Pamięci Prezesa

Anna Kaźmierczak, Danuta Kłosek  

 

  Czesław Robak urodził się w rodzinie chłopskiej 15 listopada 1931 roku w Kujdańcach, powiat Zbaraż, gdzie do wybuchu II wojny światowej mieszkał wraz z rodzicami, rozpoczynając w tej miejscowości szkołę podstawową. W 1939 roku utracił ojca, pozostając z matką i bratem. W rok później cała rodzina została przesiedlona do Związku Radzieckiego i zamieszkała w Ozierkach w obwodzie Swierdłowskim, gdzie Czesław uczęszczał w dalszym ciągu do szkoły podstawowej, kończąc ją w 1945 roku. W tym samym roku został repatriowany do Polski i osiedlił się wraz z rodziną na Ziemiach Odzyskanych. Wówczas to nastąpił kolejny tragiczny moment w jego życiu - na skutek wybuchu niewypału utracił wzrok i do 1954 roku pozostał na utrzymaniu matki. Następnie został skierowany przez Polski Związek Niewidomych na kurs rehabilitacyjny do Ośrodka Szkolenia Inwalidów w Bydgoszczy. Po jej ukończeniu podjął pracę w Spółdzielni Inwalidów „Postęp” w Świebodzinie. W 1956 roku przeniósł się do Bytomia Odrzańskiego i podjął pracę w spółdzielni „Elektrotechnik” jako pracownik fizyczny. W 1959 roku rozpoczął naukę w korespondencyjnym liceum ogólnokształcącym w Zielonej Górze, którą ukończył pięć lat później. Po wydzieleniu zakładu w samodzielną spółdzielnię w 1961 roku, został członkiem zarządu do spraw rehabilitacji i przeszedł na etat pracownika umysłowego jako kierownik produkcji. W 1963 roku został asystentem socjalnym, a w trzy lata później został powołany na stanowisko prezesa zarządu, na którym przepracował 20 lat.

W okresie swojej pracy piastował różne funkcje zawodowe i społeczne, między innymi, przewodniczącego zarządu PZN w Zielonej Górze, członka Rady ZSN w Warszawie, wieloletniego radnego miasta w Bytomiu Odrzańskim.

Za wspaniały stosunek do ludzi oraz za pracę, wykonywaną z ogromnym oddaniem został odznaczony: medalem za obronność kraju, medalem za zasługi w rozwoju województwa zielonogórskiego, za działalność na rzecz ruchu spółdzielczego, złotą Honorową Odznakę PZN, Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski.

W 1980 roku otrzymał tytuł magistra prawa na wydziale prawa i administracji Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Zmarł 3 maja 1986 roku. Został pochowany na cmentarzu w Jasieniu obok ukochanej matki i brata. W pogrzebie uczestniczyła cała załoga spółdzielni.  

Czesława Robaka wspomina pan Henryk Jaworski - długoletni przewodniczący Rady Spółdzielni w Bytomiu Odrzańskim. „- Był nie tylko świetnym prezesem, ale wspaniałym kolegą. Towarzyszyłem mu wielokrotnie jako przewodnik i pracownik społeczny.

Dziś jako dowód pamięci o nim czytane są wymienianki w jego intencji w okresie Wszystkich Świętych i odprawiana Msza w dniu imienin. - Odwiedzany jest też jego grób usytuowany obok matki i brata.”

  * * *

  Był wszechstronnie uzdolniony. Ile razy ktoś z pracowników administracji miał kłopot z ortografią, wystarczyło zadzwonić do prezesa Robaka. Doskonale zastępował nam wszystkim słownik ortograficzny. Działania matematyczne wykonywał jak najlepszy kalkulator, co w owych czasach nie było bez znaczenia. Przy sporządzaniu sprawozdań całe tabele miał w głowie, jakby widział je przed oczyma. Świetnie śpiewał. Posługiwał się nieskazitelną polszczyzną ze wschodnim akcentem. Był mistrzem rozmowy towarzyskiej i doskonałym gawędziarzem. Jego hobby to szachy i toto-lotek. Ogólnie szanowany i lubiany za życzliwość dla ludzi, jaką z siebie emanował. Ciepły w sposobie bycia, opanowany, nigdy nie podnosił głosu. Wiele osób podkreśla jego wyjątkową umiejętność słuchania. W tych trudnych czasach udało mu się załatwić dla pracowników spółdzielni, którą kierował, liczne przydziały mieszkań oraz instalację aparatów telefonicznych.

Mnie jednak chyba szczególnie zaskakiwała jego doskonała znajomość zasad ortografii. Przecież szkołę podstawową ukończył na zsyłce, a potem przez wiele lat nie posługiwał się żadnym pismem. Widocznie polskość nie była dla niego tylko pustym słowem.

Kiedy wróciłam z pierwszego Zjazdu „Solidarności” Regionu w Zielonej Górze i zaczęłam narzekać na wielomówstwo i panujący tam bałagan, Robak powiedział: - Proszę pani! Myśmy przez tyle lat milczeli. Teraz jesteśmy jak ta wezbrana, nieuregulowana rzeka. To trzeba z siebie wyrzucić. A kiedy mieliśmy czas nauczyć się porządku? Najpierw - zabory, potem - okupacje...

Innym razem jechaliśmy do Zielonej Góry na zebranie Polskiego Związku Niewidomych. I nagle Robak powiedział: - A jakież na tym Sybirze były piękne krajobrazy! Pomyślałam wówczas, że były to chyba ostatnie widoki, jakie oglądał przed utratą wzroku na skutek wybuchu miny.

Zdarzało mi się nieraz uczestniczyć z Prezesem w jakichś większych zgrupowaniach. Długo nie mogłam zrozumieć, dlaczego publicznie nie zabierał głosu. Późno uświadomiłam sobie, że winien temu jest najprawdopodobniej niedosłuch jako skutek wybuchu miny, która to przypadłość utrudniała orientację w dużych ludzkich skupiskach. To właśnie było według mnie przyczyną dla której Prezes nie zjawiał się na wydziałach produkcyjnych, o co załoga miała wielokrotnie pretensje. Nieraz też konstatowałam ze smutkiem, że dalsze otoczenie, które bliżej nie zetknęło się z Prezesem, nie docenia go w pełni. Myślę też, że jego swobodę bycia na szerszym forum ograniczała także świadomość blizn na twarzy, również skutkiem wybuchu miny.

Prezes zwykł przyjmować do pracy różnych nieudaczników, przymnażając w tym kłopotu tak służbom produkcyjnym, jak i rehabilitacyjnym i zmuszając nas do opracowywania dla nich różnych specjalnych programów. Zwykle wychodziliśmy z tych tarapatów z otwartą przyłbicą, ale nieraz kręciliśmy nosami na to, że Prezes tylko przyjmuje, a my musimy główkować, co z tym fantem zrobić. Ale taki już był. Chciał podać rękę każdemu człowiekowi i chyba wierzył, że my, jego podwładni, poradzimy sobie jakoś z tymi niełatwymi sprawami. Dzięki naszemu Prezesowi w spółdzielni panowała przyjazna, niemal rodzinna atmosfera. Niezmiernie rzadko zdarzały się jakieś skargi.

Świadkowie mówią, że swą ciężką, jak się potem okazało, śmiertelną chorobę Robak znosił cierpliwie i z godnością.

Podobnie nie ma ludzi niezastąpionych, jednak rzadko zdarza się spotkać osobowość tak barwną i nieprzeciętną. Teraz pozostaje nam tylko wierzyć, że ziarno, które tak hojnie Robak rzucał w glebę różnych struktur społecznych, w których żył i działał, przez wiele jeszcze lat będzie wydawać obfity owoc, choć tego nikt nie będzie w stanie zważyć ani zmierzyć.      

  Pochodnia  czerwiec 2003