Centrum na medal - Robert Więckowski

Ci, którzy tu pracują, mówią, że każdy dzień jest inny, niemal każda godzina jest inna. Czasami jest tu tak tłoczno i gwarnie, że nie sposób się przecisnąć między ludźmi, nie sposób usłyszeć własnych myśli, a wszystko dzieje się szybko, bardzo szybko. Innym razem jest cicho, kameralnie, pusto - można wówczas uporządkować dokumenty, ustalić kolejność spraw do załatwienia, poszperać w Internecie, odebrać telefon i oddać się długiej rozmowie, na której tak bardzo zależy tej drugiej osobie - tej która wykręciła numer, a teraz znajduje się gdzieś na drugim końcu linii. Aby tutaj pracować, trzeba być gotowym na zmiany, na wciąż nowe i nowe wyzwania, trzeba mieć w sobie dużo otwartości i pogody ducha i - co najważniejsze - trzeba lubić ludzi, naprawdę, całym sobą. To miejsce zostało przecież stworzone dla ludzi, powstało po to, by nieść pomoc tym, którzy nie widzą lub widzą bardzo słabo, by ich wspierać, podtrzymywać na duchu, by informować o tym, co dla nich ważne, potrzebne, użyteczne, by integrować ich między sobą i zbliżać do tych, którzy o niepełnosprawności wzroku wiedzą niewiele lub zupełnie nic.

Gdyńskie Centrum informacji i rehabilitacji osób niewidomych i słabowidzących, bo o nim mowa, to w skali kraju ewenement. Stworzone na bazie miejskiego koła Polskiego Związku Niewidomych doskonale się z tym kołem uzupełnia. Nic zresztą dziwnego - niemal wszyscy spośród tych, którzy, pracują w Centrum działają w kole, a prezes Centrum i prezes koła to ta sama osoba - Waldemar Pożarowszczyk. Grupa beneficjentów też jest ta sama. Tworzą ją osoby niewidome i słabowidzące mieszkające w Gdyni. Co sprawia, że Centrum jest wyjątkowe w całym kraju? Sposób finansowania - jest to jedyna taka instytucja, którą utrzymują lokalne władze, samorządowcy, która w miejskim budżecie ma gwarantowane pieniądze na swoją działalność i dzięki temu jej istnienie nie jest uzależnione od zwycięstwa

w jednym czy drugim konkursie ogłaszanym przez ten czy inny podmiot. - To, w obecnych czasach, duży luksus, ale solidnie musieliśmy na taką pozycję zapracować - mówi Waldemar Pożarowszczyk. W tym roku Centrum obchodzi okrągłą, dziesiątą rocznicę swego istnienia i, co podkreślają i w co wierzą jego pracownicy, władze Gdyni i sami niewidomi oraz słabowidzący, na tym się nie skończy.

W odpowiednim momencie Władze miasta nie od razu zdecydowały się finansować gdyńskich niewidomych i słabowidzących. Nie od samego początku była zresztą o tym mowa. Zaczęło się od spotkań, od rozmów, od stałego, systematycznego informowania o tym, co dzieje się z gdyńskimi niewidomymi, co robi działające w mieście koło PZN, jakie

są potrzeby, jakie radości i osiągnięcia. - Takie spotkania trwały trzy lata. - Wiedziałem, że muszę najpierw przekonać nasze władze do swoich pomysłów, muszę im udowodnić, że jestem wiarygodny, że chcę coś robić i wiem, jak to robić, że mam konkretne plany - wspomina Waldemar Pożarowszczyk. To on „wydeptywał ścieżki” w gdyńskim ratuszu, to on spotykał się z ówczesnym pełnomocnikiem prezydenta ds. osób niepełnosprawnych, a obecnie wiceprezydentem Michałem Guciem, to on „zabierał czas” rządzącej przed 1998 rokiem w Gdyni Franciszce Cegielskiej, a potem jej następcy Wojciechowi Szczurkowi, który rządzi miastem do dziś. Chodzenie, opowiadanie, informowanie, spotykanie się z przedstawicielami gdyńskiego ratusza opłaciło się. Gdy bowiem w roku 1999 skończyło się finansowanie kół PZN z budżetu, pieniądze dla niewidomych wyszperali właśnie samorządowcy, którzy wówczas już byli absolutnie pewni, że w Gdyni powinien działać punkt pomocy osobom z dysfunkcją wzroku. - Finansować koła PZN Gdynia oczywiście nie mogła, można było za to stworzyć coś nowego i to zrobiono - opowiada Waldemar

Pożarowszczyk. Dokładnie 22 lutego 2000 roku radni miasta przyjęli uchwałę powołującą Centrum informacji i rehabilitacji osób niewidomych i słabowidzących, prowadzone przez Polski Związek Niewidomych. - Gdy usłyszałem wynik głosowania, pomyślałem sobie, że teraz jesteśmy najszczęśliwszymi ludźmi na świecie, że mamy zapewnione finansowanie i będziemy mogli nadal pomagać tym, którzy oczekują naszego wsparcia - dodaje prezes Centrum. Pieniądze przyznano, ale samorządowcy nie byli rozrzutni. Początkowo budżety były ustalane tylko na jeden rok, potem na trzy lata, a teraz pojawia się szansa na przyjęcie pięcioletniego planu finansowania. - Ma to nastąpić w przyszłym roku, dla mnie jest to dowód na to, że władze doceniają naszą pracę i nam po prostu wierzą – podkreśla Waldemar Pożarowszczyk.

Naprawdę potrzebni

Działalność gdyńskiego centrum informacji i rehabilitacji oraz gdyńskiego koła PZN to w rzeczywistości ta sama działalność prowadzona przez tych samych ludzi i w tym samym miejscu, w siedzibie przy Władysława IV. To tam trafiają niewidomi, słabowidzący i nowoociemniali, którzy poszukują wsparcia, pomocy  czy rozrywki. A oferta Centrum jest bogata i stale się zwiększa. - Gdy zaczynaliśmy mieliśmy jeden telefon i kilkaset książek do wypożyczenia, teraz jesteśmy naprawdę dobrze wyposażeni i po prostu nowocześni -  mówi szef Centrum. W siedzibie przy Władysława IV stoją udźwiękowione komputery, skanery, drukarka, są odtwarzacze książek mówionych, odtwarzacze, które można wypożyczyć, są lupy i powiększalniki, wzbogaciły się znacznie zbiory książek, teraz Gdynia ma ich prawie pięć tysięcy. Centrum organizuje też wiele spotkań, np. prowadzone są specjalne grupy wsparcia dla nowoociemniałych i tracących wzrok, organizowane są spotkania z psychologiem, msze święte oraz zajęcia taneczne. - Ale nasza największa wartość to pracujący tu ludzie - podkreśla Waldemar Pożarowszczyk.

Tych ludzi też jest coraz więcej. Początkowo były pieniądze na tylko jeden etat, teraz osób jest już kilka, a centrum ma się dalej rozrastać. - Lubię tę pracę, zresztą całe życie pracowałam z ludźmi i to właśnie sprawia mi najwięcej radości - opowiada Regina Labuda. W Centrum pracuje od trzech lat, pomaga, wspiera, szkoli - jest instruktorką czynności dnia i samoobsługi. Troski i radości osób niewidomych i słabowidzących zna bardzo dobrze, sama należy do tej grupy. - Sprawy, z jakimi przychodzą do nas osoby niewidome i słabowidzące są najróżniejsze. Wiele osób pyta o sprzęt rehabilitacyjny, stale wypożyczamy książki mówione, organizujemy wycieczki, turnusy rehabilitacyjne, pomagamy w wypełnianiu dokumentów, robieniu zakupów, spotykamy się z ludźmi zarówno u nas, w biurze, jak i chodzimy do prywatnych domów - opowiada Regina Labuda. Zarówno ona, jak i Andrzej Banach - najmłodszy pracownik Centrum, przyznają, że brak rutyny to charakterystyczna cecha pracy w tym miejscu. - To, co mnie przede wszystkim zajmuje, to pozyskiwanie funduszy, szczególnie tych unijnych,

ale na tym oczywiście moje zadania się nie kończą. Każdy dzień przynosi nowe wyzwania, każdego dnia uczę się czegoś nowego. Zresztą nie zawsze osoby, które tutaj przychodzą, potrzebują konkretnego wsparcia. Często chodzi o zwykłą rozmowę i trzeba zawsze być do niej gotowym, trzeba umieć słuchać, trzeba być otwartym - przyznaje Andrzej Banach. Pracował już w różnych miejscach, działał społecznie, zajmował się nawet trochę polityką, ale, jak mówi, to, co robi obecnie, odpowiada mu najbardziej ze wszystkiego, czym się do tej pory trudnił.

A o tym, że połączone siły Centrum informacji i rehabilitacji oraz Koła PZN robią coś, co naprawdę jest potrzebne, najlepiej świadczą liczby. Z oferty Centrum korzysta systematycznie kilkaset osób, a na liście tych, którzy skorzystali ze wsparcia znajduje się ponad dwa tysiące nazwisk. Nie wszystkie te osoby należą do PZN, przy powoływaniu Centrum gdyńskie władze samorządowe zastrzegły bowiem, że ma ono pomagać wszystkim mieszkającym na terenie Gdyni inwalidom wzroku bez względu na to, czy należą do jakiejś organizacji, czy nie. - Największą radość sprawiają mi i innym pracownikom Centrum takie zupełnie zwykłe,

naturalne, spontaniczne dowody wdzięczności. To są zawsze niezwykłe chwile, gdy ktoś podejdzie, uściśnie dłoń, uśmiechnie się, poklepie po plecach i powie „dziękuję, było super, tak trzymajcie”. Wtedy wiem, że nasza praca naprawdę ma sens - podkreśla Waldemar Pożarowszczyk.

Specjalność: społecznik

Centrum oczywiście nie istniałoby, gdyby nie uzyskało aprobaty władz miasta. Osobą, która zaangażowała się szczególnie mocno w ideę stworzenia Centrum Informacji i Rehabilitacji Osób Niewidomych i Słabowidzących jest ówczesny pełnomocnik ds. organizacji pozarządowych, obecnie wiceprezydent miasta Michał Guć. To on spotykał się jako pierwszy z Waldemarem Pożarowszczykiem, to on słuchał o tym, co należałoby robić w Gdyni, by mieszkającym tam osobom z dysfunkcją wzroku żyło się jak najlepiej, to on, jako pierwszy, weryfikował słowa, oceniał realność planów, sprawdzał szanse na konkretne działania i wreszcie – zarekomendował władzom pomysł stworzenia Centrum. Pomysł, wtedy, 10 lat temu, był absolutnie nowatorski, a i do dziś jedyny w kraju. Chociaż twórcy Centrum podkreślają, że ideę można przeszczepiać na grunt innych miast, a taki „przeszczep” może każdej gminie czy powiatowi przynieść splendor. Sama Gdynia została już za te działania nagrodzona. - Zawsze jestem bardzo zaskoczony, gdy słyszę, że wciąż mamy jedyne takie centrum w Polsce. Moim zdaniem ośrodki tego typu powinny powstać przy każdej gminie, a gdy ta jest zbyt mała lub biedna, takie centra mógłby tworzyć dla kilku gmin powiat. W skali wszystkich wydatków, jakie mamy, czy choćby tych, które przeznaczamy na działalność organizacji pozarządowych, wydatki na to centrum są niewielkie, a korzyści ogromne - podkreśla Michał  Guć. Dziś przyznaje, że nie musiał bardzo się trudzić z przekonaniem prezydenta Gdyni Wojciecha Szczurka do idei stworzenia specjalnej placówki dedykowanej

osobom z dysfunkcją wzroku. - Władze Gdyni od lat starają się o to, aby wszystkim naszym mieszkańcom, a więc również niewidomym i słabowidzącym, żyło się dobrze. Niepełnosprawni są przecież pełnoprawnymi mieszkańcami miasta. Trudno już mi sobie wyobrazić gdyński krajobraz bez istnienia tego centrum – przyznaje wiceprezydent Gdyni. Podkreśla, iż placówka ta udowodniła przez lata, że jest potrzebna, że ma co robić, że jest doceniana. Już zresztą w 2002 roku otrzymała medal w konkursie „Gdynia bez barier” i od tamtej pory nie straciła nic ze swej jakości i świeżości. - To Centrum jest swoistym pomostem pomiędzy widzącymi i niewidomymi, ono pomaga osobom z niepełnosprawnością wzroku wychodzić z domu, zachęca do integracji, podsuwa pomysły na to, jak rekompensować ubytki

wzroku. Traktuję ten ośrodek jako inwestycję w przyszłość, w której integracja będzie rzeczywistością, w której zniknie większość barier, a osoby niepełnosprawne będą traktowane przez wszystkich zupełnie normalnie i naturalnie - mówi Michał Guć, który, oprócz tego, że jest wiceprezydentem, stoi także na czele społecznej rady ds. osób niepełnosprawnych i gdyńskiej rady ds. seniorów. Sprawy społeczne to jego specjalność i tak się szczęśliwie złożyło, że działa w mieście, w którym rzeczywiście zauważa się potrzeby osób niepełnosprawnych. - Mamy udźwiękowione strony internetowe ratusza, istnieje w Gdyni centrum organizacji pozarządowych, mamy program „Gdynia bez barier”, ale zdaję sobie sprawę, że w naszym mieście istnieje wciąż mnóstwo barier i tych architektonicznych i

tych, trudniejszych do przekroczenia - mentalnych, tkwiących w ludziach. Cały czas mamy jeszcze wiele do zrobienia - mówi wiceprezydent Gdyni i zapewnia, że wszystkie służące temu celowi działania będą kontynuowane, a także deklaruje inicjowanie kolejnych przedsięwzięć.

Będą, bo w Gdyni nikt nie ma wątpliwości, że są potrzebne. A jeśli chodzi o samo Centrum to doczekało się ono kolejnej nagrody. Tym razem przypadła ona bezpośrednio szefowi placówki Waldemarowi Pożarowszczykowi, który, za to wszystko co zrobił i co zrobiło kierowane przez niego Centrum, odebrał 17 maja medal przyznany mu w konkursie „Gdynia bez barier”.

Pochodnia czerwiec 2010