Włodzimierz Dolański

  (Wspomnienie)

 

Był maj 1929  roku,  kiedy to zostałem przydzielony  przez  Ministerstwo  Oświaty,  jako nauczyciel,  do Szkoły dla Niewidomych w Laskach. W  tym  samym  mniej więcej czasie na terenie Zakładu znalazł się  Henryk Ruszczyc.  Zdaje mi  się,  że  ówczesny   Jego   pobyt w Laskach był raczej przypadkowy i miał być w zasadzie krótkotrwały.

Poza swoją pracą zawodową musiałem przygotowywać się do egzaminu magisterskiego na Uniwersytecie Warszawskim, dlatego też potrzebowałem pilnie kogoś do pomocy, by zapoznać się z niezbędną literaturą fachową. Zarząd Towarzystwa, idąc mi na rękę, zaproponował na lektora właśnie Henryka Ruszczyca. Takie było nasze pierwsze spotkanie.

Maj był pogodny i wyjątkowo  ciepły,  braliśmy więc koc i rozłożywszy go między świerkami w lesie, rozpoczynaliśmy lekturę. Muszę się przyznać, że mimo iż zabieraliśmy się do pracy z całą powagą i zapałem, zdarzało się nieraz,  że  wpływ  aromatycznego  powietrza  był tak  silny,  upajał  nas  i  niejednokrotnie  wbrew naszej woli  i  zainteresowaniu   przedmiotem,   słodko   zasypialiśmy nad książką. No ale w rezultacie wynik tej współpracy był  dla  mnie   pozytywny,   bowiem   pod   koniec czerwca zdałem magisterium, a pan Ruszczyc nie wiem czy pod wpływem atmosfery laskowskiej, czy nawiązanych kontaktów   z   Matką Elżbietą Czacką, ks. Marylskim, w tymże okresie powziął decyzję, która zaważyła na dalszym jego życiu  - pozostania w Laskach i poświęcenia się pracy dla dobra niewidomych.

Powierzono mu najpierw rolę wychowawcy w internacie chłopców. I tu po raz pierwszy objawił się jego talent   pedagogiczno-wychowawczy.   Był   niewyczerpany w pomysłach budzących ciekawość dzieci i jednocześnie kształcących ich charaktery. Organizował dla nich różne gry, zabawy, wycieczki, a co najważniejsze   -  potrafił zaskarbić sobie bezwzględne zaufanie dzieci i młodzieży oraz niezwykłe ich przywiązanie. Miał on ten niepospolity dar trzymania swoich wychowanków w karbach pozornie  surowych   i   otaczania   ich   jednocześnie niezwykłą dobrocią serca. Tak bardzo nieraz zajęty i zaabsorbowany bieżącymi sprawami, dla swoich chłopców", czy to tych przebywających w Zakładzie, czy też przyjeżdżających ze świata absolwentów, miał zawsze czas dla udzielania im rad i wskazówek.

Na sesjach pedagogicznych występował w obronie najbardziej nawet trudnych i krnąbrnych wychowanków, starając się wyjednać dla nich złagodzenie wyroku i kary: ...może jeszcze poczekajmy, może. się poprawi, trzeba do niego podejść z sercem" - mawiał.

Z biegiem lat  rozszerzały  się  jego  funkcje, narastały obowiązki. Był  kierownikiem  internatu     chłopców, warsztatów szkoleniowych i działu produktywizacji niewidomych. Mimo słabego   zdrowia, całą  teraz energię poświęcał  na  szkolenie   zawodowe  wychowanków,  starając się coraz bardziej  powiększać wachlarz prac dostępnych dla nich. W tym celu nawiązuje liczne kontakty  z  przedstawicielami   przemysłu,   dobiera  zespół   fachowców  widzących,  by  pod   ich  kierunkiem  kształcić niewidomą    młodzież.    Szuka    rozwiązań    estetycznych, zdolniejszych  prowadzi   do  muzeum  regionalnego,  rozszerza  ich  horyzonty,  budzi  zainteresowanie tkactwem i dziewiarstwem  artystycznym.  Dzięki  niemu powstaje w Laskach w niegdyś tak skromnych, a teraz rozbudowanych warsztatach, park maszynowy, gdzie wychowankowie uczą się pracować na obrabiarkach (rewolwerówkach, wiertarkach, frezarkach) i innego typu maszynach. Wprowadza coraz  to  nowe  działy,  jak:  meblarstwo, tapicerstwo, a nawet próbuje metaloplastyki. Rozpoczyna szkolenie niewidomych  amputantów, przystosowując odpowiednio stanowiska pracy, a po zdobyciu przez nich niezbędnych  kwalifikacji,   umieszcza  ich,  dzięki  swym wpływom, w zakładach przemysłu państwowego i spółdzielniach.

Z zadziwiającą energią i uporem dąży wraz z Modestem Sękowskim i kilkoma innymi niewidomymi do uruchomienia pierwszej w Polsce spółdzielni niewidomych w Lublinie, otrzymując na ten cel lokal od Czerwonego Krzyża.

Jemu to powierzono zorganizowanie domu rehabilitacyjnegodla ociemniałych żołnierzy w Surchowie (woj. lubelskie), jak też stworzenie specjalnych kursów szkoleniowych w Poznaniu, Gdańsku, Nowej Soli itp.

Jego to właśnie niepospolitej energii i zdolności przełamywania przeciwności i uprzedzeń ze strony negatywnie ustosunkowanych ludzi na kierowniczych stanowiskach, zawdzięcza swe powstanie tkacko-dziewiarska spółdzielnia Nowa Praca Niewidomych w Warszawie. Jego też zasługą jest, że wielu absolwentów Zakładu w Laskach nie tylko podnosiło swoje kwalifikacje zawodowe, ale kierując się ambitnymi planami na przyszłość, zdobywało maturę, a często i studia wyższe.

Wspominając  tę  przeszło czterdziestodwuletnią naszą znajomość, w czasie której   miałem  możność niejednokrotnie stykania  się  bezpośrednio  z  Henrykiem  Ruszczycem, muszę stwierdzić, że cechowały go zawsze: zdrowy rozsądek, wielka subtelność  i  delikatność w obcowaniu   z  ludźmi.   Życie   swoje   poświęcił   bliźnim   bez  reszty  toteż dobrze zasłużył się On sprawie niewidomych

Pochodnia marzec 1973