Niektóre publikacje  

 

 Maria Oczkowska Ruszkiewicz  

 

 Analiza sytuacji niewidomych kobiet

Wśród jednakowych, ciągle wypełnionych znojem pracy i szarzyzną powszednich dni,które nie ważą w zasadniczy sposób na naszym życiu duchowym czy zewnętrznym i niepostrzeżenie odchodzą w przeszłość, zdarzają się i takie  chwile , które każą nam zatrzymać się w marszu życia, rzucić myślą i ogarnąć całą naszą życiową sytuację. Warto więc zatrzymać się nad sprawami niewidomych kobiet. Odwołując się do ogólnego i społecznego przygotowania koleżanek nie uważam za potrzebne zatrzymywać się nad sprawą współczesnych osiągnięć kobiet we wszystkich dziedzinach życia państwowego, społecznego i osobistego, chodzi mi raczej o sprawy specjalnie nasze.  

Związana z ogólnym zagadnieniem kobiet sprawa równouprawnienia łączy się w pewnym sensie ze sprawą "równego startu niewidomych kobiet i chęci dorównania widzącym". Oba te tak często powtarzane slogany, jak i mi się wydaje, nie dość dokładnie precyzują nasze intencje. Sprawa dorównania widzącym - czy sam fakt, że ktoś posiada wzrok, automatycznie stawia go na piedestale i czyni godnym naśladowania? Z pewnością nie. Nie tyle więc człowiek widzący, ile człowiek pełny, wartościowy powinien stanowić dla nas miarę usiłowań, jeśli już godzimy się na jakiś wzór. Lepiej jeszcze będzie, kiedy wybór naszego postępowania będzie wynikiem pełnej i dobrej orientacji w otaczającym nas życiu.  

Sprawa równego startu - niestety musimy zdawać sobie sprawę z tego, że wzrok to osiemdziesiąt procent z ogólnej sumy wrażeń. Zatem brak wzroku w świecie przystosowanym dla ludzi widzących musi pociągnąć za sobą pewne ograniczenia i trudności. Jednak świadomość ta ma nam posłużyć jedynie po to, aby uniknąć niepotrzebnych, nic nie dających konfliktów na terenie własnej psychiki i w najbliższym otoczeniu. Nie może w żadnym wypadku rozgrzeszyć nas z bierności i pasywnej postawy wobec życia. Każdy człowiek, a zwłaszcza niewidomy, musi mieć coraz to nowe cele życiowe oraz związane z nimi dążenia i etapy działania. Każdy człowiek, a niewidomy zwłaszcza, musi właśnie na skutek swoich warunków czynnie i świadomie kształtować swój los. Nie wolno mu bezwolnie poddać się biegowi fali, gdyż ona rzadko kiedy zanosi do cichej przystani, częściej rozbija się o nadbrzeżne skały. Istotnym niezaprzeczalnym i najważniejszym jest fakt, że niewidomość nie wyklucza pełnego życia, jeśli na bazie względnych warunków zewnętrznych nie postawimy pełnego człowieka. Wynikają stąd zasadnicze dla naszej organizacji postulaty: po pierwsze walka i jeszcze raz walka o sprawy bytowe i szeroko zakrojona akcja wychowawcza w sensie społecznym oraz współpraca ze wszystkimi instytucjami, realizującymi wychowanie niewidomych.  

Wchodzący w życie niewidomy człowiek musi posiadać wiele fizycznych i psychicznych sprawności, umiejętności i walorów, któreby równoważyły jego kalectwo  , toteż wychowanie niewidomej młodzieży musi być pełne, a już nader wszechstronne i staranne powinno być wychowanie  niewidomych dziewcząt. Czy sprawy niewidomych kobiet mieszczą sią obecnie w zagadnieniach ogólnozwiązkowych - wydaje mi się, że nie. Organizacja nasza, aczkolwiek szeroka i społeczna, ciesząca się pewnymi osiągnięciami, w aspekcie historycznymjest jeszcze niemowlęciem. Brak jej w wielu dziedzinach doświadczeń. Niewidome kobiety, które we własnym interesie powinny by to doświadczenie pomnażać, nie garną się jakoś do pracy społecznej, biorą znikomy jeszcze udział w aktywnym życiu naszej organizacji, nie uważają za potrzebne same stanowić o swoich interesach życiowych, brak im na ogół rozmachu, odwagi i niejednokrotnie niestety - szczerości.  

Taki stan rzeczy narzuca konieczność stworzenia jednej jeszcze komórki związkowej i nadania organizacyjnej formy opieki nad kobietami. Wydaje mi się jednak, że najlepiej byłoby, gdyby w każdym oddziale i każdym kole pracowały aktywnie kobiety, i jeśli zajdzie tego potrzeba, umiały nachylić bieg spraw w stronę naszych, kobiecych interesów. Mamy do tego pełne prawo.  

Dziewczęta, które obecnie przebywają w szkołach, z uwagi na dobry poziom zakładów i ewentualny rozwój naszej organizacji w przyszłości i w lepszych warunkach, lepiej przygotowane wejdą w życie. Cała więc troska Związku powinna skoncentrować się wokoło aktualnych potrzeb naszych kobiet. Aby je lepiej zobaczyć, przyjrzyjmy się większym skupiskom niewidomych kobiet. Internat żeński - koleżanki pracują przy szczotkach, w tkactwie i dziewiarstwie. Pracują dobrze i gorliwie, czasami ponad siły. Praca fizyczna, nużąca, tak bardzo potrzebująca odpoczynku, czystego powietrza, rozrywki i pracy umysłu dla regeneracji sił, a mimo to udział niewidomych kobiet w życiu kulturalno - oświatowym jest na ogół niezadowalający. Mimo pewnej ilości wolnego czasu i osobistych możliwości na ogół niechętnie podejmują one prace społeczne. Zdarzają się w zespołach dziewczęta na wszystko obojętne, o duszach przeżartych cierpieniem, nie widzące dla siebie żadnych perspektyw życiowych. Czy tak być musi?

Spróbujmy nakreślić sylwetkę młodej niewidomej kobiety - pełnego człowieka: ukończyła przynajmniej szkołę podstawową, ma przygotowanie zawodowe. Pracuje. Z pracy wywiązuje się dobrze. Praca zawodowa daje jej materialne podstawy egzystencji i tak ważne poczucie niezależności oraz użyteczności społecznej. Umie dbać o swoje zdrowie i życiowe interesy, oczywiście bez szkody dla innych. Umie samodzielnie wykonywać wszystkie czynności, związane z gospodarstwem domowym, stara się o korzystny wygląd zewnętrzny, nie jest jej obojętny sposób noszenia, kolor i krój sukni. Umie poprowadzić rozmowę towarzyską, gra, tańczy, uczestniczy we wspólnych zabawach i sportach. Ciągle czyta i dokształca się w interesującej ją dziedzinie. Jest pogodna, czynna i uspołeczniona. Jest prawdomówna i wysoko ceni swoją godność kobiecą, a w razie potrzeby potrafi się o nią upomnieć. Czy to aby nie za wiele - za wiele, gdyby nad każdą z wymienionych cech trzeba by podejmować pracę od początku, zaś w sam raz dla kobiety, która nie rezygnuje z pełni życia.  

Przygotowana w ten sposób młoda kobieta może pomyśleć o zrealizowaniu bardzo w jej życiu istotnego zagadnienia, jakim jest małżeństwo. Nie chcę bynajmniej powiedzieć, że każda niewidoma kobieta musi wyjść za mąż. Są wśród nas takie, które do końca swoich dni pozostaną samotne, są takie, które obiorą jeszcze inną drogę życiową. Chodzi mi głównie o to, aby te koleżanki, które jak miliony innych kobiet, czują się predystynowane do małżeństwa, znalazły bazę materialną do realizacji swego planu życiowego. I tutaj staje przed Związkiem poważne stworzenie tych właśnie materialnych warunków. Jak wyobrażam sobie w obecnej sytuacji rozwiązanie tego zagadnienia w perspektywie przyszłości?  

Na terenie, gdzie istnieją większe skupiska niewidomych, powinny powstać duże ośrodki produkcyjne. Służący do   tego kompleks budynków lub jeden wielki gmach powinien mieć w podziemiach kuchnię i składy, na parterze stołówkę, świetlicę, salę teatralną, i według nowoczesnego budownictwa -   mieszkania rodzinne. Ośrodek taki powinien posiadać własną centralę telefoniczną, skrzynkę pocztową, punkt sanitarny, dobrze prowadzoną stołówkę, najniezbędniejsze punkty usługowe, jak krawiecki, szewski, fryzjerski, sklep spożywczy. W najbliższym otoczeniu powinien znajdować się park z wydzielonym dla miejscowego przedszkola ogródkiem jordanowskim i basenem dla dorosłych. Prawo do mieszkania w tych ośrodkach powinny mieć przede wszystkim te rodziny, w których małżonką jest niewidoma kobieta. Tak kobieta, jak i mężczyzna powinni mieć zapewnione stałe zatrudnienie i możliwość korzystania z pełnych świadczeń socjalno - bytowych.  

Tak pokrótce przedstawiałby się schematyczny, związany ze sprawą małżeństwa niewidomych, zarys warunków zewnętrznych. Z kolei wypada przenieść się na teren osobisty. Za mąż powinny wychodzić tylko te kobiety, które są absolutnie pewne, że nie przekażą swej niewidomości potomstwu. Jeśli przeszkoda taka nie istnieje, najważniejszą byłyby sprawa doboru, psychicznego i fizycznego powinowactwa dwojga młodych ludzi. I jeszcze o jednym należy wiedzieć: że myśląc o małżeństwie, młoda kobieta kreśli sobie w wyobraźni optymalny plan szczęścia, zaś prawda życia wygląda nieco inaczej i każe jej realizować plan pełen trudu, wyrzeczeń i nierzadko cierpień. Obserwując i myśląc nad naszymi sprawami, tak właśnie je widzę. Czy się nie mylę?  

Drogie koleżanki, wypowiadajcie się na zebraniach, na łamach "Pochodni" czy w korespondencji. Niech nie będzie głucho o naszych sprawach. Po Drugim Zjeździe pojawiło się w naszym czasopiśmie kilka głosów źle poinformowanych przez lipcowy numer "Pochodni" koleżanek. Były to głosy krytyczne, nie wnosiły jednak nowych własnych, o zasięgu społecznym, koncepcji. Myślcie więc, piszcie, mówcie i walczcie o nasze sprawy. życzę Wam pełnych duchowych i fizycznych sił, które pozwolą na zwycięską walkę z życiem,  

wiele pogody, radości i szczęścia osobistego.

Pochodnia, marzec 1956  

 

 Czy to nie jest ważne   

We wrześniu ubiegłego roku staraniem Sekcji Kobiet przy Krakowskim Oddziale PZN został zorganizowany kurs racjonalnego żywienia. Dotacje na ten cel przekazał Zarząd Główny PZN. Rekrutacja uczestniczek nie nastręczała żadnych trudności, wręcz przeciwnie, zgłosiło się znacznie więcej chętnych, niż mógł pomieścić kurs. Ostatecznie ustalił się zbyt liczny, bo czternastoosobowy zespół uczestniczek. Kierownictwo Spółdzielni Niewidomych pozwoliło na użytkowanie kuchni w internacie ze wszystkimi jej urządzeniami, ofiarowało także materiał na fartuszki i czapeczki. Kurs prowadzi doświadczona siła pedagogiczna - pani Irena Salawa. Nauka odbywa się dwa razy w tygodniu po cztery godziny. Przypatrzmy się pracy tego jedynego na razie u nas zespołu.

Już od drzwi można jednym spojrzeniem ogarnąć wnętrze kuchni - czysto wyszorowana podłoga, jasne ściany, jasne sprzęty, a za oknem zielony ogród i gęstniejący zmierzch jesiennego dnia. W rogu kuchni długa kuchenna płyta, pod którą buzuje żywy, podsycany drzewem ogień. Rozchodzi się miłe ciepło. Głośno hałasują pod pokrywkami nastawione na początku lekcji, a potrzebne w dalszym jej ciągu, ziemniaki i kapusta. Opodal na stoliku przygotowano odważone porcje mąki, jabłek, sera, jaj, masła, itp. Na środku kuchni dwa duże stoły, wokół których siedzą teraz uczestniczki kursu i pracowicie notują teoretyczny wykład. Skupione twarze, szybkie, zwielokrotnione stukanie dłutek. Z wykładu i z przygotowanych na bocznym stole i płycie kuchennej wiktuałów łatwo się domyśleć, że dzisiaj będzie się przyrządzać ulubione dla jaroszów potrawy.  

Wykład się kończy. Dziewczęta i młode kobiety w jednakowych fartuszkach i białych chusteczkach podnoszą się od stołów, a kierowniczka dzieli je na cztery grupy, wyznacza pracę, rozdaje materiały i organizuje cztery "robocze stanowiska": ruskie pierogi, kluski leniwe, pierogi z jabłkami i łazanki z kapustą. Wzmaga się gwar i ożywienie. Słychać odcedzanie wody z jarzyn, trzask rozbijanych jajek, stuk naczyń i kuchennych przyborów. I już po chwili praca w pełnym toku: zagniata się ciasto, obiera jabłka, przepuszcza się przez maszynkę ser, sporządza nadzienie, wałkuje i kroi ciasto, klei pierogi, nastawia do gotowania. Ruchy powolne, umiarkowane, celowe, a u niektórych zadziwiająco sprawne. Atmosfera, w najpełniejszym tego słowa znaczeniu, przyjemna. Jasno, ciepło, pracowicie. Słychać wesoły, wybuchający na skutek nieoczekiwanych sytuacji śmiech, głośne porównania, refleksje i żarty. Język jest staranny, a cały sposób bycia nacechowany koleżeńską i życzliwą usłużnością. Na czystych sukienkach proste kuchenne fartuszki wyglądają u niektórych kokieteryjnie, spod białych chustek wymykają się figlarne pasma jasnych i ciemnych włosów. W żywych, zarumienionych twarzach znaczy się wyraźne zainteresowanie - ani śladu bierności czy nadmiernego wysiłku. Widać, że koleżanki czują się dobrze.  

Prace dobiegają końca - jeszcze ostatnie czynności, jeszcze staranne nakrycie stołu i oto zasiadamy do wspólnego posiłku. Wszystkie potrawy są udane, smaczne. Wśród tej wspólnej "biesiady" łatwo nawiązuje się bezpośrednią, towarzyską rozmowę, z której dowiaduję się, że koleżanki czują się tu dobrze, że naprawdę dużo korzystają, że proszą o zorganizowanie z kolei następnego kursu szycia i prac ręcznych. Kierowniczka także ma swoje wnioski - na przyszłość mniejszy zespół i dla każdej uczestniczki osobna kuchenna wyprawka. Wstajemy od stołu. Teraz mycie naczyń, sprzątanie i ludna kuchnia pustoszeje, cichnie.  

Wracam do domu z uczuciem radości i kształtującym się przekonaniem, że praca w Sekcji jest na dobrej drodze. Umiejętność gotowania zwiększa samodzielność życiową niewidomej                                                   kobiety. Racjonalne wyżywienie prowadzi do zdrowia, a nawet -                                                               jak mówi stare, krzywdzące panów przysłowie - do serca mężczyzny. Czyż to nie jest ważne?

Niniejszy artykuł dedykujemy wszystkim sympatykom spraw niewidomych kobiet, składamy też uprzejmy ukłon w stronę Ministerstwa Pracy i Pomocy Społecznej, Zarządu Głównego i CZSP, o nowe dotacje na dalsze kursy w Krakowie i wszystkich  

oddziałach naszego kraju.

Pochodnia styczeń 1957  

 

Sytuacja niewidomych kobiet w Polsce

/Referat wygłoszony  na naradzie aktywu PZN w Muszynie w styczniu 1958/   

 

Ze względu na różną konstytucję psycho - fizyczną kobiety i mężczyzny występuje zróżnicowany w pewnym stopniu zakres życiowych działań kobiety i mężczyzny. Z uwagi na ten właśnie zakres działań życiowych, w obecnym układzie stosunków w najogólniejszym znaczeniu, ślepota jest większą degradacją życiową dla kobiety niż dla mężczyzny. Stąd więc sprawa niewidomych kobiet nie mieści się bez reszty w ogólnie dotąd pojmowanym zagadnieniu niewidomych.  

Na jego właśnie tle stanowi zagadnienie specjalne i wymaga zarówno dodatkowych opracowań, jak i działalności związkowej. Uzasadnienie powyższego poglądu jest dość szerokie, gdyż ma źródło swoje w wielu ważnych dziedzinach życia kobiety.  

Kto zna kobiety, ten wie, jak jest im nieznośny jakikolwiek brak czy defekt zewnętrzny i ile poświęcają trudu, aby zlikwidować go czy chociażby ukryć przed światem. Kto choć trochę zna się na sprawach inwalidzkich, ten wie, jak trudno kobiety godzą się z kalectwem, ile cierpią, gdy ich brak fizyczny musi się ujawnić. I tak na przykład począwszy od zewnętrznej postaci niewidomej kobiety. Nawet żeńska połowa ludzi pojmuje słowo "kobieta" przez pryzmat męskich doznań: "kobieta" - to przede wszystkim uroda, wdzięk, seks, urok fizyczny. Stara lub brzydka kobieta,           o, to bardzo smutne istoty, które nie posiadają najważniejszych swych atrybutów i powabów cielesnych. Jak wygląda niewidoma kobieta? Zgasłe oczy rzadko kiedy są piękne. Zastygła mimika, zaniedbana cera, nie zawsze dobra i dobrze utrzymana fryzura, często niegustowne w kolorze i kroju, pozbawione efektownych drobiazgów suknie, niepewne ruchy - wszystko to okrada z wdzięków sylwetkę niewidomej kobiety i dystansuje ją w ewentualnym współzawodnictwie z kobietą widzącą.  

Niezależnie od tego strona zewnętrzna nastręcza jej bez porównania więcej trudności niż niewidomemu mężczyźnie. Mężczyzna w porządnym, uważnie noszonym garniturze może bez żadnej obiekcji chodzić kilka lat, gdy tymczasem niewidoma kobieta po jednej tylko wizycie musi się zastanawiać, czy nie poleciały mereżki w pończochach, czy jasna sukienka lub bluzka nadaje się do powtórnego włożenia, czy nie należy przeczesać włosów, itp.  

A jakże jest z upragnioną i obfitą w błogosławione dla niewidomego konsekwencje samodzielnością - wszak niewidome kobiety tak rzadko poruszają się samodzielnie. Są mniej odważne, to prawda, ale też bardziej niż mężczyźni narażone. Mająca resztki wzroku Wanda siedzi na ławce i czeka na brata, który w szybkim tempie załatwia sprawunki na mieście, zostawiwszy ją na ławce w parku. Nareszcie, zdaje się, brat wraca, Wanda wytęża wzrok, a potem z uśmiechem podnosi się na jego widok. Tymczasem mniemany brat, mijając ją, rzuca jedno twarde, pogardliwe słowo: "k...a!". Wanda opada z wrażenia na ławkę.  

Ela ma siedemnaście lat i dużo zewnętrznego wdzięku, traci niestety wzrok w bardzo szybkim tempie na tle schorzenia nerwów. Wszelka zmiana oświetlenia bardzo ją męczy. Wyszła ze sklepu i uderzona powodzią słonecznego światła, przymyka oczy. Wtem nieznajomy mężczyzna chwyta ją pod ramię i mówi: "dobrze, dobrze, kotuniu, ale mam tylko dwadzieścia złotych, pójdziesz ze mną za tyle?"

Henia nosi okulary, ale mimo to bardzo źle widzi. Przystanęła na skraju potrójnej jezdni, upatrzyła sobie czarną, odcinającą się na tle zimowego krajobrazu wydatną sylwetkę mężczyzny i szybko za nim pomyka na drugą stronę. Niestety, nadeptuje mu na piętę. Mężczyzna odwraca się i zirytowany krzyczy: "ty taka i taka... odczep się ode mnie, nie leź za mną!". Określenie jest mocne, wrażenie piorunujące. Henia idzie ulicą i płacze, a łzy jak perełki przymarzają jej do oprawy okularów.  

Przy wrażliwym usposobieniu przypadki takie nie należą do przyjemności. Nie trzeba się nimi oczywiście przejmować, niemniej jednak są to sygnały o grożących kobietom niebezpieczeństwach. Niewidomi mężczyźni nie mają takich trudności - widzące kobiety nie są na ogół tak brutalne, częściej i chętniej świadczą na rzecz niewidomego mężczyzny, a jeśli czynią intymne propozycje, to raczej w takim kontekście sytuacyjnym, że niewidomy mężczyzna poczytuje je  sobie za sukces osobisty. Poza tym niewidomy mężczyzna może w drastycznych wypadkach bronić się, może użyć fizycznej siły, której nie posiada niewidoma kobieta.  

Tak więc sprawa jej usamodzielnienia jest trudniejsza.  

A teraz rozpatrzmy sprawę kontaktów zewnętrznych i pomocy ze strony osób widzących.  

Kobiety mają na ogół wrażliwe serce, są bardziej ofiarne i skłonne do pomocy niewidomym. Często jednak zdarza się, że chętnie łączą szlachetne z przyjemnym i pomagają raczej mężczyznom. Przykład: na wycieczce zauważyłam, że przystojni niewidomi panowie mają po dwie przewodniczki, a przeciętni ledwie po jednej. Natomiast na dwie lub trzy kobiety przypada także jedna przewodniczka. W biurze referatu pracy i opieki społecznej Dzielnicowej Rady Narodowej w Krakowie, przychodzę w sprawie ankietyzacji; kiedy urzędniczka dowiaduje się że jestem niewidoma, przestaje mi mówić per pani i mimo przyzwoitego wyglądu i zachowania się, traktuje mnie jak matoła: "zaprowadźcie ją do krzesła". Jako votum nieufności dla moich zeznań: "sprawdź, czy ona się wtedy urodziła, skontroluj, czy ona tam faktycznie mieszka", itp.  

Niezależnie od tego, taka sama pani potrafiła być kulturalna i miła dla przystojnego kolegi, który wypełnił ankietę krótko przede mną.  

Na uczelni: podczas jednego z minionych lat szkolnych, w Państwowym Studium Pedagogiki Specjalnej, w jedenastoosobowej  sekcji niewidomych były cztery bardzo źle widzące osoby, które potrzebowały pomocy widzących kolegów. Jedyny w tej czwórce mężczyzna już od początku został otoczony bardzo serdeczną i troskliwą opieką widzącej koleżanki, a z pozostałą trójką dziewcząt bywało różnie; jedna z nich, najwięcej widząca, znalazła przyjaciółkę i ta pomogła jej przejść przez studia. Druga miała własną rodzinę w Warszawie. Moja sytuacja była najgorsza. Niejeden raz chodziłam od pokoju do pokoju, aby usłyszeć wymijającą na moją prośbę odpowiedź: "źle się czuję, wybieram się do kina teatru, na przechadzkę", itp. Niejeden raz powtarzałam po raz nie wiadomo który znany mi już materiał, gdyż to odpowiadało koleżance, z którą się uczyłam. Gdy po zakończeniu Studium na zebraniu odważyłam się powiedzieć, że nie miałam pomocy ze strony koleżanek, wybuchnął prawdziwy wulkan oburzenia. Jedna z nich, mieszkająca w tym samym pokoju, która najmniej mi pomagała, najbliżej przyglądała się mojej męce, a którą kłuły w oczy moje wyniki, oświadczyła: "gdybyśmy pani nie pomagały, nie skończyłaby pani PIPS - u z drugą lokatą".  

Mam specjalny powód do wdzięczności dla niej, bo gdyby mnie nie uświadomiła, do dzisiaj nie wiedziałabym, komu zawdzięczam ukończenie tej uczelni.  

Z kolei zamieszczam wypowiedzi koleżanek, które studiowały w wyższych uczelniach, na temat: o ile niewidomej kobiecie jest trudniej kształcić się niż niewidomemu mężczyźnie? Po pierwsze dlatego, że kobiecie trudniej się samodzielnie poruszać, stąd automatycznie zmniejszają się jej wszystkie możliwości, gdyż w każdym przypadku potrzebuje przewodnika. Po drugie przy sprawie świadczeń na rzecz niewidomego należy uwzględnić czynnik psychologiczny. Kobiety są z natury rzeczy bardziej ofiarne niż mężczyźni, mogą również zająć się potrzebami niewidomych kobiet, jak i mężczyzn, ale chętniej realizują swą ofiarność, pomagając niewidomym kolegom. Rzadko się zdarzy, aby widzący student na serio i przez dłuższy czas zajmował się potrzebami niewidomej koleżanki. Natomiast takie przypadki, gdzie widząca studentka przez długi okres troskliwie i ofiarnie pomaga niewidomemu koledze, zdarzają się często.  

Niezmiernie trudną i skomplikowaną jest sytuacja niewidomej kobiety w dziedzinie życia osobistego. Nie chodzi sama, jak większość mężczyzn, zatem jej kontakty towarzyskie są dorywcze i bardzo ograniczone. Na ogół jest skazana na jałową wegetację wśród najbliższego otoczenia, najczęściej internatowego otoczenia. Jeśli chodzi o możliwość założenia rodziny, to niewidomy mężczyzna ma możność związania się zarówno z niewidomą, jak i widzącą kobietą, zaś niewidome kobiety rzadko kiedy wiążą się z widzącymi mężczyznami, i jak dotąd tylko nieliczne wychodzą za mąż za niewidomych. Tu możliwości niewidomej kobiety są niewspółmiernie mniejsze niż szanse niewidomego mężczyzny.  

Podobnie jest tam, gdzie chodzi o zakres działań w rodzinie. Łatwiej jest wypełnić obowiązki małżonka i ojca niewidomemu mężczyźnie, niż obowiązki żony, matki i gospodyni niewidomej kobiecie. Jeśli niewidomy mężczyzna ma nieślubne dziecko, co najwyżej zobowiązany jest do alimentacji. Znam przypadki, gdzie sąd zobowiązał w tym względzie niewidomego mężczyznę do płacenia symbolicznej złotówki. Jeśli zaś niewidoma kobieta ma nieprawne potomstwo, jest narażona nie tylko na utratę opinii, ale na cierpienia moralne, fizyczne, na konsekwencje materialne. Niejednokrotnie następstwami takiego przypadku jest ruina zdrowia i życia, zarówno samej niewidomej kobiety, jak i jej dziecka.  

Z powyższych przykładów wynika, że życie niewidomej kobiety w wielu dziedzinach jest niewspółmiernie trudniejsze niż, i tak już wystarczająco ciężkie, życie niewidomego mężczyzny. Wobec tego wymaga ona dodatkowej troski, opieki i pomocy, zarówno ze strony Związku, jak i  

niewidomych mężczyzn oraz pomocy osób widzących.

 

 Wychowanie niewidomych dziewcząt  

Okres, w którym młody osobnik przygotowuje się do życia, ma mu dać tę sumę umiejętności, wiadomości, nawyków, ma go rozwinąć fizycznie i psychicznie, ma wykształcić jego funkcję myślenia, nauczyć samodzielnej pracy. W okresie tym mały, a później dorastający i młody człowiek,  ustawicznie bierze od otoczenia, do momentu dojrzałości i wejścia w życie. I od tej chwili rola się zmienia, odtąd on musi ciągle dawać otoczeniu.  

Od niewidomego człowieka życie, niemal na każdym kroku, wymaga większej daniny. Wiadomo, że aby móc dać, trzeba najpierw mieć. I dlatego okres dziecięcy i młodzieńczy w życiu niewidomego powinien być nader celowo i ekonomicznie zorganizowany, aby mógł zaopatrzyć niewidomego w maksymalną sumę dóbr fizycznych, umysłowych, moralnych, stanowiących równocześnie podstawę egzystencji, jak i pewien ekwiwalent niewidomości.  

Zasada ta w specjalny sposób dotyczy wychowania niewidomych kobiet, gdyż z uwagi na ogólnożyciowy zakres działań kobiety, ślepota w obecnych stosunkach degraduje ją o wiele głębiej, niż niewidomego mężczyznę. Trzeba jej zatem w dzieciństwie i młodości stworzyć takie warunki, które spowodują, że wejdzie w życie jak najbardziej wyposażona, ubogacona i przygotowana. Z uwagi na rodzaj kalectwa, odcinający dziecko od normalnych rozwojowych warunków, niewidoma dziewczynka, jak i każde niewidome dziecko, powinna już od lat dziecinnych wychowywać się w szkole specjalnej dla dzieci niewidomych.  

Program nauczania i wychowania w wieku przedszkolnym  i szkolnym w zasadzie jest jednakowy dla dzieci obojga płci. Niemniej jednak już od najmłodszych lat powinno się ciągle i                               systematycznie wdrażać dziewczynkę do dbałości o swoją postać  zewnętrzną, do higieny i estetyki osobistej oraz najbliższego     otoczenia. Należy specjalnie pracować nad rozwojem sprawności jej rąk, przez wdrażanie do prac ręcznych, jak prace z kartonu, papieru, gliny, drutu, drewna, szycie, roboty dziane, itp. Dziewczynka już w szkole podstawowej powinna nauczyć się sprzątać, nakrywać do stołu, prać i prasować  drobne rzeczy, hodować rośliny, domowe zwierzęta i ptaki  oraz troszczyć się o najmłodszych kolegów. Powinna nauczyć się właściwych form kontaktu zarówno w swoim najbliższym,  szkolnym otoczeniu, jak i z osobami z zewnątrz. Powinna umieć poprawnie zachować się przy gościach, na ulicy,    w tramwaju, pociągu, teatrze.  

Pod koniec szkoły podstawowej w zależności od indywidualnej potrzeby, powinna być przez ludzi dorosłych we właściwy sposób uświadomiona o właściwościach swojej płci. Oprócz kultywowania pozytywnych cech wspólnych osobnikom obojga płci, wpływ wychowawczy powinien iść w tym kierunku, aby nie dławić, lecz jak najpełniej rozwinąć wszystkie cechy jej przyszłej kobiecości, jak: wdzięk zewnętrzny, delikatność, skromność, ambicję, poczucie własnej godności.  

Sprawa wzajemnych kontaktów młodzieży płci obojga powinna stanowić nader ważki problem dla wychowawców szkoły specjalnej - dla niewidomych. Ciągła czujność, wnikliwa obserwacja, postępowanie pełne umiaru, taktu i delikatności ze strony wychowawcy, powinno podyktować wzajemny do siebie stosunek niewidomych dziewcząt i chłopców, ustrzec ich od przedwczesnych bliskich kontaktów, które skaziłyby i zatruły psychikę młodzieży tym bardziej, że w tym wieku ich właściwy głęboki i wielki sens jest dla młodzieży nie do pojęcia.  

Pragnę tutaj podkreślić fakt, że wychowująca się w normalnych, rodzinnych warunkach widząca dziewczynka wszystkich potrzebnych jej do życia umiejętności uczy się przez naśladownictwo, jak gdyby po drodze, od przypadku do przypadku, w wyniku różnych, sprzyjających okoliczności, natomiast w zakładzie, wychowującym niewidome dziewczynki, trzeba te rzeczy wyraźnie zaplanować, znaleźć czas i środki do jak najlepszej ich realizacji. Podobnie przedstawia się sprawa z wpływami wychowawczymi. Nauczanie dziewcząt wyżej wymienionych czynności w szkole podstawowej będzie miało charakter propedeutyczny, a w szkole średniej powinno być kontynuowane, poszerzone, usystematyzowane i uzupełnione. W szkole zawodowej dziewczynki powinny przejść systematyczny, z egzaminem i stopniami, kurs gotowania, prac ręcznych, szycia, trykotażu, prania, sprzątania, pielęgnacji niemowląt. Gdzie są indywidualne warunki, należy kontynuować naukę śpiewu solowego i tak cennej w życiu niewidomego gry na instrumentach oraz naukę tańca.  

Dla nabrania sił fizycznych i prawidłowej postawy powinno się tu kultywować gimnastykę i odpowiednie dyscypliny sportu, obowiązkowo pływanie. Traktując każdy przypadek indywidualnie, tutaj powinna każda młoda dziewczyna dowiedzieć się o przymiotach i brakach swojej zewnętrznej postaci, o sposobach usuwania lub ukrycia ich, czy złagodzenia; o tym, w jakich kolorach, rodzajach fryzury i kroju ubrania wygląda najkorzystniej. Tutaj dziewczyna powinna dowiedzieć się o anatomii ciała kobiety i jego naturalnych predyspozycjach, o sprawie macierzyństwa, o intymnym życiu ludzi dorosłych, przy czym należy bardzo wyraźnie podkreślić odrębność, inność psychiki mężczyzny i zwrócić uwagę na trudności i niebezpieczeństwa dla kobiety.  

Niewidoma dziewczyna powinna zdobyć minimalną bodaj miarę samodzielnego poruszania się choćby w małym kręgu najbliższego otoczenia. Szkoła powinna nawiązać kontakt z rodzinami o wysokim pozimie wychowawczym, etycznym i towarzyskim, gdzie są dorastające dziewczęta i spowodować, aby niewidome weszły w życie towarzyskie tych rodzin, były zapraszane na wieczorki, zabawy, zebrania towarzyskie, uroczystości rodzinne, aby w ten sposób bez większych trudności i wstrząsów wchodziły w życie i uzupełniały swoją kulturę bycia i towarzyski polor. Oprócz tego wszystkiego koniecznym wydaje mi się znajomość choćby jednego języka obcego.  

Czy to aby nie za wiele, czy nie chcemy za dużo? Z całą pewnością nie, jeśli zależy nam na tym, aby w nowym pokoleniu niewidomych dziewcząt nie było chuderlawych, cudacznie ubranych kopciuszków, humorystycznie naiwnych mimo dojrzałego wieku, istot więdnących, obciążonych nerwicami i psychicznymi kompleksami, samotnych niewidomych kobiet, biernych i nieporadnych biedot, które nie tylko nie umieją sięgnąć po swoje prawa, ale nawet bronić się przed przemocą i wyzyskiem materialnym czy moralnym.  

Specjalnie wyraźnie pragnę podkreślić fakt, że wchodząca  w życie osiemnasto- czy dwudziestoletnia dziewczyna, dysponująca  wzrokiem, ma niewspółmiernie więcej możliwości do poznania życia, niż wychowująca się w zakładzie niewidoma  dziewczyna, a dalej: wejście w życie widzącej dziewczyny nie  zawsze musi wiązać się z opuszczeniem rodzinnego domu.           W bardzo wielu wypadkach dokształca się ona, podejmuje pracę  zawodową i żyje towarzysko, pozostając w rodzicielskim domu,  który wypełnia jej częściowo życie i stanowi podporę moralną. Nierzadko kontaktujący się z nią ludzie muszą liczyć się z tym, że za niewłaściwe wobec niej postępowanie  wypadnie im znaleźć się w cztery oczy z ojcem, bratem czy wujem, reprezentującym nie tylko wolę zespołu rodzinnego,  ale i odpowiednią siłę mięśni.  

Natomiast wychowująca się w wąskim kręgu zakładowego środowiska niewidoma dziewczyna ma o wiele mniej możliwości poznania życia. Podejmując następnie pracę zarobkową przeważnie nie może wrócić do rodzinnego domu. Wchodzi więc w życie zupełnie sama. Nikt jej nie pomaga, nikt za nią nie stoi, nikt nie żąda rachunku od tych, którzy niewłaściwie z nią postępują.  

Teraz spytamy, z jakim kapitałem wchodzi w życie niewidoma dziewczyna? Pewna suma ogólnych wiadomości, sprawności i umiejętności robienia szczotek czy tkania, to grubo za mało, aby ograniczona kalectwem kobieta mogła się utrzymać i żyć pełnią życia na swojej drodze w obecnie trudnych i skomplikowanych warunkach. Czy można się zatem dziwić, że jest taka przepaść między niewidomą a widzącą kobietą? Żeby sprostała swoim trudnym zadaniom życiowym, musi być o wiele lepiej przygotowana i wyposażona do życia. Ze względu na specyfikę kalectwa pracę tę trzeba zawierzyć szkole specjalnej podstawowej i tym więcej szkole zawodowej, aby niewidoma dziewczynka w ciągu kilkunastu lat systematycznie i pod właściwym, odpowiednim kierunkiem była przygotowana do wejścia w życie.  

Jeżeli z obecnym programem szkoła zawodowa specjalna nie mogłaby się pomieścić w swoim zakresie potrzebnych do tego przedmiotów, należy przedłużyć o rok czas jej trwania. Nie należy tu oglądać się na możliwość akcyjnego dokształcania dorosłych już kobiet, gdyż akcje te nie zawsze dają pożądane rezultaty, a ponadto same niewidome kobiety często nie rozumieją swojego interesu. Jest też wiele rzeczy, których nie da się odrobić, i wiele krzywd i zła, których nie da się już odwrócić. Zatem dążenie do pełnego życiowego przygotowania niewidomej kobiety powinno być jednym z ważnych postulatów naszego Związku.

Pochodnia luty 1958