Biografia prasowa  

 

Magdalena Radwańska  

Psycholog  

Muzykoterapeutka  w szkole przy klinice  pediatrycznej  

 

 Przestrzeń dla życia   

     Małgorzata Czerwińska   

Kilka informacji w prasie środowiskowej przy okazji różnych artystycznych konkursów, przeglądów, festiwali. Pojedyncze nagrania wokalnych prezentacji, wyszukane w taśmotece przyjaciół. Dwie lub trzy krótkie telefoniczne rozmowy. To niewiele, prawie nic. Zdecydowanie za mało, by powiedzieć coś o człowieku, a jednocześnie wystarczająco dużo, by zainteresować się nim, poszukać odpowiedzi na pytanie - jaki jest.  

 Grafika - czaszka, z której wyrastają korzenie, konary i mózg, któremu ludzka dłoń podaje zastrzyk z kolorów tęczy. Niepokój, przygnębienie, lęk, ból. Na przeciwległej ścianie akwarelka - holenderskie wiatraczki w srebrno-szarym zimowym krajobrazie. - Z którą plastyczną wypowiedzią identyfikuje się Magdalena Radwańska? - To zależy od nastroju. W mroczny i posępny popadam raczej rzadko. Częściej zwracam się ku łagodnym wiatraczkom. - A otaczający nas zewsząd polski zamęt? - pytam. - Przecież zdaje się, że tej chorobie nie zdoła zaradzić żaden cudowny zastrzyk... - Nie śledzę telewizyjnych dzienników. Dawno się w tym wszystkim pogubiłam, a przede wszystkim - nie mam czasu. Uciekamy więc od modnych i nudnych już tematów do spraw czasu danego nam przez los, a raczej sposobów jego sensownego wypełnienia. Najczęściej bywa tak, że najpierw wybierają rodzice, potem zaczynamy decydować sami. Od początku pełna integracja. Niezgoda na szkolnictwo specjalne, zamykanie się w środowisku inwalidzkim. Wzrastanie wśród widzących rówieśników - podwórkowe zabawy, piaskownica, wrotki, rowerek, ciekawość świata i jej zaspokajanie, nieskrępowane rodzicielską nadopiekuńczością. Szkoła podstawowa i liceum - akceptacja kolegów i różne reakcje nauczycieli na "inność" uczennicy. Edukacja muzyczna - marzenia rodziców o pianistycznej karierze jedynaczki i nieforsowanie ich na siłę, umiejętność wycofania się. Studia i wiążąca się z nimi konieczność opuszczenia rodzinnej Legnicy - to już samodzielna decyzja. Dlaczego psychologia? Motywacja dobrze znana - pomagając innym, pomagać sobie. Muzyka? Ta również zmuszała do pierwszych życiowych wyborów. Studia wokalne w Akademii Muzycznej i rezygnacja z nich. W obronie przed odmiennymi koncepcjami pedagogów... Z powodu nieaprobowania metody bezwzględnej walki "o swoje"... Zaradność, zapobiegliwość, zabieganie o swoje sprawy - tak. Ostra walka "do krwi" - kategorycznie nie. Studia psychologiczne, mimo uzupełniania ich licznymi szkoleniami, nie dają przygotowania do zawodu. Umiejętności psychoterapeutyczne zdobywa się latami. Stąd studia podyplomowe i nieustanna lektura, nagrywana przez znajomych na kasety. Najistotniejsza jednak jest praca. Tę, na szczęście, udało się znaleźć - posada psychologa w liceum społecznym - Autorskiej Szkole Samorozwoju - oraz muzykoterapeuty w szkole przy klinice pediatrycznej. - W liceum czuję się naprawdę dobrze. Jest to szkoła niesformalizowana, stawiająca na pracę nad własnym rozwojem, kształtowaniem osobowości. Tutaj nikogo nie dziwi, nikomu nie przeszkadza, że nie widzę. Prowadzę terapię indywidualną i grupową, a właściwie stale się uczę. W szkole przyszpitalnej muszę prowadzić zajęcia w obecności osoby widzącej. Takie jest życzenie pracodawcy. Ważne, by praktykować, nabierać doświadczenia. Dlatego podpatrywanie koleżanki po fachu podczas jej zajęć z alkoholikami i ich rodzinami, trening terapeutyczny, przeprowadzony w grupie niewidomych. Ten trening to szczególnie ciekawe doświadczenie - mówi Magdalena. - Nasze środowisko jest bardzo zaniedbane pod względem psychoterapeutycznym, a jednocześnie ogromnie takiej pomocy potrzebujące. Nadużywanie alkoholu nie jest tajemnicą, a przecież ma ono swoje przyczyny. Zresztą, nieumiejętność pracy nad sobą, niezwracanie uwagi na własny rozwój to nasze ogólnospołeczne, narodowe zaniedbanie. W Ameryce każdy ma swojego psychoanalityka, my uważamy to za snobistyczną modę... Snobizm... Tego Magdalena nie lubi. Ceni autentyzm. Ludzi należy przyjmować takimi, jakimi są. Ludzie zajmują ją prywatnie i zawodowo, właściwie trudno wyznaczyć granice. Szanuje ich za uczciwość, otwartość, przyjaźń. Nie akceptuje niektórych reakcji na swoją "inność". Nie znosi, gdy szukane przedmioty podkłada się jej pod rękę lub sadza na siłę w tramwaju, nie biorąc pod uwagę, że ona ma ochotę postać. Zdarzają się chwile samotności. Czas na jogę, medytacje o podłożu chrześcijańskim, rozmowę z Bogiem, dobry czas na wiersze Miłosza i Herberta, prozę Kuncewiczowej i Cortazara, muzykę baroku, melodykę starowłoską, dzieła Brahmsa, pieśni Karłowicza, niekiedy jazz i klasykę rocka, zawsze poezję śpiewaną. Krótki okres wyciszenia, po którym bieg ku ludziom, radość spotkania z nimi, by słuchać, rozmawiać, śmiać się i płakać, czasem im śpiewać. Tak się jakoś składa, że ostatnio rzadko publicznie występuje. Były nagrody, wyróżnienia na konkursach, przeglądach, nie tylko środowiskowych. Z rozczuleniem wspomina myśliborski "Smak" z 1990 r. Niekiedy bierze gitarę do ręki i śpiewa piosenki studenckie, literackie, poetyckie, utwory innych i własne, te ostatnie - zdaniem Magdaleny - bardzo niedoskonałe. Zawsze jednak - mądre, osobiste, głębokie, profesjonalnie wykonane. Ludziom - ku zadumie, refleksji, na pocieszenie. Nie wiedzieć kiedy, dwie pasje - psychologia i muzyka - splatają się ze sobą i z życiem. A życie?... Czy wypada pytać dwudziestosześcioletnią dziewczynę, nawet wtedy, gdy jest psychologiem, o receptę, sposób na ziemską wędrówkę? - Recepta na życie?... Nie akceptuję tego pojęcia - stanowczo stwierdza Magdalena. - Na pewno nie jest twórczo walczyć z życiem, usiłować podporządkować je sobie. Taka postawa nie sprzyja rozwojowi, to wieczna i bezcelowa szarpanina. Z drugiej strony, nie można poddać się życiu, biernie przyjmować wszystko, co ono niesie. Najlepiej przyjąć taką pozycję, by stworzyć przestrzeń dla siebie i dla innych... dla życia. Zegarowa kukułka odmierza czas naszego spotkania. Magdalena śpiewa o pięknej księżniczce z zamku na kryształowej górze i szarej Nancy, popychanej na ulicach, przesiadującej w "klatce smutku, otulonej samotnością". Poetycko-muzyczna prezentacja dwóch jakże częstych postaw wobec życia. Kategoryczne podporządkowanie sobie wszystkiego i wszystkich, kształtowanie wedle własnej miary i potrzeb. Bierność - "otulona w pustkę własną, liczy smutki, mnoży zmartwienia." Zastanawiam się, co powiedziałaby tym poetyckim bohaterom Magdalena - psycholog?... Cudowna księżniczka to bajka, która przecież w końcu się wyśni. Nancy... "podnieś się z klęczek, obmyj twarz z bruzd pustelnicy, zapomnij, zapomnij, nie pamiętaj, potłuczemy razem wszystkie lusterka i... pójdziemy w jasność, pójdziemy we dwie..." Już za chwilę dopijemy herbatę. Magdalena odłoży gitarę. Wyłączę magnetofon. Pójdziemy. Być może w jasność? Przyszłość? Plany? Jakie one są, Magdaleno? - Zupełnie prozaiczne. Nie stracić pracy. Otrzymać własne, naprawdę własne mieszkanie. Doczekać się wreszcie wakacji, by wyrwać się z Dotą (czworonożnym przewodnikiem) z Wrocławia, pochodzić po górach lub pojechać nad morze. To wszystko, nic więcej. Magdalena nie ma w zwyczaju czynić wielkich planów. To nie ma sensu. Wystarczy poznawać siebie, by  pomagać innym. Tylko tyle, czy może aż tyle?  

Pochodnia  sierpień 1992