Publikacje  

 Maria Oczkowska Ruszkiewicz  

 

 Analiza sytuacji niewidomych kobiet

Wśród jednakowych, ciągle wypełnionych znojem pracy i szarzyzną powszednich dni, które nie ważą w zasadniczy sposób na naszym życiu duchowym czy zewnętrznym i niepostrzeżenie odchodzą w przeszłość, zdarzają się i takie  chwile , które każą nam zatrzymać się w marszu życia, rzucić myślą i ogarnąć całą naszą życiową sytuację. Warto więc zatrzymać się nad sprawami niewidomych kobiet. Odwołując się do ogólnego i społecznego przygotowania koleżanek nie uważam za potrzebne zatrzymywać się nad sprawą współczesnych osiągnięć kobiet we wszystkich dziedzinach życia państwowego, społecznego i osobistego, chodzi mi raczej o sprawy specjalnie nasze.  

Związana z ogólnym zagadnieniem kobiet sprawa równouprawnienia łączy się w pewnym sensie ze sprawą "równego startu niewidomych kobiet i chęci dorównania widzącym". Oba te tak często powtarzane slogany, jak i mi się wydaje, nie dość dokładnie precyzują nasze intencje. Sprawa dorównania widzącym - czy sam fakt, że ktoś posiada wzrok, automatycznie stawia go na piedestale i czyni godnym naśladowania? Z pewnością nie. Nie tyle więc człowiek widzący, ile człowiek pełny, wartościowy powinien stanowić dla nas miarę usiłowań, jeśli już godzimy się na jakiś wzór. Lepiej jeszcze będzie, kiedy wybór naszego postępowania będzie wynikiem pełnej i dobrej orientacji w otaczającym nas życiu.  

Sprawa równego startu - niestety musimy zdawać sobie sprawę z tego, że wzrok to osiemdziesiąt procent z ogólnej sumy wrażeń. Zatem brak wzroku w świecie przystosowanym dla ludzi widzących musi pociągnąć za sobą pewne ograniczenia i trudności. Jednak świadomość ta ma nam posłużyć jedynie po to, aby uniknąć niepotrzebnych, nic nie dających konfliktów na terenie własnej psychiki i w najbliższym otoczeniu. Nie może w żadnym wypadku rozgrzeszyć nas z bierności i pasywnej postawy wobec życia. Każdy człowiek, a zwłaszcza niewidomy, musi mieć coraz to nowe cele życiowe oraz związane z nimi dążenia i etapy działania. Każdy człowiek, a niewidomy zwłaszcza, musi właśnie na skutek swoich warunków czynnie i świadomie kształtować swój los. Nie wolno mu bezwolnie poddać się biegowi fali, gdyż ona rzadko kiedy zanosi do cichej przystani, częściej rozbija się o nadbrzeżne skały. Istotnym niezaprzeczalnym i najważniejszym jest fakt, że niewidomość nie wyklucza pełnego życia, jeśli na bazie względnych warunków zewnętrznych nie postawimy pełnego człowieka. Wynikają stąd zasadnicze dla naszej organizacji postulaty: po pierwsze walka i jeszcze raz walka o sprawy bytowe i szeroko zakrojona akcja wychowawcza w sensie społecznym oraz współpraca ze wszystkimi instytucjami, realizującymi wychowanie niewidomych.  

Wchodzący w życie niewidomy człowiek musi posiadać wiele fizycznych i psychicznych sprawności, umiejętności i walorów, które równoważyłyby jego kalectwo, toteż wychowanie niewidomej młodzieży musi być pełne, a już nader wszechstronne i staranne powinno być wychowanie  niewidomych dziewcząt. Czy sprawy niewidomych kobiet mieszczą się obecnie w zagadnieniach ogólnozwiązkowych - wydaje mi się, że nie. Organizacja nasza, aczkolwiek szeroka i społeczna, ciesząca się pewnymi osiągnięciami, w aspekcie historycznym jest jeszcze niemowlęciem. Brak jej w wielu dziedzinach doświadczeń. Niewidome kobiety, które we własnym interesie powinny by to doświadczenie pomnażać, nie garną się jakoś do pracy społecznej, biorą znikomy jeszcze udział w aktywnym życiu naszej organizacji, nie uważają za potrzebne same stanowić o swoich interesach życiowych, brak im na ogół rozmachu, odwagi i niejednokrotnie niestety - szczerości.  

Taki stan rzeczy narzuca konieczność stworzenia jednej jeszcze komórki związkowej i nadania organizacyjnej formy opieki nad kobietami. Wydaje mi się jednak, że najlepiej byłoby, gdyby w każdym oddziale i każdym kole pracowały aktywnie kobiety, i jeśli zajdzie tego potrzeba, umiały nachylić bieg spraw w stronę naszych, kobiecych interesów. Mamy do tego pełne prawo.  

Dziewczęta, które obecnie przebywają w szkołach, z uwagi na dobry poziom zakładów i ewentualny rozwój naszej organizacji w przyszłości i w lepszych warunkach, lepiej przygotowane wejdą w życie. Cała więc troska Związku powinna skoncentrować się wokoło aktualnych potrzeb naszych kobiet. Aby je lepiej zobaczyć, przyjrzyjmy się większym skupiskom niewidomych kobiet. Internat żeński - koleżanki pracują przy szczotkach, w tkactwie i dziewiarstwie. Pracują dobrze i gorliwie, czasami ponad siły. Praca fizyczna, nużąca, tak bardzo potrzebująca odpoczynku, czystego powietrza, rozrywki i pracy umysłu dla regeneracji sił, a mimo to udział niewidomych kobiet w życiu kulturalno - oświatowym jest na ogół niezadowalający. Mimo pewnej ilości wolnego czasu i osobistych możliwości na ogół niechętnie podejmują one prace społeczne. Zdarzają się w zespołach dziewczęta na wszystko obojętne, o duszach przeżartych cierpieniem, nie widzące dla siebie żadnych perspektyw życiowych. Czy tak być musi?

Spróbujmy nakreślić sylwetkę młodej niewidomej kobiety - pełnego człowieka: ukończyła przynajmniej szkołę podstawową, ma przygotowanie zawodowe. Pracuje. Z pracy wywiązuje się dobrze. Praca zawodowa daje jej materialne podstawy egzystencji i tak ważne poczucie niezależności oraz użyteczności społecznej. Umie dbać o swoje zdrowie i życiowe interesy, oczywiście bez szkody dla innych. Umie samodzielnie wykonywać wszystkie czynności, związane z gospodarstwem domowym, stara się o korzystny wygląd zewnętrzny, nie jest jej obojętny sposób noszenia, kolor i krój sukni. Umie poprowadzić rozmowę towarzyską, gra, tańczy, uczestniczy we wspólnych zabawach i sportach. Ciągle czyta i dokształca się w interesującej ją dziedzinie. Jest pogodna, czynna i uspołeczniona. Jest prawdomówna i wysoko ceni swoją godność kobiecą, a w razie potrzeby potrafi się o nią upomnieć. Czy to aby nie za wiele - za wiele, gdyby nad każdą z wymienionych cech trzeba by podejmować pracę od początku, zaś w sam raz dla kobiety, która nie rezygnuje z pełni życia.  

Przygotowana w ten sposób młoda kobieta może pomyśleć o zrealizowaniu bardzo w jej życiu istotnego zagadnienia, jakim jest małżeństwo. Nie chcę bynajmniej powiedzieć, że każda niewidoma kobieta musi wyjść za mąż. Są wśród nas takie, które do końca swoich dni pozostaną samotne, są takie, które obiorą jeszcze inną drogę życiową. Chodzi mi głównie o to, aby te koleżanki, które jak miliony innych kobiet, czują się predestynowane do małżeństwa, znalazły bazę materialną do realizacji swego planu życiowego. I tutaj staje przed Związkiem poważne stworzenie tych właśnie materialnych warunków. Jak wyobrażam sobie w obecnej sytuacji rozwiązanie tego zagadnienia w perspektywie przyszłości?  

Na terenie, gdzie istnieją większe skupiska niewidomych, powinny powstać duże ośrodki produkcyjne. Służący do   tego kompleks budynków lub jeden wielki gmach powinien mieć w podziemiach kuchnię i składy, na parterze stołówkę, świetlicę, salę teatralną, i według nowoczesnego budownictwa - mieszkania rodzinne. Ośrodek taki powinien posiadać własną centralę telefoniczną, skrzynkę pocztową, punkt sanitarny, dobrze prowadzoną stołówkę, najniezbędniejsze punkty usługowe, jak krawiecki, szewski, fryzjerski, sklep spożywczy. W najbliższym otoczeniu powinien znajdować się park z wydzielonym dla miejscowego przedszkola ogródkiem jordanowskim i basenem dla dorosłych. Prawo do mieszkania w tych ośrodkach powinny mieć przede wszystkim te rodziny, w których małżonką jest niewidoma kobieta. Tak kobieta, jak i mężczyzna powinni mieć zapewnione stałe zatrudnienie i możliwość korzystania z pełnych świadczeń socjalno - bytowych.  

Tak pokrótce przedstawiałby się schematyczny, związany ze sprawą małżeństwa niewidomych, zarys warunków zewnętrznych. Z kolei wypada przenieść się na teren osobisty. Za mąż powinny wychodzić tylko te kobiety, które są absolutnie pewne, że nie przekażą swej niewidomości potomstwu. Jeśli przeszkoda taka nie istnieje, najważniejszą byłyby sprawa doboru, psychicznego i fizycznego powinowactwa dwojga młodych ludzi. I jeszcze o jednym należy wiedzieć: że myśląc o małżeństwie, młoda kobieta kreśli sobie w wyobraźni optymalny plan szczęścia, zaś prawda życia wygląda nieco inaczej i każe jej realizować plan pełen trudu, wyrzeczeń i nierzadko cierpień. Obserwując i myśląc nad naszymi sprawami, tak właśnie je widzę. Czy się nie mylę?  

Drogie koleżanki, wypowiadajcie się na zebraniach, na łamach "Pochodni" czy w korespondencji. Niech nie będzie głucho o naszych sprawach. Po Drugim Zjeździe pojawiło się w naszym czasopiśmie kilka głosów źle poinformowanych przez lipcowy numer "Pochodni" koleżanek. Były to głosy krytyczne, nie wnosiły jednak nowych własnych, o zasięgu społecznym, koncepcji. Myślcie więc, piszcie, mówcie i walczcie o nasze sprawy. życzę Wam pełnych duchowych i fizycznych sił, które pozwolą na zwycięską walkę z życiem, wiele pogody, radości i szczęścia osobistego.

Pochodnia, marzec 1956