Biografia prasowa  

 

 

Edward Raczyński  

 Przedstawiciel  historycznego rodu arystokratycznego

prezydent  rządu polskiego na  emigracji  w Londynie  

 

      Ociemniały prezydent RP  KAZIMIERZ SIEDLECKI   

Zbierając wiadomości o życiu i działalności prezydenta Edwarda Raczyńskiego, poza lakoniczną wzmianką, że zaniewidział, nic więcej na ten temat nie spotkałem. Toteż nie byłoby tego artykułu, gdyby nie życzliwa pomoc jego córek i zięcia, pp. Wandy i Ryszarda Dembińskich i p. Katarzyny Raczyńskiej, za co im bardzo dziękuję. Przysłane przez nich z Londynu wspomnienia wypełniły ową lukę, umożliwiając mi pełne przedstawienie sylwetki tego wybitnego męża stanu i niezwykłego człowieka.  

Edward Bernard hrabia Raczyński, herbu Nałęcz, urodził się 19 XII 1891 r. w Zakopanem jako syn Edwarda Aleksandra i Róży z Potockich. Rodzina w tym czasie mieszkała w Krakowie i należała do najwyższych sfer arystokracji polskiej i europejskiej. Ojciec, właściciel rozległych dóbr ziemskich w wielkopolskim Rogalinie, był żołnierzem i politykiem, a także znanym kolekcjonerem i mecenasem sztuki. Spokrewniona z najwybitniejszymi galicyjskimi politykami matka, miała poważny wpływ na ówczesne wydarzenia i podobnie jak mąż, wspierała wszelkie korzystne dla sprawy polskiej poczynania.  

Wzrastający w patriotycznej atmosferze młody Edward ukończył gimnazjum im. Jana III Sobieskiego i Uniwersytet Jagielloński, gdzie po dodatkowych studiach w Niemczech i Anglii uzyskał doktorat z prawa. W roku 1918 wstąpił do Wojska Polskiego, ale wkrótce został przeniesiony do służby dyplomatycznej. Przez Kopenhagę, Londyn i MSZ w Warszawie trafił w roku 1932 do Genewy, jako przedstawiciel Polski przy Lidze Narodów i na Konferencji Rozbrojeniowej. W roku 1934 mianowano go ambasadorem RP w Londynie i tu w przededniu wojny przyczynił się w dużej mierze do zawarcia traktatu sojuszniczego z Wielką Brytanią. Podczas wojny prowadził intensywną działalność dyplomatyczną, domagając się od Anglików dotrzymania zobowiązań traktatowych. Kontynuował to jako minister spraw zagranicznych w latach 1941-43, a potem znów jako ambasador aż do roku 1945, do czasu cofnięcia emigracyjnym władzom polskim brytyjskiego uznania w wyniku porozumień jałtańsko-poczdamskich.  

Po wojnie nadal działał w Londynie, od roku 1951 na stanowisku prezesa Rady Związku Federalistów Polskich. W tym czasie znaczenie polskich władz na obczyźnie, pozbawionych wojska, funduszów i międzynarodowego uznania, uległo znacznemu ograniczeniu. Ich głównym zadaniem stało się zachowanie prawnej i politycznej ciągłości Rzeczpospolitej Polskiej do czasu uwolnienia kraju spod sowieckiej dominacji i uzyskania pełnej niepodległości. Tę trudną sytuację pogłębiały jeszcze ciągłe spory, które w roku 1954 doprowadziły do rozłamu, gdy prezydent Artur Zaleski, po zakończeniu swej siedmioletniej kadencji, odmówił ustąpienia z urzędu i sprawował go nadal nielegalnie. Edward Raczyński należał do grona mediatorów, usiłujących zapobiec kryzysowi, a kiedy się to nie powiodło, został, wraz z Tomaszem Arciszewskim członkiem założonej przez gen. Władysława Andersa Rady Trzech. W tym organie o tymczasowych uprawnieniach prezydenckich działał do roku 1972, to jest do śmierci Artura Zaleskiego i objęcia prezydentury przez Stanisława Ostrowskiego.  

W tym czasie Edward Raczyński był już osobą o poważnym upośledzeniu wzroku i tracącą go nadal, tak że w końcu pozostało mu tylko poczucie światła. Wszystko zaczęło się jeszcze podczas wojny, kiedy doszło do odklejenia siatkówki i pojawiły się katarakty. Wtedy uratowano mu wzrok, ale wobec jaskry i wylewów krwi do gałek ocznych medycyna okazała się bezsilna.  

Swój los przyjmował ze spokojem i nikt nie słyszał, by się nad sobą użalał. Upośledzenie wzroku było dla niego jedynie fizycznym utrudnieniem, nigdy ograniczeniem możliwości twórczego działania. Zachował przy tym swój zwykły sposób bycia, swoją zwykłą pogodę ducha oraz gotowość do żartu i uśmiechu. Toteż otoczenie zapominało o jego niepełnosprawności, tym bardziej że we wszystkim starał się być samodzielny i z pomocy innych korzystał tylko w nieodzownych przypadkach.  

Już w latach pięćdziesiątych nie mógł samodzielnie czytać nawet przy użyciu silnej lupy i musiał korzystać z pomocy lektorskiej. W domu służyła temu rodzina, w biurze doskonale przygotowana sekretarka, która ponadto przedstawiała mu interesantów i umiała dyskretnie poinformować o tym wszystkim, czego sam nie dostrzegał. Słuchał też "książek mówionych", w języku angielskim, wypożyczanych w wysyłkowej bibliotece dla niewidomych.  

Krokiem ku samodzielności było ukończenie kursu bezwzrokowego pisania na maszynie czarnodrukowej. Okazało się to przydatne nie tylko w życiu publicznym i prywatnym, ułatwiło także pracę literacką, na którą dotąd nie miał czasu. Posługiwał się też magnetofonem, nagrywając na taśmę potrzebne materiały, a zwłaszcza przeznaczone do tłumaczenia teksty obcojęzyczne. Swoje maszynopisy korygował z pomocą lektora i tak powstało kilka ciekawych książek, wyróżniających się również wyjątkowo piękną polszczyzną - dzienniki "W sojuszniczym Londynie" (1960R) i ich angielski przekład "In Allied London" (1962R). Polski przekład poezji perskiej "Rubayat Omar Khayyam" (1960R), poszerzony o własne wiersze z okresu młodzieńczego. A ponadto: "Rogalin a jego mieszkańcy" (1964R), "Pani Róża" (1969R), polski przekład z francuskiego rękopisu pamiętników generałowej Wirydianny Fiszerowej "Dzieje moje własne" (1975R) i "Od Narcyza Kulikowskiego do Winstona Churchila" (1976R). Pisywał także artykuły do prasy i udzielał licznych wywiadów. "Czas wielkich zmian" (Paryż 1990R) to książkowe wydanie rozmów przeprowadzonych z nim przez Krzysztofa Muszkowskiego.  

Miał znakomitą pamięć, deklamował bezbłędnie wiersze i poematy zapamiętane jeszcze w latach szkolnych. Sprawność pamięciowa pozwalała mu na przygotowywanie w myśli bardzo długich nieraz przemówień i wygłaszania ich z taką swobodą, jakby je odczytywał z kartki. Tę ważną dla polityka umiejętność zachował do końca życia. Gdy miał 101 lat, odwiedziła go w Londynie delegacja Uniwersytetu Jagiellońskiego z rektorem na czele, by nadać mu doktorat honoris causa. Wygłosił wtedy wspaniałą mowę o Krakowie sprzed pierwszej wojny światowej, zadziwiając wszystkich swoją erudycją i językową pięknością wypowiedzi.  

Poruszał się samodzielnie, w czym pomagała mu znakomita pamięć wzrokowa. Pamiętał doskonale miejsca, które kiedyś widział, nawet jeśli to było przed kilkudziesięciu laty. Opisał na przykład ze wszystkimi szczegółami kustoszowi muzeum w Rogalinie urządzenie wnętrz pałacowych przed wojną, nie pomijając nawet uchwytów u mebli. Do swego biura dojeżdżał codziennie sam autobusem, mimo kilku przesiadek po drodze. Białej laski nie używał, w razie potrzeby korzystał z pomocy przechodniów, o co w Anglii nietrudno, gdyż społeczeństwo jest nastawione opiekuńczo wobec osób niepełnosprawnych. Trwało to do osiemdziesiątego roku życia, potem do biura zaczęła go odwozić żona.  

Swoje rzeczy utrzymywał we wzorowym porządku i zawsze wiedział, gdzie na półce leżą koszule białe, gdzie kolorowe, w jakiej kolejności wiszą w szafie garnitury i krawaty, tak że zawsze mógł ubrać się sam w sposób kolorystycznie gustowny. Rano nie musiał niczego szukać, bo jeszcze z wieczora układał na stole w określonej kolejności portfel, notes, klucze i potrzebne na ten dzień dokumenty. Obsługiwał się sam do końca, jeszcze po przekroczeniu stu lat sam czyścił swoje obuwie, sam się golił i wymieniał baterie w golarce. Dopiero na parę tygodni przed śmiercią wymagał pomocy przy wchodzeniu do wanny, ale kąpał się nadal sam.  

W dniu 8 IV 1979 r. Edward Raczyński objął urząd prezydenta RP, wyznaczony na to stanowisko zgodnie z Konstytucją Kwietniową przez ustępującego prezydenta Stanisława Ostrowskiego. Cieszył się opinią wielkiego patrioty i wybitnego polityka, doskonale zorientowanego w sprawach zagranicznych oraz w sprawach polskich na obczyźnie i w kraju. Miał rozległe stosunki w różnych kręgach społeczeństwa brytyjskiego i poparcie emigracji, również takich ośrodków opiekuńczych, jak Radio Wolna Europa i paryska "Kultura" Jerzego Giedroycia. Znany był z tego, że nigdy nie mieszał się do sporów personalnych, zawsze natomiast wspierał efektownie ośrodki życia emigracyjnego, Instytut im. gen. Władysława Sikorskiego, Polski Uniwersytet na Obczyźnie, Polski Ośrodek Społeczno-Kulturalny, liczne organizacje kombatanckie, społeczne, gospodarcze, zawodowe.  

Na okres kadencji prezydenta Raczyńskiego przypada kryzys gospodarczo-polityczny PRL, powstanie "Solidarności" i stan wojenny, coraz żywsza działalność krajowej opozycji. Wraz z tym rosło znaczenie kierowanych przez niego polskich władz w Londynie, coraz częściej uznawanych przez tę opozycję za jedyną legalną reprezentację Rzeczypospolitej. Stąd wzmożone działania na rzecz kraju, informowanie światowej opinii publicznej o jego sytuacji oraz materialne wspieranie akcji niepodległościowej, w czym niemały udział miał pochodzący ze składek Polonii Fundusz Pomocy Krajowi, którego prezydent Raczyński był prezesem. Po zakończeniu kadencji swój urząd przekazał 8 IV 1986 r. wyznaczonemu przez siebie prezydentowi Kazimierzowi Sabbatowi.  

Wielką rolę w życiu prezydenta Raczyńskiego odgrywała jego trzecia, młodsza o 22 lata żona Aniela, osoba bardzo energiczna, wielka patriotka i działaczka społeczna. W prowadzonym przez nią domu zawsze było rojno i gwarno, przychodzili w odwiedziny członkowie rodziny, przyjmowano bardzo licznych gości z emigracji i z kraju. Toczono ożywione rozmowy i dyskusje, żartowano i śmiano się, panowała serdeczna i pełna optymizmu atmosfera, tak że nikt w tym domu nie czuł się stary czy niepełnosprawny. Swego męża pani Aniela nie traktowała zresztą jak człowieka niepełnosprawnego, bardzo dużo od niego wymagała, czym go niewątpliwie wspierała, mobilizując do dotrzymania kroku. Wspierała go też przez swoje uczestnictwo w jego publicznym i prywatnym życiu, przez swoje zainteresowanie i praktyczną pomoc. Towarzyszyła mu na różnego rodzaju spotkaniach, razem chodzili do opery i teatru, razem czytali książki i prasę.  

 

W ostatnich latach życia prezydent Raczyński musiał używać aparatów słuchowych, ale kłopoty miał tylko w większym gronie rozmówców. Do końca interesował się sytuacją w niepodległym kraju, bolał nad małostkowością politycznych sporów i walk o stanowiska, wierzył jednak, że z czasem te negatywy zostaną przezwyciężone. Kiedy miał sto lat, powołał przy Muzeum Narodowym w Poznaniu Fundację im. Raczyńskich. Zrzekł się na jej rzecz praw własności do majątku i pałacu w Rogalinie wraz z jego wyposażeniem i cenną galerią obrazów. Ofiarował też Muzeum Narodowemu w Warszawie zdeponowaną tam przed wojną kolekcję obrazów, przedstawiających krajobrazy osiemnastowiecznej stolicy.  

Zmarł 30 VII 1993 r. w Londynie i został pochowany w krypcie rodzinnej kaplicy w Rogalinie. Na pogrzeb przyjechało kilkadziesiąt tysięcy osób z kraju i zagranicy, w tym prezydent RP Lech Wałęsa i premier Hanna Suchocka. Mszę św. koncelebrował biskup polowy WP, gen. Sławoj Leszek Głódź.  

Pochodnia listopad  1997