Dobra pamięć  

Marian Golwala

 Jeżeli jest miara wielkości dla ludzkiego życia, to zawiera się ona w tym, co człowiek pozostawia trwałego,  żegnając nas na zawsze. Dobra pamięć, wdzięczność ludzka-  każdy chciałby ją pozyskać,  trwałość własnej myśli, jej dalszy rozwój i rozkwit, tego dostępuje niewielu. Prawdziwą wielkość osiąga tylko ten, kto swoją pracą stworzył w świecie ludzkim wartości trwałe, nieprzemijające i niewątpliwe. Do tych należał pożegnany przez nas wszystkich z wielkim żalem Henryk Ruszczyc, Dyrektor Zakładu dla Niewidomych w Laskach. Był człowiekiem niezwykłej miary jako wychowawca, nauczyciel i opiekun wielkiej rzeszy niewidomych, ale przede wszystkim,  jako ten, który wskazywał kilku pokoleniom inwalidów wzroku w naszym kraju możliwości dotychczas im nieznane i całe swe życie poświęcił dla ich urzeczywistnienia.

Pochodził z rodziny zamożnej, wykształcony, miał przed sobą nieograniczone możliwości kariery. Co Go skłoniło, by poświęcić żołnierski mundur i zaszyć się w głuszy leśnej, związać na zawsze z rzeszą najbardziej opuszczonych i wegetujących na marginesie życia społecznego ludzi? W kraju, gdzie nie brakowało nędzy i bezrobocia, jakim była Polska międzywojenna, los swój związał z tymi, których byt był najcięższym pasmem upokorzeń. Nie przyszedł do nich jako jeszcze jeden wielki dobroczyńca, szukający pola do działalności charytatywnej. Tym, co najbardziej zadziwia w Jego fascynującej osobowości, jest oczywistość, z jaką ten młody wówczas i zdrowy człowiek uświadomił sobie bezsens utrwalonej przez wieki izolacji inwalidy w społeczeństwie. Całą swoją energię życiową, której miał tak wiele, całą sprawność wybitnego umysłu i niezwykłą odwagę zaangażował w to, aby dokonać bezprzykładnego przełomu, jaki za jego w olbrzymiej mierze sprawą nastąpił w świadomości społeczeństwa i samych inwalidów w ciągu ostatnich, kilkudziesięciu lat.

Potrafił pokazać widzącym inwalidów wzroku jako ludzi zdolnych, ambitnych i pracowitych, posiadających wyobraźnię i inwencję, mogących sprostać wielu najtrudniejszym i najbardziej społecznie wartościowym celom. Potrafił nauczyć swych niewidomych wychowanków i współpracowników, jak wszystkie te cechy w sobie rozwijać, jak zdobywać wiarę we własne siły i możliwości.

Na co dzień staczał boje o prawo do nauki i pracy, o podstawy samodzielnego bytu dla jednostek i dla całego środowiska. Bardziej zdolnym torował drogę do dalszego kształcenia. Wtedy zaś ważne były dla niego tylko zdolności, które nie mogły pozostać niewykorzystane, nigdy zaś pochodzenie, lub zamożność, decydująca tak często w Polsce przedwrześniowej o ludzkim losie. Kształtował pierwsze pokolenie niewidomych działaczy społecznych, takich jak Mrozek, Makowski, Sękowski i inni yD ludzi, którzy swym działaniem i przykładem budzili wiarę w lepszą przyszłość i sami zamieniali ją w czyn.

Gdy nadeszły ciężkie lata okupacji, owoce Jego trudu nie rozsypały się. Mimo stale rosnącego niebezpieczeństwa, nie tylko pomnażał je, lecz tworzył z nich oparcie dla ofiar pożogi wojennej i terroru, dla tych, którzy tracili wzrok na polu walki. Przywracał im  wiarę w przetrwanie i jego sens, w przyszłą Polskę, w której i dla nich miejsca nie zabraknie. Sam czynił wszystko, by tę Polskę przybliżyć, był czynny w walce dając na swym terenie oparcie

członkom ruchu oporu, azyl i pomoc w akcjach.

Swoją wiarę w odradzającą się nową Polskę zadokumentował jako jeden z pierwszych. Gdy na linii Wisły grzmiały jeszcze działa, Henryk Ruszczyc już przystępował do organizacji, szkolenia i przywracania społeczeństwu ociemniałych żołnierzy na terenie wyzwolonej Lubelszczyzny. Nim III Rzesza skapitulowała, pod Jego kierunkiem uczyła się już zawodu spora grupa niewidomych w zorganizowanym zakładzie w Jarogniewicach. Służył pomocą, radą i opieką wszystkim, którzy jej potrzebowali. Kładł podwaliny pod realizację swych najgłębszych marzeń, w których urzeczywistnienie wierzył od samego początku istnienia Polski Ludowej. Teraz dopiero bowiem można było myśleć o stworzeniu  materialnych

podstaw powszechnej zmiany warunków bytowych i kulturalnych społeczności inwalidzkiej.

Możliwości te wykorzystał do końca. Za Jego sprawą powstała pierwsza w kraju Spółdzielnia Inwalidów Niewidomych w Lublinie, a następnie dalsze zakłady pracy zatrudniające inwalidów wzroku. Dorobek spółdzielczy niewidomych nosi na sobie ślad Jego myśli, Jego działania i wytrwałości.

Pierwsze moje zetknięcie z Henrykiem Ruszczycem nastąpiło bezpośrednio po wojnie, w tym właśnie okresie Jego energicznej działalności, gdy współpracując z

Zygmuntem Lancmańskim pracował w Ministerstwie Pracy i Opieki Społecznej. Z niespożytą żarliwością organizował zakłady szkolenia zawodowego, budził wiarę ludzi ciężko przez los dotkniętych w ich przydatność do pracy dla podniesienia siebie i całego wyniszczonego wojną kraju. Zawsze bowiem działalność wytwórczą uważał za podstawę osobistego podźwignięcia, a wkład wartościowej społecznie pracy za obywatelski obowiązek.

Nowe  zadania, jakie podjął Henryk Ruszczyc w następnych latach po powrocie do szkoły w Laskach, to przede wszystkim wprowadzenie do szkolenia zawodowego i pracy niewidomych nowoczesnych metod wytwarzania. Z wielką odwagą przełamywał uprzedzenie całego otoczenia, szkoląc niewidomych w obsłudze maszyn i urządzeń w produkcji metalowej, przy coraz to bardziej złożonych operacjach. Z wielkim zaangażowaniem zabiegał, by przeszkoleni otrzymywali odpowiednią dla nich pracę, godziwy zarobek i możliwości dalszego rozwijania swoich uzdolnień. Nakłaniał do nauki, radził i pomagał, gdy piętrzyły się trudności.

Wraz ze swymi wychowankami przeżywał ich sukcesy i klęski. Rozwijał w nich uczucia społeczne, kształcił umysły otwarte, gotowe na przyjęcie nowych wartości. Swoje żarliwe zaangażowanie przekazywał najgłębszym umysłom i najgorętszym sercom  wielu wczorajszych i dzisiejszych działaczy społecznych i aktywistów, którzy tę Jego postawę w służbie dla ogółu szerzą i szerzyć będą własnym przykładem.

Gdy powiadomiono Go. o przyznaniu najwyższego odznaczenia państwowego, orderu „Polonia Restituta", za całokształt pracy na rzecz niewidomych, w głosie Jego znać było wzruszenie. Może tym większe, że ten dowód wielkiego uznania i hołdu władzy ludowej dla pracy swego życia przyjął w swojej skromności jako akceptację i wysoką ocenę samego dzieła, w którym swoją rolę starał się umniejszać.

Dorobek kilkudziesięciu lat pracy Henryka Ruszczyca jest naszym wspólnym dorobkiem, który leży u podstaw całej polskiej koncepcji rehabilitacji inwalidów. Żyje w niej Jego twórcza i odważna myśl, która pozostaje z nami nadal. Tak jak pozostaje w nas samych rozbudzana przez Niego stale wiara we własne możliwości i siły,  a także najdoskonalszy, trwały wzór społecznika, Człowieka tej miary, co Prof. Maria Grzegorzewska czy Janusz Korczak,  człowieka, który na zawsze zostanie z nami.

Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że straciliśmy wypróbowanego przyjaciela, który zawsze, gdy trzeba było dopomóc w rozwiązaniu złożonych i trudnych spraw nawet pojedynczego niewidomego znalazł czas, radę i energię by tę pomoc nieść nawet wtedy, gdy sam był w ciężkiej chorobie.

"Niewidomy Spółdzielca", luty 1974