Wymagam profesjonalizmu

ZOFIA KRZEMKOWSKA

 

Pracują wśród nas, z nami, dla nas. Mowa o osobach widzących. Czy zawsze ich doceniamy? Mój rozmówca - dyrektor Jan Remplewicz - mówi, że nie jest doceniany przez PZN. Związek nie stwarza atmosfery zaufania do widzących osób współpracujących z niewidomymi. Nie korzysta się z wiedzy i doświadczeń tych ludzi. Zastanawiam się dlaczego?

 Jan Remplewicz rozpoczął pracę na rzecz niewidomych mając 21 lat i nie znając specyfiki tej grupy inwalidów. Najpierw związał się z bydgoskim Ośrodkiem Szkolno-Wychowawczym dla Niewidomych. Uczył: wychowania fizycznego, wychowania technicznego, a nawet śpiewu (uprawnienia w tej dziedzinie zdobył w liceum pedagogicznym). W tym czasie - jak mówi - przywiązywało się dużą wagę do zajęć pozalekcyjnych - kół zainteresowań: sportowego, szachowego, muzyczno-wokalnego. Młodzież miała więc wszelkie możliwości rozwoju swoich pasji. Bydgoska szkoła należała do lepszych w kraju. W międzyczasie Jan Remplewicz ukończył Państwowy Instytut Pedagogiki Specjalnej i Poznańską Wyższą Szkołę Wychowania Fizycznego. Współpracował z prof. Janem Dziedzicem. Napisał pracę magisterską na temat rewalidacji, przeprowadzając badania dotyczące wyćwiczalności dotyku. Przywiązywał dużą wagę do samokształcenia w dziedzinie problematyki niewidomych, a nabytą wiedzę i doświadczenia przekazał w pracach naukowych. Wydał dwie prace książkowe, jedną wspólnie z profesorem Dziedzicem - "Kultura fizyczna niewidomych i niedowidzących" i samodzielnie - "Lekkoatletyka niewidomych i niedowidzących". Wydał też 30 prac w kraju i za granicą. Wygłaszał referaty na sympozjach naukowych, pracował w komisjach opracowujących programy do szkół dla niewidomych.

- Za kogo się Pan uważa? - pytam mojego rozmówcę.

- Chociaż przypisuje mi się sport, jestem organizatorem i twórcą lekkoatletycznych zawodów sportowych i biegów terenowych. Moi uczniowie są medalistami olimpijskimi, mistrzami Europy i Polski. Jednak przede wszystkim jestem pedagogiem i wychowawcą. Byłem dyrektorem szkół w Ośrodku Szkolno-Wychowawczym dla Dzieci Niewidomych w Bydgoszczy. Stworzyłem tu pierwsze liceum zawodowe w Polsce na poziomie szkoły średniej. Stąd czerpali wzorce inni. W latach 1977 - 91 byłem naczelnym dyrektorem Krajowego Centrum Kształcenia Niewidomych, a obecnie jestem dyrektorem szkół tej placówki. Stworzyłem od podstaw: 3-letnie Zawodowe Zaoczne Studium o kierunku Administracyjno-Biurowym, Niepubliczne Liceum Masażu, które zakończyło swoją działalność, pomaturalne Studium Masażu dla dorosłych niewidomych, zdobywających ten zawód w systemie zaocznym, oraz pomaturalne Studium Fizjoterapii. Powołanie tych szkół było przedsięwzięciem pionierskim. Trzeba było opracować programy i metody kształcenia, skompletować pomoce naukowe i kadrę pedagogiczną, przygotowaną do pracy z niewidomymi. Wyjeżdżałem trochę za granicę, ale wszystkie te wyjazdy były związane ze sportem. Nie zostałem wytypowany na żaden wyjazd zagraniczny przez PZN. Prywatnymi kanałami nawiązałem kontakt ze szkołami w Niemczech, gdzie dokonałem wymiany nauczycieli. Ubolewam, że zapoczątkowane wyjazdy nie są kontynuowane. Zabrakło wsparcia, trudno przekonać zwierzchników. Mamy co pokazać, ale też możemy się wiele nauczyć od innych. Gdziekolwiek byłem za granicą, starałem się zobaczyć, jak robią to inni i porównać. Mam absolwentów w całej Polsce. Po latach chętnie ze sobą rozmawiamy. Cieszymy się z tych spotkań, bo szkoła, niezależnie od wieku ucznia, jest czymś ważnym dla jego dalszego życia, czasem gruntownie je zmienia.

- Współpracuje Pan z wieloma niewidomymi, nie tylko uczniami, ale i nauczycielami, władzami związkowymi. Jak Pan ocenia nasze środowisko?

- Nie wyróżniam go ani pozytywnie, ani negatywnie. Traktuję je jak każde inne, normalnie, bez taryfy ulgowej. Stawiam wysokie wymagania i uczniom, i nauczycielom. W kontaktach z niewidomymi wymagam profesjonalizmu, nie toleruję bylejakości, stąd nie zawsze są popularne moje surowe oceny. Uważam, że niewidomy musi być dobrze przygotowany do pracy, do czekających go obowiązków, musi być konkurencyjny w stosunku do innych. Poza wiedzą określoną programem szkolnym, musi być samodzielny, dobrze zrehabilitowany, przedsiębiorczy, umieć współżyć z otoczeniem, wiedzieć, co chce w życiu osiągnąć. Dlatego zdarza się, że trzeba przerwać semestr, bo zdający nie sprosta postawionym zadaniom. Były w tych 35 latach problemy, radości, sukcesy, porażki, wątpliwości, ale to dotyczy każdego środowiska.

- A co poza pracą? Przecież życie to nie sama praca.

- Bardzo lubię przyrodę, las, wodę, wędrówki i muzykę, zwłaszcza koncerty, które wprowadzają ład w życie człowieka, muzykę spokojną, która tłumi niepotrzebne emocje. Przy niej najchętniej odpoczywam i regeneruję swoje siły.

Jubileusz 35-lecia pracy pedagogicznej, który przypada 15 sierpnia bieżącego roku, skłania do refleksji, zadumy, wspomnień i podsumowań. Stąd nasza publikacja, przybliżająca dorobek pedagogiczny dyrektora Jana Remplewicza, który na łamach "Pochodni" również prezentował swoje poglądy. Wyrażamy wdzięczność Jubilatowi za dotychczasową pracę. Życzymy, by to co robi sprawiało mu zawsze satysfakcję.

"Największą z nędz jest ludzkie zapomnienie" - mówi Juliusz Słowacki. My życzymy, by Pana dokonania gwarantowały trwałą ludzką pamięć.

Pochodnia, sierpień 1996