Adolf Szyszko

MODEST SĘKOWSKI (1920-1972)

ŻYCIE I PRACA

WPROWADZENIE

   Omówienie życia i pracy Modesta Sękowskiego, wybitnego działacza społecznego i gospodarczego jest wyjątkowo trudne,  z uwagi na Jego bogatą działalność i ogólnikowy charakter istniejących o Nim publikacji. Zadania tego podjąłem się - po dłuższym wahaniu - tylko dlatego,  iż spośród osób żyjących najdłużej Go znałem 41 lat, tj. od 1931 do 1972 roku. Łączyły nas bliskie, koleżeńskie, serdeczne stosunki, datujące się od pierwszych chwil pobytu Modesta Sękowskiego w Zakładzie dla Niewidomych w Laskach, aż do chwili gdy po raz ostatni spotkałem się z Nim w Warszawie, w biurze Zarządu Głównego Polskiego Związku Niewidomych, w kwietniu 1972 r. Przeprowadziliśmy wówczas dyskusję na temat rozwoju Polskiego Związku Niewidomych i jego współpracy ze Związkiem Spółdzielni Niewidomych. Przejawiałem wtedy dość duży krytycyzm, z którym On się nie zgadzał, zarzucając mi, że nie zdaję sobie w pełni sprawy z trudności, na jakie natrafia kierownictwo obu Związków w codziennej realizacji swych zamierzeń i planów. Dyskusja ta miała charakter akademicki, czysto o towarzyski, wypełniała wolny czas. Nie wiedziałem, że jest to nasza ostatnia rozmowa.Przy opracowywaniu biografii Modesta Sękowskiego starałem się pokazać Go jako człowieka, który w wyniku stałej, systematycznej pracy nad sobą uzyskiwał coraz większe osiągnięcia - zarówno w kształtowaniu własnego charakteru,  jak również w rozwijaniu tworzonego przez siebie dzieła. Pokazanie życiowej drogi jedenastoletniego wiejskiego chłopca, który na skutek wypadku traci wzrok i trafia do Zakładu dla Niewidomych w Laskach, a następnie, pod wpływem wychowawczego ukierunkowania środowiska laskowskiego, uzyskuje wyjątkowe osiągnięcia i staje się jednym z najwybitniejszych działaczy społecznych i gospodarczych wśród inwalidów wzroku, ma szczególne znaczenie dla naszego środowiska. Chciałbym, by ta biografia przybliżyła czytelnikom postać Modesta Sękowskiego .jako wzorca osobowego, stanowiącego przykład dla innych niewidomych. Modest Sękowski urodził się 25 XII 1920 roku w Luberadzu na terenie ziemi ciechanowskiej, jako syn Stanisława i Czesławy z Wierzczyńskich. Jego ojciec do 1928 r. pracował w charakterze stelmacha w majątkach ziemskich a następnie prowadził własne gospodarstwo rolne, z chwilą odziedziczenia, go po teściach. W 1925 r. umiera, matka., pozostawiając troje dzieci. Ojciec żeni się powtórnie. Z małżeństwa tego rodzi się dwoje dzieci. Sytuacja rodzinna w domu staje się coraz trudniejsza. Nerwowość macochy wprowadza, w życie atmosferę napięcia i konfliktów. Modest uczęszcza do szkoły powszechnej oddalonej od miejsca zamieszkania o 5 km. Czas ma całkowicie wypełniony nauka w szkole, odrabianiem lekcji, wykonywaniem dorywczych prac w gospodarstwie oraz czytaniem książek. Już wówczas przejawia duże zainteresowanie nauką i otaczającym Go życiem. Okres ten zawsze bardzo miło wspominał, jako nie zmarnowany czas, obfitujący w mnóstwo wrażeń dotyczących najczęściej otaczającej Go przyrody D kwitnących drzew owocowych, sosen przysypanych śniegiem, jaskółek wijących gniazda itp. W 1931 r. Modest ulega. wypadkowi. Lejąc wodę do butelki z wapnem nie gaszonym wywołuje wybuch, powodujący poparzenie oczu. Do szpitala w Warszawie zostaje odwieziony dopiero po siedmiu dniach. To opóźnienie w udzieleniu kompetentnej pomocy lekarskiej wywarło zdecydowanie ujemny wpływ, uniemożliwiając uratowanie wzroku. Poparzenie wapnem rogówek spowodowało całkowite ich zbliznowacenie i zmętnienie. Po wielu latach Modest wspominał jeszcze o okropnym bólu,  jaki odczuwał przy odklejaniu powiek od poparzonych wapnem gałek ocznych. w konsekwencji pozostała mu jedynie możliwość rozróżniania najbardziej kontrastowych kolorów i poczucie światła. W tym czasie pracownicy Zakładu dla Niewidomych w Laskach podjęli działalność penetracyjną, mającą na celu wyszukiwanie dzieci kwalifikujących się do szkoły specjalnej dla niewidomych. W jej wyniku odnaleziono między innymi i Modesta, którego bezpośrednio ze szpitala, po porozumieniu z rodzicami, zabrano do Zakładu w Laskach. Pierwsze miesiące zostały wykorzystane na naukę pisma brajla oraz wstępną rehabilitację, przystosowującą go do warunków szkolnych i internatowych. Znajomość pisma punktowego bardzo szybko sobie przyswoił, dzięki swej pracowitości i ambicji. Naukę w czwartej klasie specjalnej, siedmioklasowej szkoły powszechnej dla niewidomych rozpoczął we wrześniu 1932 roku. Początkowo miał trudności w zakresie języka polskiego , ponieważ wolno czytał brajla. Posiadane poczucie światła znacznie ułatwiało szybkie poznanie terenu zakładu, a tym samym swobodne chodzenie. W drugim półroczu niczym się już nie wyróżniał od pozostałych kolegów w zakresie osobistej zaradności w życiu szkolnym i internatowym. W następnych latach, dzięki swej systematycznej pracy, zaczął się wybijać i w końcu stał się jednym z najlepszych uczniów. W 1934 roku umiera jego ojciec. Macocha nie wyraża zgody na dalszy pobyt Modesta w szkole, ponieważ nie chce za niego płacić. Zrozpaczony 14-letni chłopiec zwraca się w liście brajlowskim do swego wychowawcy, Henryka Ruszczyca z prośbą o pomoc i ratunek, gdyż chciałby wrócić do Lasek, kolegów i szkoły. Wywiera to natychmiastowy skutek. Henryk Ruszczyc jedzie do Liberadza i przywozi Modesta do Zakładu. Koszt pobytu chłopca będzie od tej chwili pokrywany przez Zarząd Towarzystwa Opieki nad Ociemniałymi w Laskach. Nawiązuje się szczególnie serdeczna przyjaźń między wychowankiem a wychowawcą, która przetrwa aż do końca ich życia. W 1936 r. Modest kończy szkołę powszechną, z wynikiem bardzo dobrym. Uczniowie 7-klasy, na zakończenie swojej nauki, wystawili sztukę Stanisława Wyspiańskiego „Noc listopadowa', wyreżyserowaną przez Zofię Wyrzykowską i Henryka Ruszczyca. Modest występuje w niej w charakterze narratora. W latach 1937-1939 kilkakrotnie bierze udział w słuchowiskach radiowych i w przedstawieniach teatralnych przygotowywanych w Laskach. Na szczególne podkreślenie zasługuje Jego udział w charakterze głównego bohatera Janka w baśni „Za siedmioma  Górami, za siedmioma rzekami' Ewy Szelburg - Zarembiny, przerobionej na sztukę i wystawionej w teatrze letnim w Warszawie oraz w radio. Występy artystyczne wymagały od Niego dużo pracy nad sobą, ponieważ miał naleciałości gwarowe:' chyba' wymawiał „chiba', „cukier”, „cuker'.1936 roku rozpoczyna w Laskach, wspólnie z trzema kolegami, przerabianie programu pierwszych klas ogólnokształcącego gimnazjum. Wykładowcy pochodzili z grona kadry pedagogicznej szkoły w Laskach. W chwilach wolnych od nauki Modest pracuje w warsztatach szczot-karskich i uprawia sport. Do Jego najlepszych osiągnięć w tym zakosie należy zaliczyć:    udział w narodowymi biegu przełajowym /3 Maja/, który w Laskach wynosił 2 km, i zajęcie w nim /1936 r./ pierwszego miejsca uzyskanie w biegu, na 200 metrów 26,5 sek.  osiągnięcie w biegu na 100 metrów i3 sek./biegi odbywały się w trudnych warunkach w zwykłym ubraniu, po „kocich łbach'/. Na szczególne podkreślenie z tego okresu Jego życia zasługuje fakt systematycznego uprawiania treningów biegów długodystansowych, niezależnie od pogody, a nawet i stanu zdrowia. Co roku w czasie wakacji wyjeżdżą do rodzinnego domu, jedynie na kilka dni, w celu utrzymania rodzinnej więzi. Modest jest uczynnym, dobrym kolegą, chętnie pomagającym w nauce. Pogodny, powściągliwy, najczęściej poważny, przejawia tendencje do przewodzenia innym. Jego udział w zabawach jest chętnie widziany przez współtowarzyszy, mimo że cechuje Go rozwaga i opanowanie. Nie umie się bawić żywiołowo W tym czasie rozwijają się w Nim wszechstronne zainteresowania, wśród których na pierwszym planie znajduje się literatura ciekną, historia, i sport. Pasjonuje się piłka nożną,  interesuje się również polityką i rozwojem gospodarczym kraju. Atmosfera Lasek wywiera na Jego osobowość psychofizyczną i moralną decydujący wpływ. Założycielka Zakładu, Matka Elżbieta Czacka,  imponuje Mu zarówno w zakresie uzyskanych osobistych i społecznych osiągnięć, jak również jako człowiek stanowiący   uosobienie pokory i skromności franciszkańskiej. Cele wyznaczone przez Nią stworzonemu przez siebie działowi - działalność charytatywna, tyflologiczno - wychowawcza i apostolska bardzo Mu odpowiadają.. Modest jest pod urokiem Jej autorytetu, powszechnie uznawanego w całym środowisku zakładowym, mimo że nie brakuje w nim ludzi wykształconych i wybitnych. Codzienna obserwacja bezinteresownej, ciężkiej pracy sióstr, przepojonej miłością bliźniego i uzyskiwanych przez nie wyników, utrwaliło w Jego pamięci na całe życie pogląd, że w służbie człowieka tylko taka postawa w działaniu może zapewnić właściwe rezultaty, na miarę wstępujących u niewidomych potrzeb. Laski nauczyły Co uczuciowego angażowania się w każdą, nawet najdrobniejszą sprawę drugiego człowieka, potrzebującego pomocy. Po wielu latach,  już po Jego śmierci, napisze o nim prezes Zarządu Towarzystwa Opieki nad Ociemniałymi w Laskach, Władysław Gołąb następujące słowa: „Modest -Sękowski był dla mnie człowiekiem do gruntu ludzkim. Umiał w sposób wyłączny pochylić się nad. każda, najdrobniejszą bolącą sprawą drugiego człowieka. Przy tej wyłączność i nie tracił z oczu perspektywy widzenia spraw w ujęciu możliwie najszerszym. Te drobne ludzkie bolączki nigdy go nie gubiły, nie wpędzały w ślepy zaułek zagonienia Od września 1938 r. Modest zamieszkuje w Warszawie na ul. Wolność 4 /filia Zakładu dla Niewidomych w Laskach/ i podejmuje naukę w 3 klasie gimnazjum Rejtana. Wybuch II wojny światowej zastaje go w Laskach. Kierownictwo Zakładu podejmuje decyzję ewakuowania niewidomych i części personelu do swego majątku w Żułowie, pow. Krasnystaw. Modest przebywa tu kilka miesięcy, wykonując wspólnie z innymi niewidomymi pomocnicze prace w gospodarstwie rolnym. Po ustabilizowaniu się sytuacji okupacyjnej powraca do Lasek. W czasie wojny Zarząd. Towarzystwa Opieki nad Ociemniałymi w Laskach, mimo olbrzymich zniszczeń, starał się kontynuować swą oświatową i opiekuńczą działalność na rzecz niewidomych. Podstawowym dążeniem wszystkich pracowników Zakładu jest przetrwać okres okupacji, doczekać lepszych czasów, by w przyszłości móc rozwijać dzieło Matki Elżbiety Czackiej. W tej sytuacji każdy pracownik, w tymi również i niewidomy', robi wszystko, co tylko może, aby przyczynić się do realizacji wspomnianych zamierzeń. Modest Sękowski wyróżnia się   w tym zakresie swą aktywnością. Pracuje w szczotkami bo za szczotki Zakład może dostać kartki żywnościowe i odzież. Pomaga w pracy wychowawczej, gdyż wstępują, trudności kadrowe. Koresponduje z wychowankami Zakładu, którzy po wybuchu wojny nie powrócili do szkoły, w wyniku -Jego listów brajlowskich szereg osób w czasie wojny ukończyło szkołę podstawową i rzemieślniczą, zdobywając zawód. Wspólnie z dyrektorem Henrykiem Ruszczycem organizują w 1941 r. koleżeńską, szczotkarską spółkę akcyjną, dającą starszym niewidomym możliwość dodatkowych zarobków, a tym samym poprawę warunków egzystencji. Wspomniana spółka rozpoczyna swą działalność od kapitału 350 zł, składającego się z 35 dziesięciozłotowych akcji. Modest, za pożyczone pieniądze kupuje ich siedem, skupiając w swych rękach 20% wszystkich zasobów finansowych   nowo powstałego przedsiębiorstwa. Przez dwa lata jest Jego pierwszym prezesem. Uzyskiwany ze sprzedaży szczotek zysk dzielony jest miedzy członków, proporcjonalnie do posiadanych akcji. W 1943 r., pod, naciskiem licznej grupy nowo     wstępujących członków, zostaje przeprowadzona reorganizacja, w wyniku której dokonano zmiany na stanowisku, prezesa. Nowy Zarząd zmodyfikował podział zysków, uzależniając go od wyników pracy.' - nie zaś, jak poprzednio,  od ilości posiadanych akcji - podnosząc ich indywidualną wartość do 500 zł. Modest, mimo że był w opozycji, włączył się do pracy Zarządu, całkowicie respektując joto postanowienia. W 1945 r., po zakończeniu wojny, spółka się rozwiązała   a część jej członków wjechała do Lublina organizować spółdzielnię dla niewidomych. Surowce, wyroby gotowe i półfabrykaty na kwotę 180 tys. zł zostały oddane w komis nowo organizowanej spółdzielni, stanowiąc zaczątek zasobów finansowych - środków obrotowych. W latach 1941-1943 występuje u Modesta choroba wrzodowa żołądka. Leczy Go w tym czasie słynny internista warszawski, dr Stanisław Wąsowicz. Pacjent jest wyjątkowo cierpliwy i zdyscyplinowany, ściśle przestrzega wskazań lekarskich, choć wymagały one czasem wyjątkowej woli - np. przez siedem tygodni pił jedynie mleko, nic nie jedząc. Leczenie internistyczne nie dało mimo to pozytywnego wyniku i w 1943 r. Modest poddał się operacji - resekcji żołądka - co z uwagi na trudności okupacyjne wymagało dużej odwagi i determinacji. Po operacji, dzięki staraniom Kierownictwa Zakładu,  a w szczególności dyrektora Henryka Ruszczyca, rekonwalescentowi niczego nie brakuje. Otrzymuje masło, białe mięso i specjalne pieczywo. W tym okresie pogłębia się wzajemna przyjaźń między Modestem a Jego Wychowawcą i Opiekunem. W latach okupacji Modest podejmuje konspiracyjnie naukę w Liceum Rejtana,, zakończoną w 1944 r. pomyślnym egzaminem maturalnym. Ciesząc się pełnym zaufaniem pana Ruszczyca, korzysta z Jego zgody i często wyjeżdża do Warszawy na zebrania młodzieżowych kółek zainteresowań, rekrutujących się spośród uczniów liceum i jego wykładowców. Spotkania odbywają się w prywatnych mieszkaniach, w różnych punktach   Warszawy - m.in. u państwa Grosmanów na Żurawiej. Ich tematyka jest różna - najczęściej są dyskutowane zagadnienia wchodzące w zakres literatury pięknej, historii, sztuki teatralnej, filmowej i inne. Urozmaicane są one recytacjami, muzyką i śpiewem. Te kontakty wywierają na Modesta bardzo silny wpływ i dostarczają, mu wielu przeżyć patriotycznych i estetycznych. W tym czasie wielu pracowników Lasek należy do AK, co dodatkowo powiększa niebezpieczeństwo dla Zakładu. Zarząd Towarzystwa Opieki nad Ociemniałymi... świadomie podejmuje ryzyko, narażając istnienie całej instytucji, gdyż reprezentuje pogląd,  iż postawa patriotyczna obowiązuje wszystkich Polaków bez wyjątku. Znajduje to swój wyraz, między innymi, w zorganizowaniu na jesieni 1939 roku   na terenie Zakładu szpitala wojskowego dla rannych   polskich żołnierzy, a następnie - w 1944 r. - szpitala AK. Wielu spośród sprawniejszych niewidomych, zwłaszcza posiadających resztki wzroku, pracuje w nim wykonując pomocnicze funkcje. Należą do nich Modest Sękowski, Jakub Niewiadomski, Szczepan Kutyła, Mieczysław Miroński, Cyryl Żądło i inni. Modest nosi rannych na noszach z lasu do szpitala, kopie groby dla zmarłych w szpitalu partyzantów, przenosi żywność, odzież, pomaga piec chleb w piekarni itp. Jak wielkie ta działalność dla Zakładu pociąga za sobą ryzyko, wystarczy wspomnieć, że był on dwukrotnie otaczany przez niemiecką żandarmerię, która przeprowadzała szczegółową rewizję, szukając broni. Wiara w Opatrzność Bożą, podtrzymywana i umacniana przez Matkę Elżbietę Czacką, ks. Stefana Wyszyńskiego i inne osoby Dodawała  wszystkim ducha   i zapobiegła panice. Zakład, mimo poważnych strat, jakie poniósł w czasie wojny, odrodził się w latach następnych i jeszcze bardziej rozwinął niż poprzednio Pobyt w Laskach w czasie okupacji był dla Modesta okresem wyjątkowo intensywnej pracy. Rozwija się w Nim skłonność opiekuńcza, przejawiająca się wielokrotnie w stosunku do „młodszych kolegów, w czasie pobytu w szpitalu lub infirmerii, w odniesieniu do chorych leżących w łóżkach obok. Zarażony duchem ofiarności i bezinteresowności sióstr, stara się w ramach swoich możliwości pomagać innym. Dużo obcuje ze starszymi kolegami -  Leonem Lechem i Edwardem Gwiazdą- z którymi często, przy grze w „piętałkę' /rodzaj gry domino/, dyskutuje na temat możliwości społecznego i zawodowego usamodzielnieniami niewidomych. Doktor Włodzimierz Dolański, nauczyciel stały mieszkaniec Lasek, zapoznaje Go przy różnych okazjach z koncepcjami rehabilitacji niewidomych, propagowanymi za granica,. W latach 1943-1944 Modest jest słuchaczem świetnego cyklu wykładów Antoniego Marylskiego /późniejszego prezesa Zarządu Towarzystwa... i księdza./, poświeconego historii rozwoju formacji społeczno -politycznych i spółdzielczych. Po raz pierwszy w tym czasie otrzymuje naukowe przygotowanie do swojej przyszłej pracy. Przeżycia wojenne i okupacyjne rozwijają w Modeście życiowy praktycyzm. W celu zdobycia np. nieosiągalnych w generalnej guberni artykułów, nawiązuje korespondencyjne kontakty ze swymi kolegami Józefem Stroińskim i Zygmuntem Mrozkiem D w wyniku których prowadzi z nimi handel wymienny /nici, cukier, odzież itp/. Wyrabia w sobie zaradność życiową - łatwość nawiązywania kontaktów, dobrą orientację przestrzenną,  odwagę cywilną, pewność siebie i przedsiębiorczość. Dzięki tym działaniom w pracy nad sobą, zapoczątkowanym już przed wojną, Modest uzyskuje wyjątkową sprawność fizyczną i umysłową. Posiadane bardzo szczupłe resztki wzroku - poczucie światła i rozróżnianie kontrastowych kolorów - wykorzystuje racjonalnie, w stopniu maksymalnym i może być w tym zakresie, bez najmniejszej przesady, uznany za wzorzec osobowy. Świetnie się porusza zarówno na terenie Zakładu i jego okolic, jak również w Warszawie. Jako własną przyjmuje zasadę    obowiązującą wówczas w Laskach, że niewidomi powinni dążyć w sposobie życia do jak najmniejszego wyróżniania się spośród ludzi widzących. Odnosiło się to także do orientacji przestrzennej. Długotrwały pobyt wychowanków w Zakładzie, doskonała znajomość topografii terenu podbudowywały tę tezę. Niewidomi bez trudności poruszali się po całym kilkudziesięciohektarowym obszarze Zakładu. Przypisywano wówczas nadmierną rolę kompensacji zmysłów, nie dostrzegając innych uwarunkowań określających dobrą lub złą orientację przestrzenną. Z tego czasu pozostała Modestowi osobista niechęć do białej laski, której do końca życia nie używał. Nie przeciwstawiał się jednak jej wprowadzeniu, z uwagi na wyniki doświadczeń krajowych i zagranicznych. Wykorzystując poczucie światła i cienia oraz kontrast kolorów, bez trudności utrzymywał właściwy kierunek marszruty/, pomagał sobie jedynie poruszaną lekko, trzymaną w ręku gałązką lub kijkiem przy odnalezieniu drzwi, poręczy lub słupa orientacyjnego. Do zawarcia małżeństwa, tj. do roku 1948, chodził samodzielnie, bardzo szybko, z brawurową odwagą. Później przez jezdnię nigdy samodzielnie nie przechodził. Co było przyczyną tej zmiany, trudno ustalić. Jego sprawność na pewno się nie obniżyła - wzrosło natomiast poczucie odpowiedzialności za siebie, swą rodzinę i tworzone dzieło. W Laskach przebywał do 1 października 1945 r. tj. 13 lat, z krótkimi przerwami. Zetknął się w tym okresie z szeregiem wybitnych ludzi, których wpływ zdecydowanie oddziałał na ukształtowanie się Jego postawy społecznej i ideowo moralnej oraz skrystalizowanie światopoglądu. Decydującą rolę w tym zakresie odegrali ks. Władysław Korniłowicz i ks. Stefan „Wyszyński przez swoje homilie. Bezpośredni wpływ wywarli na Niego Matka Elżbieta Czacka, doktor Włodzimierz Dolański i Henryk Ruszczyć - jako wzorce osobowe, z których w przyszłej swej działalności bardzo często brał przykład. Mimo swych rozlicznych zainteresowań, będąc w Laskach uprawiał sport i do końca życia żywo się nim interesował. Tę skłonność rozbudził i zaszczepił u niego w latach. 1932-1936 Leon Krauze, nauczyć i gimnastyki i wychowania sportowego w szkole powszechnej w Laskach, który był prekursorem krzewienia sportu w środowisku niewidomych w naszym kraju. Zamiłowanie do literatury pięknej i do przedmiotów humanistycznych w ogóle wpoił Modestowi Zygmunt Serafinowicz. Wpływ ten odegrał dużą rolę przy wyborze kierunku studiów w Lublinie. Pracując już samodzielnie w Lublinie, Modest często nawiązuje do zasad wyniesionych z Lasek. W swych wypowiedziach lubi stwierdzać, że „wartości życia człowieka   nie mierzy/ się ilością zjedzonych przez niego bochenków( chleba,  ale ilością, i jakością dokonań' /bibl. poz. 17/. W codziennym działaniu realizuje zasadę wypowiedzianą kiedyś przez ks. kard:,. Stefana Wyszyńskiego: „Trzeba wszystko poświęcić, nawet samego siebie i osobistą wygodę, byle ratować człowieka',20/.W lutym 1945 roku Zarząd Towarzystwa Opieki nad Ociemniałymi w Laskach, na prośbę przedstawiciela  -Rządu Lubelskiego- , deleguje na teren Lubelszczyzny Henryka Ruszczy/ca, w celu zorganizowania Ośrodka Rehabilitacji dla Ociemniałych Żołnierzy i innych niewidomych  ofiar ostatniej wojny. Placówka ta w   / : ciągu kilku tygodni zostaje powołana do życia w Surchowie, pow. Krasnystaw. Jej działalność w głównej mierze opiera się o kadrę z Lasek, w skład której wchodzą niewidomi instruktorzy, siostry delegowane z ośrodka laskowskiego w Żułowie i inne osoby. Nakreślając perspektywę rozwoju rehabilitacji zawodowej ociemniałych żołnierzy-, dyrektor Ośrodka, Henryk Ruszczyc, bardzo wcześnie /w pierwszych miesiącach/ stwierdził konieczność powołania do życia Spółdzielni Niewidomych, która korzystając z pomocy państwa i innych instytucji o charakterze. -społecznym mogłaby podjąć problem zapewnienia pracy inwalidom wzroku - absolwentom Ośrodka Rehabilitacji Ociemniałych Żołnierzy, wychowankom szkoły w Laskach /którzy aktualnie bezczynnie tam przebywali, czekając na pomoc w znalezieniu pracy/ oraz innym niewidomym znajdującym się w trudnej sytuacji materialnej, W związku z powyższym, podjął prace przygotowawcze w Lublinie, by zapewnić lokal i wyżywienie dla pierwszej grupy niewidomych, przyszłych założycieli spółdzielni. Z pomocą w tym zakresie przyszedł Mu Wojewódzki Oddział PCK, który na ten cel przeznaczył pięcioizbowe pomieszczenie w Lublinie, przy ulicy 1 Maja 4l , o powierzchni 150 m˛. Jednocześnie zobowiązał się do zapewnienia w pierwszym okresie bezpłatnego wyżywienia i pomocy odzieżowej dla 10Dosobowej grupy. W ten sytuacji do Lublina, na wniosek pana Henryka Ruszczyca, przyjeżdża w dniu 2 X 1945 r., Modest Sękowski, który po krótkim wahaniu przyjmuje propozycję podjęcia zadań związanych z organizacja, spółdzielni, W ślad za, Nim na przestrzeni kilku dni przyjeżdżają z Lasek niewidomi: Jan Jachowicz, Cyryl, Żądło, Stanisław Kailiński, Jan Szpakowski, Mieczysław Zarzecki, Konstanty Szoka, Eugeniusz Bartoszewski D razem 8 osób. Dołączają do nich pan Henryk Ruszczyc i Antoni Rzeszowski /pracownik PCK/, tworząc D zgodnie z wymogami prawnymi D zespół zdolny do powołania spółdzielni. Pierwsze walne zgromadzenie zostaje przeprowadzone w dniu 29 XII.1945 r. W czasie obrad powołano do życia pierwszą spółdzielnię niewidomych w Polsce, pod nazwa. „Spółdzielcze Zakłady Pracy dla niewidomych Inwalidów przy Polskim Czerwonym Krzyżu w Lublinie, z odpowiedzialnością udziałami'. Wybrano Zarząd w składzie Henryk Ruszczyc - społeczny honorowy prezes, Modest Sękowski - członek zarządu, kierownik spółdzielni, Jan Wachowicz - członek zarządu. Po kilku miesiącach do spółdzielni przystąpili dwaj niewidomi z Lasek Stanisław Karwowski i Mieczysław Miroński. W tym czasie rezygnację z pracy w Zarządzie złożył pan Henryk Ruszczyc, dokooptowano natomiast Mieczysława Mirońskiego. Prezesem i kierownikiem spółdzielni został wybrany Modest Sękowski. Przed spółdzielnią, a przede wszystkim' przed jej zarządem, stanęło bardzo trudne zadanie   zapewnienia przedsiębiorstwu właściwego rozwoju i zabezpieczenia niewidomym pracy, a tym samym środków utrzymania. Województwo 1ubelskie było terenem wyjątkowo zaniedbanym, należącym w okresie międzywojennym do tzw. Polski B. Rzadkie   zaludnienie, małe uprzemysłowienie, zła, komunikacja oraz przysłowiowa bieda stanowiły podstawowe cechy tego regionu. Gdy do tego dodamy zaniedbania, społeczne i kulturowe, będziemy mieli zbliżony obraz środowiska, w jakim podjęła pracę pionierska dziesięcioosobowa, grupa inwalidów wzroku. Praktycznie biorąc nie posiadali niczego   co by mogli nazwać swoja własnością. Pracowali i mieszkali w lokalu PCK, produkując szczotki z materiałów oddanych im w komis przez „Laskowską spółkę'. Krótko mówiąc dysponowali  jedynie zapałem i kapitałem pracy. Mimo tych niewesołych perspektyw, prezes dodawał im otuchy podnosił na duchu stwierdzając, że na pewno sobie dadzą rade, przezwyciężą trudności i rozwiną spółdzielnię,  gdyż idea jest słuszna, a tego rodzaju przedsiębiorstwo potrzebne dla dobra licznych rzesz niewidomych Lubelszczyzny i innych. W ciągu pierwszych miesięcy samodzielnej pracy Modest Sękowski korzystał z pomocy pana, Ruszczyca w zakresie nawiązywania kontaktów z miejscowymi władzami państwowych i społecznych instytucji. Przyspieszyło to proces Jego adaptacji w nowych warunkach lubelskich. W październiku 1945 r. podejmuje studia na KUL-u, na wydziale humanistycznym/sekcja, historii/. Był to w zasadzie główny cel, dla którego zdecydował się na przyjazd do Lublina. Organizowaniem Spółdzielni szczotkarskiej dla niewidomych, miał się zająć przejściowo, do czasu znalezienia, innego kandydata na, prezesa. Jak się później okaz a praca ta całkowicie Go wciągnęła, wypełniając Mu życie. Wybór kierunku studiów wynika z Jego zamiłowań humanistycznych, a ponadto z faktu że stosunkowo najłatwiej mógł je pogodzić z pracą społeczną i zawodową. Dzięki swej systematyczności i stale rozwijanym zdolnościom uzyskuje w indeksie same bardzo dobre wyniki. Profesorowie, początkowo nastawieni   do Niego z rezerwą, czasem wręcz niechętnie, później zmieniają, zdanie, stawiając Go za wzór, jako jednego z najlepszych studentów. Z ulicy 1 Maja 4-1, gdzie zamieszkuje w prowizorycznej, spółdzielczej bursie, do uniwersytetu jest około  5km. Przestrzeń tę Modest codziennie przebywa pieszo, ponieważ władze miejskie, zwłaszcza w początkowym okresie 1946 r. nie zdążyły jeszcze zorganizować komunikacji miejskiej. Godzenie pracy społecznej i zawodowej ze studiami w prymitywnych warunkach egzystencji wymaga od Niego ogromnej dyscypliny wewnętrznej i wytrwałości, w sprostaniu postawionym sobie obowiązkom. W tym czasie krystalizuje się -w Jego charakterze cecha maksymalisty - tj. takiego nastawienia psychicznego, w którym człowiek dąży do najlepszego, najbardziej efektywnego wykorzystania każdej chwili swego życia. Osiąga w tym czasie szczyt swej sprawności w zakresie orientacji przestrzennej. Porusza się po ulicach miasta z taką pewnością siebie że wywołuje podziw  i zdumienie u przechodniów, którzy nie wierzą, że jest niewidomy. Swą brawurą w chodzeniu z lat 1945-1948 określi później jako „kuszenie losu'. Jego porządek dnia jest następujący: godziny ranne - studia na uniwersytecie, później załatwianie spraw spółdzielczych w urzędach: w porze obiadowej wraca do spółdzielni na ul. 1 Maja,  informując co udało Mu się załatwić, wysłuchuje relacji 0 przebiegu pracy, wydaje dyspozycje, a następnie wraca na uczelnię. Wieczorem rozpatruje z kolegami bieżące problemy. W pierwszych miesiącach 1946 r., spółdzielnia zostaje zarejestrowana w sądzie i może od tej chwili formalnie prowadzić swą działalność, bowiem posiada osobowość prawną. Sytuacja dziesięcioosobowej załogi jest trudna. Nie ma stałej, systematycznej pracy, ponieważ występuje brak surowców i oprawek szczotkarskich. W 1946 r., założona spółdzielnia spłaca swe zadłużenie w stosunku do członków laskowskiej spółki akcyjnej na wspomnianą już kwotę 180 tys. złotych. Prezes Sękowski w wyniku swych starań, uzyskuje znaczne subwencje z Ministerstwa Pracy i Opieki Społecznej, ze Związku Rewizyjnego Spółdzielni „Społem' oraz z Wojewódzkiego Związku Gminnych Spółdzielni „Samopomoc Chłopska', które przyczyniają się wydatnie do poprawy sytuacji materialnej. Z uwagi na brak własnych środków przewozowych oraz posiadanie bardzo skromnych funduszy, transport surowców i wyrobów gotowych odbywa się w workach, na plecach członków spółdzielni. Wymaga to bardzo dużego wysiłku, czasem wręcz heroizmu. Na przełomie lat 1946/47 prezes organizuje kurs masażu leczniczego i sportowego dla S-osobowej grupy. Trzech Ich absolwentów podejmuje pracę w służbie zdrowia, pięciu natomiast wykonuje nowy zawód dorywczo. W czwartym kwartale 1946 r. prezes powołuje trzyosobową komisję, która zleca opracowanie koncepcji systemu płac spółdzielni. Zespół przewiduje system akordowy stawek płacowych, nie wysuwa natomiast żadnego wniosku w sprawie wynagrodzenia kierownika spółdzielni. Prezes czuje się tym dotknięty i wyznacza sobie pensje we własnym zakresie, w wysokości 6 tys.zł miesięcznie, co odpowiada w przybliżeniu przeciętnym poborom średniego personelu medycznego. Ta decyzja, nieregularne zarobki pozostałych osób oraz niepewna przyszłość spółdzielni, doprowadzają do nieporozumień i pierwszego późniejszego zgrzytu. Na najbliższym walnym zgromadzeniu członków sprawa zostaje wszechstronnie przedyskutowana i rozstrzyga ta w drodze głosowania. Zdecydowana większość uznaje słuszność decyzji prezesa i krytycznie ustosunkowuje się do opozycji. Koledzy - Eugeniusz Bartoszewski i Konstanty Szoka kapitulują. Modest Sękowski nigdy za ich krytyczne stanowisko nie miał do nich żalu uważając, że każdy ma prawo do swojego zdania. Kolegę Bartoszewskiego, który po ukończeniu kursu masażu podjął w Gdyni pracę w służbie zdrowia, zawsze gościnnie zapraszał do siebie. W tym czasie do spółdzielni przyjęto kilku niewidomych z Lubelszczyzny. W 1946 r. tytułem rozliczeń z byłymi członkami laskowskiej spółki akcyjnej Modest Sękowski otrzymuje 21 tys. złotych. Za całą tę sumę, za pośrednictwem znajomych, kupuje 150 kg tytoniu, traktując tę prywatną transakcję jako zabezpieczenie posiadanych pieniędzy przed dewaluacją. Sprzedażą tej „lokaty' /z braku czasu/ nigdy się nie zajął i praktycznie rzecz biorąc' tytoń i pieniądze Mu przepadły. W latach 1946-194-7 wyprofilowały się zręby organizacyjne ogólno inwalidzkiej spółdzielczości. W tej sytuacji prezes Sękowski uniezależnia się od PCK, włączając się do ogólnego,  inwalidzkiego ruchu spółdzielczego. Przeprowadza zmianę nazwy spółdzielni, ustalając ją w brzmieniu następującym: „Spółdzielcze Zakłady Pracy Niewidomych w Lublinie'. W 194-7 r. spółdzielnia przyjęła do pracy biurowej na. stałe panią Zofię Braunschweig, która wykonywała wszystkie prace kancelaryjne i księgowe. W latach 1946-194-9 prezes Modest Sękowski organizuje stałe zaopatrzenie w surowce i oprawki, spółdzielni oraz zbyt jej wyrobów. Początkowo za pośrednictwem sklepu przy ul. 1 Maja 41 . W konsekwencji w 1948 n pracownicy mają zapewniona już stała prace /bez postojów/,Modest Sękowski nasila penetrację całej Lubelszczyzny w poszukiwaniu niewidomych. Organizuje się dla nich pomoc materialna. Pamiętając swoją sytuację szkolną sprzed lat kilkunastu, prezes Sękowski kładzie szczególny nacisk na wyszukiwanie dzieci i pomoc im w załatwieniu formalności związanych z przyjęciem do szkół specjalnych dla niewidomych.15 sierpnia 1948 roku zakłada własną rodzinę, biorąc ślub z panią Zofia, Braunschweig. Ne wrześniu 1948 r. organizuje Wojewódzki Oddział Związku Pracowników Niewidomych Rzeczpospolitej, którego zostaje prezesem zarządu. Organizuje na dużą skalę poszukiwania niewidomych w całym województwie lubelskim. Opracowuje i wydaje krótki biuletyn informacyjny, donoszący o powstałej w Lublinie spółdzielni niewidomych, możliwościach rehabilitacji i pracy. Ta krótka publikacja została rozprowadzona w terenie przez Powiatowe Rady Narodowe oraz za pośrednictwem Kurii Biskupiej przez parafie. W akcji uczestniczyło całe społeczeństwo woj. lubelskiego, przy współudziale PCK. Rozwijała, się typowa, w późniejszych latach praca Związku. Prezes, główny inicjator całej kampanii propagandowej, nie szczędził czasu na rozmowy indywidualne z niewidomymi, prowadząc osobiście poradnictwo i rehabilitację psychiczną. Wychodził naprzeciw ciężkim, ludzkim problemom, starając się w każdym indywidualnym przypadku znaleźć formę pomocy, a przynajmniej dobre słowo pociechy. Chodził po szpitalach i gdy udało mu się odszukać niewidomego, któremu mógł pomóc, szczerze się cieszył. Pamiętał, jak kiedyś Jego samego pracownik Lasek odnalazł w szpitalu. Nie należą w tym czasie do osamotnionych przypadki zapraszania przez Niego do swego mieszkania biednych niewidomych i dzielenia się z nimi kawałkiem. Szczególną wojnę Modest Sękowski wypowiedział żebractwu. W tym celu dokładał starań? by jak najszybciej rozwinąć spółdzielnię, powiększyć jej bazę lokalową i stworzyć stanowiska pracy dla niewidomych. Nie zapomina o propagandzie swoich idei rehabilitacyjnych poprzez radio i prasę. W wyniku tej działalności już w roku 1949 Wojewódzki Oddział Związku Pracowników Niewidomych miał zarejestrowanych   /po niespełna rocznej działalności/ 600 niewidomych, w tym 100 do lat trzydziestu. Modest Sękowski jest nie tylko organizatorem spółdzielczej produkcji i rehabilitacji zawodowej niewidomych, lecz również wybitnym działaczem społecznym i opiekunem wielu inwalidów wzroku, dla których organizuje wszechstronną pomoc. Świetnie sformułował cele swojej działalności w artykule „Niewidomi Lubelszczyzny organizują, się', w którym czytamy „Dążyliśmy/ do tego, b stać się ośrodkiem uświadamiającym coraz szersze kręgi zupełnie zaniedbanych niewidomych Lubelszczyzny/ o ich ludzkiej godności 1 o konieczności przezwyciężenia, zniechęcenia i apatii'. Spółdzielnia zatrudnia już wówczas 18 niewidomych, /początek 1949 r.,/ We wspomnianym artykule autor nawiązuje do hasła doktora Włodzimierza Dolańskiego „Nic o nas bez nas' i formułuje myśl „Tak więc, ostatnia wojna stała się okresem przełomowym w samostanowieniu  b własnymi ruchu ora o sposobie rozwiązania tak palącego problemu,  jakim jest społeczne uaktywnienie niewidomych w Polsce' /bibliog,poz.19/.W tym czasie na terenie naszego kraju rozchodzi się sława wybitnego radzieckiego okulisty, prof. Fiłatowa, który swymi operacjami dokonuje niemal cudów. Prezes Sękowski, licząc się z ewentualnością poprawy wzroku, wybrał się na konsultację do kliniki   okulistycznej w Lublinie z zapytaniem, jakie ma możliwości wyjechania do Związku Radzieckiego na operację. Pracownik odpowiadając Mu stwierdził, że w Jego sytuacji nie widzi możliwości i celowości wyjazdu, natomiast radzi zwrócić się do prof. Krwawicza. Na to prezes machnął ręką i powiedział: „Profesor Krwawicz - niech lepiej się jeszcze pouczy'. Nie wiedział o obecności wspomnianego profesora w pokoju. To była ostatnia próba, jaką podjął w zakresie leczenia swoich oczu. Rozwijająca się na coraz większą skalę Jego działalność społeczna i świadczenie pomocy socjalnej, psychicznej i moralnej dawała Mu satysfakcję,  zadowolenie, poczucie spełnionego obowiązku,' a ponadto autentyczną radość i przyjemność - upewniając Go, że ten charakter pracy jest realizacją życiowego powołania. Obecnie już nie tylko rozumiał i wierzył lecz również czuł całym sercem celowość swej ślepoty. Wyraził to w słowach:  „Dlatego wzrok utraciłem, by ratować innych niewidomych od biedy, załamania, i bezradności' /bibligrafia, poz.17/. Założenie własnej rodziny z panią Zofią przyspieszyło i pogłębiło jeszcze bardziej wszechstronny rozwój Jego osobowości, wpływając na usystematyzowanie i większą dojrzałość życia religijnego. Bliski kontakt z ks. bp. Stefanem Wyszyńskim oraz środowiskiem inteligencji katolickiej, nawiązany za pośrednictwem żony, przyczynił się do wprowadzenia Go w nurt najnowszej katolickiej myśli społeczno-filozoficznej. Dzień pracy rozpoczynał o godz.6,00 od wzięcia udziału we mszy św. Dzięki rodzinie zyskał dom, którego dobrodziejstw w dzieciństwie został pozbawiony. Szczęśliwie doczekał się czterech synów, którzy byli Jego dumą i nadzieją. W żonie znalazł przyjaciela, powiernika, oparcie w chwilach trudnych i pomoc w rozwiązywaniu szeregu problemów w życiu osobistym, społecznym i zawodowym. Małżeństwo odegrało w życiu Modesta Sękowskiego ogromną rolę, przyczyniając się do uzyskania pełnej, życiowej dojrzałości i ułatwiło Mu całkowite zintegrowanie się z załogą swej spółdzielni. Własne doświadczenia i przeżycia pozwalały na lepsze rozumie nie problemów życiowych innych ludzi i udzielanie właściwych wskazówek i pomocy. Wzorem pana Ruszczyca nie ograniczał godzin przyjęć lecz załatwiał swych interesantów niemal o każdej godzinie dnia i nocy. Mimo swej łagodności zdarzało się, że rugał swych petentów za niewłaściwe postępowanie - np. za pijaństwo, rozwiązłość obyczajów czy żebractwo. Każdą reprymendę kończył dobrym słowem, zachęta, do poprawy, często bezpośrednią pomocą. Szczególnie dużo czasu poświęcał niewidomym z dodatkowym kalectwem lub chorym wymagającym większej pomocy. W 1949 r., kończy studia, które pogłębiły Jego kulturę ogólną humanizm praktyczny wykorzystywany w trosce o każdego człowieka, w ofiarnej służbie społeczeństwu. Mimo zdobytej wiedzy miał nastawienie do ludzi i ich problemów raczej społecznika, aniżeli intelektualisty. Z pisania pracy magisterskiej rezygnuje, mimo zachęty profesorów, ponieważ szkoda, mu na nią czasu. Uważa, że lepiej jest każdą chwilę poświęcić dla innych. We wspomnianym już artykule, opublikowanym w październikowym numerze „Przyjaciela Niewidomych' w 1949 r. Modest Sękowski daje wyraz - w Imieniu własnym i założonej spółdzielni - wdzięczności Laskom oraz Henrykowi Ruszczycowi za pomoc w przezwyciężaniu pierwszych trudności, a w szczególności uzyskania, lokalu przy ul. 1 Maja oraz wyposażenia w niezbędny sprzęt do produkcji szczotek. Rozumiał, że wspomniany zakład dla niewidomych przeżywa wyjątkowo trudny okres odbudowy ze zniszczeń wojennych. Sprawa ta zasługuje na podkreślenie, ponieważ zarzucano Mu w tym okresie, że zapomniał o paskach, którym bardzo dużo zawdzięczał. W rozmowach indywidualnych często zwracał uwagę na ich zasługi dla środowiska niewidomych oraz pomoc jaką otrzymała spółdzielnia lubelska. Wie było to, rzecz jasna, na miarę jej potrzeb, lecz innych możliwości zakład nie miał. Z ogromnym uznaniem Modest Sękowski wyraża się w artykule o swoich kolegach i założycielach, podkreślając ich pracowitości poświęcenie się bez reszty dla spółdzielni. Na wyjątkową uwagę zasługuje utrzymywanie przez Niego stałego, bliskiego kontaktu z panem Ruszczycem. W latach 1947-1972 wymienili ze sobą 75 listów i 38 kart. Poruszali w nich sprawy stanowiące przedmiot wspólnych zainteresowań. Były to najczęściej problemy dotyczące pomocy poszczególnym niewidomym w znalezieniu pracy,  ich oprzyrządowania, świadczeń socjalnych, poradnictwa życiowego itp. W korespondencji uwidacznia się wzajemny szacunek, uznanie oraz więź uczuciowa,  jaka występuje między ojcem a synem. Zatrudnienie w biurze spółdzielni pani Zofii Braunschweig, późniejszej żony, umożliwiło wprowadzenie dobrej organizacji pracy administracyjnej w spółdzielni. Posiadanie pracownika zaufanego i kompetentnego zawsze ma duże znaczenie, w    wypadku niewidomych szczególnie. Członkowie spółdzielni mogli liczyć na Jej pomoc zarówno w sprawach służbowych, jak i prywatnych. Ten stan rzeczy jednak długo nie trwał, ponieważ kilka miesięcy po zawarciu małżeństwa członek spółdzielni Mieczysław Miroński zwrócił prezesowi uwagę,  że ze względów formalnych Jego żona. nie powinna pracować w biurze. Pani Zofia odeszła ze spółdzielni, przechodząc do pracy na uniwersytecie. Zarządowi, zwłaszcza na początku, utrudniało to pracę - lecz Modest Sękowski uznał, że kolega Mirońskimiał słuszność. W latach 1945-1950 spółdzielnia, na skutek ciasnoty lokalowej nie miała możliwości rozwoju mimo usilnych starań nie udało się prezesowi uzyskać w tym czasie dodatkowych pomieszczeń. Wyjątkowo trudna sytuacja w Lublinie, spowodowana migracją, ludności ze wsi, zmniejszeniem się ilości mieszkań w czasie wojny, koniecznością, wygospodarowania pomieszczeń dla urzędów, była przyczyną istniejącego stanu rzeczy. Niezależnie od powyższego, wielu urzędników władz miejskich i wojewódzkich nie wierzyło w możliwości pracy niewidomych. Jednak wytrwałe starania prezesa Sękowskiego zostały w końcu uwieńczone sukcesem. Na początku lat 50Dych otrzymuje On dla swego przedsiębiorstwa lokale przy ulicach: Rusałki, Dąbrowskiego i Kunickiego, co pozwala na zwrot Polskiemu Czerwonemu Krzyżowi zajmowanych pomieszczeń. Poprawa bazy/- lokalowej radykalnie wpływa na możliwości rozwojowe spółdzielni. W szybkim tempie wzrasta liczba zatrudnionych, którzy w wyjątkowych wypadkach korzystają z zakwaterowania w bursie. Podjęta jest na dużą skalę działalność kulturalno-oświatowa. Powstają zespoły muzyczne, chóralne, recytatorskie oraz sekcje sportowe. Spółdzielnia uzyskuje doskonałe wyniki ekonomiczne. Powstaje solidna baza do dalszego jej rozwoju na miarę potrzeb licznego środowisk niewidomych. W 1951 r. Wojewódzki Oddział Związku Pracowników Niewidomych Rzeczpospolitej zostaje przekształcony w Polski Związek Niewidomych, Oddział w Lublinie. W 1950 r. spółdzielnia po raz pierwszy organizuje szkolenie przywarsztatowe dla niewidomych   pragnących podjąć pracę. Niezależnie od tego organizuje się zatrudnienie systemem nakładczym. Prezes Sękowski zaczyna wprowadzać, poza szczotkarstwem, nowe branże: metalową i elektrotechniczną. W latach 50-tych  przeprowadza się eksperymenty pozwalające na wypracowanie rozwiązań organizacyjnych i technologicznych przy wprowadzaniu nowych asortymentów produkcyjnych - są to próby znaczące, choć robione na małą skalę. Szereg niewidomych posiadających przeciwwskazania lekarskie do pracy w szczotkarstwie może teraz zarobkować bez szkody dla swego zdrowia. Szybki wzrost liczby niewidomych w PZN i w Spółdzielni stwarza nowe sytuacje, wymagające odmiennych metod pracy. Jest coraz większe zapotrzebowanie na indywidualne poradnictwo, konsultacje i właściwie dobraną pomoc. Prezes nie szczędzi czasu na bezpośrednie kontakty z nowo przyjmowanymi inwalidami, wychodząc z założenia, że w indywidualnych rozmowach najlepiej ludzie się poznają. Stwarza to jednocześnie możliwość doboru drogi rehabilitacji, dostosowanej odrębnie dla każdego niewidomego. W tej pracy/- zdarzają się czasem przykre sytuacje. Na przykład w 1952 r. złożył prezesowi wizytę niewidomy,  inwalida wojenny/, Henryk Kubanek. Będąc w stanie nietrzeźwym, wywołał w biurze awanturę a prezesa, który starał się go uspokoić, uderzył dwukrotnie laską. Tego rodzaju wypadki zdarzają się bardzo rzadko i nie psują harmonii współpracy załogi z kierownictwem zakładu pracy. W 1954 r. Modest Sękowski jest wybrany do Komisji Rewizyjnej Towarzystwa Opieki nad Ociemniałymi w Laskach, a po dwóch latach - tj. w 1956 r. - wchodzi do jego zarządu, gdzie pracuje nieprzerwanie przez 15 lat niemal do śmierci, czyli do 1971 r. Przejawia tu szczególną aktywność w zakresie problemów związanych ze szkoleniem zawodowym i zatrudnieniem niewidomych. Ha tym odcinku działalności współpracuje ściśle z dyrektorem Henrykiem Ruszczycem, pomagając Mu w realizacji Jego eksperymentów. Walne zgromadzenia spółdzielni i jej jubileusze - są okazje, do analizy dotychczasowej pracy i wyciągania wniosków na przyszłość. Działalność spółdzielcza w niczym nie ogranicza Jego aktywności w pracach Polskiego Związku Niewidomych, prowadzonych z coraz większą, dynamiką. Jubileusz 10-lecia spółdzielni jest obchodzony wyjątkowo uroczyście i stanowi okazję do generalnej oceny dotychczasowych osiągnięć. Redaktor  Halina Banaś, w swym sugestywnym artykule„Rezultat woli i wytrwałości', relacjonuje przebieg uroczystości, przytacza między innymi wypowiedź prezesa Sękowskiego „Wszystko to /czyli spółdzielnia/ powstało z „niczego', tzn. z ogromnego wysiłku dziesięciu młodych zapaleńców, którzy przybywszy do Lublina nie posiadali ani własnego lokalu, ani też dostatecznych funduszy, na zakupienie surowca i zorganizowanie kolektywnej produkcji, ponadto we wszystkich swoich poczynaniach natrafiali na wielki opór ze strony lubelskiego społeczeństwa, które niewidomych nie znało, nie rozumiało i nie wierzyło w żadne ich możliwości. Założyciele spółdzielni spełniali i tutaj pracę pionierską, mającą ogromne znaczenie dla całokształtu sprawy niewidomych w Polsce. Autorka pisze następnie: „Najpełniejsze pojęcie o osiągnięciach na tym polu daje wymowne porównanie ob. Sękowskiego, który stwierdza: „Społeczeństwo lubelskie z ugoru, jakim było przed dziesięcioma laty, dziś stało się ziemią żyzną'. Spółdzielnia zamknęła okres 10-lecia czystym zyskiem za rok 1955 „ w kwocie milion trzydzieści trzy tysiące złotych -zatrudniając w tym czasie, według stanu na koniec roku, 128 pracowników - w tym 105 niewidomych. Prezes Sękowski, niezależnie od pracy na rzecz lubelskich niewidomych, podejmuje działalność w instytucjach centralnych w Zarządzie Głównym PZN, w Centralnym Związku Spółdzielczości Pracy, a następnie w Związku Spółdzielni Inwalidów, gdzie jest cenionym aktywistą. Po początkowych trudnościach w nawiązaniu współdziałania z miejscowymi władzami w Lublinie, Modestowi Sękowskiemu udaje się zacieśnić współpracę. Kilku niewidomych w różnych kadencjach wchodzi w charakterze radnych do Miejskiej lub Wojewódzkiej Rady Narodowej - np. Mieczysław Michalak, Marian Ostojewski, Franciszek Cebula, Modest Sękowski. Prezes Sękowski np. jest radnym WRN w latach 1958D1966. W tym samym czasie Jest też członkiem Komisji Rewizyjnej ZUS-u. W obu instytucjach reprezentuje interesy ogólno-inwalidzkie i spółdzielcze, nie tylko niewidomych. W latach 50-tych ma problemy z gardłem, kilkakrotnie przechodzi zapalenie strun głosowych. W roku 1956, wraz z kilkoma kolegami, przebywa na wczasach nad morzem, w Sobieszewie. W czasie kąpieli morskiej Jego koledzy w pewnym momencie słyszą cichy, spokojny głos prezesa Sękowskiego: „Tonę, proszę mi pomóc, ratunku, już nie mogę, nie mam siły, tonę'. Z trudem dopłynął do płytszej wody i wyszedł na brzeg. Przez trzy dni miał żal do kolegów, że mógłby się przy nich utopić, a nikt Mu na pomoc nie pospieszył, Na pytanie dlaczego głośno nie wołał o ratunek, odpowiedział: niedawno chorowałem na zapalenie strun głosowych i lekarz nie pozwolił mi głośno mówić, a tym bardziej krzyczeć. To wydarzenie, zresztą jedno z wielu, charakteryzuje zrównoważenie i opanowanie prezesa nawet w chwilach trudnych. W tym czasie państwo Sękowscy/ mają już czterech synów, co bardzo ich oboje absorbuje. Gospodarstwo domowe z reguły prowadzi parni Zofia, ponieważ występują trudności w znalezieniu na stałe pomocy domowej. Mąż w miarę posiadanego czasu - a ma go niewiele stara się żonie pomagać. Oto jak na ten temat, już po Jego śmierci, wypowiada się sama pani Sękowska:  „Mąż - mówi - żył tylko jednym życiem. Był w pełni pochłonięty pracą społeczną i zawodową, żył i działał dla niewidomych. W ten ogólny nurt wciągnięta była także najbliższa rodzina. Nie przeszkadzało Mu to w pełnym angażowaniu się w sprawy domu, wychowanie synów i gospodarkę domową. To był człowiek idealny. Był dla siebie niezwykle wymagający   - to był pryncypialista i maksymalista. Równocześnie był wyrozumiały dla innych' . W cytowanym artykule Władysław Gołąb pisze dalej:  „Pani Sękowska ze wzruszeniem przypomina sobie, jak to nieraz zastawała męża przy zmywaniu naczyń. Na pytanie czemu to robi, odpowiada: „Po pierwsze sprawia mi to przyjemność, po wtóre niech synowie uczą się włączać w życie domu, niech mają dobry wzór„. Do tej charakterystyki trudno coś dodać lub ująć, między jej wierszami można jednak wyczytać, jaki był podział pracy w prowadzeniu domu. Swój pryncypializm, maksymalizm przenosił również w sferę życia rodzinnego. Dopingował np. żonę, by nie rezygnowała, mimo braku czasu, z pracy naukowej na uniwersytecie, zachęcał do robienia doktoratu, a następnie habilitacji. Przy realizowaniu obowiązków związanych z wychowaniem czterech synów, prowadzeniem gospodarstwa domowego /w tym również - w okresie zimowym -paleniu w piecach kaflowych/, pracy zawodowej i naukowej, wysiłek fizyczny i psychiczny pani Zofii Sękowskiej był ogromny, nieraz na pewno na granicy możliwości. W liście z 15 lutego 1962 r. adresowanym do Henryka Ruszczyca, między wierszami pisze: „Pośpiech jest tyranem mojego istnienia' .Jak z powyższego wynika, w małżeństwie tymi zetknęły się dwie wybitne osobowości, które -przez wzajemne, korzystne oddziaływanie na siebie uzyskały wspaniałe osiągnięcia. Dziś nie można sobie wyobrazić, by prezes Sękowski mógł mieć tak wybitne rezultaty w pracy społecznej i zawodowej bez udziału żony w Jego życiu. W latach 1956/57 środowisko niewidomych pod kierunkiem akty/w1 PZN i Spółdzielczego organizuje Związek Spółdzielni Niewidomych, który powstaje w marcu 1957 roku. Na prezesa aktyw wybiera Modesta Sękowskiego. Jest to dla Niego wyraz powszechnego uznania i szacunku. Prezes Sękowski przyjmując wybór, podejmuje decyzję przeniesienia się z Lublina do Warszawy. W związku z tym składa w Stołecznej Radzie Narodowej papiery o zamianę mieszkania. Jego zastępca, wiceprezes Zarządu Spółdzielni Niewidomych Stanisław Luka, przesyła do władz stołecznych doniesienie, że Warszawa dysponuje dostateczna, ilością, specjalistów, wobec czego nie występuje potrzeba przyjazdu do Warszawy prezesa Sękowskiego na stałe. Powstaje trudności z zamianą mieszkania. W tej sytuacji Modest Sękowski, zwłaszcza gdy się dowiedział o przyczynach wspomnianych trudności, rezygnuje ze stanowiska prezesa Zarządu ZSN. Pozostaje w Lublinie, z ogromna korzyścią, dla swojej spółdzielni. Dziesięcioletnia prac a w Lublinie zamknęła w Jego działalności pewien okres. Została zbudowana solidna, baza do dalszego rozwoju t rozwiązania wszystkich problemów niewidomych zamieszkujących na tych terenach. Spółdzielnia jest jednostką gospodarczą dobrze zorganizowaną , rentowną, przynoszącą - jak na owe czasy - wysokie zyski. Dysponuje prężnym, wyszkolonym,  ideowo zaangażowanymi aktywem. Dojrzała   zatem, do jej intensywnej rozbudowy. W latach 1957-1972 wybudowanych zostaje pięć bloków. W 1959 r. dwa budynki, w których 52 rodziny niewidomych otrzymują mieszkania. W 1963 r., blok produkcyjny o kubaturze 14 tys. mł. W roku 1969   budynek socjalny/ /uwzględniający pomieszczenia lekarskie, stołówkę,  internat/. W 1972 r. zostaje oddany  w Żułowie budynek produkcyjny przewidziany dla niewidomych kobiet, zamieszkujących w specjalnym Domu Opieki, podlegającymi Towarzystwa Opieki nad Ociemniałymi w Laskach. Na podkreślenie zasługuje dobrze przemyślana przez prezesa Sękowskiego i Jego aktyw koncepcja rozbudowy spółdzielni. Najpierw zabezpieczone potrzeby mieszkaniowe dla niewidomych, znajdujących się w wyjątkowo trudnej sytuacji. Następnie stworzono odpowiednie warunki dla rozwoju produkcji, jej reorganizacji i modernizacji. Blok produkcyjny daje możliwość wprowadzenia na dużą skalę nowych branż, stwarzających warunki doboru pracy dla niewidomych, w zależności od ich stanu zdrowia. Budynek socjalny i internat poprawił warunki pracy załogi, a ponadto umożliwił przyjęcie do pracy nowych kandydatów nie posiadających możliwości zamieszkania /poza bursą/. Obiekt produkcyjny w Żułowie umożliwił zatrudnienie niewidomych kobiet, stwarzając im, obok uzyskiwanych zarobków, szanse zdobycia podstaw do otrzymania rent lub emerytur. Niezależnie od powyższego, praca dla wielu osób w tym wypadku spełnia rolę terapii zajęciowej. Wyjątkowe komplikacje nastąpiły w 1963 r. w momencie oddawania bloku produkcyjnego do użytku. Władze Związku Spółdzielni Inwalidów postanawiają zabrać jedną, kondygnację i ulokować w niej spółdzielnię ogólno inwalidzką. Spółdzielnia Niewidomych nie zgadza, się na wprowadzenie wspomnianego lokatora. Zapadają, w tej sprawie uchwały Walnego Zgromadzenia spółdzielni i Rady nadzorczej. Prezes Sękowski w oparciu o nie podejmuje walkę. Zarząd Związku Spółdzielni Inwalidów w Warszawie wystosowuje pismo do rady nadzorczej Spółdzielni,  sugerując zwolnienie z pracy prezesa za brak subordynacji, polecając jednocześnie oddanie części budynku.    Dzięki poparciu państwowych władz terenowych Lublina oraz Wojewódzkiego Komitetu PZPR, batalia o cały budynek zostaje wygrana. W walce tej prezes wykazał rozum, odwagę i determinację. Przyszłość w pełni wykazała słuszność uporu spółdzielni, gdyż budynek już po trzech latach był za ciasny. Zgodnie z apelem ONZ, Ministerstwa Zdrowia i Opieki Społecznej, Zarządu Głównego PZN i Zarządu Spółdzielni Niewidomych, prezes Sękowski wspólnie z profesorem Krwawiczem organizuje w 1962 r. na terenie Lubelszczyzny Komitet Zapobiegania Ślepocie. W ty zakresie jest organizowana energiczna działalność propagandowa i lekarska, obejmująca swym zasięgiem najdalsze zakątki województwa. Zarządy/ Okręgu PZN i Spółdzielni biorą w tej akcji żywy udział. Spółdzielnia pokrywa część kosztów. Uznając słuszność założeń Towarzystwa Walki z Kalectwem, prezes Sękowski zapisuje się na członka i podejmuje współpracę z nim na terenie Lublina. Lata 1963-1972 to okres wzmożonej działalności kierownictwa spółdzielni    - przy reorganizacji produkcji i wprowadzania nowych asortymentów. W jej wyniku szczotkarstwo przestaje odgrywać główną rolę i obecnie jego roczna wartość stanowi 20% całej produkcji. Jan Mróz w artykule „Słowo o Lublinie'/ z uznaniem wypowiada się o reorganizacji zarządu spółdzielni i wprowadzeniu działu administracyjno handlowego Ryszard Dziewa w swej publikacji „Nowe asortymenty' /bibl.poz.9/ analizuje szybkie tempo modernizacji produkcji, podkreśla z uznaniem wprowadzenie wytwarzania bezpieczników samochodowych, palników do pieców łazienkowych, wyłączników do pralek i rozgałęźników. Spółdzielnia w tym okresie rozwija swój eksport do obydwu stref dewizowych D rublowej i dolarowej. Z małego przedsiębiorstwa w krótkim czasie staje się dużym zakładem pracy, zatrudniającym ponad 700 osób. /Dziesięć   lat   później już zatrudnia 870 osób, w tym 487 niewidomych/.Modest Sękowski nasila swą współpracę z panem Ruszczycem, współdziałając z Nim w realizacji szkolenia zawodowego niewidomych z uszkodzeniami kończyn górnych. Pięciu z nich zatrudnia w połowie lat-60-ych. Bez Jego pomocy eksperyment by się nie udał, gdyż żadna spółdzielnia na terenie kraju nie miała odwagi ich przyjąć do pracy. A oto co mówi na ten temat Wincenty Mierzejewski, jedna ze wspomnianych osób. „Tym śmiałym człowiekiem, który nie bał się takich ludzi jak ja, był prezes Modest Sękowski1/. Początkowo pracowali wykonując lichtarze, a następnie zaciskacze do transfuzji krwi, które produkowane są do chwili obecnej. Niezależnie od przytoczonej wypowiedzi, Wincenty Mierzejewski, w reportażu Małgorzaty Sawickiej, dalej wypowiada się w sposób następujący:' Prezes Sękowski - zresztą nie tylko On - potrafił ludzi jakoś tak ustawić, że ci ludzie po prostu wytwarzali przyjemną atmosferę dla nas. To dodawało nam jakiejś otuchy, jakiejś siły. Wierzyliśmy, że Ci ludzie chcą nam pomóc'. Należy dodać, że eksperyment był trudny zarówno dla szkolących, jak i inwalidów oraz spółdzielni. Omawiany przypadek jest najwyższym osiągnięciem rehabilitacyjnym i humanitarnym,  świadczącym dobitnie, do czego jest zdolna miłość człowieka. W spółdzielni lubelskiej jest znacznie więcej tego rodzaju przykładów. Obecnie pracuje około 10 niewidomych z uszkodzeniami kończyn górnych, nie licząc znacznej liczby osób z dodatkowym inwalidztwem .Prezes Sękowski działał i pracował na rzecz całego środowiska, niezależnie od przynależności organizacyjnej lub zawodowej. Spółdzielnia często pomagała Polskiemu Związkowi Niewidomych organizacyjnie i finansowo /podobnie jak to ma miejsce i obecnie/. Prezes Sękowski jest uznany za szefa całego środowiska niewidomych na Lubelszczyźnie. Charakterystyczna jest Jego metoda postępowania z podległym sobie personelem. Marian Ostojewski w swym artykule / pisze: „Nie nakazywał, lecz prosił'. W swym postępowaniu z ludźmi, zarówno podległymi jak i zwierzchnikami, miał zawsze odwagę cywilną głoszenia poglądów zgodnych ze swym przekonaniem. W działaniu cechowała Go rozwaga, konsekwencja i uczciwość. Ze swymi przekonaniami religijnymi nigdy się nie kryje. Każdy wie, że jest człowiekiem praktykującym, głęboko religijnym. Budzi powszechny szacunek i uznanie. Uzyskiwane sukcesy zawsze przypisuje środowisku i kierowniczemu aktywowi, bez którego,  jak mówi On sam, nic by nie osiągnął. Ostatnie lata życia to finisz Jego działalności i pracy. Robi wrażenie,  jakby przeczuwał bliski swój koniec, w związku z czym stara się zrobić jak najwięcej. Jest to okres całkowicie odmienny niż pierwsze dziesięciolecie w Lublinie. Dopracowuje się zgodnego, dobrze współpracującego aktywu środowiskowego. Redaktor Szczygieł tak oto Go charakteryzuje: „Środowisko Lubelskie niewidomych wyróżnia się szczególnie sympatyczną atmosferą, harmonijnym współżyciem i co najważniejsze, pozytywną postawą wobec spraw własnych i społecznych'. „Niewidomy spółdzielca' w swym artykule informuje/:'Bezpośredni sposób bycia i prawdziwa życzliwość dla wszystkich powodowały, że do Modesta Sękowskiego napływało stale wielu ludzi szukających pomocy i rady w rozwiązywaniu najtrudniejszych spraw życiowych. Jego takt, wiedza i spokój niejednemu pozwoliły odnaleźć własną drogę. Dzięki swej całkowitej bezinteresowności w licznych kontaktach z władzami Modest Sękowski uzyskiwał pomyślne załatwienie wielu trudnych, często bardzo skomplikowanych problemów środowiska i poszczególnych jednostek'. Dalej pisze:  „Ta ogromna troska o wszystkich i wszystko, którą Modest Sękowski dawał nam przykład prawdziwego społecznikostwa na zawsze głęboko  zapadła w serca tych, którzy mieli możność obcować z Nim i uczyć się od Niego' .Prezes Sękowski swoja, funkcję kierownika spółdzielni traktuje bardzo poważnie, nie ograniczając jej jedynie do funkcji zarządzania. Wychowuje jej członków w duchu jedności,  solidarności i wzajemnego zaufania. Osobiście co kilka dni składa przez radiowęzeł relację o załatwianych sprawach i uzyskiwanych przez załogę wynikach produkcyjnych. Przyjmując do spółdzielni nowego pracownika, dokonuje za pośrednictwem radiowęzła jego prezentacji całej załodze. To postępowanie przyczynia się do rozwijania wzajemnych więzi między kierownictwem a szeregowymi członkami. W 1970 roku Mieczysław Miroński publicznie skrytykował tę praktykę prezesa, zarzucając Mu, że się kompromituje, a przekazywane przez Niego informacje nie interesują pracowników. Ta krytyka sprawiła Modestowi Sękowskiemu ogromną przykrość - tym bardziej że się z nią nie zgadzał. Przyszłość wykazała, że miał rację. Jego następca, nie doceniając tej formy działania wychowawczego, przestał ją na co dzień stosować. Obecnie ogół załogi odczuwa jej brak, ponieważ nie orientuje się na bieżąco w aktualnej problematyce swego zakładu pracy. Mimo swych licznych obowiązków społecznych i zawodowych prezes utrzymuje kontakty ze swymi kolegami i koleżankami z czasów szkolnych, których odwiedza przy nadarzających się okazjach. Na temat stosunku prezesa Sękowskiego do innych osób w szeregu publikacjach wypowiadają się Jego współpracownicy i znajomi. Kilka z nich, najbardziej charakterystycznych przytaczam poniżej: „Żartował chętnie, choć umiarkowanie, mówił cicho i łagodnie, miał urzekający sposób mówienia, uśmiechał się lekko i łagodnie. Nie nakazywał, lecz prosił, sugerował, że tak a tak było by lepiej. Działał środkami ubogimi, działał nie uczonością, lecz życzliwością, głos cichy, jasny, harmonijny, nie było w nim nic z natarczywości, a jednak był nieustępliwy. Przeszedł dobrze czyniąc.' Leszek Prorok /.Z przemówienia prezesa Sękowskiego na zjeździe Okręgu w Lublinie 1966 n:  „Potrzeb istnieje bardzo dużo, niewidomi to nie jedyni ludzie, którzy cierpią, niedostatek z powodu swojej mniejszej zaradności i sprawności fizycznej. Są jeszcze inni, a pomocy udzielić trzeba wszystkim. Dlatego nie zawsze może ona jest szybka i dostateczna'. Autor posłużył się przykładem bochenka, który należy dzielić sprawiedliwie, ale jednocześnie i tak, by przez nadmierne dzielenie nie rozkruszyć go i nie zmarnować  . Władysław Gołąb   w artykule „Zagadka wielkości    - wspomnienie o prezesie Sękowskim'    przytacza następujące wypowiedzi: Mieczysława Mirowskiego:  „Wrogów nigdy nie likwidował. Można Mu było nawet nawymyślać, a mimo to, gdy przyszła potrzeba, zawsze liczyć na Jego pomoc. Potrafił z każdym znaleźć wspólny język - z człowiekiem prostym i naukowcem, dzieckiem i dorosłym'. Tadeusza Niedziałka: „Był życzliwy dla wszystkich, a jeżeli miał wrogów, to byli nimi ludzie nienormalni'. Podobnie wypowiada się Franciszek Cebula:  „To był człowiek nieprzeciętny,  świadczył nawet tym, którzy byli Mu nieżyczliwi' .Modest Sękowski już w czasie swego życia był doceniany i wyróżniany przez władze państwowe i społeczne oraz własne środowisko w którym żył i dla którego pracował. Znalazło to m.in. swój wyraz w przyznaniu Mu licznych odznaczeń. Otrzymał: Medal X-lecia PRL, Medal 1000-lecia, Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski, Krzyż Oficerski Orderu Odrodzenia Polski, złote honorowe odznaki: TPD, PKPS, Związku Ociemniałych Żołnierzy PRL, PZN, PCK. Na podkreślenie zasługuje fakt, że nigdy o żadne odznaczenia i wyróżnienia nie zabiegał. Redaktor Szczygieł w swymi artykule „W środku lata'/ napisał: „Cieszył się wielkim szacunkiem wśród nas wszystkich, ale cieszył się jeszcze czymś, co jest ponad szacunkiem, na co nie każdy aktor czy artysta potrafi sobie zasłużyć. Był kochany'. Chyba najlepiej scharakteryzowała prezesa Sękowskiego dr Halina Sawicka, mówiąc: „To był człowiek tak pełen niezwykłego czaru, że trudne Mu było cokolwiek odmówić'. Z okazji 30-lecia spółdzielni prezes Jan Ujma, omawiając za-sługi swego zmarłego poprzednika stwierdził między innymi: Jego wiara w lepsze jutro, w pomyślną realizację zamierzeń, mobilizowała wszystkich do coraz większego wysiłku. Dynamicznie wzrastała liczba zatrudnionych niewidomych oraz ilość i jakość wykonywanej produkcji' s.Z przytoczonych wypowiedzi wynika zgodność oceny wyjątkowych cech osobowych prezesa Sękowskiego oraz zasług dla spółdzielni i społeczeństwa. Jego ciężka choroba i śmierć okryła wszystkich głęboką żałobą. Dyrektor Szczygieł wyraził stosunek przyjaciół i kolegów do zmarłego w słowach:  „Wszystkim się zdaje, że On nie umarł, lecz tylko pojechał w daleką podróż. Będziemy o sobie pamiętać pomimo rozstania, nie może bowiem umilknąć bez echa mocne i dobre serce prawdziwego człowieka'