Eksperymenty do dziś aktualne

     Adolf Szyszko  

1.

 "Pochodnia" wielokrotnie pisała już o zmarłym przed 20 laty Henryku Ruszczycu, mimo to sądzę, że Jego postać wymaga w dalszym ciągu szerokiej popularyzacji, zwłaszcza dzięki eksperymentom, które dzisiaj mogą być z powodzeniem wprowadzane w życie. Dla przypomnienia podam kilka charakterystycznych szczegółów z Jego biografii. W wieku 29 lat, tj. w 1930 roku, po kilku próbach ustabilizowania się w życiu, trafił do Zakładu dla Niewidomych w Laskach. Wpływ Matki Elżbiety Czackiej, księdza Władysława Korniłowicza oraz Sióstr Franciszkanek Służebnic Krzyża, współdziałających na co dzień z personelem zakładu, ukształtował Jego życie religijne. W wychowaniu niewidomych, a następnie w ich rehabilitacji zawodowej przyswoił sobie zasadę, że każdemu człowiekowi, a tym samym i niewidomemu, Bóg daje tyle zdolności i łaski, by mógł sprostać czekającym go życiowym zadaniom. To przeświadczenie wyraźnie miało wpływ na Jego pogląd co do możliwości zawodowych niewidomych. Uważał, że przy odpowiedniej pomocy ze strony widzących przyjaciół, organizacji i wyposażeniu stanowiska pracy, oraz właściwemu przeszkoleniu i należytej postawie, nie ma takiej czynności, której by niewidomy nie mógł wykonać. Na tej zasadzie ukształtował się Jego optymizm, który legł u podstaw wszystkich jego eksperymentów. Nie wszyscy zdawali sobie sprawę z trudności, na jakie Henryk Ruszczyc napotykał nawet ze strony najbliższego otoczenia w Laskach. Jednak dzięki swej wierze oraz uporowi na ogół zwycięsko wychodził z walki ze swymi oponentami, realizując krok po kroku ideę rozszerzania wachlarza możliwości pracy niewidomych. W drugiej połowie lat 30. wzbogaca swe doświadczenia, prowadząc w Laskach warsztaty szczotkarskie i koszykarskie, a ponadto eksperymenty z garncarstwem. Na początku okupacji niemieckiej organizuje rehabilitację ociemniałych żołnierzy  ofiar wojny 1939 roku  oraz od nowa warsztaty szczotkarskie, ułatwiające zakładowi przetrwanie wojny (poprzednie uległy całkowitemu zniszczeniu na skutek działań wojennych).Począwszy od 1945 roku, zajmuje się organizowaniem ośrodka szkoleniowego dla ociemniałych żołnierzy w Surhowie, a następnie w Głuchowie i Jarogniewicach, po czym przechodzi do Ministerstwa Pracy i Opieki Społecznej, wywierając znaczący wpływ na ukształtowanie się systemu szkolnictwa zawodowego. Pod koniec lat 40. wraca już na stałe do Lasek, gdzie przeprowadza szereg eksperymentów, wykazujących skalę możliwości pracy inwalidów wzroku. Organizuje w Zakładzie dla Niewidomych w Laskach, obok warsztatów szczotkarskich, pracę w dziewiarstwie, uwieńczoną powołaniem w Warszawie Spółdzielni Pracy Rękodzieła Artystycznego "Nowa Praca Niewidomych". Z powodzeniem też przeprowadza eksperymenty pracy przy ręcznej i mechanicznej obróbce metalu, w stolarstwie, elektrotechnice, w różnych rodzajach montażu. Nie wszystkie wyniki Jego działań udało się wprowadzić w produkcji przemysłu państwowego i spółdzielczego, gdyż po prostu, nie dysponując dostatecznym personelem, sam nie był w stanie zrealizować wszystkich zagadnień. Pamiętać ponadto musimy, że na pomyślny wynik końcowy, tj. zatrudnienie, miała wpływ koniunktura. Niektórzy współpracownicy i obserwatorzy Jego eksperymentów odnosili początkowo wrażenie, że są to pomysły maniaka, człowieka upartego i nieodpowiedzialnego. Później przekonali się, że nie mieli racji. Henryk Ruszczyc swą pracę traktował jako życiowe powołanie, wyznaczony przez Boga cel istnienia. Do każdego eksperymentu przygotowywał się bardzo gruntownie. Najogólniej ujmując, sprowadzały się one głównie do trzech zagadnień, ustawionych w następującej kolejności: rozpoznanie możliwości zatrudnienia po ukończeniu projektowanego szkolenia, program szkolenia w danej branży (szczegółowo opracowany), właściwy dobór uczniów przewidzianych na kurs. Funkcji menedżera przypisywał ogromną rolę, z uwagi na fakt, że od niej zależało zrealizowanie najważniejszego celu, tj. zatrudnienia absolwenta i jego adaptacji w środowisku pracy i miejscu zamieszkania. W naszym Związku często nie doceniamy tej funkcji, a tym samym potrzeby zatrudnienia odpowiednich pracowników. Można się zgodzić, że w wyjątkowych przypadkach bardzo zdolni i zaradni inwalidzi wzroku są w stanie sami sobie poradzić. Jednak większość wymaga pomocy, tym bardziej że spółdzielnie niewidomych do pracy nie przyjmują. Pomyślne zatrudnienie w tak zwanych warunkach naturalnych wymaga przezwyciężenia znacznie większych trudności i lepszego przygotowania. Dotyczy to zarówno niewidomych kandydatów do zatrudnienia, jak i osób pomagających. Wypada przypomnieć, że zanim rozwinęła się na większą skalę spółdzielczość niewidomych, mieliśmy w przemyśle państwowym zatrudnionych około tysiąca inwalidów wzroku. W tym czasie funkcję menedżerów w znacznym stopniu pełnili pracownicy wojewódzkich urzędów, jak również kilka specjalistów w Ministerstwie Pracy  i Opieki Społecznej. Ta forma pomocy stopniowo zanikała, a wraz z rozwojem spółdzielczości inwalidzkiej zmniejszały się też możliwości pracy w środowisku ludzi widzących. Inwalidzi coraz rzadziej mogli wybierać pracę zgodną ze swymi kwalifikacjami i zamiłowaniami, natomiast coraz częściej byli zatrudniani na stanowiskach, które im oferowano. Henryk Ruszczyc bolał nad tą tendencją i starał się jej przeciwstawiać poprzez poszukiwanie nowych zawodów. Zawsze pamiętał, że najlepsze koncepcje, pomysły lub plany nie mają większej wartości, o ile nie są realizowane. Z tego też tytułu za wszelką cenę starał się zapewnić pracę absolwentom szkoleń. W wyniku Jego bezpośredniego działania zostało zatrudnionych co najmniej 500 niewidomych, niezależnie od tych, którzy znaleźli pracę dzięki pośredniemu oddziaływaniu przez resorty, urzędy wojewódzkie i inne instytucje. Ta konsekwencja w działaniu powinna być stosowana w bieżącej pracy również i przez nasz Związek, który często swych uchwał i innych postanowień nie realizuje. W następnych artykułach omówię szczegółowo wyniki prowadzonych przez Henryka Ruszczyca eksperymentów i ich aktualność w chwili obecnej. Mam nadzieję, że niejednemu z naszych działaczy ułatwi to podjęcie nowych rozwiązań organizacyjnych, służących rehabilitacji   zawodowej niewidomych.

 (2.)  

     Indywidualny program szkolenia zawodowego, a następnie zatrudnienia niewidomych i niezbędnej pomocy, był wynikiem starannego przemyślenia sprawy przez Henryka Ruszczyca, w konsultacji z zainteresowanymi uczniami. Z chwilą opuszczenia murów szkolnych przez wychowanka nie kończyło się zainteresowanie jego dalszymi losami. Absolwenci korzystali z indywidualnych porad, a nieraz i z materialnej pomocy. Zanim zapadała ostateczna decyzja o wyborze zawodu, była ona poprzedzona dokładną analizą możliwości psychofizycznych i intelektualnych danego ucznia, jego warunków rodzinnych i środowiskowych, z których wynikała ostateczna koncepcja. Planując wspólnie z uczniem otwarcie warsztatu rzemieślniczego, trzeba było między innymi wziąć pod uwagę, z czyjej pomocy będzie mógł korzystać w codziennej pracy, czy będzie miał lokal i pieniądze  oraz jaki jest przewidywany popyt na jego wyroby lub usługi.  Przewidując pracę w przemyśle państwowym, należało przełamać nieufność zakładu pracy, stosując, obok perswazji, pokaz możliwości niewidomego. Łatwiejszym zagadnieniem była sprawa zapewnienia pracy w spółdzielniach niewidomych, ale w tych przypadkach Henryk Ruszczyc obawiał się ujemnego wpływu tzw. gett środowiskowych, zwłaszcza w odniesieniu do zdolnych i zaradnych niewidomych, którzy woleli pracować wśród widzących. Szybko rozwijająca się w naszym kraju spółdzielczość niewidomych oraz jej potencjał finansowy, stwarzający możliwość świadczeń socjalno-rehabilitacyjnych, była ogromną konkurencją dla koncepcji zatrudnienia w zakładach państwowych. Henryk Ruszczyc nie bardzo wierzył w trwałość wyjątkowo korzystnej koniunktury w rozwoju spółdzielczości, a co za tym idzie  w możliwość zatrudnienia w spółdzielniach wszystkich inwalidów wzroku oczekujących na pracę. Jak się obecnie okazało, miał rację. Szkolenie zawodowe prowadzone w Laskach starał się podporządkować głównemu celowi przyszłej pracy. Dążył do tego, by każdy absolwent szkoły miał opanowane dwa zawody, gdyż jak twierdził, nigdy nie wiadomo, co ostatecznie będzie się robiło. Wysoki poziom szkolenia w Laskach miał zapewnić większą konkurencyjność zawodową. Niezależnie od powyższego, starał się stworzyć warunki, by uczeń mógł wybrać kierunek szkolenia i pracy, zgodnie ze swoimi zamiłowaniami i możliwościami. Praca według założeń szkoły powinna dawać zadowolenie i satysfakcję. Stąd tendencja do poszukiwań stanowisk pracy nie tylko w spółdzielniach. Dużą wagę przywiązywano do rozwijania pracowitości i sumienności  cech wynikających z chrześcijańskich zasad moralnych. Najogólniej ujmując, możliwości pracy przewidywano w przemyśle państwowym i spółdzielczym. W indywidualnym rzemiośle produkcyjnym, i usługowym, w handlu, administracji państwowej i spółdzielczej oraz w innych instytucjach, w których niewidomy, dobrze przygotowany do pracy, mógłby wykonywać swój zawód. W połowie lat 30. powierzono Henrykowi Ruszczycowi reorganizację i kierownictwo warsztatów, prowadzonych wówczas w dwóch branżach: koszykarskiej i szczotkarskiej. Na podstawie poczynionych obserwacji doszedł on już wówczas do wniosku, że koszykarstwo prowadzone w zakładach produkcyjnych jest jako zawód dla inwalidów wzroku nieopłacalne, gdyż niewidomi nie są w stanie osiągnąć wydajności równej ludziom widzącym. Wystarczy wspomnieć, że w czasie wojny w niemieckich warsztatach koszykarskich obowiązywała 2,5_godzinna norma dla wyrobu koszy z zielonej wikliny na kartofle, o objętości odpowiadającej 50 kg ziemniaków. Natomiast wprawiony niewidomy koszykarz na wykonanie takiego kosza potrzebował od 4 - 4,5 godziny. Nie oznacza to, że koszykarstwo należy jako zawód dla niewidomych zdyskwalifikować, bowiem w tym zawodzie inwalida wzroku może być całkowicie samodzielny. Mogą w nim pracować zarówno kobiety, jak i mężczyźni, fizycznie słabi i silni, całkowicie niewidomi i słabowidzący. Zależnie od zdolności i zastosowanego surowca, można wykonywać drobne wyroby galanteryjne, jak i kosze z grubej wikliny, do celów gospodarczych. Produkcja tego typu może być wykonywana chałupniczo w miejscu zamieszkania. Urządzenie warsztatu nie wymaga większych nakładów finansowych, a jego koszt może się zmieścić w granicach 2_#3 milionów złotych. Przeszkolenie niewidomego do wykonywania 3_#4 rodzajów najpopularniejszych koszyków gospodarczych nie powinno trwać dłużej niż 2_#4 tygodnie, zależnie od zdolności i przeznaczonego a ten cel czasu. W prowadzonym w Laskach szkoleniu kładziono nacisk na przyswojenie sobie przez ucznia wszystkich podstawowych czynności, związanych z wyrobem koszy, by w przyszłości mógł być całkowicie samodzielny. W związku z tym założeniem uczniowie wycinali wiklinę na plantacji, sortowali ją i korowali. Sami projektowali kształt koszy, wykonując do ich sprawdzania mierniki oraz szkielet, zapewniający właściwą formę. Na podstawie laskowskich doświadczeń można bez obawy wprowadzić koszykarstwo do masowego szkolenia niewidomych, przewidując kilka poziomów, zależnie od przeznaczonych na ten cel środków i występujących potrzeb. Nie możemy obecnie zapewnić pracy wielu niewidomym, ponieważ spółdzielnie borykają się z dużymi problemami finansowymi. Myślę, że tworzenie niewidomym możliwości chałupniczej pracy na własny rachunek złagodziłoby częściowo trudną sytuację. Wykonywane wyroby chałupnicy sprzedawaliby we własnym zakresie swoim sąsiadom lub na jarmarkach, korzystając z pomocy rodziny. W szkołach zawodowych koszykarstwo powinno być prowadzone wielopoziomowo. W latach poprzedzających szybki rozwój spółdzielni niewidomych, w nauce szczotkarstwa, podobnie jak to miało miejsce w odniesieniu do koszykarstwa, zwracano również uwagę na wykonywanie wszystkich czynności związanych z wyrobem szczotek. Niewidomi nie tylko nawlekali pęczki w otwory oprawek, ale przygotowywali surowiec i wykańczali gotowe wyroby, nawet łącznie z politurowaniem szczotek galanteryjnych. Henrykowi Ruszczycowi zależało na tym, by niewidomy znał się dobrze na produkcji szczotkarskiej i w razie potrzeby, prowadząc własny warsztat, umiał nim kierować, wykorzystując siłę najemną. W późniejszym okresie szkoła przewidywała szczotkarstwo dla niewidomych opóźnionych w rozwoju. Po udanych w latach 30. próbach w pracy przy wyrobie glinianych garnków, eksperymentów tych nie prowadzono w późniejszym okresie, ponieważ praca ta była nieopłacalna, z uwagi na szybki rozwój produkcji przemysłowej.

   3.  

       W okresie powojennym w szkoleniu zawodowym duże znaczenie w Laskach przywiązywano do nauki dziewiarstwa. Na tę decyzję składało się kilka czynników, z których najważniejsze wymienię: Pomyślne doświadczenia w nauce dziewiarstwa i późniejszej pracy uzyskiwali niewidomi w krajach zachodnich, głównie w Anglii, Szwajcarii, Niemczech i innych. Pozytywne osiągnięcia, choć sporadyczne, mieliśmy również i w Polsce. Dziewiarstwo jako zawód daje niewidomemu dużo zadowolenia,  pozwalając na wytwarzanie efektownych, potrzebnych wyrobów, z możliwością wywierania wpływów na ich wzory i fasony. Niezależnie od powyższego, w końcu lat 40 i w latach następnych, aż do roku 1989 występował na rynku niedobór ładnych, dzianych wyrobów. Z tego tytułu był na te artykuły popyt  występowała dobra koniunktura. Dzięki specjalnej organizacji pracy, wyroby te, wykonywane przez niewidomych zarówno w warsztatach szkoleniowych, jak i później w spółdzielniach, osiągały bardzo dobrą jakość, a produkcja warszawskiej spółdzielni "Nowa Praca" wysoki poziom artystyczny. Uzyskane doświadczenia wskazują na ogromne możliwości inwalidów wzroku. Niestety, w ostatnich latach w naszym kraju działają prawa rynku, w związku z czym inwalidzi przegrywają w konkurencji z osobami pełnosprawnymi. Biorąc to wszystko pod uwagę wydaje się uzasadnione stwierdzenie, że w tej branży nie należy rozwijać szkolenia, a raczej je ograniczać. Polski Związek Niewidomych, i inne zainteresowane instytucje, powinny pomóc dziewiarskim spółdzielniom utrzymać dotychczasowy stan zatrudnienia, starając się je zmodernizować. Praca na własny rachunek w tej branży może jedynie być brana pod uwagę, gdy występują specjalne warunki: innymi słowy, gdy niewidomy dziewiarz może liczyć na stałą pomoc przeszkolonych w dziewiarstwie osób widzących. Niezależnie od tego, w formułowaniu programów szkoleniowych i przyszłej pracy należałoby uwzględniać roboty na drutach i na patykach oraz na prostych maszynach dziewiarskich, o niskich numerach, umożliwiających wykonywanie wyrobów z grubej wełny, przewidując możliwość pracy w domu, z możliwością świadczenia usług i sprzedaży wyrobów wśród sąsiadów i na jarmarkach. Odnosi się to w głównej mierze do osób posiadających znaczne resztki wzroku. Podobnie jak z dziewiarstwem, eksperymenty w tkactwie Henryka Ruszczyca w początkowym okresie były uwieńczone znacznymi sukcesami. Inwalidzi tworzyli nawet własne sploty tkackie. Na szczególne podkreślenie zasługuje udział w tych eksperymentach niewidomych z uszkodzeniem kończyn dolnych i górnych. Było nawet kilka przypadków tkania na ręcznych warsztatach przez niewidomych bez obydwu rąk, przy pomocy protez, odpowiednio skonstruowanych. Mimo tych osiągnięć, w zakresie wykonawstwa koniunktura na ręcznie tkane samodziały minęła i już w latach 60 tkactwo zostało zlikwidowane. Z myślą o pracy w domu, dla własnej satysfakcji, warto by zachować w programach szkolenia naukę tkania na małych ręcznych warsztacikach  szalików, kilimków, serwetek lub chustek. Dużo czasu, energii i inwencji poświęcił Henryk Ruszczyc przysposobieniu niewidomych do pracy w przemyśle oraz branży metalowej, elektrotechnicznej i przy obróbce metalu na maszynach o napędzie mechanicznym (rewolwerówki, tokarki, frezarki, wiertarki, prasy i inne). W ramach kooperacji z przemysłem Henryk Ruszczyc sprowadzał do montażu piasty rowerowe, wentyle i dętki rowerowe, celem usunięcia powietrza, baterie do owijania i wiele innych detali. Warsztaty szkoły zawodowej w Laskach jednocześnie ze szkoleniem, wykonywały wyroby gotowe, np. siatki, łóżka, fotele, lichtarze, popielniczki, zabawki i wiele innych artykułów, przy których wykonywaniu młodzież zapoznawała się z pracą maszyn, narzędziami, organizacją pracy. Realizacja tych eksperymentów pozwoliła na zebranie ogromnych doświadczeń, określających skalę możliwości niewidomych oraz ich uwarunkowania (organizacja stanowisk pracy, oprzyrządowania, narzędzia, metodyka szkolenia). Te osiągnięcia mają trwałą wartość i gdyby zostały w Laskach opracowane w formie publikacji, mogłyby stanowić poważny przyczynek do dalszego kształtowania rozwoju szkolenia zawodowego niewidomych, zarówno u nas, jak i w innych krajach. Dobrze przeszkoleni niewidomi w wymienionych branżach mogą swe umiejętności wykorzystać w spółdzielniach niewidomych, w przemyśle państwowym, w pracy na własny rachunek. Mimo trudności ze znalezieniem pracy, nie możemy rezygnować z energicznych starań, zmierzających do poprawy istniejącego stanu rzeczy. Niestety muszę stwierdzić, że stać nas na dużo więcej, niż się aktualnie robi. Z uwagi na ogólnie występujące bezrobocie, starania te nie są w stanie zapewnić pracy wszystkim inwalidom wzroku, zdolnym do jej podjęcia. W związku z powyższym na kilkutygodniowych kursach należy szkolić w zakresie umożliwiającym pracę w domu, przy wykonywaniu prostych czynności usługowych lub łatwej produkcji. Dla przykładu podaję: naprawa prostego sprzętu gospodarstwa domowego (piecyki elektryczne, kuchenki, żelazka). Wyrób metalowych lichtarzy, popielniczek, tacek, siatek ogrodzeniowych. Przykłady można by mnożyć, ale to nie jest celem niniejszego artykułu. Prowadzone w Laskach eksperymenty udowodniły możliwości inwalidów wzroku, ułatwiające im pracę i zwiększające operatywność. Dobór poszczególnych asortymentów oraz rodzaju usług uzależniony jest od miejscowych warunków i popytu. W innej sytuacji jest niewidomy mieszkający w miejskim bloku, niż inwalida wzroku zamieszkujący na wsi. Przy formułowaniu szczegółowych programów kursu muszą takie fakty być brane pod  uwagę.

4.

     Do wyjątkowo ciekawych eksperymentów prowadzonych przez H. Ruszczyca w Laskach należą prace niewidomych w drewnie. Program zajęć przewidywał zapoznanie się z surowcami, podstawowymi narzędziami oraz ręczną i mechaniczną obróbką drewna. Uczniowie pod kierunkiem instruktora uczyli się robić zabawki i proste meble. Doświadczenia wykazały, że istnieją w tej dziedzinie znaczne możliwości pracy dla niewidomych, lecz z uwagi na ich niską wydajność, nie można myśleć o zatrudnianiu na większą skalę. Będąc na praktyce w Laskach, po raz pierwszy w życiu bezpośrednio zetknąłem się z piłą tarczową, którą wycinałem siedzenia do roboczych taboretów. Mogłem tę czynność wykonywać samodzielnie, dzięki specjalnemu oprzyrządowaniu, zrobionemu przez warsztatowego instruktora. Nauka przy obróbce drewna jest bardzo przydatna dla niewidomych, lubiących majsterkować w domu (reperacja mebli, wykonywanie prostych półek, stołeczków lub taboretów). Zarobkowo mogłyby je wykonywać przede wszystkim osoby posiadające znaczne resztki wzroku, robiąc proste meble przy pracy na własny rachunek. Wykonywane w Laskach przez uczniów regały, kwietniki, fotele cieszyły się w latach 50. dużym powodzeniem. Warsztaty w Laskach wyposażyły także między innymi biurowiec Huty Warszawa, zaś biblioteki publiczne zaopatrywały się w wózki do przewożenia książek. Z inicjatywy Henryka Ruszczyca i pod jego kierunkiem podjęto  naukę tapicerstwa (głównie dla mężczyzn) oraz wyrobu kołder (dla kobiet). Uczniowie osiągnęli wymagane umiejętności, z tym że tylko w sporadycznych przypadkach szczególnie uzdolnione jednostki uzyskiwały szybkość pracy, zbliżoną do pracowników widzących. Podjęte później próby zatrudniania w nowych zawodach nie udały się, na skutek trudności powstałych między niewidomymi i widzącymi współpracownikami. Niezależnie od wspomnianych doświadczeń sądzę, że zdolni i przedsiębiorczy inwalidzi, posiadający znaczne resztki wzroku, mogliby na własny rachunek prowadzić warsztat tapicerski lub wyrobu kołder, gdyby posiadali odpowiedni lokal, zaufanych współpracowników i niewielki kapitalik, niezbędny do rozpoczęcia produkcji. Pamiętać musimy, jak to już wcześniej podkreślałem, o roli, jaką odgrywa popyt na dane wyroby (koniunktura). Niezależnie od powyższego, podjęto w Laskach próby wyrobu zabawek. Wykonano kilkanaście rodzajów, w tym niektóre bardzo udane, w większych seriach. Ich wyrób, z uwagi na cenę, nie mógł konkurować z innymi wyrobami na rynku. Szkolenie w zabawkarstwie wszechstronnie rozwijało umiejętności uczniów i pozwalało na wykorzystywanie własnej inwencji. Poza szkoleniem o charakterze rzemieślniczym, zorganizowano w Laskach w roku 1947 szkołę masażu leczniczego i sportowego dla uczniów posiadających odpowiednie predyspozycje. Wspomniana szkoła została zlikwidowana z chwilą utworzenia tego rodzaju szkoły w Krakowie. Do szkolenia niewidomych masażystów wrócono w Laskach w latach 80., kiedy na tego rodzaju specjalistów wystąpiło  większe zapotrzebowanie. Myślę, że w służbie zdrowia niewidomi mają szansę odegrać większą rolę niż dotychczas, ponieważ mogą pracować na własny rachunek, zakładając gabinety fizykoterapeutyczne, masażu leczniczego i sportowego, i kilku innych specjalności, zależnie od zapotrzebowania. Henryk Ruszczyc szczególnie dużą wagę przywiązywał do kształcenia ogólnego i zawodowego niewidomych wyróżniających się zdolnościami umysłowymi. Podkreślał często, że w sferze pracy umysłowej niewidomi posiadający odpowiednie kwalifikacje i oprzyrządowanie mogą łatwiej niż inni wytrzymać konkurencję widzących. Nie mając wówczas możliwości zorganizowania w Laskach szkoły średniej ogólnokształcącej, starał się pomóc wszystkim kandydatom, by zostali przyjęci do liceów, a następnie na wyższe studia. W czasie nauki zawsze mogli liczyć na jego pomoc. Poza świadczeniami materialnymi, w razie potrzeby załatwiał dla nich niezbędne przyrządy, ułatwiające naukę na studiach inżynierskich, na wydziale fizyki i innych. Po ukończeniu studiów pomagał w znalezieniu pracy i przystosowaniu się do nowych warunków życia. Dzięki tym działaniom wielu wychowanków Lasek zostało zatrudnionych na stanowiskach telefonistów, masażystów, radców prawnych lub tłumaczy. W dzisiejszych warunkach niewidomi posiadający odpowiednie kwalifikacje, w ramach pracy na własny rachunek mogą zorganizować sobie przedsiębiorstwo usług biurowych, takich jak: pisania podań, tłumaczenia z obcych języków, udzielania porad prawnych, świadczenia usług informatycznych. Niezależnie od  formy organizacyjnej, przedsiębiorstwo takie powinno świadczyć usługi w szerokim asortymencie, z zapewnieniem ich wysokiej jakości, by z powodzeniem konkurować z innymi. Kandydaci do tej pracy powinni korzystać z pomocy wojewódzkich i rejonowych biur pracy oraz Polskiego Związku Niewidomych. Zbliżając się do końca tej krótkiej i ogólnikowej charakterystyki eksperymentu H. Ruszczyca trzeba kilka zdań poświęcić przygotowaniu niewidomych do pracy w przemyśle, następnie ich zatrudnieniu w państwowych i spółdzielczych zakładach pracy. Jak już wspomniałem, Henryk Ruszczyc nie wierzył w trwałość rozwiązań spółdzielczych, opartych o ulgi i przywileje, a ponadto zdawał sobie sprawę, że wspomniane spółdzielnie nie dają możliwości wyboru stanowisk pracy takich, jakie można znaleźć w przemyśle państwowym, wielokrotnie bardziej rozwiniętym i potężniejszym. W związku z tym, mimo narastających trudności, nie rezygnował z lokowania absolwentów szkoły w Laskach w fabrykach. Chciał tą drogą utrzymać ciągłość eksperymentów, rozpoczętych w 40. latach, a ponadto zapewnić odpowiednie warunki zatrudnienia tym inwalidom wzroku, którzy woleli pracować razem z ludźmi widzącymi. Ustawa z 9 maja 1991 r. oraz inne późniejsze przepisy stwarzają warunki do rozwoju zatrudnienia inwalidów w przemyśle państwowym. Żeby jednak te możliwości nie pozostały jedynie na papierze, muszą wojewódzkie i rejonowe biura pracy oraz organizacje inwalidów przejawiać inicjatywę, zmierzającą do zorganizowania procesu zatrudnienia. Wiadomą jest rzeczą, że fabryki  państwowe, borykające się z własnymi kłopotami, nie będą wychodziły naprzeciw potrzebom inwalidów. Dobrze będzie, o ile nie będą uchylały się od wykonania obowiązków nałożonych przez prawne akty normatywne.

 (5.)           

     W poprzednich artykułach przedstawiłem działalność  eksperymentalną Henryka         Ruszczyca w dziedzinie   poszukiwań nowych możliwości pracy dla niewidomych. Myślę, że         ta tematyka powinna znaleźć swój  wyraz w wyczerpującym, zbiorczym opracowaniu, gdyż w pełni na to zasługuje. Obecnie mamy stosunkowo dużą ilość instytucji, zarówno  centralnych, jak i terenowych,  zajmujących się problematyką  pracy inwalidów wzroku. Niestety, ich działalność         pozostawia wiele do życzenia, przy czym na ogół wszyscy są przekonani, że robią bardzo         wiele dla niewidomych, a że nie ma pozytywnych wyników, to za ten stan rzeczy ponosi         odpowiedzialność kryzys. Dopełnieniem tego jest brak  przepisów wykonawczych do         ustawy o zatrudnieniu i rehabilitacji zawodowej osób niepełnosprawnych. Poza tym nie ma koordynacji działań  poszczególnych instytucji,  zwłaszcza na szczeblu centralnym  i wzajemnego informowania się o wynikach pracy na rzecz  szkolenia i zatrudnienia. Problem nabiera szczególnej wagi, gdy sobie uświadomimy, że jesteśmy w orbicie zainteresowań         trzech resortów: Ministerstwa Zdrowia, Edukacji Narodowej oraz Pracy i Polityki Socjalnej.         Wielu nawet dobrych pracowników  i działaczy ulega patologicznemu wprost przeświadczeniu, że w  obecnej sytuacji społeczno-ekonomicznej niewiele  da się zrobić i skazani jesteśmy z przyczyn od nas niezależnych  na regres i wegetację. Wolna  konkurencja i szybki wzrost         bezrobocia przesądzają sprawę na niekorzyść inwalidów. Taka postawa jest niesłuszna i         niesłychanie szkodliwa. Musimy  podjąć skoordynowane działanie  w celu poprawy sytuacji         niewidomych. Nie można dopuścić,  by kiedyś o nas powiedziano, że bez walki przegraliśmy pozycję zawodową niewidomych w kraju, a  z nią razem cały dotychczasowy dorobek, wraz z materialnym  potencjałem.  Jan Sideł w artykule "Komu spadek" ("Pochodnia", listopad  1992 r.) wyraził  troskę i obawę  o marnowany majątek spółdzielni,  stanowiący dorobek tysięcy         niewidomych. W naszej prasie  coraz częściej pojawiają się artykuły, których autorzy         informują o tragicznej sytuacji niewidomych zwalnianych z pracy i bez powodzenia poszukujących   zatrudnienia. Na tym tle  wywołuje silny dysonans artykuł  pt. "Nie jest tak źle".         ("Pochodnia", wrzesień 1992 r.), w którym autor stara się wykazać nasze osiągnięcia w zakresie         szkolenia zawodowego i  zatrudnienia. W przeciągu dwóch  lat (1990-1991) zwolniono z         pracy 5500 niewidomych. Znacznie spadła liczba zatrudnionych masażystów. Autor, dowodząc         sukcesów, podaje informację o nowych zawodach w szkole dla niewidomych w Krakowie, o         zorganizowaniu w ośrodku w  Bydgoszczy kilku kursów  zawodowych, w tym z         wprowadzeniem nowych branż. Szkoda, że nie było informacji o   zatrudnionych absolwentach lub o podjętych pracach,  zapewniających po ukończeniu kursów zatrudnienie.         Dowiedzieliśmy się o ogromnym  sukcesie w Radomiu, gdzie  zatrudniono około 100         niewidomych. Świadczy to, że mimo kryzysu istnieje jednak  możliwość zapewnienia pracy         inwalidom wzroku pod warunkiem jednak, że aktyw się nie oszczędza i przejawia inicjatywę.          Niezależnie od powyższego należy ubolewać, że w artykule "Nie jest tak źle" zabrakło         wyjaśnień o przyczynach  nie realizowania uchwały Zarządu Głównego PZN, zatwierdzającej         referat z wnioskami dotyczącymi rozwoju zatrudnienia niewidomych w Polsce. Wnioski z komentarzami zostały opublikowane w  "Pochodni" z lipca ub. roku w artykule pt. "Nie można czekać". Do osiągnięć współpracy między  Polskim Związkiem Niewidomych a  Ministerstwem Edukacji Narodowej  zaliczono udział naszych przedstawicieli w komisjach  resortowych. Pamiętać należy, że  działalność komisji nie mierzymy  udziałem w ich posiedzeniach, lecz rezultatami, ale o tym nie  było żadnej wzmianki.  W artykule "Trudno o optymizm", zamieszczonym w  "Pochodni" z października Włodzimierz Szablewski między innymi pisze:          "Niedawno pewien filmowiec ze Szczecina w rozmowie ze mną na temat realiów dnia dzisiejszego,  dowiedziawszy się o dotykających  niewidomych smutnych okolicznościach, wyraził taki pogląd: prawie nic o waszym  środowisku nie wiem, bo z inwalidami wzroku nie mam  kontaktów. W moim zawodzie ludzie muszą widzieć i to dobrze. Jeśli rzeczywiście wielu         z was z takich czy innych powodów nie może zarabiać na własne utrzymanie, to niestety  muszą sobie uświadomić, że będzie ich wspierał i pomagał Zakład Ubezpieczeń Społecznych, jak również instytucje powołane do niesienia pomocy potrzebującym". Podobne poglądy ma wiele osób w naszym społeczeństwie, a co gorsze  wielu posłów. Jest to dla nas przestroga i ostatni         dzwonek, byśmy zbiorowo przeciwstawili się niszczeniu dotychczasowego dorobku i         regresowi w zakresie  zatrudnienia niewidomych. Główny ciężar tej pracy spada na okręgi  i koła PZN. Władze centralne mogą oczywiście bardzo dużo pomóc między innymi poprzez         koordynację działań,  nagłośnienie tych spraw współpracy z urzędami państwowymi i parlamentem przy formułowaniu aktów normatywnych, współpracę z pełnomocnikiem do         spraw osób niepełnosprawnych,  pomoc okręgom, częściowe finansowanie ich poczynań,         przygotowywanie niezbędnych do pracy materiałów i publikacji.  Okręgi PZN powinny na swoim  terenie ściśle współpracować z rejonowymi i wojewódzkimi biurami pracy, a w ich ramach wojewódzkimi ośrodkami, programującymi zatrudnienie niepełnosprawnych zdolnych do         pracy. Zagadnienia, o których piszę, są niewątpliwie trudne i wymagają wykwalifikowanych         menadżerów. Dla zilustrowania  wymaganych kwalifikacji podam   krótki opis starań o         zorganizowanie warsztatów terapii zajęciowej. Zamiar utworzenia warsztatu terapii zajęciowej musi być zgłoszony pisemnie kierownikowi wojewódzkiego ośrodka do spraw zatrudnienia i rehabilitacji  osób niepełnosprawnych. Zgłoszenie powinno zawierać wykaz niezbędnych dokumentów i pisemne uzasadnienie powołania wspomnianych warsztatów. Do pisma załączamy: statut  warsztatu, plan działania, liczbę niepełnosprawnych przewidywanych do wykonywania zajęć. Powinny ponadto być  wyszczególnione rodzaje niepełnosprawności, którymi będzie zajmował się warsztat, plan lokalu przewidywany do uruchomienia w nim warsztatu, ilość i wykształcenie kadry, przewidywany budżet. Z tej krótkiej specyfikacji         łatwo się zorientować, że dokumenty musi sporządzić fachowiec, gdyż w przeciwnym   razie mogą być trudności z ich  przyjęciem i zatwierdzeniem pomysłu. Podobno problemy         występują przy organizowaniu  warsztatów pracy chronionej oraz zakładów prowadzonych na własny rachunek. Dodatkowe trudności natury formalnej trzeba przezwyciężyć, by uzyskać         dotację lub pożyczkę z Państwowego Funduszu Osób Niepełnosprawnych. Należy także         opracować programy działalności, dotyczącej rehabilitacji zawodowej i zatrudnienia na         najbliższe lata z udziałem przedstawicieli PZN, szkół dla  niewidomych, spółdzielni,         wojewódzkich biur pracy,  zainteresowanych resortów.

Pochodnia październik 1992-luty 1993