"Szary scenariusz"

WŁADYSŁAW GOŁĄB

W majowym numerze "Pochodni" ukazał się artykuł prof. Jadwigi Kwapisz pt. "Życie bez ograniczeń". Autorka w sposób sugestywny przeciwstawia "życie bez ograniczeń" współczesnego niewidomego, "szaremu scenariuszowi" niewidomego sprzed trzydziestu laty. W tym to czasie autorka podjęła pracę w Ośrodku Szkolno-Wychowawczym w Laskach. Myślę, że ów "szary scenariusz" wymaga pewnych sprostowań, a przekazane informacje - uzupełnień.

W latach siedemdziesiątych laskowskie przedszkole (jedyne w Polsce) prowadziła siostra Germana, kochająca swoich maluchów całym gorącym sercem. I jeszcze dziś jej wychowankowie ze wzruszeniem wspominają swoją drugą ukochaną "mamę". Siostra Germana była nie tylko kochającą mamą, ale przede wszystkim wspaniałą wychowawczynią. Rodzice mogli odwiedzać swe maluchy w przedszkolu chociażby codziennie - nikt im tego nie zabraniał - ale obowiązkowo musieli przybyć do laskowskiego przedszkola raz na miesiąc, by tu poddać się stosownej pedagogizacji, aby dziecko podczas pobytu w domu rodzinnym nie utraciło tych umiejętności, których je w trudzie i znoju wyuczono w przedszkolu.

Myślę, że zaprezentowany "szary scenariusz" godzi w dobre imię prof. Marii Grzegorzewskiej, prof. Janiny Doroszewskiej, prof. Zofii Sękowskiej, prof. Jana Dziedzica, dr. Włodzimierza Dolańskiego i tylu innych wspaniałych ludzi, którzy z takim mozołem pracowali nad wydźwignięciem polskich niewidomych z niebytu społecznego. O tym, jakie dało to wyniki, może między innymi świadczyć przeprowadzona na początku lat siedemdziesiątych ankieta wśród ponad 1600 absolwentów Lasek. Okazało się, że około 10 proc. z nich podjęło i ukończyło wyższe studia, że 95 proc. podjęło pracę zawodową, wielu założyło własne rodziny i pełniło użyteczne role społeczne. Alkoholizm, o którym wspomina w swym artykule prof. Kwapisz, wśród tej populacji był marginalny. Laski, zgodnie z założeniami wychowawczyni Matki Elżbiety Róży Czackiej, chcą niewidomym dać sens życia, i to życia pogodnego, którego punktem wyjściowym jest akceptacja kalectwa, a następnie, w oparciu o zasady ewangeliczne - radosne niesienie swojego krzyża przez życie. Ale nawet ci niewidomi, którzy dalecy są od nauki kościoła, mogą znaleźć radość w niesieniu pomocy innym. Otrzymuję dziesiątki listów od wdzięcznych wychowanków zakładu w Laskach, którzy z entuzjazmem opowiadają o swoich wychowawcach, nauczycielach i przyjaciołach. Piszą, jak wiele im zawdzięczają.

Cieszą mnie przekazane przez prof. Kuczyńską-Kwapisz informacje o postępie nauk tyflopedagogicznych. Chwała za to Wyższej Szkole Pedagogiki Specjalnej, chwała jej profesorom. Nie można zaprzeczyć, że jest to właściwy kierunek. Wczesna interwencja, rehabilitacja widzenia, orientacja przestrzenna, czynności życia codziennego, wspomaganie komputerowe edukacji i rehabilitacji to nowoczesność, a zarazem wymarzona przyszłość. Chciałbym jednak w tym miejscu podkreślić, że:

- wczesną interwencję, zapoczątkowaną w Europie Zachodniej, poprzedzała w Laskach pedagogizacja rodziców,

- rehabilitację widzenia rozpoczęliśmy w Laskach przed dwudziestu laty (działania p. dr Węgierkowej),

- orientację przestrzenną wprowadziliśmy w Laskach, organizując pierwszy w Polsce kurs posługiwania się długą laską (p. prof. Kuczyńska-Kwapisz była jedną z pierwszych absolwentek tego kursu),

- czynności życia codziennego nauczały wszystkie polskie zakłady dla niewidomych od wielu lat,

- wspomaganie komputerowe edukacji i rehabilitacji przed przeszło 20. laty wprowadzał w Laskach między innymi dr Andrzej Adamczyk (dyrektor Ośrodka Szkolno-Wychowawczego).

Zatem ten "szary scenariusz" legł u podstaw dzisiejszej nowoczesności. W tym scenariuszu rodziły się twórcze idee i postęp. Jeżeli w rozwoju postępu u nas w Polsce istniały jakieś przeszkody, była to przede wszystkim sytuacja ekonomiczna, wynikająca z socjalistycznych struktur gospodarczych. I dziś sytuacja polskiego niewidomego w zestawieniu np. z niewidomym Holendrem jest nieporównywalna. Jeszcze wiele lat upłynie, zanim każdy niewidomy w naszym kraju będzie mógł na co dzień posługiwać się Auto-Lektorem, komputerem, internetem, czy zautomatyzowaną i zaprogramowaną mikrofalówką. To niestety ciągle tylko marzenia, lecz czy ich zrealizowanie da niewidomym poczucie "życia bez ograniczeń" - poważnie wątpię. Chwilowo z każdym rokiem zwiększa się liczba niewidomych oczekujących na pracę. Rośnie rozgoryczenie i tęsknota za "szarym scenariuszem" w socjalistycznych barwach. Jeden z białostockich niewidomych zwierzał się: "Widzi pan, jak poszedłem do sklepu z kartką na mięso, to bez kolejki kupiłem, co chciałem - dziś nie muszę posługiwać się kartką i mogę bez kolejki kupić co zechcę, ale nie mam pieniędzy na to kupno. Dawniej zarabiałem w spółdzielni i miałem rentę, dziś mam tylko rentę i to w tej najniższej wysokości."

Zmiany społeczno-polityczne były konieczne i to co generalnie się dzieje jest dobre i zapewniające lepszą przyszłość, ale nie możemy zapominać o tym, że wielu niewidomym żyje się bardzo ciężko. Na nas ciąży obowiązek przyjścia im z pomocą.

Artykuł prof. Jadwigi Kuczyńskiej-Kwapisz był potrzebny, ale nie można było pozostawić go bez odpowiedzi. To, czym szczyci się autorka, jest naszym wspólnym dobrem: naukowców, pedagogów, wychowawców, techników i szerokich mas samych niewidomych. A przecież ludzie ci wyrośli z tego "szarego scenariusza", który zdopingował ich do szukania nowych rozwiązań.

Ja jestem trochę dziwnym człowiekiem. Nie marzę o ciągłym obcowaniu z komputerem czy internetem. Korzystam na co dzień z nowoczesnej techniki, ale z prawdziwą miłością biorę do ręki książkę, włączam muzykę Bacha, Chopina, zachwycam się śpiewem ptaków i raduję się, że mogę podziwiać ten piękny Boży świat, chociaż jego barwy oglądam tylko oczyma

wyobraźni.

P6-2000