Biografia prasowa  

 

Norbert Ryszczuk

Nauczyciel i tłumacz przysięgły języka angielskiego  

 Niewidomy przyrodnik  

 

     POLOWANIE NA ŚPIEW ŚWIERSZCZA

Henryk Szczepański  

     Myśliwskie namiętności nie są obce niewidomym. Oni też wyprawiają się na łowy: zamiast oka używają ucha, a zamiast fotoaparatu, magnetofonu, i w całkiem atrakcyjny sposób przeżywają swoje oryginalne safari z mikrofonem.

Norbert Ryszczuk z Warszawy poluje na "śpiewy" prostoskrzydłych - orthoptera. Wśród przedstawicieli tego rzędu owadów znajdują się dobrze nam znane świerszcze, szarańcze, pasikoniki oraz wiele innych gwiazd "estrady pod źdźbłem trawy i chmurką".  

- Tuż za rogatkami stolicy - mówi niewidomy łowca - jest trochę obszarów trawiastych.  Zawsze tam zaglądam, aby sprawdzić, czy nie ma czegoś nowego, ale wszystko się powtarza. Wyjeżdżam więc do innych miast. Nie zawsze mogę rozkoszować się moim polowaniem, bo akurat w czasie letnich wakacji, gdy prostoskrzydłe najtłumniej wyruszają w świat, ja muszę walczyć ze skutkami jakiejś cholernej alergii na pyłki trawy. Właściwie, jeżdżę gdzie się da. Niestety tylko po Polsce. Penetrowałem już okolice Łodzi, Lublina, Torunia, Olsztyna i Podkarpacie.  

     Motylek jego życia

     Był czteroletnim chłopcem, gdy zafascynował go motyl złowiony przez ojca. Osobliwość tego zupełnie nie znanego żyjątka mocno zaskoczyła niewidomego malca. Od tamtej pory lepił owady z plasteliny, a dorastając, wytrwale szukał wiadomości o latających i kruchych stworach. Jako licealista zaczął odwiedzać warszawskie księgarnie i biblioteki w poszukiwaniu atlasów i słowników entomologicznych. Wypożyczał książki i czasopisma, a do nagrywania ich tekstów na kasetę magnetofonową zachęcał przyjaciół i znajomych. Potem, gdy już uzbroił się w specjalny czytnik, wiele czasu spędzał w bibliotecznych lektoriach i o własnych siłach oddawał się lekturze wybranych opracowań.  

Po maturze rozpoczął studia lingwistyczne. Coraz swobodniej sięgał po obcojęzyczne rozprawy i natrafiał na wciąż ciekawsze wiadomości ujawniające sekrety intrygującej gromady owadów. Nie zaniedbując obowiązków studenckich na Uniwersytecie Warszawskim, częściej zaglądał do księgozbioru Instytutu Zoologii Polskiej Akademii Nauk. Dziś, gdy ma do dyspozycji "gadający" komputer i dostęp do internetu, czerpie pełnymi garściami z ogromnego oceanu wiedzy, z którego, jak zapewnia, wyławia "takie wiadomości jakie nie śniły się nawet ortopterologom".  

     Czy prostoskrzydłe śpiewają?

     W instytucie zoologicznym trafił na doc. Annę Lianę, specjalistkę zajmującą się owadami z rzędu prostoskrzydłych. Już podczas pierwszego spotkania pochwaliła trafność wyboru zainteresowań. Zapewniła, że badane przez nią osobniki są mocno "udźwiękowione", a co za tym idzie, łatwo dadzą się rozpoznać także uchem, co w jego przypadku pozwoliłoby na prowadzenie samodzielnych obserwacji i studiów.  

- Będąc na łące, słyszymy ich odgłosy - mówi Norbert. - Człowiek nie interesujący się owadami nawet nie zdaje sobie sprawy jak tym muzykowaniem potrafią się różnić jedne od drugich.  Samce świerszcza ćwierkają, używając aparatu strydulacyjnego umieszczonego na skrzydłach. Podobnie zlokalizowany aparat mają męskie osobniki z rodziny pasikoników. Roślinożerne szarańczaki wydają trajkoczący dźwięk za pomocą tylnych nóg i przednich skrzydeł.

Fonoteka śpiewających owadów

Na swoje pierwsze audio safari z magnetofonem wyprawiał się do parków i na podmiejskie łąki. Jednak nie umiał jeszcze rozróżniać śpiewu swych ulubieńców. Nagrywał, a zamiast nazw wpisywał na kasecie kolejne numery zdobytych trofeów.  

- Takie podejście - mówi Norbert - umożliwiło mi wstępną inwentaryzację, gdyż mogłem np. notować, jakie prostoskrzydłe występują w danej okolicy.

Pewnego dnia dotarł do nagrań płytowych z głosami swoich pupili. Była to mała płyta zawierająca śpiewy kilkunastu gatunków występujących na Wyspach Brytyjskich. Okazała się bardzo przydatna, ponieważ skład tamtejszej orthopterofauny jest podobny do polskiego.  

Norbert wraz z przyjaciółmi coraz częściej wyrusza w plener.  

- Gdy trafiłem na bzykacza jakiegoś nie znanego mi gatunku, łapaliśmy go i zawoziliśmy do instytutu. Takie postępowanie było konieczne, gdyż osoba nie posiadająca odpowiedniego przygotowania nie byłaby w stanie go zidentyfikować, nawet jeśli miałaby literaturę pomocniczą.

Parę lat później Norbert nawiązuje kontakt z niemieckim kolekcjonerem, który przysyła mu głosy kolejnych przedstawicieli śpiewających owadów.  

     Niezawodne ucho

     - Obecnie - mówi Norbert - po śpiewie potrafię rozpoznać ponad 80 gatunków prostoskrzydłych. Spośród żyjących w Polsce, do poznania pozostało mi jeszcze co najmniej kilkanaście. Oczywiście nie wszystkie słyszałem w plenerze. Część znam wyłącznie z nagrań, ale myślę, że nie miałbym większego problemu z ich rozpoznaniem na łonie przyrody. Każdy z nich bzyka lub ćwierka w charakterystyczny dla siebie sposób.  

Takiego ucha i uzdolnień klasyfikatorskich można tylko pogratulować! Mimo, iż zazwyczaj Norbertowi nie zdarzają się wpadki z identyfikacją na podstawie odgłosów natury, to jednak, jak na każdym polowaniu, od czasu do czasu czyhają na niego jakieś niespodzianki. Oto jeden z emocjonujących przykładów.

- Są takie dwa gatunki konika, które bawią się ze mną w akustyczną ciuciubabkę - zwierza się niewidomy ortopterofil. - Jeden to wąsacz a drugi jest nazywany górskim. Łatwo je pomylić. Obydwa są w Polsce bardzo pospolite i mogą występować w tych samych siedliskach. Wystarczy spadek temperatury, a ich głosy stają się trudne do odróżnienia.  

     Robaki jak ludzie

     Rozmawiając z Norbertem, jestem coraz mocniej przekonany, że robaki, zarówno pełzające, jak i latające, muszą być zupełnie sympatycznymi istotami, trochę podobnymi do ludzi. Tego odkrycia dokonali autorzy wielu bajek. Zapytałem więc, czy i on to potwierdza?  

- A oczywiście, że potwierdzam - odpowiedział - i to z całej siły! Prostoskrzydłe stanowią moje największe hobby i urocze towarzystwo. Chciałbym badać nie tylko gatunki krajowe, ale również inne. Zdaję sobie sprawę, że nigdy nie będę w stanie zaznajomić się ze wszystkimi występującymi na świecie. Jest ich kilkadziesiąt tysięcy. Moim marzeniem jest na razie poznanie tych polskich, których śpiewów w ogóle nie znam.  

Chciałbym usłyszeć w terenie nakwietnika trębacza. Jest to malutki zielonkawy świerszczyk o bardzo pięknym głosie. Gatunek ten prawdopodobnie w Polsce już nie występuje. Ostatni raz słyszano jak "koncertował" w oko licy Ojcowa 13 sierpnia 1952 r. Potrzebuje do rozwoju wysokich temperatur. Możliwe, iż po prostu nie odpowiadały mu warunki klimatyczne. Szkoda, że już go u nas nie ma. Miał najpiękniejszy głos spośród naszych prostoskrzydłych.  

     Omnibus i poliglota

     Śpiewające owady nie są jedynym hobby Norberta Ryszczuka. Gdy nasłucha się ich do woli, wtedy sięga po harmonijkę ustną i wygrywa popularne szlagiery.  

Poluje też na wirusy komputerowe, ale ich nie rozprzestrzenia. Najpierw aresztuje paskudztwa w swoim podręcznym "prosektorium", a potem poddaje badaniom anatomicznym. Następnie, jeśli nie zostaną skazane na eksterminację, trafiają za komputerowe kratki umieszczone w czeluściach twardego dysku. Stanowią całkiem imponującą kolekcję, jest ich już kilkaset. Dobrze, że jeść nie wołają!

Niewidomy warszawianin jest też troskliwym opiekunem domowej hodowli roślin owadożernych. One, nawet w przypływie wielkiego apetytu nie są groźne dla prostoskrzydłych. Dzięki Bogu! Dzbanecznikom, kapturnicom i tłustoszom, do szczęścia wystarczają muchy i komary!  

Mój rozmówca jest biegłym anglistą i rusycystą, specjalizuje się w tłumaczeniach na żywo oraz nauczaniu języka. Jak na lingwistę przystało, lubi też pogawędzić, a fascynującymi tematami jego opowieści są nie tylko pikantne kawałki o życiu intymnym wirusa komputerowego, ale przede wszystkim tajemnice owadziego królestwa!

Jako translator i badacz przyrody, Norbert Ryszczuk zajmuje się też zwierzątkami o nazwie prusaki. Aktualnie z niemieckiego tłumaczy traktat napisany o nich przed siedemdziesięcioma laty. Uprzedza, że robi to wyłącznie dla własnego użytku i nie ma zamiaru rozpowszechnić go w druku. Na razie biegle posługuje się językiem Anglików i Rosjan, ale niebawem będziemy mogli się przekonać, że posiadł też hiszpański i japoński, a być może również czeski. Z jego osobą wiąże się jeszcze wiele innych ciekawostek, ale to już materiał na inny reportaż.  

Pochodnia sierpień 1999