Pielgrzymka niewidomych do Ziemi Świętej

Władysław Gołąb

19 października - czwartek Znów piękny, rześki poranek. Wyjazd zaplanowany na 6.30 nieco opóźnił się, ale już o godzinie siódmej mijaliśmy Górę Oliwną i podobnie jak we wtorek, ruszyliśmy w kierunku Morza Martwego. Jednak po dotarciu do wzgórz Moabu skręciliśmy w lewo, na północ, zostawiając Morze Martwe po prawej stronie. 35 km od Jerozolimy położone jest Jerycho, jedno z najstarszych miast świata. Nazwa wywodzi się z hebrajskiego i oznacza ''Bóstwo księżyca''. Stanowi największą oazę, jest położone 250 m poniżej poziomu morza. Rabini wczesnego judaizmu uznają je za pozostałość Raju biblijnego. A oto wydarzenie związane z Jerychem, które opisał św. Marek: ''...gdy wraz z uczniami i sporym tłumem wychodził z Jerycha niewidomy żebrak, Bartymesz, syn Tymeusza, siedział przy drodze. Ten słysząc, że to jest Jezus z Nazaretu, zaczął wołać: ''Jezusie, synu Dawida, ulituj się nade mną!'' (...) Jezus przystanął i rzekł: ''Zawołajcie go''. I przywołali niewidomego (...) Jezus przemówił do niego: ''Co chcesz, abym ci uczynił?'' Powiedział Mu niewidomy: ''Rabbuni, żebym przejrzał''. Jezus mu rzekł: ''Idź, twoja wiara cię uzdrowiła''. Natychmiast przejrzał i szedł za Nim drogą'', a inni ewangeliści dopowiadają: ''i wielbił Boga''. Jakże ta scena jest i dla nas aktualna: Panie, spraw abym przejrzał, abym widział to, co najważniejsze, abym zrozumiał, co Ty do mnie mówisz, abym w ciemności nie zboczył z wytyczonej przez Ciebie drogi. Dzisiejsze Jerycho, liczące około 9 tysięcy mieszkańców, leży nieco na wschód od starożytnego miasta. Od r. 1926 są tu franciszkanie, prowadzący parafię pod wezwaniem św. Zacheusza. W samym mieście nie zatrzymywaliśmy się. Wyjeżdżając z Jerycha minęliśmy Górę Kuszenia ze ściętym szczytem. Tu przed blisko dwoma tysiącami lat odbyła się niezwykła, dramatyczna scena, gdy szatan rzekł do Pana: ''Dam Ci to wszystko, jeśli upadniesz i oddasz mi pokłon'' - to mówiąc, ukazał przepych królestw tego świata. Jezus odpowiedział: ''Idź precz, szatanie''. Ten szczególny pojedynek do dziś rozgrywa się w duszy każdego człowieka, tylko jakże rzadko stać nas na te słowa: ''Idź precz, szatanie!'' Po opuszczeniu Jerycha pojechaliśmy dalej w kierunku Gali- lei. Wszędzie widać ład i porządek tak typowy dla Izraela, a tak obcy Arabom. Na wysokości miasteczka Afuli skręciliśmy ku Nazaretowi, mijając po prawej stronie Górę Tabor. O O O Sięgnijmy do wiersza Karola Wojtyły. ''Kiedy On Cię wypełnił po raz pierwszy, nie byłeś jeszcze żadnym miejscem zewnętrznym, byłeś tylko łonem Jego Matki. Jakże pragnąłbym wiedzieć, że kamienie, po których stąpam w Nazarecie, to te same, których dotknęła Jej stopa, gdy była jedynym miejscem Twoim na Ziemi. Spotkanie z Tobą przez kamień, którego dotknęła stopa Twojej Matki...'' Nazaret pochodzi od hebrajskiego słowa ''kwitnący''. Jest miastem białych domów, ustawionych rzędami na przemian z pasami zieleni oliwek i jasnej zieleni migdałów i fig indyjskich. Tworzy naturalny obraz o szczególnym uroku i rzeczywiście jest kwiatem Galilei. Obecny Nazaret liczy blisko 50 tysięcy mieszkańców i położony jest w połowie drogi pomiędzy Haifą a Tyberiadą. Do Nazaretu wjeżdżaliśmy dość stromą drogą w górę. Samo miasto wznosi się 350 m ponad poziom morza. Do sanktuarium Zwiastorium Zwiastowania prowadzi ul. Pawła VI. Obecna bazylika stoi na tym samym miejscu, na którym w pierwszych wiekach istniała jeszcze synagoga judochrześcijańska. W wieku V wzniesiono tu pierwszy kościół chrześcijański, a następnie, za czasów Tankreda krzyżowca, wspaniałą trzynawową bazylikę zniszczoną w r. 1263 i wreszcie franciszkańską, w XVII wieku. Obecna bazylika konsekrowana była w r. 1964, a zatem jest budowlą nową. Wzniesiona została według projektu architekta Giovanni Muzio. Posiada dwa poziomy - dolny, czyli kryptę, i górny. Kościół dolny, pełen mistycznego nastroju, ma strzec i zachowywać dla przyszłych pokoleń Grotę Zwiastowania i pozostałości kościołów wznoszących się niegdyś nad Grotą. W gwieździstym sklepieniu kościoła dolnego, który nie ma okien, znajduje się ośmioboczny otwór przekazujący oświetlenie z kościoła górnego. Do kościoła górnego prowadzą schody od strony południowej i po dwóch bokach fasady zachodniej. Na zewnątrz bazylikę okala plac obudowany wysokim murem z portykami od wewnątrz. Ściany bazyliki, zarówno z zewnątrz, jak i wewnątrz zbudowane są z brył kamiennych. O bazylice Zwiastowania specjaliści mówią, że jest najpiękniejszą świątynią Bliskiego Wschodu. Nasza grupa swoje pielgrzymkowe nawiedzenie bazyliki rozpoczęła od kościoła dolnego i od Mszy św. W kościele dolnym uwagę każdego pielgrzyma przykuwa Grota. Zawsze wydawało mi się, że Maryja żyła w domku, a nie w grocie, ale sięgnąwszy do źródeł dowiedziałem się, że Grota Zwiastowania była zapleczem domku, w którym gromadzono różne zapasy. Domek dawno się rozpadł, a Grota pozostała. Za autentycznością Groty przemawia odkryta inskrypcja, przypuszczalnie z II wieku, w języku greckim: ''Zdrowaś Maryjo''. W Grocie znajduje się ołtarz z napisem łacińskim: ''Tu Słowo Ciałem się stało''. Z kolei ołtarz przed Grotą, przy którym zło- żyliśmy ofiarę Mszy św., wsparty jest na zachowanych kolumienkach z bazyliki bizantyjskiej z V wieku. W kościele dolnym zachowany jest także fragment starożytnej mozaiki. Kościół dolny ma trzy absydy: centralną, poświęconą Tajemnicy Wcielenia, prawą - Archaniołowi Gabrielowi i lewą - poświęconą pamięci Anny i Joachima - rodziców Maryi. Mszę św. celebrowaną przez naszych dwóch księży rozpoczęliśmy śpiewem staropolskiej pieśni: ''Archanioł boży Gabriel, posłan do Panny Maryi''. Ks. Benon na wstępie powiedział: ''Będziemy dziś modlić się za rodziny, o świętość polskich rodzin. Dzisiaj dla naszej ojczyzny mija piąta rocznica targnięcia się na życie kapłana ks. Jerzego Popiełuszki, który wyrósł z rodziny kochającej prawdę i sprawiedliwość . Fragment z Księgi Mądrości odczytała pani Zofia, a psalm responsoryjny odśpiewała pani Halina. Ks. Benon odczytał znany fragment o zwiastowaniu z Ewangelii według św. Łukasza. W homilii podkreślił rolę i znaczenie Maryi w życiu współczesnego człowieka. Maryja jest wzorem zawierzenia i służby, a tego jakże nam dziś potrzeba... W modlitwie powszechnej modliliśmy się o beatyfikację ks. Jerzego, za wychowawców i nauczycieli wszystkich szkół niewidomych i za rodziny w Polsce i na całym świecie. Przed ostatnim błogosławieństwem pani Zofia odczytała jeszcze piękną modlitwę z prośbą o litość nad całym ludem bożym. Po Mszy św., śpiewając ''Idźmy, tulmy się jak dziatki'', przeszliśmy do Groty Zwiastowania. Tu wspólnie odmówiliśmy ''Anioł Pański'' i każdy z nas ręką dotknął gwiazdy, w którym to miejscu, według tradycji, stała Najśw. Maryja Panna podczas Zwiastowania. I znów to szczególne przeżycie. Czy rzeczywiście stała w tym miejscu? Ta, która od założenia świata miała być Matką Boga? Czy te kamienie widziały ową chwilę, gdy to co niewidzialne wiąże się po wszystkie czasy z tym co materialne, do głębi ludzkie? Ale przecież podczas Mszy św. mówiliśmy sobie, że wyjdziemy stąd pełni Boga, pełni zawierzenia i pełni woli służby, tak jak uczy nas Ta, która nie zna grzechu. Po wyjściu z Groty zaśpiewaliśmy jeszcze ''Ave Maryja'' i ''Magnificat anima mea Dominum'' oraz ''Boże, coś Polskę''. Z kościoła dolnego przeszliśmy do kościoła górnego. Tak jak kościół dolny jest symbolem pokory, cichości i posłuszeństwa Maryi, tak kościół górny jest miejscem tajemnicy Jej wywyższenia. Pełno tu dzieł sztuki. Mozaika za ołtarzem przedstawia tajemnicę Kościoła Mistycznego - ludu bożego; po prawej stronie kaplica Najświętszego Sakramentu, a po lewej - kustodii Ziemii Świętej. Witraż na tylnej ścianie przedstawia scenę Zesłania Ducha Świętego, a w górnych oknach symbole wezwań z Litanii loretańskiej. Fantastyczne wrażenie robi kopuła w kształcie odwróconego kielicha lilii, o średnicy 18 m i 40 m szerokości. Bazylika zbudowana została z ofiar katolików z całego świata, a między innymi i Polaków. Na ścianach bocznych kościoła górnego i pod portykami na placu przed kościołem umieszczone są obrazy będące darem różnych narodów. Obraz polski, wykonany z ceramiki, znajduje się w prawej nawie kościoła górnego od strony południowej i przedstawia Matkę Boską Częstochowską oraz Mieszka I, Dąbrówkę, biskupa Jordana i rycerzy w strojach historycznych. Według pana Krzysztofa, autorem tego dzieła jest Bronisław Chrobry, który jednak z obawy przed represjami wolał nie ujawniać swego autorstwa. Przy tym obrazie złożyliśmy swój hołd, śpiewając ''Czarną Madonnę'' i Apel Jasnogórski. Bazylika Zwiastowania pozostaje w rękach franciszkanów. Tu od wielu lat przebywa brat Franciszek Sułkowski, Polak. Myśmy go jednak nie spotkali, a na szukanie nie było czasu. Z bazyliki przeszliśmy jeszcze do kościoła św. Józefa. znajdującego się o niespełna 200 m na północny-wschód. Tu według tradycji mieszkał święty Józef. Na miejscu tym wznosi się kościół trzynawowy (29 na 15 m). W absydach znajdują się nowoczesne freski przedstawiające świętą Rodzinę, sen św. Józefa i jego śmierć. W krypcie kościoła zachował się basen chrzcielny z pierwszych wieków chrześcijaństwa. Wszystko tu jest symboliczne. Niestety nie mogliśmy dłużej zatrzymywać się, bo trzeba było zdążyć do Kany Galilejskiej jeszcze przed dwunastą. Szybko zeszliśmy w dół, wąską uliczką wśród masy samochodów i ruszyliśmy naszym autokarem do Kany. Po drodze, po lewej stronie, mijaliśmy źródełko, z którego, według tradycji, nosiła wodę Najświętsza Maryja Panna. Według jednego z apokryfów, tu Maryja po raz pierwszy spotkała Anioła Gabriela i nie rozumiejąc jego posłania, wróciła do domu, gdzie odbyła się zasadnicza scena Zwiastowania, opisana przez św. Łukasza. Kana Galilejska znajduje się o 8 km od Nazaretu. Jest to dziś niewielka miejscowość, w 23 zamieszkała przez chrześcijan. Istniejący tu kościół franciszkanów pochodzi z końca XIX wieku. Jest to niewielka budowla, do której użyto resztek starożytnej świątyni. Ołtarz główny konsekrował arcybiskup Bergamo, któremu towarzyszył sekretarz ks. Angelo Roncalli, późniejszy papież Jan XXIII. Po wejściu do kościoła rozpoczęliśmy modlitwę za zmarłych kapłanów: Prymasa Tysiąclecia, ks. Popiełuszkę i ojca Bruno oraz za zmarłych niewidomych. Pani Zofia odczytała fragment z Listu św. Pawła do Galatów, a ks. Benon znany fragment z Ewangelii według św. Jana o cudzie w Kanie Galilejskiej. W homilii ks. Benon podkreślił, że aby zmieniła się nasza ojczyzna, aby stała się wolna, musimy przede wszystkim my uwolnić się od grzechu, odmienić samych siebie. ''Przemiana narodu musi dokonać się w tobie i we mnie''. Na zakończenie zaśpiewaliśmy ''Z tej biednej ziemi'' i ''Matko Boża z winnej Kany...''. Dla mnie z tego spotkania z Kaną Galilejską pozostało po- słanie: ''Zróbcie wszystko, co On wam każe''. Trzeba iść w świat bez lęku, bez oporów i czynić tylko to, czego chce od nas Pan. W Kanie był jeszcze posiłek w refrektarzu w podziemiach kościoła i oczywiście probiernia win. Kto chciał, mógł próbować wina galilejskiego. Z Kany pojechaliśmy do Haify, największego portu Izraela, a zarazem, obok Tel Awiwu i Jerozolimy, największego miasta tego kraju. Haifa leży nad Morzem Śródziemnym u stóp Karmelu, łańcucha gór, ciągnących się na przestrzeni około 25 km z północnego zachodu ku południowi. Wzgórza Karmelu wiążą się z osobą proroka Eliasza. Tu na szczycie górującym nad Haifą wznosi się kościół pod nazwą ''Stella Maris'' i opactwo karmelitów, biorących swą nazwę od wzgórz Karmelu. Pod prezbiterium kościoła ''Stella Maris'' znajduje się Grota Eliasza. W głównym ołtarzyku króluje piękna rzeźba Matki Boskiej Szkaplerznej z r.1933. My niestety obejrzeliśmy świątynię tylko z zewnątrz, bo była to pora sjesty, a zatem kościół i klasztor były zamknięte. Za to mogliśmy podziwiać piękno Haify - portu przez Izraelitów nazywanego ''Bramą powrotu''. Tędy Żydzi wracali w XX wieku do swej Ziemi Obiecanej. Z góry zjechaliśmy nad morze. Woda ciepła, ale morze wzburzone. Kto odważył się wejść głębiej w wodę, natychmiast wzywano go przez głośniki do powrotu. Po godzinnym wypoczynku, przez Tel-Awiw powróciliśmy do Jerozolimy. Niemal przez całą drogę śpiewaliśmy pieśni i piosenki religijne. I tak dobiegł końca czwarty dzień naszej pielgrzymki.

20 października - piątek (przedpołudnie) Piątek miał być dniem szczególnie bogatym w przeżycia. Już o dziewiątej rano znaleźliśmy się przy Sadzawce Betezda lub jak inni ją nazywają - Sadzawce Owczej. Przy niej Chrystus uzdrowił paralityka. Według badań archeologicznych, miała ona ponad 100 m długości, 60 m szerokości i przypuszczalnie 10 m głębokości. Za czasów krzyżowców na grobli dzielącej sadzawkę wzniesiono kościół upamiętniający cud Chrystusa. Po kościele tym zachowała się jedynie absyda, a ponadto plątanina schodów, pieczar i pojemników z wodą. Mnie miejsce to nie wzruszyło i bezpośrednio nie łączyło z tym wstrząsającym poczuciem dotknięcia spraw i rzeczy wiecznych, jak miało to miejsce w Bazylice Grobu Pańskiego czy w Grocie Narodzenia w Betlejem. W pobliżu sadzawki znajduje się kościół św. Anny. Tu, według apokryficznej Protoewangelii św. Jakuba, miała przyjść na świat Najświętsza Maryja Panna. Kościół wzniesiono za czasów krzyżowców. Zbudowany z kamienia o surowej prostocie, doskonałych proporcjach, wspaniałej akustyce, gotyckich łukach sklepienia i pięknej kopule, wywiera na pielgrzymach głębokie wrażenie. Kościół jest niewielki, trzynawowy, o rozmiarach 34m na 19,5 m. Każda nawa zakończona jest absydą. Zgodnie z budownictwem średniowiecznym, nie ma chóru. Przez blisko siedem wieków kościół służył jako szkoła Koranu. Obecnie pozostaje pod pieczą Ojców Białych. Z prawej nawy można zejść do Groty Narodzenia Najświętszej Maryi Panny. Jest to niewielka grota naturalna, 7 m długa i 5 m szeroka. W nawie głównej znajduje się posąg św. Anny z Najświętszą Maryją. Gdyśmy weszli do kościoła, była sprawowana Msza św. w nieznanym mi języku. Mówiąc o kościele św. Anny warto jeszcze wspomnieć, o Grocie Narodzenia. Przy głównym ołtarzu znajduje się tablica z następującym napisem: ''W zbrojnym pochodzie do Polski przez Ziemię Świętą uczniowie szkół podchorążych - Centrum Wyszkolenia Armii Polskiej na Wschodzie, oddając hołd Niepokalanej w miejscu Jej narodzenia - polecają się Jej opiece na zawsze, szczególnie na okres walki o wolność Ojczyzny i powrotu do swych rodzin. Jerozolima, 29 stycznia 1944''. Na tablicy umieszczony jest także obraz Matki Boskiej Ostrobramskiej. Dziwne ogarnia człowieka uczucie, gdy wszędzie spotyka ślady rodaków, zawsze wiernych Bogu i Ojczyźnie. Po opuszczeniu Kościoła św. Anny przez Bramę Lwów, zwaną także Bramą Najświętszej Maryi Panny lub św. Szczepana, poszliśmy ku Dolinie Cedronu, okalającej Jerozolimę od północy i wschodu. Środkowy odcinek Doliny Cedronu, biegnący wzdłuż murów, został przez tradycję biblijną nazwany Doliną Jozafata. Dlatego Żydzi zabiegali o to, by ich grzebano na stokach tej doliny. Tuż po drugiej stronie Doliny Cedronu wznosi się Góra Oliwna, a u jej podnóża - Getsemani (co tłumaczy się jako tłocznia oliwek). Obok znajduje się ogród oliwny, z ośmioma drzewami, liczącymi po kilkaset lat. Być może wyrosły one z korzeni tych samych oliwek, świadków krwawego potu Jezusa. W Getsemani zatrzymaliśmy się dla nawiedzenia dwóch sanktuariów: Bazyliki Konania i Grobu Najświętszej Maryi Panny. Franciszkanie wykupili ogród oliwny i przylegający doń teren jeszcze w XVII wieku, ale dopiero po pierwszej wojnie światowej mogli przystąpić do budowy trzeciej z kolei świątyni Konania (pierwszą na tym miejscu wzniósł cesarz Teodozjusz II). Wchodzących do Bazyliki Konania uderza nastrój powagi. Ciemne witraże przepuszczają bardzo skąpo światło dzienne. Naga skała przed ołtarzem przypomina modlitwę i duchową agonię Jezusa. Mozaika centralna przedstawia Pana Jezusa podczas modlitwy, w nawie lewej - zdradę Judasza, w prawej - Jezusa wypowiadającego znamienne słowa ''Jam jest'', powalające przeciwników na kolana. Tę ostatnią mozaikę ufundowali żołnierze polscy. Oni też zamieścili orła białego w koronie. W oszklonych otworach można obejrzeć zrekonstruowaną mozaikę z bazyliki bizantyjskiej. Bazylika Grobu i Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny znajduje się w Dolinie Cedronu. Zarówno kościół katolicki, jak i prawosławny uznają, że Maryja po zaśnięciu została wzięta do nieba z duszą i ciałem, jednak dogmat o wniebowzięciu ogłosił dopiero w 1950 r. papież Pius XII. Pierwsze świadectwo wiary we wniebowzięcie pochodzi z wieku trzeciego. Jeszcze wcześniej uznawano, że grób Maryi znaj-duje się tu, nad Cedronem. Według apokryfu, trzeciego dnia po złożeniu Maryi do grobu apostołowie znaleźli na tym miejscu zamiast ciała, kwiaty wydające cudowny zapach. Pierwszy kościół nad grobem Maryi wzniesiono w V wieku. Obecny kościół pochodzi z początku XII wieku, z tym że z ówczesnej budowli zachował się tylko kościół dolny, górny został całkowicie zniszczony. Do kościoła Grobu prowadzi piękny portal gotycki. Od progu schodzi się po 47 kamiennych schodach w dół, gdzie po prawej stronie mieści się kaplica Grobu. Wejście do niej, bardzo niskie, zmusza do pochylenia się. Tu zaśpiewaliśmy ''O Maryjo, przyjm w ofierze''. Nastrój kaplicy daje niepowtarzalne przeżycie. W połowie schodów w niszy po prawej stronie znajduje się kaplica św. Józefa, a po lewej - świętych: Anny i Joachima, rodziców Najświętszej Maryi Panny. Przed wejściem do kościoła po prawej stronie znajduje się grota Getsemani, gdzie według tradycji Pan Jezus zostaje pojmany. Wszystkie te miejsca niezwykle przybliżają zdarzenia ewangeliczne. Tu człowiek może czuć i myśleć, jak ongiś uczniowie, chociaż od tamtej pamiętnej nocy minęły blisko dwa tysiąclecia. Jakże mało zmieniła się mentalność człowieka. Podobnie my, jak niegdyś uczniowie Chrystusa, chodzimy po tej samej drodze, dotykamy tych samych kamieni, po których chodził i gdzie cierpiał Pan wieków. Mimo to człowieka oddziela od tych spraw wiecznych jakaś przegroda nie do pokonania. Dla każdego z nas ciągle bliższy i bardziej realny jest ten świat codziennych trosk i rzeczy małych. Od kościoła Grobu Najświętszej Maryi Panny i bazyliki Konania na szczyt Góry Oliwnej droga jest długa i męcząca. Ale za to ze szczytu jest wspaniały widok na całą Jerozolimę. Jak na dłoni widać Starówkę, z bazylikami, meczetami i pałacami. Dla osób widzących to dobra okazja dla poznania świętego Jeruzalem, jakby z lotu ptaka. O jakieś dwieście metrów od szczytu znajduje się klasztor ''Pater Noster'', należący do francuskich karmelitanek. Został założony w r. 1870 przez księżną Aurelię de la Tour d'Auvergne et Buillon. Według starożytnej tradycji, na tym miejscu Jezus nauczył apostołów Modlitwy Pańskiej. Sam klasztor jest zamknięty i niedostępny dla zwiedzających. Można natomiast chodzić po pięk- nym wirydarzu, w którym znajduje się około 50 tablic z tekstem ''Ojcze nasz'' w różnych językach. Tablicę z tekstem polskim ufundowała IV Brygada Strzelców Karpackich w r. 1943. Przy tablicy tej ks. Benon zaintonował ''Ojcze nasz...''. Niezwykle ciekawym odkryciem było znalezienie przez nas tablicy w języku niemieckim, w piśmie Braille'a. Pan Krzysztof nie widział nigdy tej tablicy, być może ufundowano ją stosunkowo niedawno. I wreszcie sanktuarium Wniebowstąpienia na samym szczycie Góry Oliwnej. Teren ten należy do muzułmanów. Aby wejść do sanktuarium i dotknąć kamienia, z którego Jezus wzniósł się do nieba, trzeba wykupić bilet wstępu. Arabowie potrafią robić interesy na rzeczach świętych. Z sanktuarium Wniebowstąpienia zeszliśmy do kościoła Dominus Flevit, czyli ''Pan zapłakał''. Tu według tradycji w niedzielę palmową Pan Jezus zatrzymał się i zapłakał nad Jerozolimą, która nie rozpoznała czasu nawiedzenia i w przyszłości legnie gruzach. Kościół Dominus Flevit, zbudowany w r. 1955, został wzniesiony w miejscu kaplicy z VII wieku, poświęconej św. Annie Prorokini. Obecny kościół swoimi liniami ma przypominać łzę, jest niewielki i bardzo jasny. Płaskorzeźby na ścianach przypominają płacz Chrystusa oraz oblężenie Jerozolimy przez Rzymian w r. 70. Kościołem zarządzają franciszkanie. W tej to osobliwej kaplicy już po raz piąty zgromadziliśmy się w Ziemi Świętej wokół ołtarza, by złożyć Najświętszą Ofiarę. Tym razem ks. Benon Kaczmarek zaproponował, abyśmy tę Mszę św. potraktowali jako zadośćuczynienie za grzechy nasze i grzechy na- szej ojczyzny. W homilii ks. Benon między innymi powiedział: ''Tu, na tym miejscu nie potrzeba wielu słów. Tu Pan zapłakał nad tobą i nade mną (...) Dziękuję Panu, że rozpoznaliśmy czas naszego posłannictwa, że przyszliśmy tutaj na to miejsce, by Panu dziękować za Jego mękę, za Jego śmierć i za Jego łzy wylane nad naszymi grzechami (...) Współczesny świat dziesiątkuje rak, zawały serca, ale toczy nas jeszcze o wiele groźniejsza choroba - brak poczucia grzechu. To jest chyba największa tragedia czło- wieka. I dlatego chcemy szczególnie modlić się, co więcej - wy- płakać dla siebie i dla świata, dla ojczyzny naszej i dla niewidomych, tę wrażliwość na grzech. Ja się grzechu nie wstydzę, ja w grzech wpadam, ja tak często Boga obrażam, ale wstydzę się, gdy w tym grzechu trwam (...) Jesteście ludźmi pozbawionymi wzroku, ale o ileż tragiczniejszą jest ślepota duszy, która całkowicie człowieka wyniszcza. Za ten wielki dar wiary, poczucie winy, rozpoznania naszego posłannictwa i za to, że tu jesteśmy, gorąco, z całego serca dziękujemy Bogu. Dziękujemy, że możemy w tej świątyni płaczu zapłakać nad sobą i nad światem''. Z kolei w modlitwie powszechnej między innymi prosiliśmy ''za naszą ukochaną ojczyznę, Polskę, aby nadzieja niebieskiej ojczyzny oświetlała nasze codzienne życie i pomogła budować na ziemi świat według myśli bożej, aby to nowe, pełne nadziei było wsparte odnową tego i mojego życia...''. Dalej modliliśmy się ''Za wszystkich niewidomych naszej ojczyzny, za ciężko chorego brata Andrzeja, dzięki któremu ks. Mieczysław jest tu wśród nas i za wszystkich naszych chorych.'' Mszę św. w tym kościele zakończyliśmy modlitwą Anioł Pański i pieśnią ''My chcemy Boga''. Myślę, że każdy gorąco pragnął, aby Bóg w naszym życiu był wszystkim, by to, co On nam mówił, chodząc tu, po palestyńskiej ziemi, było dla nas programem na co dzień. Jak jednak trudno wytrwać w takich postanowieniach - wie każdy, kto według zalecenia poety rano rozważa, co ma czynić, a wieczorem rozlicza się z tych swoich planów przed Bogiem. W południe wróciliśmy do domu, aby nieco odpocząć i przygotować się do ''Via dolorosa'', którą mieliśmy odbyć w godzinach popołudniowych. Z żalem opuszczaliśmy Górę Oliwną. Tu w pierwszych wiekach chrześcijaństwa wzniesiono aż 24 bazyliki, niemal całkowicie zniszczone przez Persów w r. 614. Tu na tej górze działo się tyle niezwykłych rzeczy. Tu tak często trwał na modlitwie Jezus Chrystus, tu płakał nad Jerozolimą, tu nauczał najpiękniejszej modlitwy do Swojego i naszego Ojca, stąd wreszcie wstąpił do nieba, aby nauczyć nas, chodzących po ziemi, patrzeć w niebo. O, góro urodzajna, góro rodząca oliwki, o, góro modlitwy i płaczu, bądź dla nas górą stałego wznoszenia się ku Bogu!

 W to piątkowe popołudnie naszym udziałem miało stać się odprawienie jedynej w moim życiu Drogi Krzyżowej, drogi po śladach Jezusa Chrystusa. Było pochmurno i chłodno. Powietrze przeszywał ostry śpiew muezina, wzywającego przez głośniki wiernych do oddania czci Przedwiecznemu Allachowi. Na ulicach jeszcze wszędzie mnóstwo ludzi. Chyba i wtedy, przed blisko dwu tysiącami lat, na tych wąskich uliczkach było gwarno. Nie było tylko tego śpiewu muezi- na, ale panowało podniecenie, bo miano sądzić proroka. Weszliśmy do franciszkańskiej kaplicy skazania na śmierć. Kaplica została odbudowana w r. 1904, zachowując plan bizantyjski. Jest to kwadrat o boku 10 m z absydą od strony wschodniej. Witraże przypominają wydarzenia ewangeliczne, związane z procesem Jezusa. W tej kaplicy, która dawała względną ciszę i pewne warunki skupienia, rozpoczęliśmy Drogę Krzyżową. Tradycyjnie Drogę Krzyżową rozpoczynają pielgrzymi z podwórka szkoły muzułmańskiej, znajdującej się obok klasztoru franciszkańskiego. Ks. Benon Kaczmarek na jej rozpoczęcie powiedział: ''Będziemy dziś modlić się za naszą znękaną ojczyznę, za wszystkich cierpiących i zmarłych''. W pierwszym rozmyślaniu usłyszeliśmy: ''Dziś jestem po Twojej stronie z mojego wolnego wyboru... I chcę pozostać z Tobą nawet wtedy, gdy jesteś osądzony, chcę zostać wiernym Tobie - Bogu, który za mnie przyjął wyrok śmierci''. Stacja druga znajduje się na zewnątrz kaplicy skazania. Jezus bierze na swoje ramiona krzyż. ''Od chwili chrztu świętego - powiedział ks. Benon - wziąłem Krzyż Chrystusa, a skoro go wziąłem, życie moje nie może być łatwe. Muszę z tym krzyżem iść...''. Czy rzeczywiście dźwigam swój krzyż? Czy może ciągle oglądam się na innych? A może buntuję się, że przecież to nie ja zawiniłem! Odpowiedź na te wątpliwości znalazłem w zaintonowanej pieśni: ''W Krzyżu cierpienie, w Krzyżu zbawienie, w Krzyżu miłości nauka...'' Stacja trzecia - pan Jezus upada pod ciężarem Krzyża. Stacja trzecia znajduje się na dnie doliny, przy skrzyżowaniu z ulicą biegnącą od Bramy Damasceńskiej. W r. 1947, dzięki staraniom księdza Pietruszki-Jabłonowskiego z ofiar żołnierzy i uchodźców polskich podjęto budowę ukończonej w roku 1957 małej kapliczki. Wewnątrz znajduje się marmurowa płaskorzeźba, przedstawiająca Chrystusa upadającego pod ciężarem Krzyża, dłuta Tadeusza Zielińskiego. Nad wejściem przedstawiona jest droga krzyżowa Polaków, a w środku polski orzeł. Po lewej stronie przy- mocowany jest do ściany krzyż, który nieśli Polacy podczas pamiętnej drogi krzyżowej, prowadzonej przez ks. biskupa Radońskiego w Wielki Piątek 1941 r. Na ścianach znajdują się ryngrafy przedstawiające Matkę Boską Częstochowską, Ostrobramską, kościół Mariacki w Krakowie, popiersie ks. Popiełuszki i wiele innych. Myśmy dołączyli do tych pamiątek obrazek Matki Czackiej, której proces beatyfikacyjny toczy się przed sądem biskupim w Warszawie. Ty, Panie, upadasz pod ciężarem naszych grzechów, czyż i ja nie mam prawa upaść? Skoro wybrałem Twoją drogę, muszę z pokorą przyjąć własne upadki... Stacja czwarta - Pan Jezus spotyka na drodze swoją Matkę. Stacja ta znajduje się tuż przy ulicy. Jest to mała kaplica, zbudowana podobnie, jak stacja trzecia, przez ks. Pietruszkę z ofiar Polaków. I tu w ołtarzu z białego marmuru, podpartym przez dwa orły, znajduje się rzeźba Tadeusza Zielińskiego, przedstawiająca spotkanie Pana Jezusa z Maryją. Jak dobrze, gdy już sił nie staje, spotkać na swojej drodze Matkę. Trzeba tylko chcieć ją dostrzec, ujrzeć jej dobre oczy, usłyszeć jej serdeczny głos: ''Uczyńcie wszystko, co On wam każe!'' Stacja piąta - Szymon Cyrenejczyk pomaga Chrystusowi dźwigać Krzyż. Stację tę stanowi mała kapliczka franciszkańska. Ks. Benon między innymi powiedział: ''Do Boga idzie się przez posługę ludziom''. Szymona z Cyreny przymuszono do niesienia krzyża, ale czy ja podejmuję krzyż moich braci z własnej woli? Jakże często oglądam się na innych lub protestuję wołając: ''To przecież nie moja wina! Nie ja doprowadziłem kraj do upadku!'' Tymczasem krzyż jest naszą wspólną sprawą i trzeba go podejmować bez przymusu. Stacja szósta - święta Weronika ociera twarz Jezusowi. Stację stanowi dość obszerna kaplica grecko-katolicka. Starożytna mozaika przedstawia świętą Weronikę ocierającą twarz Jezusowi. W nagrodę za ten czyn na płótnie utrwaliła się twarz Chrystusa, stąd i nazwa owej niewiasty: vera - prawdziwa, icona - obraz. W stacji szóstej minęła nas międzynarodowa pielgrzymka, odprawiająca, jak co tydzień, z franciszkanami Drogę Krzyżową. Weronika to święta miłosierdzia Bożego. To nieprawda, że ja nie mogę otrzeć twarzy swego bliźniego, to nieprawda, że ja tego nie potrafię. Każde zmówione ''Ojcze nasz...'', każdy dobry rachunek sumienia, może stanowić zadośćuczynienie i być prawdziwym powtórzeniem gestu tej świętej. Stacja siódma - Pan Jezus upada po raz wtóry pod ciężarem Krzyża. Od stacji szóstej droga wyraźnie idzie pod górę. To w pełni usprawiedliwia drugi upadek. Upamiętnia ją niewielka kaplica franciszkańska. Nadzorujący kaplicę brat pozwolił nam wejść do wnętrza. Ciężar krzyża jest ogromny, przytłacza nas. Spraw Panie, bym nie był przyczyną upadku mojego brata. Stacja ósma - Pan Jezus pociesza niewiasty jerozolimskie. Stacja ósma znajduje się w odległości około 30 m od stacji siódmej i jest oznaczona czarnym krzyżem umieszczonym w murze greckiego klasztoru Świętego Karalambosa. Ks. Mieczysław Sarnecki, dzieląc się z nami swoją refleksją, między innymi powiedział: ''Stacja siódma i dziewiąta mówią o upadkach Chrystusa, a w środku tych dwóch upadków jest współczucie. Słowa Chrystusa Pana kierują nas na drugiego człowieka, na jego istnienie''. Stacja dziewiąta - Pan Jezus upada po raz trzeci. Stacja ta znajduje się w niewielkiej odległości od stacji ósmej, oznaczona jest kolumną wmurowaną obok wejścia do klasztoru koptyjskiego. Położona jest także o kilkanaście metrów za absydą bazyliki Grobu Pańskiego. Pozostałe stacje znajdują się już na terenie samej bazyliki. Myśmy przy stacji dziewiątej odprawili rozmyślania związane ze wszystkimi stacjami, gdyż na terenie bazyliki zbiorowe odprawianie Drogi Krzyżowej jest bardzo utrudnione. Cztery stacje: dziesiąta - Obnażenie Pana Jezusa z szat, jedenasta - Przybicie Jezusa do Krzyża, dwunasta - Śmierć Jezusa na Krzyżu i trzynasta - Zdjęcie z Krzyża, znajdują się w kaplicy Ukrzyżowania. Stację czternastą - Złożenie do grobu, stanowi położony poniżej Grób Pański. Trzeci upadek Pana Jezusa ma dla mnie szczególne znaczenie - żaden upadek nie jest tragedią, a jedynie trwanie w nim pozbawia człowieka godności ludzkiej. Tego nauczył nas Jezus. Obnażenie z szat. Panie Jezu, jakże często i my obnażamy naszych bliźnich, mówiąc o nich niepotrzebną prawdę. Prosimy Cię tu, na Kalwarii, daj nam siłę znoszenia cierpień, daj nam mocną wiarę, dobre pragnienia i ręce skłonne do czynienia dobra. Ks. Benon modlił się o większą odpowiedzialność za każde słowo, za każdy czyn. Przybicie do Krzyża. Jakże inaczej przeżywa się tę stację tu na Kalwarii, w miejscu, gdzie z przebitych rąk i nóg popłynęła strugami krew Chrystusowa. Zawołanie laskowskie głosi: ''Przez Krzyż - do nieba''. Daj Panie, aby każdy zesłany przez Ciebie krzyż prowadził nas do nieba. ''Nie ma wolności bez Krzyża'' - powiedział ks. Benon. Śmierć Jezusa na Krzyżu. ''Ojcze, w ręce Twoje oddaję ducha mojego''. Tu, na Kalwa- rii, człowiek uświadamia sobie, że śmierć przestaje być zatratą, bo za jej bramą oczekują nas otwarte ramiona Ojca. Zdjęcie z Krzyża. Scena tylekroć utrwalana w słynnych ''pietach''. Te same matczyne ręce, które ongiś trzymały nowo narodzone Dziecię, tu, na Kalwarii, przyjęły zmasakrowane, umęczone, zimne ciało ukochanego Syna. Maryjo, przyjmij i nasze ciało w swoje dobre, matczyne ręce, gdy przyjdzie nasza godzina... Złożenie do Grobu. ''Módlmy się za Ojczyznę - mówił ks. Benon - abyśmy nie zwątpili''. Grób Chrystusowy nie jest klęską, ale zwycięstwem. ''Jeżeli ziarno nie obumrze...'' Pozwól nam, Panie, ciągle umierać, najpierw dla grzechu, a później dla zmartwychwstania. Niech to wszystko co nas przykuwa do ziemi, przestanie nas więzić. Na zakończenie tej naszej Via Dolorosa poszliśmy jeszcze po- kłonić się Panu w samej bazylice Grobu. A wtedy to rozdzwoniły się dzwony, jakby chciały zwiastować nam Zmartwychwstanie Pana. Na uliczkach robiło się coraz luźniej. Zapadał wieczór.

 20 października - piątek (przedpołudnie) Piątek miał być dniem szczególnie bogatym w przeżycia. Już o dziewiątej rano znaleźliśmy się przy Sadzawce Betezda lub jak inni ją nazywają - Sadzawce Owczej. Przy niej Chrystus uzdrowił paralityka. Według badań archeologicznych, miała ona ponad 100 m długości, 60 m szerokości i przypuszczalnie 10 m głębokości. Za czasów krzyżowców na grobli dzielącej sadzawkę wzniesiono kościół upamiętniający cud Chrystusa. Po kościele tym zachowała się jedynie absyda, a ponadto plątanina schodów, pieczar i pojemników z wodą. Mnie miejsce to nie wzruszyło i bezpośrednio nie łączyło z tym wstrząsającym poczuciem dotknięcia spraw i rzeczy wiecznych, jak miało to miejsce w Bazylice Grobu Pańskiego czy w Grocie Narodzenia w Betlejem. W pobliżu sadzawki znajduje się kościół św. Anny. Tu, według apokryficznej Protoewangelii św. Jakuba, miała przyjść na świat Najświętsza Maryja Panna. Kościół wzniesiono za czasów krzyżowców. Zbudowany z kamienia o surowej prostocie, doskonałych proporcjach, wspaniałej akustyce, gotyckich łukach sklepienia i pięknej kopule, wywiera na pielgrzymach głębokie wrażenie. Kościół jest niewielki, trzynawowy, o rozmiarach 34m na 19,5 m. Każda nawa zakończona jest absydą. Zgodnie z budownictwem średniowiecznym, nie ma chóru. Przez blisko siedem wieków kościół służył jako szkoła Koranu. Obecnie pozostaje pod pieczą Ojców Białych. Z prawej nawy można zejść do Groty Narodzenia Najświętszej Maryi Panny. Jest to niewielka grota naturalna, 7 m długa i 5 m szeroka. W nawie głównej znajduje się posąg św. Anny z Najświętszą Maryją. Gdyśmy weszli do kościoła, była sprawowana Msza św. w nieznanym mi języku. Mówiąc o kościele św. Anny warto jeszcze wspomnieć, o Grocie Narodzenia. Przy głównym ołtarzu znajduje się tablica z następującym napisem: ''W zbrojnym pochodzie do Polski przez Ziemię Świętą uczniowie szkół podchorążych - Centrum Wyszkolenia Armii Polskiej na Wschodzie, oddając hołd Niepokalanej w miejscu Jej narodzenia - polecają się Jej opiece na zawsze, szczególnie na okres walki o wolność Ojczyzny i powrotu do swych rodzin. Jerozolima, 29 stycznia 1944''. Na tablicy umieszczony jest także obraz Matki Boskiej Ostrobramskiej. Dziwne ogarnia człowieka uczucie, gdy wszędzie spotyka ślady rodaków, zawsze wiernych Bogu i Ojczyźnie. Po opuszczeniu Kościoła św. Anny przez Bramę Lwów, zwaną także Bramą Najświętszej Maryi Panny lub św. Szczepana, poszliśmy ku Dolinie Cedronu, okalającej Jerozolimę od północy i wschodu. Środkowy odcinek Doliny Cedronu, biegnący wzdłuż murów, został przez tradycję biblijną nazwany Doliną Jozafata. Dlatego Żydzi zabiegali o to, by ich grzebano na stokach tej doliny. Tuż po drugiej stronie Doliny Cedronu wznosi się Góra Oliwna, a u jej podnóża - Getsemani (co tłumaczy się jako tłocznia oliwek). Obok znajduje się ogród oliwny, z ośmioma drzewami, liczącymi po kilkaset lat. Być może wyrosły one z korzeni tych samych oliwek, świadków krwawego potu Jezusa. W Getsemani zatrzymaliśmy się dla nawiedzenia dwóch sanktuariów: Bazyliki Konania i Grobu Najświętszej Maryi Panny. Franciszkanie wykupili ogród oliwny i przylegający doń teren jeszcze w XVII wieku, ale dopiero po pierwszej wojnie światowej mogli przystąpić do budowy trzeciej z kolei świątyni Konania (pierwszą na tym miejscu wzniósł cesarz Teodozjusz II). Wchodzących do Bazyliki Konania uderza nastrój powagi. Ciemne witraże przepuszczają bardzo skąpo światło dzienne. Naga skała przed ołtarzem przypomina modlitwę i duchową agonię Jezusa. Mozaika centralna przedstawia Pana Jezusa podczas modlitwy, w nawie lewej - zdradę Judasza, w prawej - Jezusa wypowiadającego znamienne słowa ''Jam jest'', powalające przeciwników na kolana. Tę ostatnią mozaikę ufundowali żołnierze polscy. Oni też zamieścili orła białego w koronie. W oszklonych otworach można obejrzeć zrekonstruowaną mozaikę z bazyliki bizantyjskiej. Bazylika Grobu i Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny znajduje się w Dolinie Cedronu. Zarówno kościół katolicki, jak i prawosławny uznają, że Maryja po zaśnięciu została wzięta do nieba z duszą i ciałem, jednak dogmat o wniebowzięciu ogłosił dopiero w 1950 r. papież Pius XII. Pierwsze świadectwo wiary we wniebowzięcie pochodzi z wieku trzeciego. Jeszcze wcześniej uznawano, że grób Maryi znaj-duje się tu, nad Cedronem. Według apokryfu, trzeciego dnia po złożeniu Maryi do grobu apostołowie znaleźli na tym miejscu zamiast ciała, kwiaty wydające cudowny zapach. Pierwszy kościół nad grobem Maryi wzniesiono w V wieku. Obecny kościół pochodzi z początku XII wieku, z tym że z ówczesnej budowli zachował się tylko kościół dolny, górny został całkowicie zniszczony. Do kościoła Grobu prowadzi piękny portal gotycki. Od progu schodzi się po 47 kamiennych schodach w dół, gdzie po prawej stronie mieści się kaplica Grobu. Wejście do niej, bardzo niskie, zmusza do pochylenia się. Tu zaśpiewaliśmy ''O Maryjo, przyjm w ofierze''. Nastrój kaplicy daje niepowtarzalne przeżycie. W połowie schodów w niszy po prawej stronie znajduje się kaplica św. Józefa, a po lewej - świętych: Anny i Joachima, rodziców Najświętszej Maryi Panny. Przed wejściem do kościoła po prawej stronie znajduje się grota Getsemani, gdzie według tradycji Pan Jezus zostaj pojmany. Wszystkie te miejsca niezwykle przybliżają zdarzenia ewangeliczne. Tu człowiek może czuć i myśleć, jak ongiś uczniowie, chociaż od tamtej pamiętnej nocy minęły blisko dwa tysiąclecia. Jakże mało zmieniła się mentalność człowieka. Podobnie my, jak niegdyś uczniowie Chrystusa, chodzimy po tej samej drodze, dotykamy tych samych kamieni, po których chodził i gdzie cierpiał Pan wieków. Mimo to człowieka oddziela od tych spraw wiecznych jakaś przegroda nie do pokonania. Dla każdego z nas ciągle bliższy i bardziej realny jest ten świat codziennych trosk i rzeczy małych. Od kościoła Grobu Najświętszej Maryi Panny i bazyliki Konania na szczyt Góry Oliwnej droga jest długa i męcząca. Ale za to ze szczytu jest wspaniały widok na całą Jerozolimę. Jak na dłoni widać Starówkę, z bazylikami, meczetami i pałacami. Dla osób widzących to dobra okazja dla poznania świętego Jeruzalem, jakby z lotu ptaka. O jakieś dwieście metrów od szczytu znajduje się klasztor ''Pater Noster'', należący do francuskich karmelitanek. Został założony w r. 1870 przez księżną Aurelię de la Tour d'Auvergne et Buillon. Według starożytnej tradycji, na tym miejscu Jezus nauczył apostołów Modlitwy Pańskiej. Sam klasztor jest zamknięty i niedostępny dla zwiedzających. Można natomiast chodzić po pięk- nym wirydarzu, w którym znajduje się około 50 tablic z tekstem ''Ojcze nasz'' w różnych językach. Tablicę z tekstem polskim ufundowała IV Brygada Strzelców Karpackich w r. 1943. Przy tablicy tej ks. Benon zaintonował ''Ojcze nasz...''. Niezwykle ciekawym odkryciem było znalezienie przez nas tablicy w języku niemieckim, w piśmie Braille'a. Pan Krzysztof nie widział nigdy tej tablicy, być może ufundowano ją stosunkowo niedawno. I wreszcie sanktuarium Wniebowstąpienia na samym szczycie Góry Oliwnej. Teren ten należy do muzułmanów. Aby wejść do sanktuarium i dotknąć kamienia, z którego Jezus wzniósł się do nieba, trzeba wykupić bilet wstępu. Arabowie potrafią robić interesy na rzeczach świętych. Z sanktuarium Wniebowstąpienia zeszliśmy do kościoła Dominus Flevit, czyli ''Pan zapłakał''. Tu według tradycji w niedzielę palmową Pan Jezus zatrzymał się i zapłakał nad Jerozolimą, która nie rozpoznała czasu nawiedzenia i w przyszłości legnie gruzach. Kościół Dominus Flevit, zbudowany w r. 1955, został wzniesiony w miejscu kaplicy z VII wieku, poświęconej św. Annie Prorokini. Obecny kościół swoimi liniami ma przypominać łzę, jest niewielki i bardzo jasny. Płaskorzeźby na ścianach przypominają płacz Chrystusa oraz oblężenie Jerozolimy przez Rzymian w r. 70. Kościołem zarządzają franciszkanie. W tej to osobliwej kaplicy już po raz piąty zgromadziliśmy się w Ziemi Świętej wokół ołtarza, by złożyć Najświętszą Ofiarę. Tym razem ks. Benon Kaczmarek zaproponował, abyśmy tę Mszę św. potraktowali jako zadośćuczynienie za grzechy nasze i grzechy naszej ojczyzny. W homilii ks. Benon między innymi powiedział: ''Tu, na tym miejscu nie potrzeba wielu słów. Tu Pan zapłakał nad tobą i nade mną (...) Dziękuję Panu, że rozpoznaliśmy czas naszego posłannictwa, że przyszliśmy tutaj na to miejsce, by Panu dziękować za Jego mękę, za Jego śmierć i za Jego łzy wylane nad naszymi grzechami (...) Współczesny świat dziesiątkuje rak, zawały serca, ale toczy nas jeszcze o wiele groźniejsza choroba - brak poczucia grzechu. To jest chyba największa tragedia człowieka. I dlatego chcemy szczególnie modlić się, co więcej - wy- płakać dla siebie i dla świata, dla ojczyzny naszej i dla niewidomych, tę wrażliwość na grzech. Ja się grzechu nie wstydzę, ja w grzech wpadam, ja tak często Boga obrażam, ale wstydzę się, gdy w tym grzechu trwam (...) Jesteście ludźmi pozbawionymi wzroku, ale o ileż tragiczniejszą jest ślepota duszy, która całkowicie człowieka wyniszcza. Za ten wielki dar wiary, poczucie winy, rozpoznania naszego posłannictwa i za to, że tu jesteśmy, gorąco, z całego serca dziękujemy Bogu. Dziękujemy, że możemy w tej świątyni płaczu zapłakać nad sobą i nad światem''. Z kolei w modlitwie powszechnej między innymi prosiliśmy ''za naszą ukochaną ojczyznę, Polskę, aby nadzieja niebieskiej ojczyzny oświetlała nasze codzienne życie i pomogła budować na ziemi świat według myśli bożej, aby to nowe, pełne nadziei było wsparte odnową tego i mojego życia...''. Dalej modliliśmy się ''Za wszystkich niewidomych naszej ojczyzny, za ciężko chorego brata Andrzeja, dzięki któremu ks. Mieczysław jest tu wśród nas i za wszystkich naszych chorych.'' Mszę św. w tym kościele zakończyliśmy modlitwą Anioł Pański i pieśnią ''My chcemy Boga''. Myślę, że każdy gorąco pragnął, aby Bóg w naszym życiu był wszystkim, by to, co On nam mówił, chodząc tu, po palestyńskiej ziemi, było dla nas programem na co dzień. Jak jednak trudno wytrwać w takich postanowieniach - wie każdy, kto według zalecenia poety rano rozważa, co ma czynić, a wieczorem rozlicza się z tych swoich planów przed Bogiem. W południe wróciliśmy do domu, aby nieco odpocząć i przygotować się do ''Via dolorosa'', którą mieliśmy odbyć w godzinach popołudniowych. Z żalem opuszczaliśmy Górę Oliwną. Tu w pierwszych wiekach chrześcijaństwa wzniesiono aż 24 bazyliki, niemal całkowicie zniszczone przez Persów w r. 614. Tu na tej górze działo się tyle niezwykłych rzeczy. Tu tak często trwał na modlitwie Jezus Chrystus, tu płakał nad Jerozolimą, tu nauczał najpiękniejszej modlitwy do Swojego i naszego Ojca, stąd wreszcie wstąpił do nieba, aby nauczyć nas, chodzących po ziemi, patrzeć w niebo. O, góro urodzajna, góro rodząca oliwki, o, góro modlitwy i płaczu, bądź dla nas górą stałego wznoszenia się ku Bogu! pamiętny piątek Męki, z tym, że dziś pozostawiliśmy Grób pusty...

 21 października - sobota Ranek był piękny, słoneczny. Jerozolimę opuściliśmy jeszcze przed godziną siódmą, bo całą sobotę mieliśmy poświęcić Galilei. Uroczo wygląda Jerozolima w promieniach rannego słońca. Zgodnie z nakazem architektonicznym, domy jerozolimskie muszą być wyłożone białym kamieniem. Dzięki temu miasto wygląda w promieniach słonecznych bardzo radośnie. Jednak po przejechaniu zbocza Góry Oliwnej, powoli zmienia się krajobraz. Teren staje się kamienisty, szary, z tu i ówdzie uschniętymi krzakami, kępami traw i porostów. Zatrzymaliśmy się przy słupie wskazującym, że znajdujemy się na poziomie Morza Śródziemnego. Od tego miejsca, jadąc w kierunku Morza Martwego, a następnie Galilei zanurzaliśmy się w depresję, która przy Morzu Martwym wynosi blisko 400 m, a przy Jeziorze Galilejskim - 200 m. Grupami odeszliśmy od autokaru nieco w głąb pustyni. Jakże ta ziemia wydała mi się surowa i groźna. Dalej pojechaliśmy tą samą trasą co w czwartek. Ks. Benon, przejąwszy od pana Krzysztofa mikrofon, odmówił z nami wszystkie poranne pacierze, odśpiewaliśmy Godzinki i pieśni ''Po górach, dolinach''. W Afuli, położonej o 11 km od Nazaretu, skręciliśmy w prawo na drogę Kafer Tawor. Z Afuli do góry Tabor jest jeszcze 21 km. Po prawej stronie minęliśmy drogę do Nain, miejscowości, w której Jezus wskrzesił młodzieńca. Następnie skręciliśmy w lewo, do Dabburija, gdzie według tradycji Jezus pozostawił apostołów i dalej poszedł tylko w towarzystwie Piotra, Jana i Jakuba. I my tu zatrzymaliśmy się, bo dalej autokarem jechać nie można. Ten ostatni odcinek na szczyt góry, wynoszący 8 km, odbyliśmy taksówkami. Asfaltowa droga zbudowana dopiero po pierwszej wojnie światowej pełna jest wąskich i ostrych zakrętów. Na zboczach góry las dębów, drzew świętojańskich, terebintów i pinii. Góra Tabor wznosi się 588 m ponad poziom morza, ale równocześnie, uwzględniając Jezioro Galilejskie położone w depresji, można przyjąć, że góra ta wznosi się o przeszło 780 m ponad poziom jeziora. Nazwę góry św. Hieronim tłumaczył jako ''Przychodzące Światło'', a dla innych oznaczała: ''czystość, wysokość'' ''pastwisko''. Od czasów Orygenesa i Hieronima Tabor wiązano z ewangelicznym zdarzeniem ''Przemienienia Pańskiego''. W ostatnich latach niektórzy egzegeci twierdzą, że ''Przemienienie Pana Jezusa'' miało miejsce na górze Hermon. Spory te pozostawmy jednak specjalistom, a my przeżywajmy ten szczególny dar, jaki dał nam Bóg - możliwość zanurzenia się w tajemnicy Przemienienia. Szczyt góry stanowi obszerną płaszczyznę o długości około 1200 m i szerokości 400 m. Roztacza się stąd wspaniały widok. Tu na szczycie przy podziale Ziemi Obiecanej, pomiędzy 12 pokoleń Jakuba, zbiegają się granice ziemi Issahara, Zabulona i Neftalego. U stóp świętej góry na południe rozciąga się pokryta zielenią równina Ezdrelon z łańcuchami gór: Dżabal Dahi, Gilboa i góry Efraima. Od zachodu można oglądać pasmo Karmelu. Od północnego zachodu za górami kryje się Nazaret, w prostej linii oddalony stąd o kilkanaście kilometrów. Od wschodu znajduje się Jezioro Galilejskie, a od północy, dzięki pięknej pogodzie, widzący pielgrzymi mogli dostrzec Wielki Hermon, górę, na której szczycie przez większość roku leży śnieg. Tu na górze Tabor nie czuło się gorąca. Słaby wiaterek sympatycznie chłodził, a silny zapach pinii i innych drzew, przypominał nasze polskie lasy. Na szczycie góry już w IV wieku wybudowano pierwszą bazylikę. Ze względu na strategiczny charakter góry, przechodziła ona niejednokrotnie z rąk do rąk. Dlatego też wznoszone na jej szczycie świątynie były burzone. Sytuacja poprawiła się, gdy górę w wieku XVII przejęli franciszkanie. Obecnie istniejącą bazylikę konsekrowano w 1924 r. Na teren klasztoru wchodzi się przez bramę muzułmańską zwaną ''Bramą Wiatrów''. Idąc w stronę bazyliki po prawej stronie minęliśmy popiersie papieża Pawła VI, który odwiedził Ziemię Świętą w 1964 r. Sama bazylika wzniesiona w stylu romańsko-syryjskim przytłacza swoim monumentalizmem. Jednak to wrażenie rychło ustępuje podziwowi dla piękna, prostoty i ciszy, jaka płynie od tych murów. Bazylika jest trzynawowa. W krypcie pod prezbiterium znajduje się ołtarz z surowych kamieni poświęcony apostołom: Piotrowi, Janowi i Jakubowi. W absydzie prezbiterium znajduje się mozaika przedstawiająca scenę ''Przemienienia''. Kaplice zamykające nawy boczne poświęcone są: Niepokalanej - od strony północnej i św. Franciszkowi - od strony południowej. Kaplica w prawej wieży poświęcona jest Eliaszowi. W absydzie ołtarza tej kaplicy znajduje się malowidło przedstawiające wielkiego proroka na górze Karmel. W wieży po lewej stronie jest kaplica poświęcona Mojżeszowi. Obraz w absydzie tej kaplicy przedstawia proroka z tablicami Prawa, górę Synaj, krzak płonący oraz skałę, z której wytrysnęła woda. W kaplicy tej można także podziwiać krzyż o wadze 17 kg, który przyniósł na ramionach z Rosenhein na górę Tabor 58-letni bawarski pokutnik Jan Chrzciciel Muller w 1933 r. dla uczczenia roku odkupienia. Na górze Tabor są również polonica. Pierwszą wspólnotę franciszkańską zorganizowano tu w roku 1888; pierwszym superiorem był Polak, ojciec Alfons Dąbrowski. W latach 1942-1944 stacjonowali tu żołnierze polscy. Pozostała po nich tablica pamiątkowa. Sobota 21 października miała być dla nas bodaj najobfitszym w przeżycia dniem. W dniu tym uczestniczyliśmy w dwu Mszach świętych: jednej na górze Tabor, drugiej w kościele Prymatu. Gdy przybyliśmy na górę Tabor, w bazylice głównej składała Mszę świętą jakaś inna grupa pielgrzymów, dlatego przeszliśmy do kaplicy poświęconej Eliaszowi. Miało to swoją dobrą stronę, ta niewielka kaplica dawała poczucie większej intymności i bezpośredniej więzi z ołtarzem. Ks. Benon rozpoczął Mszę świętą od słów: ''Chrystus przez 33 lata był prawdziwym Bogiem i prawdziwym człowiekiem, ale trudno było nawet jego uczniom dostrzec to bóstwo i dlatego konieczna była ta góra, góra Przemienienia Pańskiego. To Przemienienie potrzebne jest i nam, abyśmy uwierzyli. Dziś w sposób szczególny będziemy się modlić za wszystkich naszych zmarłych, za zmarłego ojca Brunona, Włodzimierza Kopydłowskiego, za krewnych i przyjaciół. Modlić się także będziemy o wyniesienie na ołtarze służebnicy bożej Matki Elżbiety Róży Czackiej''. W homilii ks. Mieczysław Sarnecki powiedział, że i my powinniśmy ulec przemienieniu, jak to się stało z bratem Albertem i Matką Czacką. Ich przemienienie prowadzi na ołtarze, a przecież każdy człowiek jest powołany do świętości. Na przekazanie znaku pokoju ks. Benon powiedział: ''Szczególną łaską Bożą zostaliśmy wybrani, aby tu dziś wielbić Boga i dać świadectwo o Jego Przemienieniu, jak ongiś św. Piotr, Jakub i Jan''. Na zakończenie ks. Benon odczytał modlitwę Matki Czackiej, ofiarującej całodzienny krzyż w łączności z Krzyżem Jezusa za cały świat, a następnie modlitwę o jej beatyfikację. Pan Jezus schodząc z góry powiedział do uczniów: ''Nikomu nie opowiadajcie, aż Syn Człowieczy zmartwychwstanie''. Do nas też dzisiaj mówi: ''Nie tyle mówcie, ile raczej bądźcie świadkami, niosąc Jego światło - powiedział ks. Benon. - Zdaje się, że my za wiele mówimy, a tak mało świadczymy, że Chrystus jest w nas''. Po wyjściu z kaplicy dłuższą chwilę zatrzymaliśmy się w bazylice głównej. Do prezbiterium idzie się po schodach w górę. Tu na tym miejscu przed blisko dwoma tysiącami lat trzech apostołów oglądało cud Przemienienia, cud połączenia tego, co kruche i zniszczalne - z tym, co wieczne. Ci sami apostołowie byli niemymi świadkami cudu wskrzeszenia córki Jaira i agonii w ogrodzie Getsemani. A przecież mimo to zwątpili. I dlatego w duchu modliłem się: ''Panie, spraw, abym wierzył, spraw, aby w sercu i duszy mojej przemieniało się to, co doczesne, na to, co wieczne, abym i ja był Twoim świadkiem''. Z góry Tabor zjechaliśmy taksówkami do Dabburija, gdzie przesiedliśmy się do naszego autokaru. Tu, z dołu, Tabor wygląda bardzo okazale. Trudno dziwić się psalmiście, który stawia ją na równi z Hermonem, wzywając, aby góry te dały świadectwo chwały Bożej. Na górze Tabor po raz pierwszy oglądałem z bliska oleandry, które mają skórzaste liście i osiągają wysokość do kilku metrów oleandry, które mają skórzaste liście i osiągają wysokość do kilku metrów, mają piękne pachnące białe, czerwone lub różowe kwiaty. Od góry Tabor pojechaliśmy do miejscowości Jardenik, po- łożonej nad Jordanem, w niewielkiej odległości od Jeziora Galilejskiego. O ile tam, na Taborze, była piękna, słoneczna pogoda, to tu nad Jordanem dość rzęsiście pokropił nas deszcz. Po schodach zeszliśmy do rzeki, mocząc nogi do kolan. Jordan to główna rzeka Palestyny. Jej źródła wypływają z góry Hermon. Dalej Jordan płynie głębokim jarem do Jeziora Galilejskiego, nawadniając żyzne tereny, aby ostatecznie wpaść do Morza Martwego. Jordan na 320 km długości pokonuje różnicę poziomu 180 m. Nazwa rzeki w języku hebrajskim znaczy ''ten, który zstępuje''. Ta rzeka była tyle razy świadkiem mocy Bożej. W niej sam Jezus Chrystus dostąpił chrztu i tu padły słowa Boga Ojca: ''Ten jest mój syn umiłowany, w którym mam upodobanie'', powtórzone później podczas Prze- mienienia na górze Tabor z dodaniem: ''Jego słuchajcie''. Słowa te kieruje Bóg do każdego z nas... Kto chciał, mógł nabrać wody z Jordanu do butelki, aby ją przywieźć do kraju. Nad Jordanem rośnie sporo eukaliptusów, drzew, które jak gąbka wysysają wodę z ziemi. Mają liście podłużne, opadające. Drzewa te osiągają nieraz do 120 m wysokości. Te nad Jordanem były średniej wysokości, ale liście miały dość silny specyficzny zapach. Z Jardeniku pojechaliśmy do Tyberiady, aby tam, nad Jeziorem Galilejskim, urządzić sobie sjestę. Tu znów było piękne słońce i wspaniałe możliwości do opalania się. Kto chciał, mógł kąpać się, chociaż zejście do jeziora nie było łatwe. Tyberiada od strony jeziora jest wspaniałym kurortem, gdzie większość bogatych i nieortodoksyjnych Żydów chętnie spędza świąteczne dni. Na zakończenie jeszcze kilka słów o samym jeziorze. Znamy je pod nazwami: Jezioro Galilejskie, Jezioro Genezaret, Morze Tyberiadzkie lub Morze Galilejskie. W rzeczywistości jest to jezioro o powierzchni 144 km2, 21 km długości do 12 km szerokości i do 48 m głębokości. Podczas burzy fale jeziora bywają groźne dla łodzi rybackich. Jezioro ma wodę słodką, a obfitość ryb od najdawniejszych czasów przyciągała ludność. Tu znajdują się liczne miejscowości znane z kart Ewangelii, jak: Tyberiada, Kafarnaum, Magdala, Betsajda i wiele innych.

 21 października - sobota Na zakończenie wypoczynku nad Jeziorem Genezaret odmówiliśmy Anioł Pański i zaśpiewaliśmy jedną zwrotkę ''Barki'', ulubionej piosenki Jana Pawła II. O godzinie 13.30 ruszyliśmy autokarem na północ. Po prawej stronie mieliśmy piękny widok na Jezioro, a po lewej - skaliste góry z licznymi grotami, wyglądającymi jak ptasie dziuple. Między drogą a górami rozciągały się uprawne plantacje drzew cytrusowych i oliwek. Na szóstym kilometrze minęliśmy Magdalę, miejscowość której nazwa wywodzi się od migdal, czyli wieży rybnej. Stąd pochodziła Maria Magdalena, ta z której Jezus wypędził siedem złych duchów, która później dostąpiła tej łaski, że pierwsza ujrzała Zmartwychwstałego. Za czasów Jezusa Magdala była miasteczkiem, które zamieszkiwało około 4 tysięcy ludności i dysponowało 230 barkami rybackimi. Dziś po tym wszystkim niewiele pozostało. Nie ma nawet śladu po świątyni wzniesionej w IV wieku. Z Magdali było już blisko do Kafarnaum (16 km od Tyberiady). ''A ty Kafarnaum, czy aż do nieba masz być wyniesione? Aż do Otchłani zejdziesz. Bo gdyby w Sodomie działy się cuda, które się w tobie dokonały, zostałoby aż do dnia dzisiejszego'' - powiedział z goryczą Jezus. Kafarnaum to z hebrajskiego osada pocieszenia, a przez ewangelistów zwane jest także ''Jego miastem''. Chodziliśmy po przyprószonych pyłem uliczkach, które były świadkiem tylu cudów. Tu Żydzi wątplili, a setnik rzymski okazał tak wielką wiarę, że samego Jezusa zadziwiła: - ''Panie nie jestem godzien, abyś wszedł pod dach mój...'' Jak my jesteśmy dalecy od wiary setnika. Jakże zazdrościć możemy celnikowi Mateuszowi, który z urzędnika, ździercy podatkowego, przemienił się w świętego, któremu Bóg udzielił łaski spisania pierwszej Ewangelii. Tu wreszcie, w Kafarnaum, żył święty Piotr ze swym bratem Andrzejem. Ze starożytnego Kafarnaum pozostały w zasadzie tylko dwa zabytki: dom świętego Piotra i synagoga. Dom świętego Piotra przypuszczalnie już w drugim wieku był zamieniony w świątynię, o czym świadczą grafiki z wyznaniem wiary w Jezusa, w kilku językach. W wieku IV mieszkanie zostało powiększone i uzyskało charakter ''Domus ecclesia''. W wieku V wzniesiono ośmioboczną świątynię z dawnym domem jako centrum, a podłogę wyłożono piękną mozaiką. Później wszystko uległo ruinie. Dziś prowadzi się pod nadzorem franciszkanów wykopaliska i rekon- strukcję dawnej świątyni. Dom świętego Piotra oddziela od centrum mur, biegnący ze wschodu na zachód. Po drugiej jego stronie znajdują się szczątki synagogi z IV wieku. Być może stoi ona na tym samym miejscu, na którym wznosiła się synagoga zbudowana przez rzymskiego setnika, a w której Jezus dokonał tylu cudów. Po tej synagodze z IV wieku pozostały tylko mury z cennego piaskowca, kapitele korynckie z inskrypcjami fundacyjnymi, architraw bogato rzeźbiony. Można tu zobaczyć gwiazdę Dawida i Salomona, a także pojazd na kołach, symbol tronu bożego. Synagoga była trzynawowa, prostokątna, o długości 24 m i szerokości 18 m. Z Kafarnaum pojechaliśmy do Kościoła Prymatu, miejsca w którym według tradycji Pan Jezus po zmartwychwstaniu skierował do świętego Piotra pamiętne słowa ''paś baranki, paś owce moje''. Kościół Prymatu położony jest tuż nad Jeziorem, na skalistym brzegu, około kilometra od Kafarnaum. Obecny kościół jest szóstym, wzniesionym na tym miejscu w 1933 r. przez franciszkanów. Pierwszy pochodził z IV wieku. Pozostała z niego skała w absydzie, zwana ''Mensa Domini'' czyli ''stół Pana'', miejsce na którym Jezus po zmartwychwstaniu przygotował ryby dla apostołów wracających z cudownego połowu. Kościół jest niewielki, o surowym wystroju. Tu, 21 października, mieliśmy drugą Mszę świętą. Piękna, słoneczna pogoda i malownicze otoczenie przyczyniły się, że Mszę tę złożyliśmy na dziedzińcu kościoła, gdzie ''Sklepieniem jest błękit nieba, a chórem - śpiew ptaków'' - powiedział ks. Benon. Tę Mszę świętą ofiarowaliśmy za nas, pielgrzymów, za naszych bliskich i przyjaciół. Ks. Benon między innymi powiedział, iż stoimy na miejscu, gdzie święty Piotr otrzymał szczególny mandat: ''Ty jesteś opoka, a na tej opoce zbuduję Kościół, a bramy piekielne go nie przemogą''. Nasze pielgrzymowanie dobiega końca. Za niewiele już godzin usłyszymy słowa Pana: Widzicie, wracajcie do ojczyzny i głoście dobrą nowinę. Tę szczególną moc czerpiemy z ołtarza Chrystusowego i z tych miejsc, których dotykała stopa Pana.  Tu, nad Jeziorem Genezaret, gdzie pierwszy papież otrzymał szczególny depozyt, w roku 1964 przebywał Paweł VI, pierwszy papież nowych czasów. Tu rodził się Kościół i tu trwa, mimo złości i nienawiści władcy tego świata. W lekcji zaczerpniętej z Dziejów Apostolskich przy- pomnieliśmy cud - uzdrowienie chorego - którego w imię Jezusa Chrystusa dokonali święty Piotr i Jan w bramie świątynnej. W refrenie do psalmu responsoryjnego śpiewaliśmy: ''Pan mym pasterzem, nie brak mi niczego''. Z kolei w Ewangelii słyszeliśmy pamiętne słowa: ''Szymonie, czy mnie miłujesz więcej niż ci...'' Słowa te jeszcze raz uświadomiły nam, że u podstaw wybrania Piotrowego, jak i każdego jego następcy tkwi miłość. Ten jest największym w królestwie niebieskim, który najwięcej umiłował. Pan dziś pyta każdego z nas: czy miłujesz mnie więcej, aniżeli cokolwiek na tym świecie?  - powiedział ks. Benon. - Panie Ty wiesz, że Cię miłuję, ale bez Ciebie nic nie mogę, dlatego wesprzyj moją niedołężną i kruchą miłość. Dopiero po takim świadectwie możemy iść dalej. Ale czy ja, tak na serio jestem gotowy iść za Chrystusem?  W modlitwie powszechnej polecaliśmy sprawy wielkie i małe, bliskie naszym sercom i te, które nam polecono: rozbite małżeństwa, biednych, którzy nie mają na chleb powszedni, ludzi szukających Boga, wątpiących, Dzieło Lasek, niewidomych w Polsce i na całym świecie, cierpiących, naszą udręczoną Ojczyznę i tyle innych spraw, nie wypowiedzianych, ale drążących nasze serca, nasze myśli. Nad modlitwą i śpiewem dominował głośny świergot ptaków, bo i one chciały wielbić Pana. Ks. Benon na błogosławieństwo kończące ofiarę Mszy św. dodał: ''prośmy, aby ta miłość, wyróżniająca św. Piotra, była i naszą rzeczywistością, aby oświetlała drogi naszego życia''. Na zakończenie zaśpiewaliśmy jeszcze ''Chrystus wodzem, Chrystus królem''. I znów zeszliśmy nad wody Jeziora. Jest w nich coś orzeźwiającego. Po tych falach Piotr chodził jak po dywanie, w nich dokonano cudownego połowu ryb, one wreszcie wzburzone przyprawiały apostołów o przerażenie i lęk śmierci. U stóp naszych pluskały radośnie, przyjaźnie, jakby chciały powiedzieć: ''Pamiętamy po co tu przybyliście, wiemy, że chcecie wielbić i słuchać naszego Pana, Jezusa Chrystusa''. Znad Jeziora pojechaliśmy do położonego w pobliżu Kościoła Rozmnożenia Chleba. Dzisiejszy kościół jest zaledwie barakiem, okrywającym wykopaliska z minionych lat. Pierwszy kościół na tym miejscu stanął jeszcze w wieku IV. Po tych dawnych budowlach pozostały tylko szczątki: piękna mozaika, przedstawiająca kosz z chlebem i dwie ryby oraz głaz, który według tradycji miał dla Jezusa pełnić rolę stołu. Szkoda, że nie istnieje ta pierwotna bazylika, która jak wskazują wydobyte resztki, była świątynią piękną, o rozmiarach 30 m na 20 m, trzynawową, bogato dekorowaną. Z Kościoła Rozmnożenia Chleba pojechaliśmy na Górę Błogosławieństw. Góra ta wznosi się 150 m ponad poziom Jeziora. Na jej zboczu odkryto piękną kaplicę z IV wieku o rozmiarach 11 m na 4 m. Na szczycie wzgórza jest sanktuarium błogosławieństw, zbudowane w roku 1937, na planie ośmiokąta, w nawiązaniu do liczby błogosławieństw. Na wszystkich ośmiu ścianach znajdują się poziome okna, dające wspaniały widok na Jezioro i okolicę. Z zewnątrz kaplica otoczona jest portykiem, chroniącym przed blaskiem słońca. Wnętrze jest pełne prostoty. W wieńczącej kaplicę kopule są okna z witrażami, zawierającymi słowa błogosławieństw. W centrum jest ołtarz, nad którym wznosi się łuk z alabastru, opierający się na czterech kolumienkach z brązu. Sanktuarium błogosławieństw ma swój szczególny urok. Dzień chylił się już ku zachodowi. Przed sanktuarium w krzewach świergotały chyba wróble. Było w tym coś swojskiego, a zarazem i świętego. Odśpiewany przez ks. Benona fragment z Ewangelii według św. Mateusza przypomniał nam, że błogosławieni są ubodzy duchem, cierpiący, cisi, prześladowani... Jakże ważna jest świadomość, że można być bogatym i szczęśliwym w tym czego nam brak, co nam dokucza. Po nas przybyła grupa niemiecka, złożona przypuszczalnie z jakiegoś chóru, która wykonała kilka pieśni zachwycająco pięknie i modlitewnie. Z Góry Błogosławieństw ruszyliśmy w drogę powrotną do Jerozolimy przez Tyberiadę. Po prawej stronie przygrzewało zachodzące słońce, a po lewej rozlewały się wody Jeziora Genezaret. Mimo zapadającego zmierzchu, zatrzymaliśmy się jeszcze w Tyberiadzie, aby podziwiać pozostający w ręku franciszkanów kościół parafialny pod wezwaniem Piotra Rybaka, wzniesiony jeszcze przez Krzyżowców dla uczczenia cudownego połowu ryb. Cechą charakterystyczną tego kościoła jest trójkątne prezbiterium, nawiązujące do łodzi wywróconej na brzegu. Nową dekorację kościoła wykonał w 1944 r. E. Ritz. Na niewielkim dziedzińcu znajduje się statua św. Piotra, kopia rzeźby z bazyliki św. Piotra na Watykanie. Na tym samym dziedzińcu znajduje się oryginalne polonicum: pomnik miast polskich - płaskorzeźba dłuta Tadeusza Zielińskiego, przedstawiająca Matkę Boską Częstochowską ze św. Krzysztofem i św. Michałem po bokach oraz żołnierzami i herbami miast, z których pochodzili fundatorzy, żołnierze drugiego korpusu. Ze wzruszeniem oglądaliśmy herby: Warszawy, Krakowa, Poznania, Lwowa, Wilna i Gdańska. Polonia semper fidelis, jej synowie zawsze wierni Bogu i Ojczyźnie, nie żałowali żołnierskiego grosza, aby sławić Tę z Jasnej Góry, ''Pocieszycielkę strapionych'', ''Wspomożenie wiernych'' i ''Królową Polski''. Wąska uliczka, która prowadzi do kościoła Piotra Rybaka, odstrasza silnym zapachem solonych ryb. Może tak powinno być, aby ten święty był i w miejscu swego kultu związany z rybami, tanim pokarmem biednych Galilejczyków. W drodze powrotnej znów przejeżdżaliśmy przez Jerycho. Przed miastem zatrzymano autokar, a następnie pilotował nas łazik wojskowy. Widocznie w dniu tym doszło do jakichś zamieszek w Jerychu. Był to dla nas znak trwającej tu permanentnie wojny. Do domu w Jerozolimie przybyliśmy dopiero o godzinie 19. To był naprawdę niezwykle bogaty w przeżycia dzień. Aż żal, że już się skończył.

Mimo zapadającego zmierzchu, zatrzymaliśmy się jeszcze w Tyberiadzie, aby podziwiać pozostający w ręku franciszkanów kościół parafialny pod wezwaniem Piotra Rybaka, wzniesiony jeszcze przez Krzyżowców dla uczczenia cudownego połowu ryb. Cechą charakterystyczną tego kościoła jest trójkątne prezbiterium, nawiązujące do łodzi wywróconej na brzegu. Nową dekorację kościoła wykonał w 1944 r. E. Ritz. Na niewielkim dziedzińcu znajduje się statua św. Piotra, kopia rzeźby z bazyliki św. Piotra na Watykanie. Na tym samym dziedzińcu znajduje się oryginalne polonicum: pomnik miast polskich - płaskorzeźba dłuta Tadeusza Zielińskiego, przedstawiająca Matkę Boską Częstochowską ze św. Krzysztofem i św. Michałem po bokach oraz żołnierzami i herbami miast, z których pochodzili fundatorzy, żołnierze drugiego korpusu. Ze wzruszeniem oglądaliśmy herby: Warszawy, Krakowa, Poznania, Lwowa, Wilna i Gdańska. Polonia semper fidelis, jej synowie zawsze wierni Bogu i Ojczyźnie, nie żałowali żołnierskiego grosza, aby sławić Tę z Jasnej Góry, ''Pocieszycielkę strapionych'', ''Wspomożenie wiernych'' i ''Królową Polski''. Wąska uliczka, która prowadzi do kościoła Piotra Rybaka, odstrasza silnym zapachem solonych ryb. Może tak powinno być, aby ten święty był i w miejscu swego kultu związany z rybami, tanim pokarmem biednych Galilejczyków. W drodze powrotnej znów przejeżdżaliśmy przez Jerycho. Przed miastem zatrzymano autokar, a następnie pilotował nas łazik wojskowy. Widocznie w dniu tym doszło do jakichś zamieszek w Jerychu. Był to dla nas znak trwającej tu permanentnie wojny. Do domu w Jerozolimie przybyliśmy dopiero o godzinie 19. To był naprawdę niezwykle bogaty w przeżycia dzień. Aż żal, że już się skończył.

 B 22 października 1989 r. - niedziela ''A gdy Bóg ukończył w dniu szóstym swe dzieło, nad którym pracował, odpoczął dnia siódmego po całym swym trudzie, jaki podjął. Wtedy pobłogosławił ów siódmy dzień i uczynił go świętym''. Dla naszej pielgrzymki przyszedł też ten siódmy dzień. O godzinie siódmej rano zebraliśmy się przy stole Pańskim w domowej kaplicy, aby wielbić Tego, który nam dał radość przeżycia w szczególny sposób narodzin, życia, męki, śmierci i Zmartwychwstania Pana Jezusa. Tym razem Mszę św. wraz z naszymi księżmi koncelebrował miejscowy kapelan. Jak zwykle myśmy czytali lekcje, a ks. Benon - Ewangelię według św. Łukasza. Przez pomyłkę wzięliśmy czytania z trzydziestej niedzieli w roku C, zamiast z dwudziestej dziewiątej. Ks. Benon pomyłkę tę uznał za błogosławioną, bo w nauce ewangelicznej przypomniała nam modlitwę faryzeusza i celnika: ''Niech Dobry Bóg sprawi, abyśmy mogli opuścić Ziemię Świętą, jak ten ewangeliczny celnik, w pełni usprawiedliwieni'' - powiedział ks. Benon. Dalej przypomniał jedenastą rocznicę pontyfikatu Jana Pawła II, papieża, który wziąwszy do ręki laskę pielgrzyma, chodzi po świecie i niesie ludziom uciśnionym radość jarzma Chrystusowego. Po Mszy św. mieliśmy uroczyste śniadanie, które równocześnie miało być spotkaniem zapoznawczym, chociaż bardziej należałoby je nazwać śniadaniem pożegnalnym. Pan Kazimierz Lemańczyk opowiedział historię pielgrzymki, podkreślając ogromne zasługi pań Zofii i Krystyny Krzemkowskich, a następnie naszego przewodnika pana Krzysztofa Łabęckiego. Ks. Benon Kaczmarek zwrócił uwagę na ogromny wkład pani Zofii w religijne przygotowanie pielgrzymki. To dzięki niej czytaliśmy fragmenty liturgiczne, śpiewaliśmy psalmy, posługując się tekstami brajlowskimi. Wreszcie podziękowaliśmy naszym gospodarzom, siostrom elżbietankom. Dzięki ich macierzyńskiej trosce, Dom Polski w Jerozolimie był prawdziwie naszym domem. Siostra Emerencja, przełożona, pochwaliła naszą grupę za pielgrzymią postawę, twierdząc, że i one zostały przez to ubogacone. Myślę, że siostry korzystały szczodrobliwie dając, a my biorąc na gruncie tej samej Miłości Chrystusowej. Nasza pielgrzymka nie dobiegła jeszcze końca. Po śniadaniu wybraliśmy się na wzgórze świątynne, miejsce, gdzie Maryja z Józefem przynieśli swojego Pierworodnego i gdzie starzec Symeon rozpoznał w dziecku Mesjasza, na miejsce, gdzie stroskani rodzice szukali i znaleźli wśród uczonych w piśmie dwunastoletniego Jezusa, gdzie później nauczał sam, gorsząc jednych i porywając innych, tam gdzie w godzinie śmierci rozdarła się zasłona Przybytku, aby podkreślić, że tu już więcej Bóg przebywać nie będzie. Dziś wzgórze świątynne pozostaje w rękach mahometan. Po świątyni Salomona i tej z czasów Chrystusa świątyni herodiańskiej nie ma nawet śladu, tylko Mur Płaczu symbolizuje tę jedyną świątynię na świecie, którą upodobał sobie kiedyś Bóg i w której przyjmował ofiary od swego ludu wybranego. Świątynia Heroda, po której posadzkach chodził Jezus, zniszczona została w sierpniu roku 70 przez Rzymian, dławiących bunt Żydów. Na Wzgórze Świątynne szliśmy od bramy Damasceńskiej ulicą Tariq alWad wzdłuż doliny Tyropeonu. Na teren dziedzińca wchodzi się bramą Bab-as-Silsileh (Porta Speciosa). Przy wejściu trzeba było pokazać, co kto ma w torebce. Świątynia al-Haram asz Szafir (czyli Czcigodny Dziedziniec) ma kształt nieregularnego trapezu. Jego bok zachodni ma 491 m długości, wschodni - 462, północny - 310 i południowy - 281 m. Według informacji przekazanej nam przez pana Krzysztofa: ''wzgórze od wschodu otacza głęboka dolina Cedronu, od zachodu dolina Tyropeon. Dolina ta w starożytności była głębsza, ale różne nawarstwienia spowodowały, że poziom jej znacznie się podniósł. Od północy wzgórze nie ma szczególnego wyróżnika i dotyka do ulicy, którą szliśmy, idąc od bramy Lwów. Od południa ogranicza ją natomiast trzecia dolina, zwana doliną Gehenny. Znamy słowo ''gehenna'' i wiemy, co znaczy. W starożytnej Judei w dolinie tej znajdowały się ołtarze innych wyznań i dlatego uznawano ją za dolinę przeklętą. Tam też ortodoksyjni Żydzi wyrzucali wszelkie nieczystości''. Gdyśmy wchodzili na dziedziniec od strony starej Jerozolimy, ozwały się głosy wielu dzwonów nawołujących wiernych na niedzielną Mszę św. Punktem centralnym wzgórza świątynnego jest meczet Omara, którego kopuła okrywa szczyt góry Moria. Z górą tą tradycja biblijna łączy dwa ważne wydarzenia: tu tajemniczy kapłan Melchizedek składał ofiarę nieznanemu Bogu z chleba i wina, tu patriarcha Abraham na polecenie Boga zamierzał złożyć ofiarę ze swego jedynego syna Izaaka. Meczet Omara, zwany także Kopułą Skały, wznosi się na czworobocznej platformie o wysokości około 3 metrów. W ośmiu miejscach można wejść na platformę po schodach ozdobionych kolumnami z arkadami. Arkady te muzułmanie nazywają wagami. Według legendy, podczas sądu ostatecznego zawieszone będą na nich szale do ważenia dusz ludzkich. Sam meczet Kopuły Skały zbudowany został w roku 691 na planie ośmiokąta. Był wielokrotnie przerabiany, co jednak nie zmieniło jego zasadniczej sylwetki. W roku 1959 kopułę pokryto blachą aluminiową grubo pozłacaną, co nadaje świątyni szczególny urok. Ściany zewnętrzne w dolnej części pokryte są kolorowym marmurem, a w górnej majolikami zdobionymi arabeskami na marmurowym tle. Błękitnozielona elewacja ze złotą kopułą nadaje całości niezapomniany efekt barwny. Do środka meczetu wchodzi się boso. Meczet od wewnątrz jest jeszcze bardziej barwny i sugestywny. Ściany i filary pokryte są doskonale kolorystycznie dobranym marmurem. Podwójny krąg kolumn podtrzymuje bęben kopuły. Kopułę od wewnątrz pokrywają piękne mozaiki oraz bogate, złocone stiuki. Orientalne witraże nadają całości niepowtarzalną grę kolorów, czyniąc z meczetu arcydzieło architektury islamskiej. Pośrodku meczetu pod kopułą, ochroniona drewnianą balustradą, wznosi się naga niekształtna skała. Stanowi doskonały kontrast z bogactwem otaczającej ją świątyni. Przez otwory w balustradzie mogliśmy ręką dotknąć skały, której przed wiekami dotykała stopa tego, który zawierzył Bogu aż do szaleństwa: ''A gdy przyszli na to miejsce, które Bóg wskazał, Abraham zbudował tam ołtarz, ułożył na nim drwa i związawszy syna swego Izaaka, położył go na tych drwach na ołtarzu. Potem Abraham sięgnął ręką po nóż, aby zabić swego syna. Ale wtedy anioł Jahwe zawołał na niego z nieba i rzekł (...): nie podnoś ręki na chłopca i nie czyń mu nic złego! Teraz poznałem, że boisz się Boga, bo nie odmówiłeś Mi nawet twego jedynego syna''. Czy ja potrafiłbym chociaż w części tak zawierzyć Bogu? O, skało zimna i surowa, rozgrzej moje serce i przymnóż mi wiary. Ojcze Abrahamie, wspieraj mnie, aby i moja ręka wypełniała zawsze wolę twego i mego Boga. Legenda muzułmańska głosi, że na górę Moria przybył Mahomet na ofiarowanym mu przez Archanioła Gabriela koniu al-Buraku, aby stąd udać się w drogę do nieba. Pod skałą znajduje się grota. Kiedy schodziliśmy do niej, dotknąłem ręką do występu skalnego przypominającego język. Według muzułmańskiej legendy miał on przemówić do Omara - wzoru władcy muzułmańskiego, zmarłego w r. 644 - pozdrawiając go. W grocie, według tejże samej legendy, mieli się modlić: Abraham, Dawid, Salomon, Eliasz i Mahomet. W grocie zastaliśmy jakąś młodą muzułmankę zatopioną w modlitwie. Chyba w ogóle nas nie zauważyła, tak była cała zwrócona ku Bogu. Z meczetu Omara, czy jak kto woli Kopuły Skały, wyszedłem z mieszanym uczuciem. Jakże Bóg jest wielki i dobry, że pozwala nam na tak różny sposób wielbić siebie i tak po ludzku tłumaczyć i rozumieć Go. Czyż my, chrześcijanie, jesteśmy lepszymi od tych, którzy wielbią Go innymi słowami? I wtedy przypomniałem sobie tę inną skałę, której dotykały moje ręce, skałę, którą zlała krew Tego, który za całą ludzkość oddał swoje życie, a później zmartwychwstał, abyśmy i my mogli powstać z martwych i pójść ''do Ojca, u którego jest mieszkań wiele''. Nie opodal meczetu Omara znajduje się niewielki portyk wsparty na jedenastu kolumnach, które podtrzymują bęben z kopułą. Tu mieściła się sala skarbów. Po stronie południowej placu, na Wzgórzu Świątynnym, znajduje się meczet al-Aqsa, to znaczy ''naj- dalszy''. Według tradycji muzułmańskiej jest to najdalszy punkt od Mekki, w jakim znalazł się Mahomet po przybyciu do Jerozolimy na swym wierzchowcu al-Buraku. Meczet o rozmiarach 90 m długości i 60 m szerokości został zbudowany w r. 1217. Obecnie mieści się tu muzeum, w którym podziwialiśmy różne piękności Wschodu, poczynając od broni, a kończąc na starożytnych księgach. Z braku czasu zwiedzanie muzeum było powierzchowne, czemu nikt się nie sprzeciwiał, bo też naszym celem nie była turystyka, ale pielgrzymka po Ziemi Świętej. Po wyjściu z meczetu al-Aqsa, idąc w kierunku wschodnim, w samym narożniku znajduje się stajnia Salomona. Oczywiście nie ma ona nic wspólnego z Salomonem. Budowla ta sięga czasów Heroda, który w niej trzymał konie. Idąc wzdłuż muru wschodniego mija się bramę Złotą, zwaną za czasów Jezusa bramą Piękną. W niej święty Piotr ze świętym Janem uzdrowili chromego, czym narazili się sanhedrynowi, że dokonali cudu w imię Jezusa Chrystusa. Na dłuższą chwilę zatrzymaliśmy się na schodach od strony wschodniej, mając przed sobą panoramę Góry Oliwnej. ''W tym fragmencie, który widzimy - mówił pan Krzysztof - jest mnóstwo zieleni. Poniżej na prawo mamy cmentarz żydowski. Na lewo od centrum widzimy cerkiew pod wezwaniem Marii Magdaleny. Na samym szczycie nad wszystkim góruje smukła wieża sióstr rosyjskich prawosławnych. Poniżej widzimy niewielką kopułkę; tam byliśmy w piątek, to jest miejsce Wniebowstąpienia Pana Jezusa. Na prawo, również na grzbiecie góry, jest niewielka biała wieżyczka z krzy- żem. Jest to kościół ''Pater Noster''. W połowie zbocza po prawej stronie jest mała, ciemna kopułka. Jest to kościół ''Dominus Flevit'' (Pan zapłakał), gdzie mieliśmy Mszę św. Stamtąd podziwialiśmy meczet Omara, przy którym stoimy. Po lewej stronie, w połowie zbocza Góry Oliwnej, wznosi się trzeci dom polski - sierociniec, zorganizowany po wojnie przez siostry polskie''. Oddzielająca nas od Góry Oliwnej dolina Cedronu to po prostu dolina Jozafata, czyli dolina, w której według słów proroka Ezechiela, nastąpi zmartwychwstanie wszystkich ludów ziemi. Dlatego pobożni Izraelici chcą spoczywać jak najbliżej tej doliny, aby dostąpić wskrzeszenia w pierwszej kolejności. Gdy zaczęliśmy zbliżać się do bramy wyjściowej, z minaretów zabrzmiały przejmujące wezwania muezinów wzywających na modlitwę. Dziwne to Wzgórze Świątynne. Czczą je na równi chrześcijanie, muzułmanie i Żydzi. Dla wszystkich jest to miejsce szczególnie święte. Tu tkwią korzenie wiary w Jedynego Boga, który jest zazdrosny i nie chce dzielić swej chwały z bożkami ulepionymi z gliny, ulanymi ze złota lub wyciosanymi z kamienia lub drzewa. Zatem na tym wzgórzu niech będzie uwielbiony po wsze czasy nieśmiertelny Jahwe, Allach i Wiekuisty Bóg w Trójcy Jedyny. Myślę, że tu zrodzi się prawdziwy ekumenizm, w wierności i pełnym oddaniu Temu, który Jest, niezależnie jak go nazywamy. Ze Wzgórza Świątynnego wyszliśmy bramą Marokańską. Na wzgórzu tym spędziliśmy blisko 3 godziny. Była to dla nas szczególna lekcja religii i rekolekcyjnej refleksji. Przed nami jeszcze popołudnie niedzielne. Znów przyjętym zwyczajem wybraliśmy się do Grobu Pańskiego. To jest ten punkt centralny w Jerozolimie, do którego zmierza każdy chrześcijanin. Tu poczęło się to co najważniejsze, tu zrodziło się nasze zbawienie, tu nabrało sensu każde cierpienie, tu śmierć przestała być straszna i stała się czasem narodzenia do życia wiecznego. Znów naszymi rękami dotykaliśmy ''Skały Życia'', znów z pokorą wsłuchiwaliśmy się w śpiew prawosławnych, ewangelików, koptów i Bóg raczy wiedzieć po jakiemu jeszcze wielbiących Tego, który Jest. Jakże dobrze być na tym miejscu, na którym Bóg umiłował każdego z nas, i to do końca nas umiłował, bo Syna swego Jednorodzonego oddał za nasze zbawienie.

P1-9-1990