Za 2-3 lata będzie lepiej

- Rozmowa z prezesem Zarządu Głównego Polskiego Związku Niewidomych Sylwestrem Perytem.

- Minęło 1,5 roku od powołania nowych władz PZN. Panie prezesie, co w tym czasie udało się załatwić? Jakie najważniejsze problemy zostały rozwiązane?  

- Przeprowadziliśmy inwentaryzację spraw, które pojawiły się przed Związkiem w wyniku błędów poprzedniej ekipy. Następnym zadaniem było przygotowanie się do pracy w nowym porządku administracyjno-prawnym. Z jednej więc strony musieliśmy wnieść do prokuratury sprawy o nadużycia, a następnie przygotować drugą turę zjazdu, na którym opracowano program na najbliższy okres. Jego wynikiem  była reorganizacja administracyjna PZN. Zlikwidowaliśmy 20 okręgów, zostawiając 16, które odpowiadają nowemu podziałowi kraju na województwa. Wiązało to się z ogromną pracą Zarządu Głównego, a przede wszystkim okręgów. W tym czasie przeprowadziliśmy kampanię sprawozdawczo-wyborczą w kołach i okręgach, kończąc ją w listopadzie br. Zdawaliśmy sobie sprawę z tego, że ZG PZN będzie załatwiał coraz mniej spraw, znacznie więcej zaś koła terenowe, pcpr-y i lokalna administracja. W tym celu należało przeszkolić dyrektorów nowych okręgów i powiedzieć im, jakie mają uprawnienia. Większość okręgów ma już osobowość prawną. Daje to im ogromne możliwości, ale też nakłada dużą odpowiedzialność. Dużo wysiłku kosztuje nas wychodzenie z zapaści gospodarczej i rozliczenie się z PFRON.

- Czego nie udało się rozwiązać w tym czasie?

- Bardzo wielu spraw. Założyliśmy sobie, że Związkowi potrzeba trzech lat, aby wyjść na prostą, by chodzić z podniesioną głową, a nie na kolanach. Prowadzimy rozmowy z Funduszem na temat nie uznanych rozliczeń dotacji z lat poprzednich. Ta kwota wraz z odsetkami wynosi około 1 mln zł. Nie udało nam się zapewnić środków na wydawnictwa. Ograniczanie czasopism dla niewidomych to nasz wielki dylemat. Następna zadra to zadłużenie pezetenowskich ośrodków leczniczo-rehabilitacyjnych. Podjęliśmy decyzję o likwidacji i sprzedaży udziałów pierwszego z nich - "Kosa" w Ustroniu-Zawodziu. Sprawą nie do końca załatwioną jest efektywność wykorzystania majątku związkowego. Nie mamy pełnego biznes planu i przejrzystości, w co inwestować, z kim wchodzić w partnerstwo. Powinniśmy zaangażować profesjonalnego doradcę, ale przedtem oszacować nasz majątek. Dekapitalizuje się on bardzo szybko, a to jest groźne.  

Działalność gospodarcza też nas nie zadowala. Za niskie są wpływy do Zarządu Głównego z racji działalności spółek związkowych. Cały czas nam się wydaje, że istnieją one nie dla PZN, a wyłącznie dla siebie.

- Jak Pan widzi perspektywy istnienia i działania PZN w obecnej rzeczywistości, kiedy brakuje pieniędzy i pomysłów na ich zdobycie?

- Trzeba mieć wizję, na co te pieniądze są potrzebne i pomysł, w jakim kierunku ma Związek iść, jakich dóbr i usług ma dostarczać swym członkom. Czy więc PZN będzie organizacją wyręczającą państwo/ A jeżeli tak, to poprosimy o pieniądze! A może staniemy się organizacją wybitnie roszczeniową. Wtedy przestaniemy myśleć o turnusach, sprzęcie rehabilitacyjnym i zaczniemy organizować heppeningi, demonstracje i domagać się środków finansowych. Mimo ogromnych kłopotów i faktu, że niewiele ludziom dajemy, ilość członków się nie zmniejsza. Potrzebny jest środowiskowy solidaryzm. Jedni drugim powinni dodawać otuchy, podpowiadać, jak coś załatwić, jak docierać do lokalnych decydentów, do organizacji pozarządowych.

-  A jak wygląda współpraca z instytucjami państwowymi - z PFRON, ministerstwami, opieką społeczną?

- Kiedy rozmawiamy dzisiaj, w połowie listopada, o pewnych rozwiązaniach będziemy wiedzieć już niebawem, np. o nowych przepisach dotyczących zakładów pracy chronionej. Dialog z władzami państwowymi jest bardzo trudny. Zdecydowanie zmniejszyła się ilość zaproszeń naszych przedstawicieli do parlamentu, komisji sejmowych, ministerstw. Dłużej czekamy na odpowiedzi na nasze pisma, albo wcale jej nie otrzymujemy. Kontakty z PFRON są bardzo trudne, zarówno na szczeblu centralnym, jak i poszczególnych oddziałów. Ciągle napotykamy na blokadę z ich strony.

- Skąd ta niechęć Funduszu do PZN?

- Tam dość często zmieniają się kadry, a najczęściej prezesi. Najgorsze jest to, że wraz ze zmianami politycznymi przychodzi nowa ekipa z miotłą i robi porządki. Wśród nowych znajdują się ludzie nieprzygotowani, może z dobrą wolą, ale jest ona nakierowana na załatwianie spraw po linii swych przełożonych, a nie ludzi niepełnosprawnych. W wyniku ostatnich reform powstał błąd systemowy polegający na tym, że większość problemów inwalidów usiłuje się zepchnąć na płaszczyznę pomocy społecznej. Zauważam ogromny dysonans w tej dziedzinie: polityka społeczna - pomoc społeczna. To są dwie różne płaszczyzny. Osoby niewidome, i nie tylko takie, oczekują od państwa polityki społecznej, a nie odsyłania ich tylko do pomocy społecznej. Oczywiście niepełnosprawni często są klientami pomocy społecznej, ale nie muszą. Niezależnie od zamożności człowieka istnieje problem dostępu do edukacji, informacji, kultury, do pełnego uczestnictwa w życiu społecznym.  

- Redakcja dość często spotyka się z taką opinią, że obecne władze PZN dążą do likwidacji czasopism i ośrodków leczniczo-rehabilitacyjnych. Czy te decyzje podyktowane są wyłącznie sytuacją finansową?

- Jest to podyktowane naszymi możliwościami. Postanowiliśmy raz na zawsze przestać się bawić w zaciąganie zobowiązań bez pokrycia. Nie mówimy, że jest dobrze, kiedy przeczą temu fakty. Jest to bolesne, ale nie jesteśmy krezusami i nie wiem, czy kiedykolwiek będziemy. Związek ma ogromne szanse, ale obecna polityka wymaga rozwagi i odwagi. Ważne jest, jak będzie się żyło niewidomym za kilka lat i czy powstanie odpowiedni system, w który da się wpisać problematyka inwalidów wzroku. Oczekiwania niewidomych są takie, abyśmy byli bardziej dynamiczni i sprawni w działaniu.  

- A potraficie to robić?

- Mamy trochę pomysłów. Teraz zaczyna pracować komisja problemowa, która przygotuje uchwały na krajowy zjazd delegatów. Chcemy zorganizować go jak najszybciej, w I kwartale 2000 roku. Nowi ludzie wybrani na przyszą kadencję muszą energicznie pracować. Cała kampania sprawozdawczo-wyborcza w kołach i okręgach musi być traktowana jako swoiście demokratyczna weryfikacja naszych działaczy.

- Czy prawdą jest, że władze Związku chcą przekazać Bibliotekę Centralną Ministerstwu Kultury? Jaka jest obecnie sytuacja w Bibliotece i czy są pieniądze na wydawanie książek?

- Sytuacja jest na razie nieokreślona. Problem BC chcemy załatwić systemowo, a nie doraźnie. Dla mnie istotne jest, aby Biblioteka stała się narodową jednostką kultury i znalazła na stałe swoje miejsce w budżecie państwa. W tym roku okrojono nam środki w stosunku do 1998 roku o 30 procent. Musiało się więc to odbić na ilości zakupionych książek. Nie mogliśmy przecież zwalniać bibliotekarzy, bo jak wyglądałaby ta placówka bez wyszkolonych pracowników. Udało się zdobyć pewne środki z PFRON na subwencje do wynagrodzeń pracowników niewidomych, dzięki czemu powstały oszczędności na zakup książek mówionych w ZNiW za sumę ponad 160 tys. zł.

- Rozumiem z tego wywodu, że według Pana lepiej będzie gdy BC znajdzie się w strukturach Ministerstwa Kultury?

- Wysunęliśmy propozycję, aby była to wspólna instytucja Związku i ministerstwa, lecz wpisana w narodowy rejestr kultury. Oficjalnej odpowiedzi nie było. Wiem, że pracownicy merytoryczni w resorcie kultury są za takim rozwiązaniem. Gorzej z przekonaniem tych, którzy mają wpływ na budżet i finanse.

- Polityka wydawnicza oraz BC to według mnie dwie podstawowe funkcje PZN. Nie są one w najlepszej sytuacji. Jeśli przepadną, to czym się będzie zajmował Zarząd Główny?

- Fakt, to jest konkretna działalność i musimy ją kontynuować. Z drugiej strony wiemy, że cały ciężar pracy przeniósł się do kół terenowych. Zarząd Główny i okręgi muszą być bardziej służebne w stosunku do tych najmniejszych jednostek. Okręgi i ośrodki rehabilitacji powinny mieć programy szkolenia aktywistów, pracowników pcpr, opieki społecznej, PFRON. Zarząd Główny powinien być soczewką skupiającą najważniejsze problemy inwalidów wzroku, które dalej byłyby kierowane do władz najwyższych.

- W terenie odzywają się głosy, że Związek walczy o przetrwanie i Zarząd Główny nie daje sobie rady z ogromem zadań. A gdzie pomoc dla upadających okręgów, ośrodków...?

- To bardzo uproszczony sposób postrzegania. Oczywiście, że walczymy o przetrwanie. A po co jest Zarząd Główny? Przecież nie dla siebie. Negocjujemy z PFRON, walczymy o pieniądze, choćby po to, by miał co robić ZNiW. Teraz jest czas prawdy w naszym Związku, czas dojrzałości członkowskiej. Ludzie muszą zapytać samych siebie: jeśli związek jest w tak trudnej sytuacji, to co ja mogę dla niego zrobić?  Myślę, że po tym okresie siania, zbiory przyjdą najwcześniej za 2 lata.  

- Ile jest etatów w biurze ZG i skąd biorą się na nie pieniądze? W jakiej wysokości wpływają do kasy pieniądze za wynajmowane pomieszczenia?

- Na etatach pracują 24 osoby. Według mnie to za mało. Na przykład brak nam rzecznika Związku, który by prezentował w mediach nową politykę PZN. Musimy zmieniać w massmediach wizerunek naszej organizacji, by nie kojarzono jej jedynie z aferami i długami. Warto wznowić konkurs " O Złoty Sześciopunkt". Skąd są pieniądze na etaty? Między innymi z czynszów, a racji których wpływa do PZN około 140 tys. zł rocznie. Z tej sumy odchodzi 45,6 tys zł, jako kompensata zobowiązań i należności do ZNiW. 16 tysięcy pochłania spłata kredytu bankowego. Zostaje więc 78,4 tys. zł na: wynagrodzenia, energię, telefony, ogrzewanie itd. Roczny bilans jest ujemny.  

- Jaki plan nakreśliły sobie władze Związku na najbliższy rok?

- Najważniejsze jest to, kto i na co przekaże nam pieniądze. Nie podpisaliśmy jeszcze żadnej umowy z PFRON i nie wiemy, na jakich zasadach ją podpiszemy. Myślę jednak, że następny rok będzie lepszy. Będziemy porządkować działalność gospodarczą, likwidować niepotrzebne spółki np. "Caspol" czy "Legnica". Nasze dochodowe spółki muszą efektywniej wspierać Związek, bo do tej pory nie wyglądało to obiecująco.

- Jeżeli PFRON przyzna 80 proc. środków finansowych na czasopisma, czy Związek jest w stanie pokryć resztę i z czego?

- Tak, to jest możliwe. Na przykład z czynszów czy innej działalności.

- Trzymamy za słowo, panie prezesie.  

- Na koniec chciałbym złożyć naszym członkom najlepsze życzenia świąteczne i noworoczne. Dużo szczęścia w pracy, działalności społecznej i życiu rodzinnym.

- Dziękuję za rozmowę.                  

Grażyna Wojtkiewicz

Pochodnia grudzień 1999