Biografia prasowa  

 

Zbigniew Puchalski  

Prawnik

  Przewodniczący  Rady Konsultacyjnej  Osób Niepełnosprawnych w Elblądu  

 Pracownik Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej  

 

 

CZŁOWIEK BEZ BARIER.

 NO... MOŻE Z JEDNĄ

                               

9 listopada 2004 r., podczas uroczystej gali w hotelu Jan III Sobieski w Warszawie, nastąpiło rozstrzygnięcie konkursu „Człowiek bez barier” organizowanego przez magazyn dla osób niepełnosprawnych „Integracja” oraz PFRON. Zdobywcą tego zaszczytnego tytułu został ZBIGNIEW PUCHALSKI, niewidomy prawnik z Elbląga. Oddano na niego 4983 głosy.

   

 - W jaki sposób dowiedział się Pan o konkursie?

 - Sprawa ta była nagłaśniana w mediach, osobiście znam też laureata poprzedniej edycji konkursu - Sławka Piechotę. O fakcie, że tym razem ja walczę o tytuł „człowieka bez barier”, dowiedziałem się pewnego zwykłego, szarego dnia. Szefowa działu poradnictwa MOPS, w którym pracuję - Ewa Jędrzejewska weszła do mojego biura i oznajmiła: - Zbychu, zgłosiłyśmy cię z panią dyrektor do konkursu. Obsługiwałem wówczas jakiegoś klienta i do jej słów nie przywiązałem zbytniej uwagi. Byłem pewien, że temat umrze śmiercią naturalną. A tu nagle wiadomość z Warszawy, że zakwalifikowałem się do finału!

- Jak Pan myśli, co zadecydowało o tym, że to właśnie Pan został zwycięzcą?

- Sam czasami zadaję sobie pytanie: „Dlaczego ja? Czym sobie zasłużyłem na takie wyróżnienie?” Dla mnie wystarczającym honorem i zaszczytem było już zakwalifikowanie się do finału. Podczas uroczystej gali w hotelu Jan III Sobieski nikt do końca nie wiedział, kto zajmie pierwsze miejsce. Padło na mnie! Dlaczego? W Miejskim Ośrodku Pomocy Społecznej udzielam porad prawnych około tysiącowi osób rocznie. Może stąd to uznanie, że na miarę swoich możliwości intelektualnych i zawodowych w jakiś sposób tym ludziom pomagam? A może zaważył fakt, że jestem prezesem prężnie działającej Elbląskiej Rady Konsultacyjnej Osób Niepełnosprawnych? Naprawdę nie wiem.  

 - Jest Pan założycielem Uniwersytetu Trzeciego Wieku oraz ośrodka szkoleniowego dla niepełnosprawnych dzięki Pana staraniom utworzono w Elblągu Miejskie Centrum Rehabilitacji dla dorosłych...

- Ależ skąd! Za tymi przedsięwzięciami stoi cała grupa ludzi. Jako prezesowi Rady Konsultacyjnej przypisywane są mi wszystkie osiągnięcia. Nie powinno tak być. Jedna osoba nigdy w życiu nie dałaby rady. W momencie, gdy się mówi, że to ja utworzyłem, ja zrobiłem i ciągle ja i ja, to jest to absolutnie nieprawda!

- Proszę opowiedzieć coś więcej o Radzie.

Jest to organizacja mająca ponad 10-letnią tradycję. W jej skład wchodzi 18 stowarzyszeń działających na rzecz osób niepełnosprawnych, w tym również PZN. Stowarzyszenia te zachowują pełną autonomię, my natomiast wspieramy je w działalności. Chodzi o to, by środowisko niepełnosprawnych w Elblągu mówiło jednym głosem. Piszemy różnego rodzaju programy, strategie dla miasta, staramy się o granty. Prowadzimy m.in. Uniwersytet Trzeciego Wieku, Bank Żywności, poradnictwo pracy dla niepełnosprawnych, redagujemy czasopismo „Razem z tobą”. W listopadzie 2004 r. uruchomiliśmy Zakład Aktywności Zawodowej, gdzie zatrudnionych jest obecnie 35 osób z orzeczonym znacznym stopniem niepełnosprawności. Nastąpiło to po dwóch latach wcale niełatwych starań, przygotowań, występowania o aprobatę projektu oraz o środki do Urzędu Marszałkowskiego w Olsztynie. Ale udało się. Otrzymaliśmy fundusze, zaadaptowaliśmy pomieszczenia, zatrudniliśmy ludzi. Już jako firma powoli wchodzimy na rynek.  

- Jedną z najciekawszych inicjatyw jest niewątpliwie Uniwersytet Trzeciego Wieku.  

Ja się śmieję, że nie jest to Uniwersytet III Wieku, ale uniwersytet XXI wieku. Coraz więcej osób po 60. roku życia nadal jest sprawnych fizycznie i intelektualnie. Trzeba pomyśleć, jak tych ludzi zaktywizować, a następnie wykorzystać np. do pracy na rzecz trudnej młodzieży. Póki co, w zajęciach uczestniczy 150 osób. Czas mają zajęty, nawiązują przyjaźnie. Wykłady prowadzą najciekawsi ludzie, jacy tylko byli do zdobycia w Elblągu: wykładowcy wyższych uczelni, księża, psychologowie, badacze przyrody, pogody, itp. Słuchacze mogą dokształcić się z historii, geografii, filozofii, wziąć udział w zajęciach rehabilitacyjnych i relaksacyjnych. Jest sekcja malarska, gimnastyczna, basen, rytmika, są lektoraty językowe.  Każdy może znaleźć coś dla siebie. Wspaniale układa się współpraca z Urzędem Miasta, który w wielu projektach uczestniczy zarówno merytorycznie, jak i finansowo.

- Jest Pan niezwykle aktywnym człowiekiem. Co sprawia Panu największą satysfakcję?  

- Na pewno praca zawodowa w MOPS-ie i całe poradnictwo prawno -psychologiczno-pedagogiczne, którego tam udzielam. Bo to nie są tylko takie stricte prawnicze porady. Petent przyszedł, wyszedł. Bach! Załatwione, napisane, następny proszę. Nie, nie! To by było zbyt proste. W taki sposób może zostać potraktowany w każdym urzędzie. Przychodzą do mnie ludzie z najróżniejszymi problemami, jakie mogą się w życiu pojawić. Są wśród nich bezdomni, bezrobotni, osoby z problemami alkoholowymi czy narkomanią, problemami rodzinnymi. Owszem, zwracają się do mnie z prośbą o poradę i pomoc w jakiejś konkretnej sprawie, ale też chcą zostać wysłuchani, zrozumiani, docenieni, uszanowani. Gadamy o życiu, próbuję się dowiedzieć, co się dzieje, w czym naprawdę tkwi problem. Tego rodzaju kontakt z człowiekiem jest wielką sztuką. Jestem trudnym przeciwnikiem, nie zawsze się z interesantem zgadzam, nie zawsze potwierdzam jego tezy, staram się jednak, by problemy, z którymi przyszedł, w miarę sensownie zostały rozwiązane.     

- Osiągnął Pan wiele sukcesów. Czy droga do nich była najeżona licznymi barierami?

- Jakich sukcesów?! Staram się normalnie funkcjonować, żyć w miarę aktywnie i to naprawdę nie jest żadne wielkie „halo”. Moją największą dumą i honorem było ukończenie w roku 1993 z wynikiem bardzo dobrym Medycznego Studium Masażu Leczniczego w Bydgoszczy. Traciłem wówczas wzrok. Myślałem, że moja kariera prawnicza jest już przekreślona. Dlatego zacząłem szukać nowych sposobów na życie. Był to mój pierwszy kontakt ze środowiskiem niewidomych i wielka szkoła życia. Z czystym sumieniem ten tytuł „człowieka bez barier” mógłbym zadedykować ludziom, z którymi zetknąłem się w Bydgoszczy: dyrektorowi Janowi Remplewiczowi, nauczycielkom: Mirosławie Kasierskiej i Arlecie Tabaczyńskiej, instruktorom zawodu: Romkowi Cyranowi i Kaziowi Skornio. Byli twardzi, ale też uczciwi, rzetelni, oddani sprawie i osobom niewidomym. Od nich dowiedziałem się, że nie jestem sam, że nie wszystko jeszcze zostało stracone, pokazali, w jaki sposób powinienem się zachowywać. Należą im się za to wielkie hołdy.

 Skoro powiedziałem „a”, trzeba było powiedzieć „b”, dlatego  przez półtora roku po ukończeniu studium pracowałem jako masażysta w wojewódzkiej przychodni rehabilitacyjnej.

- Co sprawiło, że porzucił Pan masaż i powrócił do zawodu prawnika?

- Wymusiło to otoczenie. Mimo, iż byłem masażystą, wielu ludzi zgłaszało się do mnie z różnymi pytaniami o charakterze prawnym. Pomyślałem więc: dlaczego nie miałbym im doradzać, będąc czynnym prawnikiem, a nie masażystą? Początkowo prowadziłem bezpłatne poradnictwo prawne w PZN-ie i Radzie konsultacyjnej. Okazało się, że na ten rodzaj usług jest ogromne zapotrzebowanie. Aż pewnego dnia dyrektor MOPS, pani Zenia Ćwiklińska, zaproponowała mi pracę.   

- Czy jest Pan człowiekiem dobrze zrehabilitowanym?

- Myślę, że tak. Poruszam się samodzielnie z białą laską, mam dobry zmysł orientacji. Poza tym mieszkam w samym centrum Elbląga, wszędzie mam blisko. Gorzej natomiast wygląda sprawa z najnowszymi osiągnięciami techniki. W domu mam autolektora, ale przyznam się, że chodzę wokół niego jak jeż. Jestem ciekaw wszelkich „ułatwiaczy życia”, ale wciąż nie potrafię przełamać jakiegoś takiego wewnętrznego oporu przed korzystaniem z nich. Nie wiem, czy jest to moja wada, niska samoocena, brak zaufania do samego siebie, czy po prostu lenistwo? Być może człowiekowi bez barier taka postawa nie przystoi, ale tak jest. Zawód prawnika wykształcił we mnie dobrą pamięć. Wystarczy, że raz coś przeczytam, zapamiętuję to. Z komputerów korzystam więc rzadko. Wolę tradycyjny magnetofon.  

- Czy w nawale wszystkich tych zajęć znajduje Pan jeszcze czas wolny?

- Tak. Bardzo chętnie uczestniczę w życiu kulturalnym miasta. Chodzę do teatru, „salonu polityki” organizowanego w Miejskiej Bibliotece Publicznej. Staram się być obecny na każdej ciekawszej imprezie w okolicy.  

- Czy może Pan zdradzić plany na przyszłość?

- Najważniejszym wyzwaniem i celem, który w ramach ERKON-u chcielibyśmy zrealizować, jest teraz rozbudzenie i aktywizacja niepełnosprawnych mieszkańców okolicznych gmin i powiatów. Przedsięwzięcie będzie realizowane przy pomocy środków Unii Europejskiej.

- W życiu zawodowym Panu się szczęści. Czy podobnie jest w życiu prywatnym?

- Tak. Mam trzech synów. Dwóch studiuje prawo w Toruniu. Najmłodszy uczęszcza do drugiej klasy liceum.

- Dziękuję za rozmowę i w imieniu redakcji gratuluję zwycięstwa, życząc dalszych sukcesów.

                                   

                                   Rozmawiała Liliana Laske

 Pochodnia marzec 2005