silne poparzenie oczu. Lekarze w szpitalu warszawskim, mimo usilnych starań, nie mogą uratować wzroku. Pozostaje mu  jedynie poczucie światła.

   W poszukiwaniu niewidomych dzieci i młodzieży  do szpitala, w którym po wypadku trafia chłopiec, przypadkowo trafia pracownik zakładu dla niewidomych w Laskach i prosto ze szpitala zabiera go do szkoły.

   W 1934 roku umiera mu ojciec. Modest na wiele lat zostaje w Laskach. Tu kończy szkołę podstawową i zawodową, a ponadto eksternistycznie w 1944 roku uzyskuje świadectwo maturalne w liceum ogólnokształcącym imienia Rejtana. Pobyt w Laskach wywarł na niego ogromny, wszechstronny wpływ. Zetknięcie się z założycielką zakładu, Matką Elżbietą Czacką, ojcem Władysławem Korniłowiczem, z Antonim Marylskim, Henrykiem Ruszczycem i innymi wybitnymi intelektualistami i społecznikami, dało mu wzorce osobowe do naśladowania. Szczególną rolę w kształtowaniu jego charakteru, moralnej postawy oraz religijnego życia odegrały siostry franciszkanki, których przykład cichej, ofiarnej i bezinteresownej pracy pozostanie mu w pamięci do końca życia.

   W szkole był wyjątkowo obowiązkowym uczniem, dobrym i życzliwym kolegą, chętnie służącym pomocą mniej zdolnym. W czasie okupacji pomagał wychowawcom. Od siebie zawsze wymagał bardzo wiele. Był świetnym sportowcem, brał udział w biegach przełajowych, uzyskując dobre wyniki. Spośród innych wyróżniał się pracowitością, zdolnościami, zdyscyplinowaniem i religijnością. Zła pogoda nigdy nie była przeszkodą w pójściu do kaplicy czy sportowych ćwiczeniach. Pasjonowały go przedmioty humanistyczne, zwłaszcza język łaciński. za okupacji sprowadzał sobie z zagranicy głównie z Niemiec, książki brajlowskie, Cycerona, Tacyta i innych, co ułatwiało mu opanowanie łaciny. Mimo swych zainteresowań nie zapomniał jednak o środkach materialnych. Ze swym kolegą Stroińskim, przebywającym na przymusowych robotach w Niemczech, prowadził handel wymienny, co umożliwiało mu zdobycie pieniędzy na zakup uzupełniającej żywności /chleb, cukier itp./.

   Czas wojny w życiu Modesta odegrał bardzo dużą rolę. Najpierw, we wrześniu 1939 roku, wyjechał z Lasek do Żułowa, gdzie pracował w gospodarstwie rolnym. Po kilku miesiącach wrócił do Lasek. Tu mimo wyjątkowo trudnych warunków materialnych kontynuował naukę w szkole średniej, przygotowując się do matury. Jednocześnie pracuje w warsztatach szczotkarskich, wykonuje wiele prac porządkowych, pomaga przy wypieku chleba w piekarni i współuczestniczy w życiu zakładu. W tym czasie po raz pierwszy styka się bezpośrednio z księdzem Stefanem Wyszyńskim - późniejszym prymasem.

   Ogólnie ujmując, czas przebyty w Laskach od 1931 roku do 1945, to okres, w którym Modest Sękowski w sposób zasadniczy kształtuje swoją osobowość, przygotowując się do samodzielnego życia w przyszłości. Nikt z nas wówczas nie dostrzegał w nim ujawnionych później zdolności przywódczych i organizacyjnych. Przewidywaliśmy raczej, że zostanie nauczycielem lub naukowcem, wzorując się w pewnym sensie na doktorze Włodzimierzu Dolańskim.

   Po wojnie niewidomi znaleźli się w wyjątkowo trudnej sytuacji. Wszystko trzeba było rozpoczynać od początku. W tych warunkach podjęto działania, zmierzające do zmobilizowania aktywu, który mógłby się zająć organizacją warsztatów pracy, ośrodków rehabilitacyjnych i szkół specjalnych dla niewidomych. Jednym z najbardziej zaniedbanych województw pod tym względem było województwo lubelskie. Pod wpływem kierownictwa Lasek, a w szczególności Henryka Ruszczyca, Modest Sękowski, wspólnie z ośmioma innymi niewidomymi kolegami podjął się zorganizowania na tym terenie spółdzielni. Od tej pry rozpoczął się dla niego nowy etap życia. Pionierzy tej nowej idei najwięcej trudności mieli z przezwyciężeniem oporów ze strony urzędów, które nie wierzyły w realizację przedsięwzięcia. Ogromne zaangażowanie absolwentów Lasek, z Modestem Sękowskim na czele, i umiejętność zdobywania sobie życzliwości i współpracowników spowodowały, że wkrótce  pierwsi niewidomi rozpoczęli pracę w nowej spółdzielni., której prezesem został Modest Sękowski.  

   Po 26 latach działalności spółdzielnia zatrudniała ponad  700 pracowników, w większości niewidomych. Wybudowano pięć  obiektów, co gwarantowało ciągły rozwój tej placówki.

   Mimo osiągnięć zarówno w pracy społecznej, jak i osobistych, należy uznać, że życie Modesta Sękowskiego obfitowało w tragiczne zdarzenia. Całkowite osierocenie we wczesnym dzieciństwie, utrata wzroku, śmierć brata i siostry w czasie wojny, jego ciężka choroba wrzodowa żołądka w czasie wojny, która po blisko 30 latach zakończyła się śmiercią /29 czerwca 1972 roku/ wszystko to na pewno dostarczało wielu cierpień i ciężkich przeżyć. Do tych przeciwności losu należałoby dodać nieporozumienia z niektórymi współpracownikami spółdzielni, co nie ułatwiało życia. Zazdrość często stała u podstaw tych trudności.

   Jasnym promieniem w jego życiu stało się założenie rodziny. Ślub z panią Zofią Braunschweig odbył się 15 sierpnia 1948 roku. Założenie rodziny przyspieszyło i pogłębiło jeszcze rozwój jego osobowości, wpływając na usystematyzowanie i większą dojrzałość życia religijnego. Bliski kontakt z ks. bp Stefanem Wyszyńskim oraz środowiskiem inteligencji katolickiej, nawiązany za pośrednictwem żony, przyczynił się do wprowadzenia go w nurt najnowszej katolickiej myśli społeczno-filozoficznej. Dzień pracy rozpoczynał o godzinie szóstej, od udziału we mszy św. Dzięki rodzinie zyskał dom, którego dobrodziejstw w dzieciństwie został pozbawiony. Szczęśliwie doczekał się czterech synów, którzy byli jego dumą i nadzieją. W żonie zaś znalazł przyjaciela, powiernika, oparcie w chwilach trudnych i pomoc w rozwiązywaniu problemów w życiu osobistym, społecznym i zawodowym. Swoje życie rozumiał jako zadanie dane mu przez Boga do realizacji. Pamiętał, że prawdziwe dokonania człowieka to nie te, które są mierzone dyplomami, wybudowanymi obiektami i orderami, lecz te, które wynikają z pomocy innym ludziom - z realizacji prawa miłości.

   W Lublinie Modest Sękowski znany był z tego, że każdemu, kto zwrócił się do niego ze swoją sprawą, starał się pomóc. Znalazło to swój wyraz i uznanie w czasie pogrzebu. W jego ostatniej ziemskiej wędrówce szli nie tylko niewidomi, ale i inwalidzi, często na wózkach, którzy choć w tej skromnej formie chcieli zaznaczyć swą wdzięczność. Pogrzeb był swoistym rodzajem manifestacji wierności zasadom ewangelii.

   Mówi się czasem, że najlepszym sprawdzianem wielkości człowieka jest jego sposób umierania. Modest, sam śmiertelnie chory, pocieszał jeszcze innych znajdujących się z nim na sali szpitalnej.  

   Zastanawiając się nad jego życiem i pracą, musimy postawić sobie pytanie, co było przyczyną sukcesów Modesta, ogólnej życzliwości oraz szacunku, którymi powszechnie się cieszył? Myślę, że posiadał umiejętność rozmowy i wnikliwego słuchania rozmówcy, a następnie jasnego wypowiadania własnych poglądów. Cieszył się uznaniem wszystkich bez wyjątku. Choć powszechnie znana była jego religijność, mógł także w komitecie partyjnym  załatwić niemal wszystko, po prostu nie umiano mu odmówić. Dla przykładu podam autentyczne zdarzenie. Na początku lat 60. spółdzielnia wybudowała duży obiekt. Wojewódzki Związek Spółdzielni Inwalidów, nie wierząc, by niewidomi mogli go zagospodarować, chciał za wszelką cenę wprowadzić do jednej kondygnacji spółdzielnię ogólno-inwalidzką. Modest Sękowski się na to nie zgodził i przekonał komitet wojewódzki PZPR ,że niewidomi szybko budynek w pełni wykorzystają. Sprawa rozstrzygnęła się w Komitecie Centralnym na korzyść  spółdzielni niewidomych.

Myślę, że warto byłoby opracować obszerny życiorys Modesta Sękowskiego, pokazując jego metody działania, które w dzisiejszych czasach mogłyby być w pełni wykorzystane. Dzisiaj często krytykujemy naszych działaczy, zamiast starać się im pomagać w przezwyciężaniu trudności. Modest Sękowski nigdy tego nie robił.

 Pochodnia lipiec 1994  

 

 W służbie bliźniemu - Józef Szczurek

Organizator i długoletni prezes pierwszej spółdzielni niewidomych, członek Wojewódzkiej Rady Narodowej w Lublinie, oddany rodzinie mąż i ojciec, niedościgniony wzór pracowitości w służbie drugiemu człowiekowi.

 Ponad setka osób z całego kraju pod koniec czerwca br. wspominała wybitnego działacza ruchu niewidomych w Polsce - Modesta Sękowskiego. W Lublinie obchodzona była 40. rocznica jego śmierci. Nie zamierzam omawiać jego biografii, gdyż była przedstawiana już wielokrotnie, chcę natomiast podzielić się z czytelnikami paroma osobistymi refleksjami, które nasunęły mi się przy okazji czerwcowego spotkania zorganizowanego przez Okręg Lubelski PZN.   Zapomina się często o różnych, innych funkcjach Modesta Sękowskiego mających istotne znaczenie dla spraw niewidomych.  

 

Niespełniona  misja   

W marcu 1957 roku, głównie z inicjatywy PZN i niektórych działaczy spółdzielczych, powstał Związek Spółdzielni Niewidomych. Został wyodrębniony z ogólnej struktury Związku Spółdzielni Inwalidów. Było to bardzo ważne wydarzenie, gdyż niewidomi spółdzielcy, choć nadal znajdowali się w ramach ZSI, zdobyli znaczną samodzielność ekonomiczną, socjalną i organizacyjną. Kilkanaście lat później ZSN stał się związkiem całkowicie samodzielnym.  

Na prezesa zarządu Związku Spółdzielni Niewidomych w 1957 r. wybrano Modesta Sękowskiego, nie tylko dlatego, że miał największe doświadczenie w dziedzinie organizacji i ekonomiki spółdzielczej oraz problematyki niewidomych, ale przede wszystkim dlatego, że cieszył się opinią prawego człowieka o wielkiej sile moralnej, kierującego się w słowie i czynie chrześcijańską zasadą służenia drugiemu człowiekowi.  

Funkcję tę pełnił jedynie przez niespełna cztery miesiące. Znaleźli się bowiem niewidomi, którzy bardzo aktywnie starali się, aby Sękowski nie mógł kierować nowym Związkiem. Zniechęcony kłodami rzucanymi mu pod nogi, zrezygnował i pozostał w Lublinie.  

 Zwolnione miejsce zajął inwalida wojenny - Stanisław Łuka, a po upływie trzech lat, na prezesa ZSN wybrano Mariana Golwalę, który na tym stanowisku pracował przez 30 lat, aż do likwidacji Związku. ZSN pod ich kierownictwem przeważnie stawał w opozycji do Polskiego Związku Niewidomych.  

Jestem przekonany, że gdyby na czele organizacji niewidomych spółdzielców, jak chciano na zjeździe założycielskim, stał Modest Sękowski, sprawy inwalidów z tytułu utraty wzroku w Polsce potoczyłyby się całkowicie inaczej. PZN i ZSN stanowiłyby dwie przyjazne struktury, bardzo bliskie sobie, ściśle współpracujące dla dobra ogółu niewidomych. Nie istniałaby między nimi niezdrowa rywalizacja, walka o prymat, o przywództwo, pierwszeństwo i ważność stanowisk. Modest Sękowski potrafiłby stworzyć atmosferę, w której nie byłoby miejsca na chore zachowania w stosunkach między ludźmi, a wtedy, w dniu, kiedy w Sejmie ważyły się losy organizacji spółdzielczych w marcu 1990 roku, niewidomi i słabowidzący spółdzielcy na pewno nie domagaliby się pod Parlamentem likwidacji swojego Związku.  

 

Na wielu polachWszechstronne kompetencje, wnikliwe postrzeganie spraw, życzliwość wobec ludzi zapewniły Modestowi Sękowskiemu akces do Wojewódzkiej Rady Narodowej w Lublinie. Do współpracy z władzami państwowymi przywiązywał dużą wagę. W jednej z rozmów między innymi opowiadał:  

 - W zespole rządzącym województwem cieszę się dużym zaufaniem innych radnych. W ich stosunku do mnie da się wyczuć dużo szacunku i przyjaźni. Każdy radny należy do jakiejś komisji specjalizacyjnej - ja jestem członkiem Komisji Zdrowia, Pomocy i Zatrudnienia. W swej pracy na co dzień spotykam się z różnymi ludźmi, którzy widzą, że praca moja nie jest gorsza, a niejednokrotnie lepsza niż praca osób widzących. Wyjeżdżam często na inspekcje kontrolne do powiatów. Tam znów spotykam się z władzami powiatowymi, sekretarzami Komitetów Powiatowych Partii. Wszyscy ci ludzie w dużej mierze decydują o losach swojego terenu.  

 Widząc mnie - niewidomego przedstawiciela wojewódzkich władz, kształtują już inny stosunek do niewidomych na swoim terenie, można powiedzieć - patrzą na nich niejako przeze mnie. A jednocześnie zdają sobie sprawę z tego, że jeżeli niewidomy na ich terenie nie znajdzie właściwego zrozumienia, zwróci się do władz wojewódzkich i znajdzie tam poparcie - to wywiera na nich korzystny wpływ, jeśli chodzi o sprawy środowiska. I na tym właśnie polega to ogólne, doniosłe znaczenie udziału niewidomych w pracach Rad Narodowych.  

  Można również już bezpośrednio na posiedzeniach Rady wpływać na kształtowanie się sytuacji niewidomych na danym terenie. I tak na przykład na skutek moich uwag Wojewódzka Rada Narodowa w Lublinie podjęła specjalną uchwałę, w myśl której inwalidzi mają być otoczeni specjalną opieką w kwestii zatrudnienia. Lubelski Okręg PZN, którego przewodniczącym był przez długie lata Modest Sękowski, należał, obok katowickiego, do najlepszych jednostek wojewódzkich Związku. Regulacje prawne lubelskiego okręgu, inicjowane i przepracowane przez radnego Sękowskiego, często były przenoszone, jako wzorowe, na inne tereny.  

Modesta Sękowskiego wysoko ceniły władze administracyjne. Cieszył się również szacunkiem i wielkim uznaniem Wojewódzkiego Komitetu PZPR, a przecież nie był członkiem Partii. W 1963 r. lubelska spółdzielnia niewidomych wybudowała kolejny nowy obiekt, w którym mieściły się gabinety lekarskie, stołówka, przychodnia rehabilitacyjna, pokoje mieszkalne dla samotnych niewidomych, którzy jeszcze nie otrzymali mieszkania komunalnego, i inne placówki socjalne.

Wojewódzki Związek Spółdzielni Inwalidów postanowił, że jedno piętro nowego budynku ma być oddane do jego użytku, ponieważ spółdzielnia nie będzie mogła zagospodarować w sposób racjonalny całego obiektu. Kategoryczny sprzeciw kierownictwa spółdzielni nie przynosił oczekiwanego skutku. Wtedy prezes Sękowski wystąpił do Komitetu Wojewódzkiego Partii z prośbą o pomoc w niedopuszczeniu do spółdzielczych pomieszczeń niechcianego lokatora. Interwencja KW Partii pomogła. Cały budynek zagospodarowali członkowie i pracownicy spółdzielni.  Współpraca z władzami wojewódzkimi i aktywny w niej udział dawały dobre rezultaty w wielu innych okolicznościach.  

 

Zawsze blisko  

W latach wcześniejszych, przed przełomem politycznym w kraju, kiedy miałem zaszczyt kierować „Pochodnią”, przyjął się zwyczaj, że do redakcji w czasie pobytu w Warszawie przychodzili na kawę i krótką pogawędkę różni działacze, a wśród nich również ci najwybitniejsi. Naszego pokoju nigdy nie pominął Jan Silhan ze swą żoną - panią Margit, Henryk Ruszczyc, Józef Buczkowski, Włodzimierz Dolański, Józef Stroiński, Michał Kaziów z panią Haliną Lubicz, Helena Kurluta i często jej towarzysząca Paulina Staniszewska, Marian Kaczmarek, Rudolf Wysocki. Do tych zacnych gości należał również Modest Sękowski. Interesowały go sprawy związane z pracą nad czasopismem, osiągnięcia, ale i kłopoty ludzi, których z „Pochodnią” łączyły bliższe więzi. Był zawsze spokojny, życzliwy ludziom. Spotkania z Modestem Sękowskim, czy to w Warszawie, czy u niego w spółdzielni, napełniały jakąś dobrą energią, twórczą siłą.  

 

  Nie ma drugiej takiej pary  

Kiedy wspomina się Modesta Sękowskiego, nie powinno się zapominać o jego żonie - pani Zofii. Jej zasługi dla niewidomych i niedowidzących oraz innych inwalidów są ogromne. Profesor Sękowska stworzyła w Uniwersytecie Marii Curie-Skłodowskiej Zakład Tyflopedagogiki i przez kilkadziesiąt lat nim kierowała. Wykształciła kilka tysięcy nauczycieli i innych pracowników zajmujących się edukacją niepełnosprawnych dzieci i dorosłych, napisała i wydała wiele książek poświęconych kształceniu, wychowaniu i przystosowaniu do normalnego życia dzieci i młodzieży z różnego rodzaju dysfunkcjami.Kiedy jej mąż tworzył dobra w materii praktycznej, ona budowała i rozwijała polską naukę. Nie ma w Polsce drugiego małżeństwa, które miałoby tak wielki i twórczy wkład w życie społeczeństwa, dlatego ten fakt powinien zawsze być obecny  

   w rozważaniach na temat naszych dobroczyńców z Lublina.  

Pochodnia lipiec sierpień 2012

 

- Ojciec niewidomych Lubelszczyzny  

Władysław Gołąb  

 

Dnia 2 paź dzier ni ka 1945 ro ku Sę kow ski wy je chał do Lu bli -

na, gdzie rozpo czął studia historyczne na KUL, zakończone ab -

so lu to rium w 1951 r. Równocześnie przy udziale swoich ko legów

ze spółki akcyjnej z Lasek zorganizował pierwszą w Pol sce Spół-

dzielnię In walidów Niewidomych. Walne zgro madzenie założy-

cielskie od by ło się w Lublinie 29 grudnia 1945 ro ku. Sę kowski zo-

stał wy bra ny na pre ze sa Spół dziel ni. Funk cję tę peł nił do śmierci.

Spółdzielnia rozpo częła działalność w użyczonym przez Pol-

ski Czer wo ny Krzyż pię cio po ko jo wym lo ka lu, w któ rym zna la -

zło pracę 10 niewidomych. Wchwili śmierci Mo desta Sę kowskie-

go Spółdzielnia zatrudniała przeszło 700 osób, po siadała dwa du -

że bloki zakładowe - produkcyjny i socjalny - wzniosła dwa bloki

miesz kal ne i pa wi lon pro duk cyj ny w Do mu Po mo cy Spo łecz nej

TO nO w Żu ło wie.

We wrze śniu 1948 r. Sę kow ski zor ga ni zo wał od dział lu bel ski

Związku Pracowników Niewidomych (póź niejszy Polski Związek

Nie wi do mych - PZN), któ re go pre ze sem był do koń ca swo je go

życia. Przeprowadził na Lubelszczyźnie pierwszy spis niewido-

mych, wcią ga jąc w tę ak cję PCK, pa ra fie, Sa mo po moc Chłop ską

i służbę zdrowia. Również w 1948 r. opracował biu letyn zawiera-

jący zasa dy nowo czesnej re habi lita cji społecznej i zawo dowej nie-

widomych rozprowadzał go za po średnictwem wy żej wy mienio-

nych instytu cji.

Na pierw szym zjeź dzie PZN, w 1951 r., Sę kow ski zo stał wy -

bra ny do Głów ne go Są du Ko le żeń skie go i do koń ca ży cia po zo -

stał we wła dzach cen tral nych tej or ga ni za cji.

Wpo ło wie lat pięć dzie sią tych wy bra no go do Ra dy Cen tral -

ne go Związ ku Spół dziel czo ści Pra cy. W 1956 r. brał udział w two -

rzeniu Związku Spółdzielni In walidów (ZSI) i Związku Spółdziel-

ni Nie wi do mych (ZSN). W 1957 r., na pierw szym zjeź dzie ZSN,

wy bra no go na pre ze sa Za rzą du Związ ku. Po dwóch miesiącach  zre -

zy gno wał z te go sta no wi ska, wszedł je dy nie do Ra dy Związ ku.

Wla tach 1956-66 był człon kiem Wo je wódz kiej Ra dy Na ro -

dowej w Lublinie, pod jął wówczas i przeprowadził wiele prac spo-

łecz nych na rzecz mia sta i woj. lu bel skie go.

W 1954 ro ku został członkiem Ko misji Rewizyjnej TO nO

w La skach, a od ro ku 1956 przez 15 lat był człon kiem Za rzą du.

Wtym okre sie zacieśnił współpracę z H. Ruszczycem, głównie na

od cinku re habi lita cji zawo dowej niewidomych z dodatko wym ka-

lec twem za trud nił wów czas w spół dziel ni kil ku na stu nie wi do -

mych z uszkodzeniami kończyn górnych, nawet bez obydwu rąk.

Sę kowski był żonaty od 15 sierpnia 1948 ro ku z Zofią Braunsz-

we ig, póź niej szym pro fe so rem pe da go gi ki spe cjal nej Uni wer sy -

te tu Ma rii Cu rie-Skłodowskiej w Lublinie. Miał czterech synów:

Marka, Ta deusza, To masza i Andrzeja. Dwaj ostatni są pracow-

ni ka mi na uko wy mi.

Mo dest Sę kowski był człowiekiem głębo ko re ligijnym. Był jak

oj ciec dla wszystkich niewidomych Lu belszczyzny. Stanowił opar -

cie dla biednych, opuszczonych, ale też dla zagubionych i poszu-

ku ją cych sen su ży cia.

Zmarł 29 czerwca w Lublinie. Po chowany został na Starym

Cmen ta rzu przy ul. Li po wej. Za swo ją nie stru dzo ną pra cę i za -

słu gi dla szer sze go śro do wi ska, a szcze gól nie dla osób nie wi do -

mych, był od znaczony, m.in. Krzyżem Ka walerskim (1959) i Ofi -

cer skim (1972) Or de ru Od ro dze nia Pol ski.  

Dwumiesięcznik laski wrzesień październik 2012