''Henryk Ruszczyc''  

 

     Piątego maja skończył siedemdziesiąt lat. Z całego kraju napłynęły życzenia. Przyniesiono kwiaty, i wiele, wiele wyrazów wdzięczności i sympatii kierowano w tym dniu pod Jego adresem.  

Kiedy się ze mną wita, całuje mnie w policzki, to Jego normalny odruch do wszystkich dawnych wychowanków. Poznałem Go dwadzieścia parę lat temu. Wówczas był jeszcze stosunkowo młodym mężczyzną, ale już znało Go środowisko niewidomych w Polsce. Lata powojenne stanowiły dla Niego okres wielkiej, wytężonej pracy. Chyba pierwszy przystąpił do zatrudniania niewidomych i organizowania im stanowisk pracy.

Henryk Ruszczyc- jak ja Go widzę?

Od lat jest bardzo schorowany, męczy Go każdy wysiłek, a mimo to nie przestaje być czynny, trzyma Go jakaś wewnętrzna siła zmuszająca do działania. Kiedy wchodzi do pokoju po przejściu pierwszego piętra, następuje przykre zakłopotanie. Przez kilka minut oddycha bardzo ciężko, jakby z trudem łapie powietrze. Dopiero kiedy ta fala minie- wita się. Mówi cicho, prawie szeptem. Choroba zniszczyła Mu struny głosowe. Od paru lat jest wprawdzie na emeryturze, ale nie przestał pracować, wciąż troszczy się o tych, których kiedyś przygotował do pracy. Pomógł im znaleźć ją, myśli i o tych, którzy dopiero wychodzą ze szkoły w Laskach. Zawsze był taki- nie umiał postępować inaczej. O siebie nigdy nie dbał.  

Prosty, skromny, nie zważa na to, jak jest ubrany, nie zabiega o swoje korzyści. Zresztą jedyną Jego namiętnością są chyba papierosy- pali je, chociaż nie powinien, bo kiedy zaciągnie się dymem, traci oddech.  

Na czym polega ta prostota i skromność?

Nigdy nie zauważyłem, aby narzucał komuś swoje zdanie, stara się raczej słuchać innych, nieznacznie jakby korygować czyjeś myśli. Pamiętam, że z uwagą zawsze słuchał nawet tych najmniej wydarzonych wychowanków. W ich propozycjach czy sądach zawsze doszukiwał się jakiegoś okruchu złota- samodzielności. Wielokrotnie zmuszano Go, aby wyjechał na leczenie do sanatorium, aby się oderwał od wszystkich problemów, w jakich żył, odpoczął. Nawet kiedyś pojechał do Nałęczowa, ale tam dopiero pracował, wreszcie miał czas na pracę! To tak, jak z tymi papierosami, kiedy zabronił mu lekarz, palił po kryjomu.  

Pamiętam, kiedyś opowiedziano mi taką historię.  

Otóż zaraz po wojnie, w Głuchowie, gdzie prowadził kursy dla ociemniaych żołnierzy, jeden z uczestników [a działo się to jak teraz, w maju] zakochał się w miejscowej piękności i postanowił któregoś dnia pójść na serio oświadczyć się. A że był trochę fajtłapa, więc koledzy pokpiwali z niego:

- Nie pójdziesz chyba w tak marnym ubraniu oświadczyć się. O, gdybyś miał takie ubranie jak pan Ruszczyc, to byś kosza nie dostał!-

Były saper myślał, rozważał, aż po nieprzespanej nocy zjawił się przed panem Ruszczycem i powiedział, że chce pożyczyć garnitur. Oczywiście umotywował też po co.  

-Twój jest lepszy od mojego- rzekł pan Ruszczyc-ale jeśli chcesz...

I w chwilę później zdjął z siebie ubranie i podał zakochanemu.  

Ile razy spotkałem go, zawsze miał pełną głowę pomysłów. A wszystkie one sprowadzały się do poszukiwania pracy dla niewidomych. To stanowi treść Jego życia.

Często prosiłem Go, aby pisał o tych swoich doświadczeniach, lecz na to już nie znajdował czasu, a szkoda. Wiele z Jego praktycznego dorobku utonie w niepamięci. Ale wypracowane przez niego nowo wynalezione zawody, sposoby zatrudniania, weszły na dobre w życie. I wielu o tym długo będzie pamiętać, że to Jego zasługa.  

Chwilami czuje się źle, przebywa  w izbie chorych pod opieką lekarza i pielęgniarki, ale snuje moc planów. Ma zamiar pojechać jeszcze tu i tam, chce zrealizować dziesiątki pomysłów. Wzrusza nas swoją wiarą w możliwości człowieka. Nie spotkałem nikogo, kto by nie mówił o nim z przyjaźnią i szacunkiem.

Niewidomi mają wielu przyjaciół, ale żaden z nich nie jest tak autentyczny i bezinteresowny jak pan Ruszczyc. Niewidomy to nie jest okazja do funkcjonowania pasji społecznikowskiej. Niewidomy dla niego to człowiek bliski, potrzebujący przyjaźni i pomocy bardziej niż inni. Henryk Ruszczyc zawsze jest gotowy okazać tę przyjaźń, robi to bez słów, bez oczekiwania na wdzięczność, jak doskonały rzetelny fachowiec, sumiennie traktujący swój szczególny zawód. Tych kilka słów sympatii niech będzie swoistymi życzeniami dla pana Ruszczyca z okazji Jego siedemdziesięciolecia. Zaskarbił sobie uznanie i miłość nas wszystkich. Życzymy Mu jeszcze długich lat życia w zdrowiu i sił do dalszej pracy.

Jerzy Szczygieł  

''Nasz Świat'' czerwiec 1971