Biografia prasowa  

 

Jerzy Płonka  

Profesor  Uniwersytetu Wrocławskiego  

Wykładowca matematyki  

 

  Złoty jubileusz prof. Płonki

                                    Henryk Szczepański

                    Algebra i pieśń

W roku 1999 prof. dr hab. Jerzy Płonka obchodzi 50 rocznicę pracy zawodowej i 35-lecie  pracy w Instytucie Matematycznym Polskiej Akademii Nauk. Od pół wieku jest czynnym członkiem Polskiego Związku Niewidomych i jednym z najstarszych stażem weteranów tej organizacji.

                       *   *   *

            Między Kończycami a Krakowem

Z urodzenia jest Ślązakiem z powiatu cieszyńskiego. Przyszedł na świat w Kończycach Małych w dniu 7 czerca 1930 roku jako syn tamtejszego nauczyciela. Wzrok zaczął tracić już w drugiej klasie szkoły podstawowej. Przez kilka lat posługiwał się resztkami słabnącego wzroku, które jeszcze umożliwiały kontunuowanie nauki pomiędzy widzącymi rówieśnikami.  

Okupację niemiecką wraz z rodzicami spędził w Krakowie i tam ukończył podstawówkę. Mieszkali na Zagrodach "pod ósemką". Wszyscy lokatorzy tej kamienicy obdarzali się nawzajem wyjątkową życzliwością. Zygmunt, starszy brat Jurka, przynosił do domu wiersze pisane przez młodego Karola Wojtyłę, który wtedy opiekował się kółkiem różańcowym przy kościele św. Stanisława na Dębnikach. Chętnie uczestniczyli w spotkaniach i pacierzach Polaków.

- Była to nie tylko modlitwa - zauważa pan profesor - ale też lekcje patriotyzmu i godnego życia.

                    Pierwszy wybór   

Maturę otrzymał w liceum ogólnokształcącym w Bytomiu. Działo się to w 1949 r. Z dyplomem w dłoni wahał się pomiędzy studiowaniem matematyki na krakowskiej alma mater a pracą zawodową, kuszącą młodego człowieka perspektywami większej niezależności.

Już u schyłku lata tego samego roku przenosi się do Wrocławia i podejmuje pracę nauczyciela w tamtejszym Państwowym Zakładzie Dzieci Niewidomych mieszczącym się przy ul. Kasztanowej. Na taką decyzję miał niewątpliwy wpływ znakomity muzyk, tyflopedagog i społecznik dr Włodzimierz Dolański, który zauważył wyróżniającego się licealistę i zachęcił do nauki pisma brajlowskiego. Tamte lata były porą stawiania fundamentów pod organizację Polskiego Związku Niewidomych, do którego Jerzy Płonka przystępuje jeszcze w tym samym roku.  

        Najpierw oczarowała go Polihymnia

Jest młodzieńcem wszechstronnie uzdolnionym, pilnym i ambitnym. Wciąż pracując, podejmuje studia zaoczne na pedagogice specjalnej w Warszawie, ukończone w roku 1952, a w rok później zostaje zaliczony do grona dyplomantów wydziału wokalnego Państwowej Wyższej Szkoły Muzycznej we Wrocławiu. Opiekunką talentu i nauczycielką początkującego tenora lirycznego była prof. Waleria Jędrzejewska, znakomity pedagog i światowej sławy śpiewaczka operowa, laureatka licznych nagród państwowych i międzynarodowych festiwali.

Jerzy Płonka nie od razu oddaje się wokalistyce. Dopiero po latach trafia do zespołu estradowego, z którym przez kilka sezonów odbywa tournee artystyczne po Dolnym Śląsku i kraju. Lubi utwory Moniuszki, Schuberta i Schumanna. Doskonale czuje się w roli Stefana ze "Strasznego Dworu". Śpiewa pieśni, arie i wszystko co modne albo lubiane przez publiczność tamtych czasów.  

W szkole przy Kasztanowej aż do 1964 r. uczy matematyki i muzyki, dyryguje chórem młodzieżowym i naucza śpiewu solowego. Jego niewidomi kantorzy biorą na warsztat utwory Stanisława Moniuszki, Karola Marii Webera i pieśni ludowe. Niemal każdego roku zdobywają nagrody bądź wyróżnienia na konkursach i festiwalach. We wspomnieniach wychowanków prof. Płonka zapisał się jako ukochany gawędziarz i sugestywny popularyzator. Każde wyjście na spektakl lub koncert poprzedzał frapującymi opowiastkami o wybranych utworach oraz ich twórcach. Zawsze towarzyszyły mu anegdoty i jakieś sekrety Polihymnii.

Zapamiętali go też jako zapalonego turystę i miłośnika Tatr, który urodę gór odkrywał poprzez magię muzyki i literatury. Wprowadzał ich na karkołomne ścieżki i granie karpackich szlaków. Choć już minęły lata, z dumą i satysfakcją opowiadają o swoim największym sukcesie - podejściu i wspinaczce na Giewont. Należał do tych wędrowców, którzy w plecaku obok mapy i niezbędnika zawsze umieszczają jakiś tomik poezji. On najchętniej sięgał do Kazimierza Przerwy-Tetmajera.

            Zniewalający wdzięk Uranii  

Lubi szkołę, dzieci i śpiew, ale to co stanie się wiodącą pasją jego życia wciąż jeszcze jest zagadką. Dopiero w roku 1956 podejmuje studia matematyczne na Uniwersytecie Wrocławskim. Tutaj spotyka odkrywcę swego talentu i promotora rozprawy doktorskiej - prof. Edwarda Marczewskiego, który uświadamia mu prawdziwe powołanie. Dziś z perspektywy lat wspomina go z atencją i sentymentem: - Moim mistrzem był prof. Edward Marczewski, wybitny uczony, jeden z twórców wrocławskiej szkoły matematycznej. On wyłowił mnie z gromady studentów i pierwszy zaakceptował oryginalność zapropowanego przeze mnie pojęcia "algebr diagonalnych". Od niego uczyłem się, jak się tworzy matematykę i jak należy ją wykładać.

Pojęcie algebr diagonalnych niewidomy matematyk wprowadził w dysertacji doktorskiej obronionej w roku 1964. Jego odkrywcze tezy i dowody do dziś spotykają się nie tylko z pochlebnymi recenzjami, ale i z coraz większym zainteresowaniem świata matematycznego. W tym samym roku Jerzy Płonka zostaje zatrudniony w Instytucie Matematycznym Polskiej Akademii Nauk. Rozstaje się z Polihymnią. Prawdziwym natchnieniem i miłością jego życia zostaje Urania - muza z kulą i cyrklem - patronka astronomów, geometrów i matematyków.

             Wśród matematyków świata

W trzy lata później dr J. Płonka obronił pracę habilitacyjną, w której wprowadził pojęcie "sumy systemu algebr uporządkowanego przez półkratę". Od jego nazwiska, bywa ono skrótowo nazywane przez specjalistów "sumą Płonki" i w bibliografiach matematycznych wyróżnia się wciąż rosnącą liczbą cytowań, co najlepiej świadczy o randze naukowej tego twierdzeń. "Suma Płonki" znalazła zastosowanie w wielu pracach naukowych w Polsce i zagranicą. Stała się inspiracją dla przewodów doktorskich. Wyniki prac polskiego uczonego zostały wykorzystane w podręczniku do algebry ogólnej "Universal algebra" autorstwa George`a Grazera.

Jako stypendysta, niewidomy algebraik przybywał na uniwersytetach w Kanadzie i Niemczech. Prezentując swoje opracowania i spostrzeżenia, uczestniczył w kilkudziesięciu międzynarodowych seminariach i konferencjach naukowych. Opublikował 112 prac w czasopismach polskich i zagranicznych. Należy do grona znakomitych specjalistów wymienianych w światowym katalogu matematyków "World directory of mathematicians". W 1980 r. w Belwederze otrzymał nominację profesora nauk matematycznych.

                   Wśród studentów

Przez 21 lat prof. Jerzy Płonka był pracownikiem Państwowej Wyższej Szkoły Pedagogicznej w Opolu, gdzie wykładał algebrę ogólną i teorię grafów. Zasłynął z trudnych, a jednak przystępnych wykładów, podczas których nigdy nie zabrakło miejsca na dowcip, ciekawostkę lub dykteryjkę z dziejów matematyki, a nadto na zapytania o osobiste radości i kłopoty słuchaczy. Dotychczas wypromował kilkudziesięciu magistrantów i 10 doktorantów. Dwóch spośród nich otrzymało już nominacje profesorskie.

               W podróży i w domu  

Jest człowiekiem o różnorodnych zainteresowaniach. Pasjonuje go również krajoznawstwo. Dawniej częściej wędrował pieszo, potem wraz z wiekiem zaczął preferować turystykę autokarową i wyprawy samochodowe. Per pedes i na kółkach zwiedził 25 krajów Europy i innych kontynentów. Był nad Niagarą i w Mongolii. Najbliższa jego sercu jest Italia. Ceni sobie klimat Grecji i serdeczność jej mieszkańców.  

Na co dzień jest typem dobrodusznego filozofa. Lubi powszednią krzątaninę, zakupy, gotowanie i domowe remonty czyniące mieszkanie bardziej wygodnym i przytulnym. Nie ma zwyczaju pracować ponad siły.

- Wszystko musi mieć swój umiar - mówi - nie należy zawężać horyzontów i skracać perspektyw.

Lubiany wśród przyjaciół i znajomych, na ogół nie odmawia udziału w partyjce brydża, towarzyskich spotkaniach albo wyjściach do opery lub filharmonii. Chętnie sięga po książkę zapisaną brajlem lub nagraną na kasetę magnetofonową.

Wbrew plotkom niektórych złośliwców twierdzących, że matematycy są życiowo uciążliwi i nieprzystosowani, bo dostrzegają tylko czarne lub białe, prof. Jerzy Płonka hołduje innej zasadzie. Uważa, że: "Życie jest pośrodku, akurat między tymi skrajnościami".

Pochodnia styczeń 2000