Matka Elżbieta Czacka

 

Ideowe założenia Dzieła (*Fragment z Pism Matki Elżbiety Czackiej - maszynopis).

 

Jednym z najgłębszych spustoszeń dokonanych przez wojnę w psychice współczesnego człowieka jest jej otrzaskanie się z wszelkimi gatunkami i formami cierpienia, zarówno fizycznego jak i duchowego, i zobojętnienie na nie. Psychika ta uderzana falami strasznych i wstrząsających wrażeń, miażdżoną grozą przejawów zdziczenia i okrucieństwa, których nie wyobrażała sobie w najbardziej koszmarnych snach, musiała się bronić przed grożącym

jej wypaczaniem lub zgoła zniszczeniem. Jedynym sposobem obrony było spojrzenie na tę grozę w świetle wiekuistej prawdy Krzyża Chrystusowego, obejmowanego coraz miłośniej i zgłębianego coraz gruntowniej. Ta postawa dawała cuda świętości męczeńskiej naszych więzień i obozów, jej wyrazem była także "Droga Krzyżowa" Pawiaka.

Inną metodą pośród tych, których się chwytano, było opancerzenie się w obojętność. Miało ono chronić przed nadmiernym cierpieniem, łatwo jednak przechodziło w ten rodzaj znieczulenia, które zamykało się przed cierpieniem i potrzebą bliźniego.

Postawa przezwyciężenia cierpienia przez przyjęcie Krzyża jest równoznaczna ze wzrostem miłości Boga i bliźniego. Nie zamyka ona serca na cierpienie innych ludzi, lecz przeciwnie, otwiera je i daje mu impuls do pełnienia uczynków miłosierdzia. Zobojętnienie jest chorobą duszy, którą powinno się leczyć na równi z innymi jej schorzeniami i spaczeniami wojennymi. Jeśli chcemy dojść do równowagi psychicznej jednostkowej i społecznej,

musimy odnowić w sobie żywe zainteresowanie człowiekiem cierpiącym, czynne dla niego współczucie, mimo to, czy właśnie dlatego, żeśmy tyle wycierpieli lub cierpimy sami.

Jedną z niedoli takich, które niezawodnie przykuwają uwagę ludzką i budzą naturalny odruch współczucia, jest ślepota. Widywało się niejednokrotnie podczas tej wojny dzikie żołdackie lub zbrodnicze serca zatrzymujące się z jakimś nieoczekiwanym respektem lub niewytłumaczalnym lękiem przed człowiekiem niewidomym. Wpływa na to dramatyczny niejako charakter tego kalectwa. Sprawia on, że dla widzącego, nie dość rozumiejącego psychikę niewidomych, ślepota stanowi jakiś kres życia ludzkiego, coś niemal graniczącego ze śmiercią, coś, co budzi lęk i samorzutne współczucie dla tych, których - zdawałoby się - nic złego prócz śmierci nie może już spotkać.

Niewątpliwie ślepota jest ciężkim kalectwem i bardzo wielkim nieszczęściem. Nie jest ona jednak sama w sobie kalectwem najcięższym ani największym nieszczęściem, jakie może spotkać człowieka i konieczne jest zdanie sobie z tego sprawy na nowo w czasach, gdy wojna przysporzyła tyle ofiar w tej dziedzinie i gdy należy mdłą względem nich litość przemienić w twórczy czyn pomocy.

Dla człowieka widzącego, który styka się z niewidomymi dorywczo lub po raz pierwszy, istota ich kalectwa i płynącego stąd cierpienia polega w pierwszym rzędzie na jakiejś rzekomej próżni psychicznej, na niezmiernym zubożeniu duchowym, które przypisuje się niewidomym. Ta pustka, ta ciemność, w której jakoby ma żyć niewidomy, sprawia, że jest on w oczach wielu człowiekiem najnieszczęśliwszym. Taka koncepcja ślepoty, nieprawdziwa, jak zobaczymy, przysłania jej rzeczywiste cierpienia i nie pozwala na istotną, konkretną pomoc niewidomym. Bo gdyby taka pustka była nieunikniona i gdyby nie można na nią nic poradzić, to cała opieka nad niewidomymi sprowadzałaby się jedynie do dania im łyżki strawy i dachu nad głową lub w ostateczności do uprzyjemnienia im życia w dziedzinie ich wrażeń, które są im dostępne. Czerpiąc z doświadczenia tyflofilów Zachodu i korzystając ze zdobyczy tyflologii, datujących się od końca XVIII w., inaczej rozumieli tę opiekę założyciele Dzieła Niewidomych, gdy w 1910 r. powstawała pierwsza jego placówka.

Zadaniem jej było wyszkolenie grupy młodych dziewcząt w rzemiośle i w piśmie specjalnym, wydobycie ich z bezczynności, opuszczenia i nędzy i uczynienie z nich możliwie samodzielnych i samowystarczalnych pracowników.

W rok później założone zostało Towarzystwo Opieki nad Ociemniałymi, które miało na wzór podobnych istniejących na Zachodzie instytucji objąć liczne dziedziny pomocy niewidomym. W 1918 r. po doświadczeniu różnorodnych trudności w zdobywaniu dość fachowego i oddanego całkowicie tej pracy personelu, powołano do życia specjalne Zgromadzenie Sióstr Franciszkanek Służebnic Krzyża, którego zadaniem jest służba niewidomym na wszelkiego rodzaju placówkach Towarzystwa. Przed wojną Towarzystwo i Zgromadzenie w zakresie swoich możliwości obejmowało całokształt sprawy niewidomych i dawało opiekę niewidomym wszystkich kategorii, prowadząc zakłady i patronaty w różnych częściach kraju, a szczególnie w ośrodkach największych. Główna placówka Towarzystwa mieści się w Laskach pod Warszawą.

Zaczątek jej powstał w 1922 r. i do roku 1939 rozwinęła się ona w duży ośrodek, skupiający cały szereg zakładów dla niewidomych i różnorodnych działów opieki nad nimi.

Dzieło niewidomych stawia sobie dwa cele: jeden przyrodzony wynikający z koncepcji ślepoty, drugi nadprzyrodzony, który jest wyrazem chrześcijańskiego ustosunkowania się twórców Dzieła do osobowości człowieka i jego cierpienia.

Chociaż nie można negować, że ślepota jest kalectwem ciężkim i niosącym w sobie cierpienie dla dotkniętych nią, zwłaszcza nie we wczesnym dzieciństwie, to jednak coś, co można nazwać społecznym obciążeniem w tym kalectwie, jest źródłem cierpień trwalszych i bardziej dojmujących niż jego przejawy psychofizyczne.

Nie jest prawdą, że niewidomy z tytułu swej ślepoty żyje w pustce i w ciemności. Psychika jego, pozbawiona najbogatszych niewątpliwie i najbardziej uderzających wrażeń wzrokowych, wypełnia się mnóstwem wrażeń dostarczanych przez inne zmysły. Wrażenia te przytłumione u widzących przez wszechobecne i nie znoszące rywalizacji doznania wzrokowe, w braku ich rozwijają się w cały świat bogaty i wartościowo poznawczy i

emocjonalny. Brak wrażeń wzrokowych niewidomy odczuwa głównie jako świadomość pewnej zależności od widzących lub jako ograniczenie swojej aktywności. Dlatego te właśnie momenty natury, powiedzmy, społecznej wysuwają się na plan pierwszy w całokształcie niedoli niewidomego.

Jeśli przez odpowiednie wykształcenie i wychowanie usprawni się jego pozostałe zmysły, rozwinie się inteligencję i wyobraźnię, to wypełni się jego pustkę wewnętrzną. Skazani na nią nieodwołalnie są tylko niewidomi niedorozwinięci organicznie lub przez zaniedbanie w środowisku nie mogącym dać im należytego wyrobienia duchowego oraz przygotowania umysłowego i życiowego.

Na tym przeświadczeniu opiera się cały system wychowawczy i organizacja życia niewidomych w Laskach. System ten zmierza do wychowania niewidomego lub reedukowania go na jednostkę możliwie samodzielną i samowystarczalną oraz do wytworzenia mu środowiska, w którym odczuwałby jak najmniej swoje społeczne

upośledzenie. W tym celu powstał w Laskach i na innych placówkach Towarzystwa Opieki nad Ociemniałymi cały szereg zakładów i instytucji, które poświęcone są różnym działom pomocy niewidomym. W pierwotnym założeniu Towarzystwo miało głównie przychodzić z pomocą życiową dorosłym niewidomym już odpowiednio przygotowanym i wykształconym w zakładach i szkołach specjalnych. Ten cel pierwotny pozostał niezmieniony i realizowany jest w miarę możności. Okazało się jednak, że liczba dorosłych niewidomych

racjonalnie wykształconych ogólnie i zawodowo była w Polsce tak znikoma, że nie porzucając pierwotnego celu należało jednak równocześnie stworzyć zakłady wychowawcze i szkoły, które przygotowywałyby niewidomych zdolnych do samodzielnego życia i mogących stworzyć kadry przyszłych pracowników sprawy niewidomych.

Doświadczenie bowiem uczy, że najlepsi pracownicy tej sprawy rekrutują się właśnie spośród niewidomych. Towarzystwo dąży w swoich zakładach wychowawczo-szkolących do objęcia wpływem wychowawczym możliwie długiego okresu życia wychowanków. O ile to możliwe, stara się sięgnąć w okres przedszkolny. W tym celu prowadzi się w Laskach przedszkole, które przez szczególne zwrócenie uwagi na kształcenie zmysłów, wyrobienie aktywności, sprawności ruchowej i samodzielności kładzie niezawodny fundament pod dalsze wychowanie.

Częstokroć dzieci przychodzące w starszym wieku przynoszą ze sobą balast przyzwyczajeń nie do wykorzenienia lub bierność i niezaradność życiową graniczącą z upośledzeniem, na które żadne zabiegi wychowawcze niejednokrotnie nie mają już wpływu. Wszystko to da się usunąć w przedszkolu, o ile dziecko nie ma poza ślepotą innych obarczeń, najczęściej dziedzicznych.

Dalszy stopień stanowi szkoła powszechna dla niewidomych, której program realizuje się przy zastosowaniu specjalnych metod i pomocy szkolnych, a w pierwszym rzędzie powszechnie używanego pisma wypukłego systemu Ludwika Braille'a. Przy pomocy książek przepisywanych tym systemem niewidomy ma dostęp do wszystkich dziedzin wiedzy ludzkiej na wszystkich jej stopniach, począwszy od elementarnego a skończywszy na uniwersytecie.

System Braille'a obejmuje bowiem nie tylko alfabet przystosowany do wszystkich języków świata, ale i cały aparat znakowania matematycznego, fizycznego i chemicznego, a także muzykografię. Doskonałe opanowanie brajla pozwala więc zdolniejszym niewidomym kontynuować naukę wraz z młodzieżą widzącą na poziomie średnim lub wyższym w zwykłych szkołach, by osiągnąć z czasem kwalifikacje nauczycielskie lub naukowe, które pozwolą im z kolei służyć innym, a zwłaszcza swoim towarzyszom.

Laski wychowały i wyszkoliły już w ten sposób pewną liczbę niewidomych nauczycieli i instruktorów, którzy pracują pożytecznie na miejscu i na innych placówkach Towarzystwa.

Nie należy zapominać ponadto, że niewidomi bywają nieraz pełnowartościowymi pracownikami, zwłaszcza w zawodach intelektualnych i wolnych; a w dziedzinie opieki nad innymi niewidomymi i kształcenia ich są niezastąpieni.

Można to stwierdzić na lekcji niewidomego nauczyciela, widząc z jakim zrozumieniem wszystkich właściwości psychicznych swoich uczniów odpowiednimi metodami rozwiązuje ich trudności, usuwa przeszkody. W warsztacie koszykarskim lub szczotkarskim stwierdzimy, jak niewidomy instruktor podaje niezawodne sposoby, wypróbowane chwyty, najlepsze i najdokładniejsze metody wyrobu szczotek lub koszy. Podobne spostrzeżenia zrobimy w drukarni brajlowskiej, albo w biurze przepisywania książek. Ale niewidomy nauczyciel lub instruktor ma jeszcze ważniejsze zadanie w stosunku do swoich uczniów: swoją

postawą życiową, zaradnością, męstwem, dzielnością uczy ich do czego może dojść niewidomy. Jest to niezmiernie ważne i cenne, zwłaszcza gdy chodzi o ociemniałych dorosłych, którzy stracili wzrok na skutek choroby, w następstwie nieszczęśliwego wypadku lub wojny. Wówczas pierwszym i najważniejszym zabiegiem reedukacyjnym jest wyrwanie ociemniałego z apatii, marazmu, zniechęcenia, nieraz rozpaczy. Nikt nie zdoła tego dokonać tak, jak dobry instruktor i nauczyciel niewidomy swoim przykładem, samym swoim istnieniem, które już jest nauką męstwa i otuchą w nieszczęściu. Ostatnio doświadczenia przeprowadzone w Domu reedukacyjnym dla niewidomych żołnierzy w Surchowie wykazały, jak nieoceniony wkład moralny wniosła do tej trudnej i odpowiedzialnej placówki

praca instruktorska pięciu niewidomych wychowanków Lasek. I tym sposobem upada ostatnie uprzedzenie widzącego: niewidomy może pracować i pracuje pożytecznie, znajdując w pracy odrodzenie i radość. Radość, czyż niewidomy może być radosny? Zdawałoby się, że weselić się i radować mogą dzieci, które nie pojmują swego nieszczęścia. Ale człowiek dorosły, który ciągle dotyka swoich granic i potyka się o przeszkody? Czyż może on być radosny, gdy tak mało radości jest nawet wśród ludzi widzących. A jednak tak. Dzieło niewidomych chce dać im radość i niejednokrotnie to osiąga. I tu dotykamy nadprzyrodzonej podstawy Dzieła. Chce ono przede wszystkim dać niewidomym ideał życia, w którym problem ich własnego cierpienia znajduje rozwiązanie w nauce Chrystusowej. Jednocześnie - jak powiedzieliśmy - Dzieło dąży do tego, by zgodnie z nowoczesnymi postulatami

spraw niewidomych doprowadzić do osiągnięcia maksimum samodzielności i samowystarczalności, do wniesienia tym sposobem cząstki użytecznej pracy we wspólny dorobek ludzki i przez to samo do podniesienia ich godności człowieka. Na tych podstawach opiera się budowa całego Dzieła w jego zasadniczych zrębach.

Tego rodzaju koncepcja Dzieła niewidomych, w samej swojej istocie bardzo specjalna i nowa, łączy w sobie jak najściślej moment religijny z momentem społecznym. Dzieło chce realizować poprzez harmonijne połączenie koncepcji Kościoła w człowieku ze specjalną tyflopedagogiką. Z nauki Kościoła bierze prymat strony nadprzyrodzonej życia nad jego stroną przyrodzoną. Chce osiągnąć to, by niewidomy w zupełnej prawdzie znosił

swoje kalectwo jako krzyż, ani nie wstydząc się go, ani nie brawurując, lecz przyjmując je z ręki Bożej i przez dobre przyjęcie przemieniając w źródło łaski i mocy dla siebie i dla innych.

Nie traktuje jednak Dzieło sprawy niewidomych jedynie jako sprawy nadprzyrodzonej, chce na należytym poziomie postawić również i przyrodzoną stronę sprawy niewidomych, opierając ją na danych tyflologii, która ukazuje wszystkie czysto ludzkie możliwości niewidomego, jego miejsce w społeczeństwie i jego obowiązki.

Traktuje więc Dzieło problem niewidomych nie tylko jako problem religijno-moralny ale również jako problem społeczny. Te możliwości czysto ludzkie niewidomego uważa także za dar Boży, za talent, który niewidomy, tak samo jak widzący, ma obowiązek pomnożyć na chwałę Bożą i na pożytek bliźnich. Włącza tym sposobem niewidomego w całokształt spraw ludzkich, nie pozwala na izolowanie go jako całkowicie odrębnego typu, ale uznając zarazem jego odrębność i jego solidarność ludzką, chce go wychować na człowieka pracującego i

odpowiedzialnego, mimo że nie neguje, ale rozumie w pełni jego cierpienie i trudności.

Takie rozwiązanie jest dopiero całkowitym rozwiązaniem chrześcijańskim. Koncepcja chrześcijańska bowiem zawiera w sobie ideał takiego ustosunkowania się człowieka do życia i jego spraw, aby zawsze służyć celowi ostatecznemu - zbawieniu własnemu i aby podporządkowując temu celowi wszystkie inne cele, człowiek rozumiał, że dla osiągnięcia go powinien przyjąć całkowitą odpowiedzialność za swoje życie doczesne, za swoje codzienne

obowiązki i sprawy, że nie wolno mu lekceważyć i zaniedbywać talentów przyrodzonych, gdyż są one także darem Bożym. Zrealizowanie tego ideału w wychowaniu niewidomego to osiągnięcie nowoczesnego dzielnego typu pracownika niewidomego zamiast żebraka lub pasożyta.

W tym stopniu, w jakim Dzieło niewidomych wprowadza w życie taką harmonijną koncepcję, przelicza ono siłą rzeczy tę bardzo specjalną i cząstkową sprawę, jaką jest sprawa niewidomych, i stara się służyć także sprawie Bożej, sprawie Kościoła Powszechnego i przez to samo służyć Ojczyźnie.

Prawem istnienia dzieł katolickich jest to, że mają one w sobie życie Ciała Mistycznego Chrystusa, życie samego Kościoła. Jeśli są one naprawdę powołane przez Boga, jeśli w ich założeniu jest naprawdę myśl Boża, którą mają zrealizować, to realizując je w najmniejszym, najciaśniejszym nawet zakresie, służą jednocześnie całości kościoła, stwarzając pewien typ życia ewangelicznego, życia opartego na nauce Kościoła, życia które wchodzi w całokształt

społeczności Chrystusowej, a które jednocześnie stanowi rozwiązanie pewnych problemów specjalnych. W tym tkwi też klucz do zrozumienia znaczenia apostolskiego nawet tak skromnego i specjalnego dzieła, jak Dzieło niewidomych, o ile jest ono ujęte w całej rozciągłości i różnorodności.

Jeśli bowiem otoczy ono niewidomego nieudolnego i nieszczęśliwego miłością i opieką, spełni tym samym nakaz ewangeliczny dobroci i bezinteresownego miłosierdzia dla wszelkiej nędzy i cierpienia, i to jest nieustanne świadectwo i rola wszelkich dzieł charytatywnych.

Jeśli opieka nad niewidomym doprowadzi go ponadto do osiągnięcia w tych warunkach pogody i radości, świadczy to o tym, że Wiara i Miłość nadprzyrodzona mogą przezwyciężyć wszelkie cierpienia.

Niewidomy zaś, który rozwinął do maksimum swoją osobowość, ludzką, także swoje dane przyrodzone, i który jest czynnym, a nawet przodującym w swojej dziedzinie członkiem społeczności, daje świadectwo władzy ducha nad przeszkodami natury czysto materialnej.

Tak pojmuje Działo niewidomych apostolstwo, do którego jest powołane. Nie jest to apostolstwo głoszenia Prawdy Bożej, do której ani niewidomi, ani wychowawcy nie roszczą sobie prawa, ale apostolstwo dawania świadectwa tej Prawdzie przez wprowadzenie jej w życie.

 

 

Antoni Marylski

 

Laski (*"Szkoła Specjalna" 1946/1947 nr 1/4.)

 

Sprawa niewidomych w Polsce przed czterdziestu laty była zaledwie zapoczątkowana. Prócz Instytutu Głuchoniemych i Ociemniałych w Warszawie, wówczas w zarządzie władz zaborczych z językiem wykładowym rosyjskim, prócz Związku Ociemniałych Muzyków, byłych wychowanków Instytutu, Zakładu Ciemnych we Lwowie i Zakładu Niewidomych w Bydgoszczy na ziemiach polskich nie było żadnych instytucji ani żadnych czynów

społecznych, którym leżałaby na sercu dola niewidomych. W tym samym czasie na Zachodzie istniał już wielki ruch tyflofilski, zapoczątkowany przez Valentina Hauy w XVIII w., pchnięty naprzód przez wielki wynalazek pisma dla niewidomych Ludwika Braille'a i wspaniale rozwinięty przez niewidomego "Dobroczyńcę" niewidomego Maurice'a

de la Sizeranne, twórcę wielkiej kuźni wszelkich poczynań tyflofilskich we Francji - Association Valentin Hauy pour le biens des aveugles. Za przykładem Francji wszystkie kraje europejskie i Ameryka tworzyły nie tylko szkoły, ale i instytucje koncentrujące badania teoretyczne nad sprawą niewidomych i placówki praktyczne, mające na celu przyjście im z pomocą. Na tym tle, jak i na wielu innych, Polska borykająca się z trudnościami, które narzucała niewola, przedstawiała obraz całkowitego zacofania.

W 1908 r. została podjęta inicjatywa stworzenia instytucji, która miałaby za zadanie uzupełnić istniejące braki i postawić w Polsce sprawę opieki nad niewidomymi na poziomie europejskim. Instytucja ta została pomyślana nie jako zakład opiekuńczy, lecz jako organizacja, która miałaby ogarnąć swym zasięgiem całokształt sprawy niewidomych od strony teoretycznej i praktycznej. Takie było założenie, najbardziej może pokrewne programowi Association Valentin Hauy. Ponieważ jednak wszystko prawie było do zrobienia, należało zacząć od początku od rzeczy bardzo trudnych, lecz zasadniczych: należało wychować pierwsze pokolenie niewidomych, kadrę, które mogłyby w dalszym ciągu służyć całej sprawie.

Zaczęło się więc od małego ogniska, założonego w 1910 r., gdzie początkowo kilka niewidomych dziewcząt i kobiet uczyło się brajla i rzemiosł. Wkrótce ta drobna komórka rozrosła się w zaczątek szkoły i przedszkola, w warsztaty szkolne i zarobkowe, a jednocześnie zaczęła się rozwijać gałąź może najważniejsza i najbardziej leżąca na linii głównych zadań Towarzystwa Opieki nad Ociemniałymi - Patronat. Tego spokojnego, lecz stałego rozwoju, nie przerwała, lecz zatamowała wojna światowa 1914-1918 r. Jednak to, co było rozpoczęte, utrzymało się przez najcięższy okres i zaraz po skończeniu wojny wszystkie działy naszej instytucji zaczęły rozwijać się niepowstrzymanym pędem. Dotychczasowe małe, wynajęte pomieszczenia w Warszawie nie wystarczyły. Trzeba było myśleć o zdobyciu nowych, własnych i odpowiednich pomieszczeń. Na małej, darowanej, z czasem wielokrotnie powiększanej działce gruntu w Laskach pod Warszawą zaczęło się rozbudowywać osiedle

niewidomych i organizować coraz pełniej i lepiej poszczególne jego działy.

Przed wybuchem wojny w 1939 r. istniały w Laskach następujące zakłady: przedszkole, zaczątek specjalnej szkoły dla niewidomych niedorozwiniętych, szkoła powszechna 7-klasowa o równoległych oddziałach dla chłopców i dziewcząt, rozwojowe gimnazjum zawodowe eksperymentalne, posiadające już klasę I i II, kurs dokształcający dla

niewidomych zapóźnionych oraz warsztaty szkolne i dział muzyczny. Prócz tego w Laskach istniały: drukarnia brajlowska, dostarczająca książek, a zwłaszcza podręczników na potrzeby szkoły, biblioteka brajlowska, muzeum pomocy szkolnych i dział tyflologiczny, posiadający bibliotekę książek i czasopism specjalnych oraz niewielkie muzeum. Część personelu nauczycielskiego i pracowniczego stanowili niewidomi, przeważnie spośród

wychowanków szkół Towarzystwa, w myśl jego założeń, że najlepiej jest zatrudniać niewidomych, mających dane po temu, w dziale opieki nad innymi niewidomymi.

Prócz opieki zamkniętej, która koncentrowała się w Laskach, w Warszawie istniał przy biurach Towarzystwa szeroko rozwinięty dział opieki otwartej, z warsztatami szkolnymi i zarobkowymi wraz z Patronatem dającym różnorodną pomoc niewidomym przychodzącym z miasta. Mieściło się tam również Biuro Przepisywania Książek brajlem, które koncentrowało już dość liczną grupę dobrowolnych kopistów, przepisujących książki dla biblioteki

brajlowskiej w Laskach. Mały internat grupował garstkę niewidomych dziewcząt, które po ukończeniu szkoły powszechnej specjalnej w Laskach zostały zakwalifikowane do dalszego kształcenia średniego i uczęszczały do gimnazjów i liceów ogólnokształcących dla widzących w Warszawie. Działalność Towarzystwa sięgała na teren całej Polski i w większych miastach, jak Kraków, Chorzów, Poznań, Wilno, istniały już placówki Patronatu Towarzystwa. Równolegle z działalnością ściśle praktyczną prowadzona była działalność teoretyczna.

Przeprowadzano studia nad poszczególnymi zagadnieniami tyflologicznymi. Między innymi Towarzystwo przeprowadziło rewizję zastosowania alfabetu brajlowskiego do głosek specjalnych języka polskiego i dokonało pracy nad ułożeniem skrótów ortograficznych, które wraz z alfabetem zostały przyjęte przez Ministerstwo Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego i zatwierdzone w 1934 r. do użytku wszystkich szkół i zakładów specjalnych

dla niewidomych w Polsce. Przed wojną Towarzystwo Opieki nad Ociemniałymi dawało pomoc w swoich Zakładach zamkniętych i za pośrednictwem Patronatu 650 niewidomym.

Wybuch wojny zastał większość wychowanków poza zakładem, u rodzin na wakacjach. Tych, którzy byli w Warszawie i w Laskach, ewakuowano do Żułowa, majątku Towarzystwa w powiecie krasnostawskim. Majątek ten, który przed wojną był przeznaczony raczej na ośrodek aprowizacyjny niż na Zakład, nie miał odpowiednich pomieszczeń, gdy więc tylko otworzyła się droga, zaczęto przenosić niewidomych powoli do Lasek. Pozostała tylko

jedna grupa dziewcząt, która stanowiła zaczątek obecnego ośrodka w Żułowie. W okresie wojennym szło przede wszystkim o przetrwanie. W Laskach znalazło się kilkadziesiąt niewidomych, więcej nie można było przyjąć zarówno z powodu niepewności sytuacji ogólnej, jak i z powodu braku pomieszczeń. W Laskach zostały zniszczone i niezdatne do użytku w całości lub częściowo dwa największe domy, dom chłopców i dom dziewcząt. Ten ostatni częściowo odremontowany w pierwszych latach wojny, pomieścił z trudem internat chłopców, warsztaty i szkołę, która w uszczuplonych bardzo rozmiarach została jednak uruchomiona. Istniały wszystkie klasy, choć komplety dzieci w nich były nieliczne. Program szkoły powszechnej pozostał konspiracyjnie ten sam. Zamiast gimnazjum zawodowego istniała szkoła zawodowa, w której większy akcent był położony na kształcenie zawodowe niż ogólne.

Za to zdolniejsi uczniowie pobierali naukę w tajnych kompletach gimnazjalnych ogólnokształcących, które powstały w tym czasie na terenie zakładu, i dwóch spośród nich zdobyło maturę licealną. Grupa dziewcząt, pozostała w Żułowie, nie pobierała żadnej systematycznej nauki. Siłą warunków miejscowych zostały one wciągnięte do pracy w

gospodarstwie domowym i folwarcznym i ta praca, istotnie użyteczna, dawała im wielkie zadowolenie. Pozwoliło to przeprowadzić pewne próby co do możności zastosowania pracy niewidomych w gospodarstwie wiejskim i okazało się, że jest wiele działów, w których są one prawdziwie pożyteczne, jak czyszczenie zboża, wytrząsanie maku, obrzynanie i krajanie buraków pastewnych i cukrowych. Nawet w czasie żniw niewidome wraz z widzącymi wiązały snopy za żniwiarką. I w gospodarstwie domowym okazało się wiele możliwości. Niewidome, pod kierunkiem jednej widzącej, stanowią całkowitą obsadę pralni, główne siły pomocnicze w kuchni, w mleczarni, przy wypieku chleba itp. Poczucie, że są one prawdziwie pożyteczne i że biorą czynny udział w pracach, ciężarach i radościach domu, daje im wiele zadowolenia. W ośrodku żułowskim sprzyja tego rodzaju życiu stosunkowo niewielki dom i dość jednolita grupa wychowanek. W ten sposób zakłady Towarzystwa przetrwały koszmarny czas okupacji nie rozwijając się, nawet uszczuplone, ale zachowując wszelkie swoje działy.

Największe straty, prócz zniszczenia gmachów, poniósł dział tyflologiczny, którego biblioteka i zbiory doszczętnie spłonęły. Również bogata biblioteka ogólna spłonęła w gruzach części zawalonego domu chłopców. Muzeum szkolne i drukarnia brajlowska uległy całkowitemu zniszczeniu. Na szczęście ocalała, choć nadwyrężona, biblioteka

brajlowska. W okresie okupacji personel szkoły starał się choć częściowo uzupełnić pomoce szkolne, których znaczną liczbę wytworzono w domu, mianowicie mapy wypukłe i pomoce do matematyki.

Rok szkolny 1944/1945 był jeszcze całkowicie nienormalny. Dopiero z początkiem roku szkolnego 1945/1946 zaczęła się w całej pełni, a nawet z wielkim rozpędem reorganizacja pracy Towarzystwa. Przystąpiono do odbudowy zniszczonych gmachów, z których jeden jest już całkowicie prawie odremontowany, a drugi - w trakcie remontu. I napływ dzieci był bardzo znaczny. W 1945/1946 r. były już czynne wszystkie oddziały szkoły powszechnej 7-

klasowej, przy czym istniały już równoległe oddziały III i V. Był też zaczątek przedszkola. Powrócono również do przedwojennego gimnazjum zawodowego, na które uzyskano nową koncesję. Były czynne klasy I i II gimnazjum zawodowego męskiego. Nie było odpowiedniej grupy dziewcząt i dlatego gimnazjum nie posiadało klas żeńskich.

Prócz szkolenia w rzemiosłach został również wznowiony dział muzyczny. Ogółem przy końcu roku szkolnego było 100 osób niewidomej młodzieży szkolnej i dzieci. Duży odsetek stanowią dzieci, których kalectwo powstało w wyniku wojny. Są one bardzo dobrym, normalnym elementem i podnoszą ogólny poziom niewidomych.

W roku bieżącym (1947) nie ma żadnych zasadniczych zmian. Liczba niewidomych uczących się w Laskach wynosi 130. Rozszerzyło się nieco przedszkole, powstały równoległe oddziały chłopców i dziewczynek w wyższych klasach i równoległe oddziały w zależności od wieku, jeśli chodzi o klasę I szkoły powszechnej. Istnieją również dwa równoległe oddziały klasy II gimnazjum zawodowego oraz niewielkie grupki zdolnych chłopców i dziewcząt, które

przerabiają program gimnazjum ogólnokształcącego. Został rozszerzony dział muzyczny oraz zapoczątkowany nowy dział: kurs masażu.

Prócz dzieci i młodzieży jest w laskach 25 osób niewidomych dorosłych, pracujących w charakterze nauczycieli, wychowawców, pracowników umysłowych, działu brajlowskiego, robotników podwórzowych i patronowanych. Patronaty, które już dość sprawnie funkcjonowały przed wojną, dotychczas nie zostały jeszcze wznowione. Natomiast utrzymało się kilka nowych placówek Towarzystwa, wyrosłych z potrzeb wojennych. Pierwszą stanowi

Ośrodek Szkolenia i Pracy Niewidomych w Żułowie, którego zapoczątkowaniem była ewakuacja niewidomych w 1938 r. Stanowi on fermę rolną, przy której utrzymuje się Zakład dla dziewcząt i dorosłych kobiet niewidomych. Jest ich w chwili obecnej z góry 20, ale obliczony jest na osób 40, które będą przyjmowane w miarę wykańczania rozpoczętej już rozbudowy. Niewidome mają kurs dokształcający ogólny i zawodowy i pracują w gospodarstwie, 5 z nich stanowi komplet licealny ogólnokształcący, przygotowujący się do matury, którą powinien uzyskać w bieżącym roku szkolnym. Przy końcu ubiegłego roku szkolnego niewidome zdały z powodzeniem egzamin sprawdzający z klasy I licealnej w jednym z liceów w Lublinie.

Drugą placówką, powstałą wskutek drugiej fali ewakuacyjnej po powstaniu warszawskim, jest Zakład Towarzystwa w Pniewie, który daje opiekę 30 niewidomym starym i niedołężnym. Jak widać z tego, wojna dokonała pewnego podziału, który już poprzednio był planowany, mianowicie różne wiekiem i typem opieki kategorie niewidomych zostały podzielone między odrębne zakłady. Również w ostatnich czasach zostały przeprowadzone próby usamodzielnienia byłych dorosłych wychowanków. Powstała mianowicie spółdzielnia szczotkarzy niewidomych w Lublinie, zrzeszająca niewidomych wychowanków

Zakładu. Również pod kierunkiem jednego z kierowników działu wychowawczego w Laskach powstał w początku 1945 r. Dom dla Niewidomych Inwalidów Wojennych pod egidą Czerwonego Krzyża w Surchowie koło Krasnegostawu, przekazany potem Ministerstwu Pracy i Opieki Społecznej. Pięciu ociemniałych wychowanków Lasek stanowi trzon ideowo-zawodowy Zakładu i zarazem personel instruktorsko-opiekuńczy tego ośrodka;

wywiązują się oni bardzo dobrze ze swego zadania.

Tak przedstawia się działalność Towarzystwa w chwili obecnej. Na najbliższą przyszłość projektuje ono przede wszystkim odbudowanie i wyremontowanie domów, bez których trudno jest myśleć o rozszerzeniu działalności. Wielkim utrudnieniem w tej chwili jest brak siedziby w Warszawie, gdzie dom mieszczący centralne biura został doszczętnie zniszczony w czasie wojny i powstania. Bardzo ważnym zadaniem jest skompletowanie pomocy szkolnych, a zwłaszcza tabliczek, których brak daje się odczuwać dotkliwie. Wielką bolączką szkoły jest brak podręczników, których nie można powielać z powodu zniszczenia odpowiednich maszyn, co powoduje znacznie powolniejsze tempo pracy. Uzupełnienie tych wszystkich braków oraz pełniejsze zorganizowanie istniejących lub zapoczątkowanych działów jest najpilniejszym zadaniem Towarzystwa. Ponieważ jednak w niczym nie uległa zmianie zasadnicza linia jego działalności, Towarzystwo nie ma zamiaru zamknąć się w granicach opieki zakładowej, lecz ma na celu tworzenie różnorodnych placówek

obejmujących wszelkie działy opieki nad niewidomymi i studia nad wszystkimi problemami tyflologicznymi.