Biografia prasowa  

 

 

Redaktor naczelny   czasopisma "Integracja"

poświęconego problematyce osób  niepełnosprawnych  

 

 Odrodzenie przez przyjaźń

  Małgorzata Tuora

Przedstawiamy dziś Naszym Czytelnikom człowieka, który wzbudza podziw nawet u tych, co widywali już niejedno na niebie i ziemi. Piotr Pawłowski, założyciel i redaktor naczelny dwumiesięcznika "Integracja" stworzył wokół siebie krąg wspaniałych ludzi, którzy systematycznie i rzetelnie pracują dla innych bez wynagrodzenia - wyłącznie z nakazu serca i rozumu.

Małgorzata Tuora - Prowadzisz jedyną w naszym kraju redakcję gromadzącą dwudziestu wolontariuszy. To w dzisiejszym społeczeństwie goniącym za dobrymi zarobkami - można by powiedzieć - wyczyn.

Piotr Pawłowski - Mówiąc dokładniej, jedyną osobą z naszego zespołu, biorącą pensję jest sekretarz redakcji. "Integrację" założyliśmy w 1994 r. razem z Bolesławem Bryńskim. Nie mieliśmy żadnego kapitału, nie mówiąc już o lokalu, czy wyposażeniu. Zaczynaliśmy od ośmiu stron, dziś mamy ich czterdzieści osiem! Być może od nowego roku uda nam się zwiększyć objętość pisma. Cały nakład 15 tys. egzemplarzy rozchodzi się, czyli to, co robimy jest potrzebne.

MT - Dodać trzeba, że obaj poruszacie się na wózkach.

P - Tak. Ja, mając szesnaście lat złamałem kręgosłup podczas skoku do wody. Bolek jest sparaliżowany wskutek dziecięcego porażenia mózgowego.

MT - Mimo tak poważnego ograniczenia sprawności ruchowej obydwaj skończyliście studia...

PP - Bolek, który obsługuje komputer zaledwie jednym palcem, studiując eksternistycznie ukończył polonistykę. Zdawał egzaminy przy pomocy przyjaciół, którzy tłumaczyli jego wypowiedzi, bo przez swój specyficzny sposób mówienia nie jest rozumiany przy pierwszym kontakcie. Skończyłem pedagogikę na Akademii Teologii Katolickiej i studiowałem na wydziale etyki i filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Teraz robię doktorat w Szkole Nauk Społecznych przy Instytucie Filozofii i Socjologii Polskiej Akademii Nauk.  

MT - Jak to możliwe, że pomimo paraliżu ciała od szyi w dół, tetraplegia, jesteś tak aktywny?

PP - Mam kochanych rodziców i cudownych przyjaciół. Mieszkam w Warszawie, co w mojej sytuacji ma wielkie znaczenie. Poruszam się na wózku elektrycznym. Powoli stukam na komputerze, bo prawą ręką mogę odrobinę poruszać. Uważam, że człowiek niepełnosprawny powinien bardzo wysoko stawiać sobie poprzeczkę wymagań. Chcę żyć, nie z tym, czego nie mam, lecz z tym co mam.

MT - Masz przyjaciół. Wielu bardziej sprawnych nie ma takiej satysfakcji.

PP - Przyjaciele wozili mnie tramwajami przez całe studia. Potrzebuję pomocy przy prawie każdej czynności. Żeby utrzymać przyjaźń trzeba umieć mądrze dawać coś z siebie. Wtedy ma się kumpli, do których zawsze można zadzwonić...

MT - Spytam wprost. Jak udało ci się wyjść z szoku po wypadku i przejść rehabilitację?

PP - Wzorem była dla mnie Joni, amerykańska dziewczyna, która miała podobny wypadek jak ja. Cały proces wychodzenia z kryzysu, w jakim znalazłem się po wypadku, trwał trzy lata.

MT - Czy nie pytałeś wtedy - dlaczego spotkało to właśnie mnie?

PP - Gdybym żył wówczas wyobrażeniami o mojej utraconej sprawności - nie wyszedłbym z dołka. Oczywiście, stawiałem sobie to pytanie: - "Dobry Boże, dlaczego ja, a nie Iksiński z sąsiedniej ulicy - pijak, złodziej, któremu nieźle się żyje?" Nie ukrywam, że szalenie trudno było mi zaakceptować to, co się stało. Byłem nieźle zapowiadającym się koszykarzem... Chętnie zagrałbym w koszykówkę. Może kiedyś w przyszłości będzie to możliwe... Myślę, że dla osoby wierzącej dobre jest takie podejście do sprawy, że żyje przyjmując to, co Bóg jej daje, a nie narzucając Bogu to, co ona akurat chce.

MT - Czy sądzisz, że z twoją dysfunkcją łatwiej byłoby ci żyć - powiedzmy - w Stanach?

PP - Mam przyjaciół w Stanach i dlatego doskonale się orientuję, że ta, czy inna szerokość geograficzna nie ułatwia przeżycia kryzysu psychicznego i zaakceptowania nowej tragicznej sytuacji. Żadne pieniądze, żadne super-urządzenia nie wyciągną człowieka z szoku po wypadku, czy z buntu wobec stanu na jaki choroba skazała kogoś od urodzenia.

Czytałem w jakimś naukowym periodyku, że połowa osób niepełnosprawnych w Stanach jest alkoholikami. Na pięć małżeństw, w których jedno z współmałżonków staje się osobą niepełnosprawną, rozpadają się cztery. Wprowadzona po wojnie wietnamskiej ustawa (American Desability Act) zatwierdzona przez Kongres stwarza niepełnosprawnym w Stanach różne przywileje. Nie znaczy to jednak, że niepełnosprawni Amerykanie nie są dyskryminowani.

MT - Wiem, że przyjaźnisz się z Joni Eareckson Tada, sparaliżowaną działaczką na rzecz osób z niepełnosprawnościami podróżującą po świecie z przyjaciółmi.

PP - Jesteśmy z Joni jakoś podobni. Obydwoje złamaliśmy kręgosłupy po niefortunnych skokach do wody. Joni jest na swój sposób szczęśliwa. Ja jestem szczęśliwy na mój sposób.

MT - Prowadzone przez ciebie Stowarzyszenie Przyjaciół Integracji realizuje teraz program "Polska  bez Barier". Co chcecie przez to osiągnąć?

PP - Początkiem wszelkich reform jest zmiana nastawienia. W tym przypadku zmiana myślenia o potrzebach osób niepełnosprawnych. To przede wszystkim my, niepełnosprawni, musimy obalać szkodliwe stereotypy, jak choćby ten, że inwalidztwo to kara za grzechy. Służą temu warsztaty, szkolenia, happeningi, edukacja poprzez media, przeglądy filmowe, aukcje, wystawy, koncerty... Organizujemy pomoc w zdobywaniu sprzętu rehabilitacyjnego.

MT - Na jakich środowiskach zależy wam najbardziej?

PP - Nie odrzucamy niczyjego wsparcia, ale najbardziej chcemy dotrzeć do młodzieży. Nagraliśmy nawet teledysk i płytę CD "Nieświadomość" ostrzegającą o tragicznych konsekwencjach niefortunnych skoków do wody i brawurowej jazdy na motorze. Piosenka rockowa łatwiej dotrze do tej grupy, niż popularnonaukowa publikacja. Myślę, że byłoby nam dużo trudniej, czy wręcz program Stowarzyszenia Integracji by w ogóle nie zaistniał , gdyby nie finansowa pomoc Statoil-Polska, a pismo sponsoruje wydawnictwo "Prószyński i S-ka".

MT - Podejrzewam, że gdyby przynajmniej połowa inwalidów w Polsce działała podobnie jak ty, nie byłoby nietolerancji?

PP - Niepełnosprawni często są roszczeniowi. Jeśli ktoś jest leniem, to nie przestanie nim być przez to, że zaniewidzi, czy poruszać się będzie na wózku. Nie są, ani lepsi, ani gorsi. Jeśli ktoś złamie rękę, to nie osądzamy go - degenerat, czy święty, lecz staramy się mu pomóc. Dlaczego nie mielibyśmy postępować tak w stosunku do ludzi niepełnosprawnych?

Tak bardzo mi się ostatnio podobał artykuł, w którym opisywano karierę Wolfganga Schauble'a kandydującego na miejsce Helmuta Kohla. Dopiero na końcu znalazłem malutki dopisek, że ten wybitny polityk porusza się na wózku.

MT - Nic dodać. Nic ująć.

Stowarzyszenie Przyjaciół Integracji, 00_242 Warszawa, ul. Boh. Getta Warszawskiego 2, tel?8:fax: 831_49_44. e-mail: integracja@mkr.net.pl.

Życiu Naprzeciw9-1998