Czy niewidomy może być szczęśliwy?

Szczęście. Niewiele jest słów tak często wymawianych, a tak różnorodnie pojmowanych. "Wiele szczęścia", "szczęśliwej podróży", "szczęścia na nowej drodze życia", "szczęśliwego nowego roku" - to tylko niektóre z najczęściej wypowiadanych życzeń. Co kryje się w treści tego magicznego słowa? Różne pojęcia: dla małżonków spokojne, zgodne współżycie, dla rodziców - urodzenie i zdrowy rozwój dziecka, dla studenta - zdany egzamin, dla dziecka - upragniona zabawka, dla wytrwale grającego w toto-lotka - wielka wygrana. Takie przykłady można mnożyć w nieskończoność, ale wszystkie mają wspólny mianownik - szczęście to spełnienie marzeń. Poczucie szczęścia może być chwilowe, spowodowane jednym pomyślnym wydarzeniem lub trwałym stanem wewnętrznym, który choć czasem burzony i zakłócany przez różne okoliczności, po jakimś czasie powraca. Chwilowego uczucia szczęścia chyba każdy człowiek doświadcza w swym życiu wielokrotnie, trudniej jest z trwałym stanem bycia szczęśliwym. Jak je znaleźć? Gdzie go szukać? Te pytania od wieków nurtują filozofów, poetów i zwykłych ludzi. W pięknym wierszu Adama Asnyka serce jest miejscem tych często bezowocnych poszukiwań.

"Siedzi ptaszek na drzewie i ludziom się dziwuje,

że najmędrszy z nich nie wie, gdzie się szczęście znajduje...

Bo szukają daremnie

tam, gdzie nigdy nie bywa...

tylko w duszy swej własnej nie szukają go wcale...".

Tak, właśnie tu, w sercu człowieka kryje się tajemnica jego szczęścia. A jeśli tak, to w największej mierze nasze szczęście zależy od nas samych. Pewnie, że nieraz zdarzenia czy ludzie potrafią całkowicie zburzyć dotychczasowe nawet bardzo szczęśliwe życie. Takim szczęścioburczym zdarzeniem może być, i często bywa, utrata wzroku spowodowana wypadkiem lub chorobą. Może się na przykład tak zdarzyć. Młody człowiek studiuje, zdobywa upragniony zawód, marzy o pracy naukowej i nagle okazuje się, że traci wzrok. I cóż, zostanie nieszczęśliwym do końca życia? Może tak być, jeśli pogrąży się w nieustannym rozpamiętywaniu swego nieszczęścia. Ale tak nie musi być. Ten sam człowiek po okresie rehabilitacji może znaleźć sobie nową formę samorealizacji, która da mu satysfakcję. Może się też tak zdarzyć, że jeśli znajdzie odpowiednie warunki i pomoc mądrych, życzliwych ludzi, to spełni wcześniejsze życzenia i marzenia. Znam wiele osób, które mimo braku wzroku od urodzenia lub jego utraty w pewnym okresie życia wiele osiągnęły w sferze zawodowej, społecznej, twórczej lub stworzyły szczęśliwe ognisko domowe. Ale znam też takich, którzy tylko narzekają na los, złych ludzi, a nawet na Boga. Tak samo postępują ludzie wspaniale widzący i zdrowi fizycznie.

A więc przyczyna bycia szczęśliwym lub nieszczęśliwym, przegranym i wiecznie niezadowolonym leży nie w posiadaniu lub braku wzroku, ale w całej osobowości człowieka, w jego stosunku do ludzi, do otaczającego świata i do siebie samego. Brak wzroku niesie ze sobą poważne ograniczenia, ale nie przekreśla szansy, stania się człowiekiem użytecznym i wartościowym. Klucz do szczęścia leży więc nie w naszych chorych lub zdrowych oczach - ale w naszych sercach i rozumie. Serce powie nam, co robić, aby być potrzebnym innym, a rozum podsunie formy działania, które przyniosą satysfakcję.

Moim zdaniem istota szczęścia polega na wewnętrznym spokoju i zadowoleniu wynikającym z wykonywania satysfakcjonującej pracy. Satysfakcję może przynosić zarówno praca naukowa, literacka, jak i nawlekanie szczotek, sprzątanie czy gotowanie dla rodziny. Jeśli człowiek, bez względu na stan zdrowia, potrafi znaleźć swoje miejsce w świecie, jeśli czuje się potrzebny choćby jednemu człowiekowi, jeśli ma świadomość, że potrafi wywołać jego uśmiech, jeżeli może rozwijać swoje zainteresowania i umie godzić się z przeciwnościami oraz trudnościami, to chyba jest szczęśliwy. Nie znaczy to, że nigdy się nie załamuje i nie przeżywa kryzysów. To jest chyba niemożliwe. Ważne jest, aby to załamanie przezwyciężyć, nie ulegać mu dłużej, bo to może naprawdę obrzydzić życie samemu zainteresowanemu i jego bliskim. Niektórym ludziom dotkniętym cierpieniem, a więc i niewidomym, poczucie szczęścia pomaga osiągnąć na przykład głęboka religijność. Swoje kalectwo traktują jako dopuszczenie do udziału w krzyżu Chrystusa i wkład w dzieło zbawienia świata.

Po tych refleksjach przejdę do własnego przykładu. Trzydzieści lat temu zawalił mi się świat. Trzeba było zapomnieć o pracy naukowej i porzucić wymarzony od dziecka zawód. Po kilku latach nauczyłam się pisma Braille`a i zaczęłam uczyć tego pisma innych, pracować społecznie w bibliotece i świetlicy związkowej. Przez cały czas to, co mogłam, robiłam dla członków rodziny. Czułam się im potrzebna. Teraz już zawodowo nie pracuję, ale wiem, że niektórym członkom rodziny jestem bardzo potrzebna i to mnie w pełni zadowala. Mam okresy, gdy wprost nie chce mi się żyć, ale nie brak wzroku jest przyczyną tego stanu, lecz ludzka złośliwość i obłuda. Mam małą odporność psychiczną i wielką wrażliwość na wszelkie przejawy niesprawiedliwości, brutalności i chamstwa. Jednak umiem się z tego "pozbierać" i mogę szczerze powiedzieć, że jestem szczęśliwa.

sTANISŁAWA pRUCNAL

pOCHODNIA MAJ 1999