I nieszczęście można przeistoczyć w coś pozytywnego

     Zbigniew  Niesiołowski

 (Z Grażyną Pytlak - redaktorem naczelnym miesięcznika "Aspekty" - rozmawia Zbigniew Niesiołowski)- Jesteś osobą słabowidzącą. Jak trafiłaś do naszego Związku?- Do P$z$n zapisałam się po kilkuletnim okresie inwalidztwa, do którego doszło w wyniku wypadku samochodowego. Było to 10 stycznia 1982 roku, w drodze z więzienia na ul. Młyńskiej w Poznaniu do obozu internowania w Gołdapi. Karetka więzienna wywróciła się na zakręcie, uderzyłam głową o ścianę, w wyniku czego zaczęła się utrata wzroku. Leczenie nie było na czas podjęte, a potem nie przyniosło pożądanego skutku.- Jesteś więc jedną z ofiar stanu wojennego?- Tak. Byłam internowana za działalność w NSZ "Solidarność". Prowadziłam regionalny dwutygodnik "Solidarność Gorzowska" i tym zapracowałam na internowanie.- Czyli walka o wyzwolenie z totalitaryzmu stała się przyczyną Twego inwalidztwa i osobistej tragedii?- Można tak powiedzieć, ale z drugiej strony nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Myślę, że nawet nieszczęście można przeistoczyć w coś pozytywnego. Po tym wszystkim nie powróciłam do zawodu inżyniera budowlanego, ale pozostałam wierna dziennikarstwu. W czasie stanu wojennego pracowałam w podziemnym czasopiśmie "Feniks", a od roku 1985 w katolickim czasopiśmie "Aspekty", które od 1990 r. jest miesięcznikiem diecezjalnym.- Z tego, co mówisz wnioskuję, że nowy zawód daje Ci więcej satysfakcji i szersze możliwości samorealizacji niż poprzedni.- Moje pierwsze zetknięcie z prasą było czymś w rodzaju przygody i chęci sprawdzenia się w nowej dziedzinie. Czasem udawało mi się coś wydrukować, ale nigdy nie myślałam, że zmienię zawód. Potem, w związku z inwalidztwem, stało się to koniecznością i dzięki wcześniejszemu doświadczeniu dziennikarskiemu moje nowe zajęcie nie okazało się zbyt trudne. Musiałam tylko rozwijać umiejętności warsztatowe i organizatorskie.- Wiem, że jako jedna z nielicznych niewidomych redaktorek posługujesz się w pracy mikrokomputerem i to na wysokim, profesjonalnym poziomie.- Tak, cały numer "Aspektów" przepisuję i redaguję pod edytorem tekstu na mikrokomputerze IBM i wraz z projektem makiety przekazuję do łamania na dyskietce. 10 stycznia 1991 wstawiłam do redakcji, która mieści się w moim pokoju, mikrokomputer, a już 20 stycznia przekazałam pierwszą dyskietkę. Tak więc mój proces wstępnego uczenia się trwał 10 dni, a dzisiaj, po kilku miesiącach, nie wyobrażam sobie pracy bez tego urządzenia.- Mówimy o czasopiśmie, którego jesteś redaktorem naczelnym, ale właściwie nie przedstawiliśmy jego profilu, nakładu i zasięgu.- Jest to czasopismo katolickie, którego wydawcą jest Kuria Biskupia w Gorzowie. Ukazuje się w nakładzie 12 tysięcy egzemplarzy i rozchodzi na terenie całej diecezji. Cena wynosi 2,5 tysiąca złotych i nie mamy żadnych zwrotów.- Jaki jest krąg Waszych czytelników i co o nich wiecie?- O naszych czytelnikach dowiadujemy się z trzech źródeł. Pierwszym są listy od dzieci, którym poświęcamy dwie lub trzy ostatnie strony naszego miesięcznika. Znajdują na nich zagadki, rebusy i konkursy, a także skierowaną do nich korespondencję. Jest to wdzięczna grupa czytelników, bardzo żywo i spontanicznie reagująca. Od dorosłych również dostajemy listy, w których znajdujemy oceny i polemiki oraz teksty przygotowane do publikacji. Mamy też opinie księży zajmujących się kolportażem "Aspektów". Z tych różnych źródeł dowiadujemy się, że krąg naszych czytelników to praktykujący katolicy, zainteresowani życiem wspólnoty religijnej.- Kto redaguje "Aspekty"?- W całej redakcji tylko ja zajmuję się tym profesjonalnie, a dziewięć pozostałych osób pracuje społecznie. Ten zespół, w którym są inżynierowie, informatycy, historyk, etnograf i fizyk, trzyma się razem już siódmy rok.- Jaka jest sytuacja finansowa czasopisma?- Koszty poligrafii pokrywamy pieniędzmi ze sprzedaży. Natomiast redakcja pracuje społecznie, a nakłady na jej utrzymanie są minimalne, bo mieści się w moim mieszkaniu. Ja, jako redaktor naczelny, nie otrzymuję pensji, ale też nie muszę dokładać z mojej renty, bo na wszystkie wydatki związane z działalnością redakcji otrzymuję niezbędne środki. Ponieważ wydawcą jest kuria, nie płacimy podatków.- Poza tym, że jesteś redaktorem naczelnym "Aspektów", zaliczasz się do działaczy środowiska niewidomych i to takich, którzy nie przechodzą obojętnie obok trudnych problemów.- W gorzowskim środowisku inwalidów wzroku mamy trochę nieprzyjemnych spraw, a jedną z nich - ciągnącą się od lat - udało się nam załatwić. Skupiła się tutaj grupa "działaczy", którzy uznali, że PZN może być doskonałym miejscem osiągania nienależnych korzyści. Troszczenie się o nie było głównym przejawem działalności tej grupy. Panowała w niej atmosfera luzu towarzyskiego, która prowadziła do przekształcenia Związku w rodzaj klubu alkoholowego, co przenoszono na wszystkie formy działalności PZN - wycieczki, kursy rehabilitacyjne.- Mówiąc wprost - mieliście do czynienia z kliką. Jak się ją Wam udało rozbić?- Ludzie ci nie czuli się zagrożeni, bo przez wiele lat, jak wskazują na to dokumenty, nie było tutaj żadnej kontroli przeprowadzanej przez władze lokalne lub naczelne z Warszawy. Niewidomi członkowie okręgu byli praktycznie bezbronni wobec ludzi, którzy panowali w pełni nad środowiskiem. Nikt nie odważyłby się im udowodnić pijaństwa czy nadużywania stanowisk. Straty moralne, związane z ich działalnością, były ogromne, ale na tle innych wielkich afer ich wymiar finansowy niewiele znaczył. Największe straty moralne wynikały stąd, że ludzie nowo ociemniali, często załamani, przychodząc do PZN, liczyli na realną pomoc, ale szybko przekonywali się, że w tym Związku nie o to chodzi. Informacje, co PZN może oferować, były blokowane, a działo się tak dlatego, że zapomogi, sprzęt rehabilitacyjny, wczasy oraz inne korzyści przyznawane były wąskiej grupie wtajemniczonych działaczy, chociaż ich sytuacja materialna w porównaniu z innym niewidomym była całkiem niezła. Ponieważ nie mogliśmy zdobyć niezbędnych informacji w Związku, oddaliśmy sprawę do prokuratora licząc, że pomoże nam on znaleźć odpowiedzi na pytania: dlaczego kursy rehabilitacyjne są wczasami alkoholowo-rozrywkowymi? Dlaczego pomoc finansowa i rzeczowa trafia do ludzi nieźle sytuowanych, a nie najbardziej potrzebujących? Dlaczego jedni otrzymują wczasy kilka razy w roku, a innym odpowiada się, że wczasów nie ma, choć nigdy dotąd nie korzystali z tej formy wypoczynku oraz jakim prawem w grudniu 1990 r cały zarząd okręgu przyznał sobie pokaźnych rozmiarów zapomogi? Poza wystąpieniem do prokuratora doprowadziliśmy do zwołania nadzwyczajnego zebrania delegatów, z którego delegaci gorzowscy wyszli, ponieważ prezes przyjechał podpity i zaczął naszą grupę obrażać. W rezultacie nie można było wybrać nowych władz, wobec czego powołano zarząd komisaryczny. Stało się to dzięki prezesowi Zarządu Głównego PZN.- Z tego, co powiedziałaś wynika, że najważniejsze jest, by w danym środowisku znalazła się grupa aktywnych i przede wszystkim odważnych działaczy, którym zależy na wyeliminowaniu nadużyć i amoralnych postaw pseudoaktywistów.- Tak, ale nie można dać się zastraszyć zarzutem rozrabiactwa, który jest w stałym repertuarze tego rodzaju klik. Jest to jednak dopiero początek procesu, bo - moim zdaniem - nasze związkowe życie wymaga gruntownego przewartościowania. Powinniśmy odchodzić od masówek organizowanych według wspólnego najniższego mianownika, a tworzyć warunki do działania w grupach wspólnych zainteresowań, w których ludzie mają sobie do powiedzenia coś wartościowego i mogą zyskać głębszą jakość. Koncentrujmy się na tym, co dotyczy konkretnej osoby, a odchodźmy od działań dla statystyki.- Co uważasz za swoje największe osiągnięcie?- Chyba to, że jestem laureatem nagrody P$o$l$k$o$l z roku 1985, którą australijska fundacja przyznaje polskim autorom. Ich nazwiska w okresie stanu wojennego nie były ujawniane i dopiero niedawno zaczął to robić "Tygodnik Powszechny".- Co chciałabyś jeszcze osiągnąć?- Marzy mi się podwójna objętość "Aspektów", bo mam dużo materiałów i chciałabym je wszystkie wykorzystać, no i profesjonalna redakcja, penetrująca różne środowiska i aspekty życia naszej wspólnoty. Chciałabym też, żeby zanikały podziały na widzących i niewidomych, bo społeczność powinna być jedna, a w niej miejsce    dla różnych ludzi.- Dziękuję za rozmowę.

Pochodnia grudzień 1991