Chórmistrz, pianista, społecznik

(Pamięci mego ojca, Stanisława Pisarka, te wspomnienia poświęcam)

 

Mój ojciec urodził się w 1905 roku w zaborze austriackim w powiecie Rawa Ruska, w województwie   lwowskim (dzisiejsza Ukraina). Przed wybuchem pierwszej wojny światowej ojciec ukończył trzy klasy szkoły podstawowej. Mając 10 lat, stracił wzrok w wyniku wybuchu granatu podczas działań wojennych. W 1917 roku rozpoczął naukę w Lwowskim Instytucie dla Niewidomych, który ukończył w 1924 roku. Instytut cieszył się bardzo dobrą opinią nie tylko we Lwowie. Nauki gry na organach, fortepianie, śpiewu solowego i chórowego uczyli wybitni profesorowie. Świadectwo tej szkoły było równoznaczne z ukończeniem szkoły średniej z wykształceniem muzycznym.

 Ojciec miał talent muzyczny i ukończył szkołę z wyróżnieniem oraz propozycją kontynuowania nauki w wyższej szkole muzycznej. Niestety ciężkie warunki materialne (babcia moja była wdową) nie pozwoliły na to. Dyrektor instytutu polecił więc mego ojca, jako najzdolniejszego ucznia, do Kościoła Ojców Bernardynów w Piotrkowie Trybunalskim. W 1925 roku rozpoczął tam pracę jako organista. Ponieważ znał doskonale pismo brajlowskie, przepisywał dyktowane nuty lub korzystał z pomocy kolegów, którzy mu je dostarczali. Sprowadzał też utwory wybitnych kompozytorów gry organowej z wydawnictw dla niewidomych w Berlinie i Paryżu. Nawiązał również kontakt z wybitnymi pedagogami szkół dla niewidomych w Laskach i Bydgoszczy.

Już w pierwszym roku pobytu w Piotrkowie Trybunalskim ojciec zorganizował przy kościele chór męski. Społeczeństwo miasta bardzo życzliwie odnosiło się do utalentowanego niewidomego muzyka, licznie uczestnicząc w mszach. Zainteresowanie jego talentem muzycznym było tak duże, że już po roku od rozpoczęcia pracy został zaangażowany przez Towarzystwo "Sokół" jako pianista na balach karnawałowych.

W latach trzydziestych mój ojciec uchodził nie tylko za wybitnego organistę, wykonującego duży repertuar muzyki organowej wielkich klasyków, ale także zdolnego chórmistrza i pianistę. Sam zorganizował chór mieszany, który rozsławił miasto, był jego dyrygentem, a także akompaniatorem. Poza pieśniami kościelnymi chór wykonywał także melodie lekkie, operetkowe i rozrywkowe. Koncertował w salach teatralnych, a także z okazji świąt narodowych.  

Ta wspaniała praca ojca - organisty, chórmistrza i pianisty - trwała do wybuchu II wojny światowej, niosąc społeczeństwu Piotrkowa radość z muzyki i śpiewu doskonale przygotowanego chóru. W czasie okupacji niemieckiej próby z chórem zostały odwołane, jednak ojciec nadal koncertował na organach, przyciągając na swe koncerty nawet Niemców. Z czasem występy chóru, z powodu braku młodych ludzi i obawy ich ujęcia przez okupanta, zostały ograniczone, a nawet wstrzymane. Wtedy mój dom rodzinny wypełnili muzykalni ludzie pozbawieni przez okupanta dachu nad głową. Przybyły tak zdolne osoby jak kompozytor Karol Prosnak oraz wybitny dyrygent, znany w kraju i za granicą, Jan Krenz. Po powstaniu warszawskim przebywał też w naszym domu prof. Karol Sztromenger - wybitny muzykolog, autor "Przewodnika operowego".  

Okres okupacji był dla naszej rodziny bardzo ciężki - brak żywności, zimno i ciasnota mieszkaniowa (zwłaszcza po powstaniu warszawskim, gdy przyjechało do Piotrkowa wiele znajomych osób), szczególnie dawały się we znaki.

Po wojnie mój ojciec, poza pracą organisty, był również pianistą w piotrkowskiej restauracji "Europa" oraz instruktorem śpiewu w Domu Kultury. Jednak na szczególną uwagę zasługuje jego praca społeczna, gdyż przez 33 lata prowadził Terenowe Koło Polskiego Związku Niewidomych w Piotrkowie Trybunalskim. Jego siedzibą było mieszkanie moich rodziców, a za wykonywaną pracę nie otrzymywali żadnego wynagrodzenia. Ponieważ ojciec był znanym i cenionym obywatelem miasta, mógł załatwiać wiele spraw dla niewidomych, np. mieszkanie, pomoc materialną czy dokształcanie zawodowe, a następnie zatrudnienie w zakładach pracy. W tym celu penetrował teren powiatu, a następnie województwa piotrkowskiego, szukając niewidomych, którzy niejednokrotnie żyli w bardzo ciężkich warunkach mieszkaniowych i materialnych.  Z czasem w kole PZN było zarejestrowanych 100 osób. Kilku z nich ojciec nauczył pisma brajlowskiego, przygotowując wraz z matką alfabet w ten sposób, że pod każdą wypukłą literą była napisana litera czarnodrukowa. Praca ojca była wysoko ceniona przez Zarząd Główny PZN, jak i władze miejscowe. Otrzymał wiele odznaczeń i dyplomów, między innymi: honorowego obywatela woj. łódzkiego, odznakę Za zasługi dla woj. piotrkowskiego oraz brązowy medal "Za zasługi dla obronności kraju". Za pracę na rzecz ociemniałych przyznano mu srebrną i złotą Honorową Odznakę Polskiego Związku Niewidomych, a Rada Państwa odznaczyła go Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski.

 Jako muzyk ojciec pracował 69 lat, a równocześnie przez 33 lata działał społecznie dla dobra niewidomych. Gdy ukończył 90 lat, wraz z moją matką zamieszkał u mnie w Warszawie. Marzył, że wróci do pracy, grał na pianinie, ćwiczył nowe utwory i uczył swego prawnuczka gry na tym instrumencie. Na 7 dni przed śmiercią, w dzień Wielkiej Soboty grał pieśni wielkanocne i śpiewał Alleluja. Zmarł 29 kwietnia 2000 roku.  Został pochowany na cmentarzu zakładu dla niewidomych w Laskach w piękny słoneczny dzień majowy. Soliści i chór ptaków śpiewali mu na pożegnanie. Kochał śpiew i muzykę i jej poświęcił całe swe długie życie.

                              DANUTA PISAREK-MIEDZIŃSKA  

P9-2000