W służbie bliźniemu - Józef Szczurek

Organizator i długoletni prezes pierwszej spółdzielni niewidomych, członek Wojewódzkiej Rady Narodowej w Lublinie, oddany rodzinie mąż i ojciec, niedościgniony wzór pracowitości w służbie drugiemu człowiekowi.

 Ponad setka osób z całego kraju pod koniec czerwca br. wspominała wybitnego działacza ruchu niewidomych w Polsce - Modesta Sękowskiego. W Lublinie obchodzona była 40. rocznica jego śmierci. Nie zamierzam omawiać jego biografii, gdyż była przedstawiana już wielokrotnie, chcę natomiast podzielić się z czytelnikami paroma osobistymi refleksjami, które nasunęły mi się przy okazji czerwcowego spotkania zorganizowanego przez Okręg Lubelski PZN.   Zapomina się często o różnych, innych funkcjach Modesta Sękowskiego mających istotne znaczenie dla spraw niewidomych.  

 

Niespełniona  misja   

W marcu 1957 roku, głównie z inicjatywy PZN i niektórych działaczy spółdzielczych, powstał Związek Spółdzielni Niewidomych. Został wyodrębniony z ogólnej struktury Związku Spółdzielni Inwalidów. Było to bardzo ważne wydarzenie, gdyż niewidomi spółdzielcy, choć nadal znajdowali się w ramach ZSI, zdobyli znaczną samodzielność ekonomiczną, socjalną i organizacyjną. Kilkanaście lat później ZSN stał się związkiem całkowicie samodzielnym.  

Na prezesa zarządu Związku Spółdzielni Niewidomych w 1957 r. wybrano Modesta Sękowskiego, nie tylko dlatego, że miał największe doświadczenie w dziedzinie organizacji i ekonomiki spółdzielczej oraz problematyki niewidomych, ale przede wszystkim dlatego, że cieszył się opinią prawego człowieka o wielkiej sile moralnej, kierującego się w słowie i czynie chrześcijańską zasadą służenia drugiemu człowiekowi.  

Funkcję tę pełnił jedynie przez niespełna cztery miesiące. Znaleźli się bowiem niewidomi, którzy bardzo aktywnie starali się, aby Sękowski nie mógł kierować nowym Związkiem. Zniechęcony kłodami rzucanymi mu pod nogi, zrezygnował i pozostał w Lublinie.  

 Zwolnione miejsce zajął inwalida wojenny - Stanisław Łuka, a po upływie trzech lat, na prezesa ZSN wybrano Mariana Golwalę, który na tym stanowisku pracował przez 30 lat, aż do likwidacji Związku. ZSN pod ich kierownictwem przeważnie stawał w opozycji do Polskiego Związku Niewidomych.  

Jestem przekonany, że gdyby na czele organizacji niewidomych spółdzielców, jak chciano na zjeździe założycielskim, stał Modest Sękowski, sprawy inwalidów z tytułu utraty wzroku w Polsce potoczyłyby się całkowicie inaczej. PZN i ZSN stanowiłyby dwie przyjazne struktury, bardzo bliskie sobie, ściśle współpracujące dla dobra ogółu niewidomych. Nie istniałaby między nimi niezdrowa rywalizacja, walka o prymat, o przywództwo, pierwszeństwo i ważność stanowisk. Modest Sękowski potrafiłby stworzyć atmosferę, w której nie byłoby miejsca na chore zachowania w stosunkach między ludźmi, a wtedy, w dniu, kiedy w Sejmie ważyły się losy organizacji spółdzielczych w marcu 1990 roku, niewidomi i słabowidzący spółdzielcy na pewno nie domagaliby się pod Parlamentem likwidacji swojego Związku.  

 

Na wielu polach

Wszechstronne kompetencje, wnikliwe postrzeganie spraw, życzliwość wobec ludzi zapewniły Modestowi Sękowskiemu akces do Wojewódzkiej Rady Narodowej w Lublinie. Do współpracy z władzami państwowymi przywiązywał dużą wagę. W jednej z rozmów między innymi opowiadał:  

 - W zespole rządzącym województwem cieszę się dużym zaufaniem innych radnych. W ich stosunku do mnie da się wyczuć dużo szacunku i przyjaźni. Każdy radny należy do jakiejś komisji specjalizacyjnej - ja jestem członkiem Komisji Zdrowia, Pomocy i Zatrudnienia. W swej pracy na co dzień spotykam się z różnymi ludźmi, którzy widzą, że praca moja nie jest gorsza, a niejednokrotnie lepsza niż praca osób widzących. Wyjeżdżam często na inspekcje kontrolne do powiatów. Tam znów spotykam się z władzami powiatowymi, sekretarzami Komitetów Powiatowych Partii. Wszyscy ci ludzie w dużej mierze decydują o losach swojego terenu.  

 Widząc mnie - niewidomego przedstawiciela wojewódzkich władz, kształtują już inny stosunek do niewidomych na swoim terenie, można powiedzieć - patrzą na nich niejako przeze mnie. A jednocześnie zdają sobie sprawę z tego, że jeżeli niewidomy na ich terenie nie znajdzie właściwego zrozumienia, zwróci się do władz wojewódzkich i znajdzie tam poparcie - to wywiera na nich korzystny wpływ, jeśli chodzi o sprawy środowiska. I na tym właśnie polega to ogólne, doniosłe znaczenie udziału niewidomych w pracach Rad Narodowych.  

  Można również już bezpośrednio na posiedzeniach Rady wpływać na kształtowanie się sytuacji niewidomych na danym terenie. I tak na przykład na skutek moich uwag Wojewódzka Rada Narodowa w Lublinie podjęła specjalną uchwałę, w myśl której inwalidzi mają być otoczeni specjalną opieką w kwestii zatrudnienia. Lubelski Okręg PZN, którego przewodniczącym był przez długie lata Modest Sękowski, należał, obok katowickiego, do najlepszych jednostek wojewódzkich Związku. Regulacje prawne lubelskiego okręgu, inicjowane i przepracowane przez radnego Sękowskiego, często były przenoszone, jako wzorowe, na inne tereny.  

Modesta Sękowskiego wysoko ceniły władze administracyjne. Cieszył się również szacunkiem i wielkim uznaniem Wojewódzkiego Komitetu PZPR, a przecież nie był członkiem Partii. W 1963 r. lubelska spółdzielnia niewidomych wybudowała kolejny nowy obiekt, w którym mieściły się gabinety lekarskie, stołówka, przychodnia rehabilitacyjna, pokoje mieszkalne dla samotnych niewidomych, którzy jeszcze nie otrzymali mieszkania komunalnego, i inne placówki socjalne.

Wojewódzki Związek Spółdzielni Inwalidów postanowił, że jedno piętro nowego budynku ma być oddane do jego użytku, ponieważ spółdzielnia nie będzie mogła zagospodarować w sposób racjonalny całego obiektu. Kategoryczny sprzeciw kierownictwa spółdzielni nie przynosił oczekiwanego skutku. Wtedy prezes Sękowski wystąpił do Komitetu Wojewódzkiego Partii z prośbą o pomoc w niedopuszczeniu do spółdzielczych pomieszczeń niechcianego lokatora. Interwencja KW Partii pomogła. Cały budynek zagospodarowali członkowie i pracownicy spółdzielni.  Współpraca z władzami wojewódzkimi i aktywny w niej udział dawały dobre rezultaty w wielu innych okolicznościach.  

 

Zawsze blisko  

W latach wcześniejszych, przed przełomem politycznym w kraju, kiedy miałem zaszczyt kierować „Pochodnią”, przyjął się zwyczaj, że do redakcji w czasie pobytu w Warszawie przychodzili na kawę i krótką pogawędkę różni działacze, a wśród nich również ci najwybitniejsi. Naszego pokoju nigdy nie pominął Jan Silhan ze swą żoną - panią Margit, Henryk Ruszczyc, Józef Buczkowski, Włodzimierz Dolański, Józef Stroiński, Michał Kaziów z panią Haliną Lubicz, Helena Kurluta i często jej towarzysząca Paulina Staniszewska, Marian Kaczmarek, Rudolf Wysocki. Do tych zacnych gości należał również Modest Sękowski. Interesowały go sprawy związane z pracą nad czasopismem, osiągnięcia, ale i kłopoty ludzi, których z „Pochodnią” łączyły bliższe więzi. Był zawsze spokojny, życzliwy ludziom. Spotkania z Modestem Sękowskim, czy to w Warszawie, czy u niego w spółdzielni, napełniały jakąś dobrą energią, twórczą siłą.  

 

  Nie ma drugiej takiej pary  

Kiedy wspomina się Modesta Sękowskiego, nie powinno się zapominać o jego żonie - pani Zofii. Jej zasługi dla niewidomych i niedowidzących oraz innych inwalidów są ogromne. Profesor Sękowska stworzyła w Uniwersytecie Marii Curie-Skłodowskiej Zakład Tyflopedagogiki i przez kilkadziesiąt lat nim kierowała. Wykształciła kilka tysięcy nauczycieli i innych pracowników zajmujących się edukacją niepełnosprawnych dzieci i dorosłych, napisała i wydała wiele książek poświęconych kształceniu, wychowaniu i przystosowaniu do normalnego życia dzieci i młodzieży z różnego rodzaju dysfunkcjami. Kiedy jej mąż tworzył dobra w materii praktycznej, ona budowała i rozwijała polską naukę. Nie ma w Polsce drugiego małżeństwa, które miałoby tak wielki i twórczy wkład w życie społeczeństwa, dlatego ten fakt powinien zawsze być obecny  

   w rozważaniach na temat naszych dobroczyńców z Lublina.  

Pochodnia lipiec sierpień 2012