Z żałobnej karty   

Katarzyna Łańcucka   

13 października bieżącego roku zginął w wypadku samochodowym ojciec Bruno - Zygmunt Pawłowicz, franciszkanin, krajowy duszpasterz niewidomych. Odszedł człowiek, który swe życie w przedziwny sposób potrafił poświęcić wszystkim potrzebującym pomocy. Niekiedy budził wręcz, zaprawione lekkim sceptycyzmem, zdumienie: bo czyż możliwe, by pełnić tyle różnorodnych obowiązków z taką samą pasją i oddaniem? I - co w tej sytuacji może najtrudniejsze - z takim samym powodzeniem? Ojciec Bruno opiekował się dziećmi upośledzonymi i pracując w telefonie zaufania, spieszył z pomocą ludziom zdesperowanym i zrozpaczonym. Organizował pielgrzymki i prowadził rekolekcje. Zajmował się chorymi i młodzieżą, która jakoś pogubiła się w życiu. Pełnił odpowiedzialne funkcje w zakonie i służył niewidomym jako ich duszpasterz. Tak intensywna działalność niesie z sobą pewne niebezpieczeństwo: że zacznie jej towarzyszyć pośpiech, zniecierpliwienie i powierzchowność. Że wszystko zacznie się rozmywać. Tymczasem życie ojca Brunona było jak gdyby narysowane jedną, zdecydowaną, mocną linią. Dla o. Pawłowicza liczył się jedno: ofiarna służba Bogu i ludziom - to był cel jednoczący wszystkie Jego poczynania. Modlitwa i pragnienie, by dosłownie realizować nakazy Ewangelii umożliwiały Mu - mimo całej aktywności - osiągnięcie głębokiego, wewnętrznego skupienia, które sprawiało, że Jego działania były owocne… I chyba bardzo wcześnie zdał sobie sprawę ze swego życiowego powołania, które tak konsekwentnie wypełniał.    

Urodził się 21 czerwca 1942 roku w Łysowie Siedleckim. Już jako piętnastoletni chłopak wstąpił do Niższego Seminarium Duchownego w Niepokalanowie, rok później rozpoczął nowicjat u o.o. franciszkanów w Gnieźnie. W roku 1962 uzyskał państwową maturę i rozpoczął studia teologiczne. W roku 1965 złożył wieczyste śluby zakonne. W czerwcu 1967 roku otrzymał święcenia kapłańskie z rąk biskupa Juliana Groblickiego. Później kształcił się na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim i w Akademii Teologii Katolickiej, gdzie w roku 1976 uzyskał dyplom magistra. Pracował w klasztorach a Łodzi, Warszawie, Gdyni i Gdańsku, ostatnio zaś w Lublinie, gdzie sprawował funkcję gwardiana (przełożonego). Był organizatorem pierwszych pieszych pielgrzymek pomorskich na Jasną Górę.    

Funkcję krajowego duszpasterza niewidomych pełnił od czerwca 1980 roku. Ale wszystko zaczęło się dużo wcześniej, na początku lat sześćdziesiątych, w okresie krakowskich studiów.  Wtedy nawiązał pierwsze kontakty z niewidomymi nauczycielami z krakowskiej szkoły i z ich wychowankami. Wkrótce zjednał sobie przyjaciół, zarówno wśród dorosłych, jak i wśród dzieci. Po uzyskaniu święceń kapłańskich co miesiąc odprawiał w kościele o.o. franciszkanów Mszę dla niewidomych, którym powierzał przygotowanie Liturgii Słowa (teksty sam przepisywał w brajlu) i oprawy muzycznej. Starał się jak najpełniej poznać problemy, trudności i potrzeby inwalidów wzroku.    

Czynił to we właściwy sobie sposób - uczestniczył w rodzinnych uroczystościach, pomagał w codziennych kłopotach, wdawał się w swobodne pogawędki, które niepostrzeżenie przeradzały się w głębokie zwierzenia. Krąg niewidomych przyjaciół ojca Brunona nieustannie się poszerzał. A On dla każdego znajdował czas. I pozostawał wierny w przyjaźni. Nawet gdy obowiązki zakonne kazały Mu się przenosić na inny kraniec Polski, zawsze pamiętał, by będąc przejazdem  - wpaść na chwilę rozmowy, a gdy to było niemożliwie - napisać list czy choćby kartkę. Skupiał wokół siebie ludzi, dawał oparcie, a jednocześnie, okazując im serdeczność i zaufanie, potrafił sprawić, by zrozumieli, że każdy powołany jest do tego, by wiele dobra nieść innym.    

Ojciec Bruno Pawłowicz został pochowany w grobowcu o.o. franciszkanów na warszawskich Powązkach. Pogrzeb odbył się 22 października. W tym dniu po raz ostatni skupili się wokół ojca Brunona ludzie, których On sam tak hojnie obdarował. Cóż: „przyjaciel umiera, przyjaźń trwa” - jak głosi stara turecka sentencja. Trwa i zobowiązuje. Dobro, które czynił ojciec Pawłowicz, będzie nadal przynosiło owoce w życiu ludzi, którzy się z Nim zetknęli.                  

Pochodnia Grudzień 1987