Biografia prasowa  

 

 Sylwester Peryt  

 Działacz Polskiego Związku Niewidomych  

Dyrektor Biblioteki Centralnej  

 Członek centralnych władz PZN  

     Wypowiedzi prasowe  

 

      Moim zdaniem...

 Wydarzenia sprzed miesiąca, które wstrząsnęły Polskim Związkiem Niewidomych, ciągle jeszcze trudne są do zaakceptowania. Nie wszyscy zdążyli ochłonąć po tym, co się stało, bowiem tak szybko, niemal z dnia na dzień zmieniała się sytuacja.  Ponieważ jednak przed nami nadzyczajny zjazd delegatów, który powinien być swoistym katarsis, by to, co się odrodzi jak przysłowiowy Feniks z popiołów, lepiej służyło niewidomym, pora zastanowić się, jakie są przyczyny faktu, iż wielka, przez pół wieku prężnie działająca organizacja, z ogromnymi zasługami i tradycjami, znajduje się dziś na granicy bankructwa. W kolejnych numerach "Pochodni" komentować tę sytuację będą osoby, które od lat uczestniczą w kreowaniu polityki PZN.

Sylwester Peryt był do kwietnia ub. roku sekretarzem generalnym Związku. Zrezygnował z tej funkcji na znak protestu przeciwko dyktatorskim formom sprawowania władzy przez byłego prezesa Tadeusza Madzię.

- Co według Pana było przyczyną klęski dotychczasowej polityki PZN?

- Powierzanie decyzji jednemu człowiekowi jedynie na zasadzie zaufania. To nieuchronnie musiało doprowadzić do takich efektów. Wprawdzie był Zarząd Główny i jego prezydium, ale to prezes ustalał, które decyzje należy dać do akceptacji tych organów władzy. Cały Zarząd Główny i  prezydium były przedmiotem jednej wielkiej manipulacji. Często najważniejsze decyzje finansowe o charakterze strategicznym podejmowano w pośpiechu, bez dogłębnej analizy ekonomicznej. Na sprawy mało istotne poświęcało się zbyt wiele czasu, a o ważnych decydowało na podstawie zapewnień prezesa, że dla Związku taka decyzja to złoty interes, więc koniecznie trzeba kupić kolejny dom wczasowy czy utworzyć nową spółkę.   

To co się wydarzyło, stało się za przyzwoleniem bardzo wielu działaczy, którzy chcieli wierzyć w tę propagandę sukcesu. Nieograniczona kadencyjność władz Związku, bezkrytyczne łączenie funkcji etatowych ze społecznymi to główne przyczyny nieszczęścia, które nas spotkało.

Jako sekretarz generalny uczestniczyłem w tych władzach, muszę jednak zaznaczyć, że bardzo często miałem inne zdanie niż reszta członków prezydium. Byłem jednak przegłosowywany i tej woli musiałem się podporządkowywać aż do chwili, kiedy zdobyłem namacalne dowody, że jesteśmy manipulowani. Przykro mi jednak z tego powodu, że ponad rok musiałem wszystkim udowadniać prawdę. Kiedy po raz pierwszy zgłosiłem swoje wątpliwości na plenarnym zebraniu Zarządu Głównego, urządzono nade mną swoisty sąd kapturowy, nawet nie wnikając, czy to co mówię, jest słuszne.  Przecież w liście, który wysłałem do delegatów na zjazd krajowy nie bazowałem na emocjach, ale na faktach. Ale i to nie posłużyło do gruntownej analizy nieprawidłowości i nie wyciągnięto z tego żadnych wniosków. Proszę mi wierzyć, że bardzo gorzka to dla mnie satysfakcja, iż wszystkie moje zastrzeżenia znalazły potwierdzenie w rzeczywistości. Wolałbym, by było inaczej. Ubiegła kadencja władz  Związku to kadencja straconych szans. Mając swojego reprezentanta w Sejmie i w kręgach finansowych mogliśmy, przy mądrej polityce, dużo więcej osiągnąć.

- Czy jest jakieś wyjście z tej sytuacji?

- Niestety, nikt nie nasypie do związkowej kasy pieniędzy z przysłowiowego rogu obfitości , a to jest podstawa dalszego istnienia i działania. Sytuacja jest bardzo trudna i ci, którym przyjdzie się z nią uporać, będą mieli niełatwe zadanie.Obecnie najważniejsze jest odzyskanie wiarygodności PZN wobec instytucji, które nas finansują, a także wobec członków naszej organizacji.  Inna ważna sprawa, to zaproponowanie takiej struktury organizacyjnej PZN, która przystawałaby do reformy kraju i była zgodna z rozsądkiem ekonomicznym.

- A jak wyjść z kłopotów finansowych?

- Trzeba by ogłosić pewien rodzaj stanu nadzwyczajnego pod względem egzekwowania świadczeń ze związkowych spółek.Konieczna jest dokładna analiza naszej działalności gospodarczej, a jeśli zajdzie potrzeba - radykalne posunięcia. Trudno bowiem wyobrazić sobie tragiczną sytuację spółki, której szefowie jeżdżą dobrymi samochodami, mają dobre pensje, a jednocześnie nic nie wpłacają do związkowej kasy.  Nie może być tak, jak to było dotychczas, że z pełną premedytacją podpisywaliśmy umowę, której potem nie wykonywaliśmy. W tej chwili jest to już niemożliwe, gdyż pieniądze są przyznawane na konkretne zadania i dokładnie rozliczane.  

Nie znamy faktycznego stanu naszych zobowiązań. Ponieważ wszystko to jest bardzo zagmatwane, wątpię, czy nasze służby finansowe są w stanie przedstawić wiarygodne dane na temat zadłużenia PZN, wynikającego między innymi z poręczeń i niespłacanych kredytów. Niemniej jednak sądzę, iż istnieje niewielki procent powodzenia - przy ogromnym i mądrze wykorzystanym ludzkim wysiłku. Na razie trzeba dokonać zmian personalnych, a potem przygotować dobrą strukturę i program działania.

- Jak się zabezpieczyć na przyszłość przed takimi sytuacjami?

-  Po pierwsze musi być dobra komisja rewizyjna - ta obecna wydaje się być organem niezależnym. Trzeba tej niezależności strzec w dobrze pojętym własnym interesie. Poprzednie komisje o wielu rzeczach wiedziały, ale nie miały woli jasnego formułowania wniosków.

- A niezależna prasa?

- Jako długoletni dziennikarz jestem w ogóle człowiekiem prawdy i wolności słowa i nie wyobrażam sobie, by metodami z poprzednich epok sterować prasą. Nigdy się z takimi praktykami nie identyfikowałem, gdyż byłoby to niezgodne z wyznawanymi przeze mnie zasadami postępowania.

- Dziękuję za rozmowę.

            Rozmawiała Katarzyna Kwiatkowska

Pochodnia lipiec 1998