20 ROCZNICA ŚMIERCI OJCA BRUNO PAWŁOWICZA   

   

Zofia Krzemkowska   

   

Tak Go zapamiętałam   

   

„Człowiek żyje dopóty,   

   

dopóki pozostaje w ludzkiej pamięci”.    

   

Z okazji obchodów 50-lecia    

Krajowego Duszpasterstwa    

Niewidomych chcę przybliżyć    

postać nieżyjącego już krajowego    

duszpasterza niewidomych Ojca    

Bruno Pawłowicza.    

   

Czas mija, ale pamięć o Ojcu    

wśród nas jest wciąż żywa. Żył    

w latach 1942-1987. Urodził się    

21.VI.1942 r. w Łysowie Siedleckim    

na Podlasiu. Ojciec Zygmunt,    

stolarz-cieśla, matka Feliksa siostry:    

Jadwiga, Zofia, Janina.   

   

Zygmunt, przyszły ojciec Bruno    

- Franciszkanin, wychowywał    

się w rodzinie, która troszczyła się    

o głęboko religijne wykształcenie    

i wychowanie dzieci. Zygmunt w latach 1957-1968 uczył się i wychowywał    

w Seminarium w Niepokalanowie. Tam uzyskał świadectwo    

dojrzałości, które jednak nie było uznawane przez władze    

państwowe. Przełożeni określali go jako delikatnego i chorowitego    

- co zmuszało go nawet do przerywania nauki - wrażliwego na potrzeby starszych, bezkonfliktowego, pogodnego, gorliwego w modlitwie. Grał na akordeonie, co szczególnie przydawało się    

na pielgrzymkach. Ładnie śpiewał. Przygotowywał przedstawienia    

teatralne, np. „Syn marnotrawny” wg przypowieści ewangelicznej.    

Lubił przebywać z ludźmi, stąd jego częsty kontakt z niewidomymi.    

Wymienione cechy znajdują potwierdzenie w naszych kontaktach    

z Ojcem. Święcenia kapłańskie otrzymał 24.06.1967 r.   

   

Przez dwa lata studiował filozofię w Łagiewnikach pod Łodzią,    

a następnie w Akademii Teologii Katolickiej w Warszawie.    

Studiował też defektologię. W pracy magisterskiej na temat: „Dialog    

duszpasterski z niewidomymi” napisał: „opiekę duszpasterską    

nad niewidomymi rozumiem jako działalność pewnej grupy    

ludzi (widzących i niewidomych) zmierzającą do pogłębienia   

i ożywienia działalności religijnej w środowisku niewidomych,    

w sposób uwzględniający specyfikę niewidomych”. Dotarł z ankietą pytań związanych z pracą magisterską do 100 niewidomych    

w całej Polsce. Fragmenty pracy zaprezentował 30.10.1975 r.,   

przed diecezjalnymi duszpasterzami niewidomych.   

   

Utrzymywał kontakt z niewidomymi z różnych ośrodków.    

W Krakowie duszpasterstwo niewidomych skupiało swoją działalność    

przy kościele Franciszkanów. Nieżyjąca już niewidoma    

nauczycielka Maria Różkiewicz w 1966 r. nauczyła Ojca pisma    

brajla. Odtąd stosował je w codziennej pracy, w korespondencji   

z niewidomymi. Z okazji świąt wysyłał i otrzymywał życzenia napisane    

brajlem. Otrzymywałam je również i nadal przechowuję.    

Przygotowywał w brajlu teksty modlitewne, by umożliwić niewidomym czynny udział w liturgii.   

   

W latach 1968-72 uczestniczył w życiu niewidomych w Łodzi.    

Skupiało się ono przy Salezjanach i Jezuitach. Możemy o tym    

przeczytać w „Kronice Duszpasterstwa” - wspomnienie niewidomej    

Emilii Święcickiej. Ludzie cenili najbardziej fakt, że odwiedzał    

niewidomych w ich rodzinnych domach. Motorem jego działania    

była potrzeba bycia z drugim człowiekiem. Kierował do niewidomych kleryków, którzy służyli w charakterze przewodników   

i lektorów. Akcja zapoczątkowana przez Ojca trwa do dziś. Ojciec    

Bruno odwiedzał seminaria duchowne, chcąc uczulić przyszłych    

kapłanów na specyfikę potrzeb niepełnosprawnych.   

   

W latach 1972-76 miał szczególnie aktywne kontakty z Laskami,    

szczególnie ze śp. Ojcem Tadeuszem Fedorowiczem i z dziećmi    

niewidomymi, które ceniły w nim autentyczność, przygotowywane    

dla nich piosenki i konkursy. Możemy o tym przeczytać we    

wspomnieniach niewidomej siostry Hieronimy zamieszczonych    

w książce Aleksandry Słowik - „Najważniejsze jest niewidoczne    

dla oczu” - dostępnej dla nas w wersji kasetowej w bibliotece przy ul. Piwnej w Warszawie.   

   

Prowadził też ożywioną działalność w Lublinie w latach    

1967-68 oraz na Wybrzeżu, o czym pisze niewidoma masażystka    

z Gdyni, Helena Urbaniak, w „Kronice” tamtejszego duszpasterstwa.    

W 1969 r. organizował obozy dla niewidomych w Muszynie    

i Sobieszewie, połączone z naukami rekolekcyjnymi.    

   

Współpracował z Polskim Związkiem Niewidomych, nie    

tylko z terenowymi kołami, ale także na szczeblu centralnym.    

Uczestniczyłam w naukowym sympozjum organizowanym przez    

Dział Tyflologiczny ZG PZN, gdzie wśród prelegentów znalazł się Ojciec Bruno, entuzjastycznie witany przez uczestników. Mówił    

o potrzebie szerszego informowania społeczeństwa - także parafialnego-   

o możliwościach i trudnościach niewidomych. Ten postulat nie stracił  aktualności.    

   

Krajowym duszpasterzem niewidomych był Ojciec w latach    

1980-87. Poza częstymi wyjazdami w teren do poszczególnych    

wspólnot, organizował ogólnopolskie pielgrzymki niewidomych, m.in. do Gietrzwałdu, Swarzewa, gdzie byliśmy przyjmowani    

przez kaszubskie rodziny. Do wspólnot szczególnie często    

odwiedzanych należała Bydgoszcz. Zabiegał o to ówczesny    

duszpasterz niewidomych, ks. kan. Benon Kaczmarek. Za jego    

pośrednictwem spotkałam się z Ojcem Bruno. Odwiedził mnie   

w rodzinnym domu. Uczestniczyłam w Eucharystii i w spotkaniu   

z całą wspólnotą pod przewodnictwem Ojca Bruno. Zostałam    

włączona na listę brajlowskich korespondentów Ojca. Listy od    

Niego były zawsze pełne przemyśleń i głębokiej treści, a ponieważ    

ich pisanie i czytanie nie wymagało pośrednictwa innych, były    

szczególnie cenne. Ojciec inicjował modlitwę nie tylko w kościele    

czy kaplicy, ale też wszędzie indziej na łonie przyrody. Podczas    

konnego zielonego kuligu, w którym z nami uczestniczył, przy    

dogasającym ognisku żegnaliśmy dzień wspólną pieśnią inicjowaną    

przez Ojca. Wędrówka po Beskidzie Sądeckim z różańcem    

w ręku z Ojcem była łatwiejsza i pogodniejsza.    

   

Serdecznego słowa pociechy Ojca nie zabrakło przy łożu obłożnie    

chorego niewidomego, niemal zapomnianego przez Boga   

i ludzi. Duchowe wsparcie otrzymywały też w Bydgoskim Ośrodku    

Rehabilitacji osoby tracące wzrok. Byłam tego świadkiem.    

Lecznicze, słoneczne słowa kapłana przynosiły nadzieję. Miał dla    

nas zawsze czas, chętnie wysłuchiwał, pocieszał, radził.   

   

Dłużej przebywaliśmy razem w Muszynie. Przyjechał w gronie    

przyjaciół - dzieci o obniżonej sprawności intelektualnej   

z rodzicami z Gdyni (nimi też się zajmował). Jego przyjazd nie był    

wcześniej zapowiedziany, więc szukał noclegu w Ośrodku „Nestor”.    

A potem wspólnie z wszystkimi wczasowiczami obchodziliśmy    

rocznicę święceń kapłańskich Ojca. Były kwiaty, jako wyraz    

wdzięczności środowiska, a przede wszystkim ciekawa gawęda   

o życiu kapłańskim Ojca.   

   

Ostatni rok życia był szczególnie pracowity. Pobyt na Białorusi,    

gdzie tak bardzo brakuje kapłanów, w kwietniu seria rekolekcji    

w Laskach, Łodzi i Sobieszewie.    

   

Tragiczna śmierć na trasie Lublin - Warszawa w wypadku    

samochodowym 13.10.1987 r. przerwała ofiarną służbę. Miał zaledwie 45 lat. Był nam tak bardzo potrzebny jako kierownik,    

dobry organizator, szlachetny człowiek. Był dla nas kimś ważnym przez świadczoną nam posługę religijną, tak wiele zawdzięczamy. Za okazaną dobroć i zrozumienie dziękujemy modlitwą    

o życie wieczne dla duszy Ojca. Jego postawa może być    

wzorem dla kapłanów rozpoczynających pracę duszpasterską    

wśród niewidomych.   

   

Ojciec Bruno został pochowany na Powązkach w kwaterze    

Franciszkańskiej. Pogrzeb był manifestacją bólu środowiska niewidomych,    

którzy na tę uroczystość dotarli autokarami z całej    

Polski.    

   

Kontynuatorem dzieła Ojca Bruna Pawłowicza jest aktualny    

krajowy duszpasterz niewidomych, ks. prałat Andrzej Gałka.   

Z okazji 50-lecia Krajowego Duszpasterstwa Niewidomych dziękujemy    

mu za codzienną pracę i obecność wśród nas. Bóg zapłać.    

   

   

Z wypowiedzi Kardynała Stefana Wyszyńskiego: „Człowiek    

ujawnia swoją osobowość w sposobie traktowania bliźnich”,    

„Słowo jest darem Bożym, powinno być słoneczne i lecznicze”.   

A Jan Sztaudynger powiedział: „Słowa kunsztowne, słowa piękne    

bledną, wobec prostego, które trafia w sedno”.   

   

Takimi słowami jesteśmy obdarowywani przez krajowego    

duszpasterza niewidomych ks. prałata Andrzeja Gałkę i za to jesteśmy mu wdzięczni.   

   

 Najpierw człowiek   

       Józef Szczurek    

 Na przestrzeni minionych kilkudziesięciu lat, niewidomi w Polsce mieli  wielu serdecznych przyjaciół, ludzi z otwartym sercem, umiejących i chcących dzielić się dobrem, ale w pierwszym ich rzędzie, przez ponad dwadzieścia lat, kroczył ojciec Bruno Pawłowicz - działacz społeczny wielkiego wymiaru, człowiek       niezwykle wrażliwy na potrzeby bliźnich, kapłan i zakonnik z najgłębszego powołania. Bliscy mu byli nie tylko niewidomi, ale wszyscy inni ludzie słabi,  chorzy, niezaradni. Jego życie trwało niedługo, lecz dary, którymi nas obdarzał każdego dnia, są ogromne. Jego zasług nie opiewają dzieła naukowe, ani    utwory poetyckie i pieśni pochwalne, ani marmurowe tablice, ma natomiast najliczniejsze i najtrwalsze pomniki - w sercach ludzi , którym służył z miłością i    największym oddaniem. Próbie nakreślenia jego pięknej sylwetki przyświeca  pragnienie, abyśmy potrafili i chcieli dary te pomnażać w codziennym życiu.            

   

Lata dziecięce     

 Zygmunt Pawłowicz - późniejszy franciszkanin i kapłan - przyszedł na świat    

 21 czerwca 1942 roku, na Siedleckiej Ziemi, we wsi Łysów. Miał trzy starsze siostry -  Annę, Zofię i Janinę oraz młodszego brata - Czesława. Ojciec - Edmund - był stolarzem - cieślą, a jego praca usługowa na rzecz mieszkańców w całej okolicy  cieszyła się dużym uznaniem i zaufaniem. Matka - Feliksa, aby uzupełnić rodzinny budżet, tkała i szyła lniane obrusy i inne podobne wyroby, niezbędne do codziennego użytku   

 Tuż przed wojną ojciec sam wybudował dom, w którym zamieszkała rodzina. Również sam wykonał wszystkie meble, które, choć proste, były  estetyczne i solidne.    

Każdy członek rodziny miał swoje prawa i obowiązki. Latem Zygmunt, na okolicznych łąkach i polach zbierał lecznicze zioła, sprzedawał w miejscowym punkcie skupu, a za uzyskane w ten sposób pieniądze, kupował podręczniki szkolne i inne książki, a czasem nawet drobne podarki dla rodzeństwa. Wszystkie dzieci Pawłowiczów ukończyły miejscową szkołę podstawową. Zygmunt był pilnym uczniem. Pisywał wiersze i z przejęciem je recytował. Dużo i chętnie śpiewał.    

  W domu panowała głęboko religijna atmosfera. Wieczorami często  razem śpiewano nabożne pieśni, wspólnie odmawiano różaniec. Od najmłodszych lat był ministrantem w kościele łysowskim pod wezwaniem Matki Boskiej Różańcowej i św. Andrzeja Boboli. Dzięki temu, u Zygmunta dojrzewała myśl o poświęceniu swego życia Bogu i ludziom. Decyzję przyśpieszyły rekolekcje  odbywające się tymże kościele w maju 1957roku. Prowadził je franciszkanin -     ojciec Roch Betlejewski z Niepokalanowa. Jemu właśnie zwierzył się ze swych pragnień piętnastoletni Zygmunt. Rozmowa ta pomogła podjąć mu decyzję o wstąpieniu na drogę zakonną i kapłańską.   

  Pod koniec maja zwrócił się do prowincjała Franciszkanów konwentualnych w Warszawie z prośbą o przyjęcie go do seminarium duchownego, pisząc:     

„Najprzewielebniejszy Ojcze prowincjale! Przed kilkoma dniami od jednego z Przewielebnych Ojców Franciszkanów z Niepokalanowa dowiedziałem się o projekcie założenia w Niepokalanowie seminarium duchownego, do którego prawdopodobnie już od września będą przyjmowani kandydaci. Takim kandydatem ja z całego serca pragnę zostać. Od lat najmłodszych mam szczere chęci poświęcenia się na służbę Bogu…”    

 Do podania, wśród innych niezbędnych pism, załączona została opinia  wystawiona przez proboszcza łysowskiej parafii - ks. Franciszka Leśniewskiego: ”Cała rodzina cieszy się niezwykle dobrą opinią i stanowi wzór dobrych parafian, zaś Zygmunt służy często do Mszy świętej, wyróżnia się pobożnością i jest przykładem dla otoczenia, a także zdradza zdecydowane powołanie do stanu duchownego".    

 Odpowiedź przyszła bardzo szybko, bo już ośmiu dniach. Od roku    

Zygmunt uczęszczał do średniej szkoły ogólnokształcącej w Siedlcach. Od września 1957 roku został przyjęty do dziewiątej klasy Niższego Seminarium w Niepokalanowie, które na kolejnych kilka lat stało się domem rodzinnym Zygmunta, miejscem zdobywania nauki oraz kształtowania się jego sylwetki  duchowej, zakonnej i kapłańskiej. Po roku został przyjęty do franciszkańskiego nowicjatu i przybrał zakonne imię - Brunon. Przypomnijmy, iż klasztor w Niepokalanowie założył ojciec Maksymilian Kolbe w okresie międzywojennym, jako wielki ośrodek drukarsko - wydawniczy, którego jednym z najważniejszych zadań było głoszenie czci Matki Bożej Niepokalanej.     

   

 Początek drogi kapłańskiej   

Kleryk Bruno Pawłowicz dużo chorował, zapadał na infekcje dróg oddechowych, był częstym pacjentem miejscowej infirmerii, ale i wtedy, gdy nie nękały go choroby, prawie każdego dnia przebywał w niej z własnej woli ,  Pomagał chorym, załatwiał ich sprawy, podawał leki, czytał książki. To było jedno z zadań, jakie przyjął na siebie, chcąc służyć ludziom. Aktywnie włączał się również  w inne akcje charytatywne podejmowane przez kleryków i zakonników mające na  celu rozległą pomoc biedniejszym i niezaradnym mieszkańcom okolic Niepokalanowa. Zachowało się kilka opinii jego opiekunów z tamtego okresu. Jedna z nich napisana przez opiekuna seminarzystów - ojca Ignacego Reicha,    brzmi:   

   „Chłopiec bardzo szlachetny, radosny, pobożny. Przede wszystkim ma w sobie pewien wdzięk, potrafi okazać serce, jest bardzo pracowity i sumienny. Oby tylko pozostał nadal takim samym. Można mu wszystko zaufać.    

Od początku należał do najlepszych seminarzystów. Już chyba z natury otrzymał delikatność i uprzejmość, jest zrównoważony, pobożny. Zawsze chętny do jakiejkolwiek pracy.    

W ciągu roku chorował na zatoki. Miał trochę przerwy w nauce i dlatego trudno mu było potem dogonić innych. W nauce nie wybija się, ale jest wzorem w zachowaniu".    

Po sześciu latach nauki i kształtowania się zakonnej i kapłańskiej  osobowości w Niepokalanowie, Bruno Pawłowicz wyjechał na studia teologiczne do Krakowa. Był to kolejny bardzo ważny etap w jego życiu. Jeszcze bardziej rozwinął tu swą służebną działalność wobec ludzi najbardziej potrzebujących, tu zetknął się po raz pierwszy z niewidomymi, tu wreszcie podjął zadania duszpasterskie i tej służbie pozostał wierny do końca życia.     

   

   W Krakowie    

  Po kilkunastu latach, w jednym ze swych wystąpień prasowych, o tym okresie, wypowie się następująco:   

„O tym, że zostałem duszpasterzem niewidomych - powiedziałby ktoś -  zadecydował przypadek, ale ja w przypadki nie wierzę. W przeszłości dużo chorowałem. Wpędzając wiele dni na szpitalnym łóżku, miałem dużo czasu na refleksje. To były dla mnie swoistego rodzaju „rekolekcje zamknięte”. Wtedy też uświadomiłem sobie, że jest tylu ludzi, dorosłych i dzieci, którzy potrzebują pomocy, wsparcia, opieki. Studiując teologię, mieszkałem w Krakowie, a więc w mieście, w którym jest wiele ośrodków szkolno-wychowawczych dla  niepełnosprawnych. Najpierw zainteresowałem się „szkołą życia” dla dzieci i młodzieży specjalnej troski. W okresie świąt dla nich organizowałem jasełka. Do tego niezbędny był zespół muzyczny. Poradzono mi, by zwrócić się do krakowskiej szkoły muzycznej dla niewidomych dzieci. I to był właśnie mój pierwszy kontakt z inwalidami wzroku.     

 Potem zacząłem chodzić na lekcje, by zobaczyć, jak wygląda nauczanie niewidomych. Trzy lata przed otrzymaniem święceń kapłańskich prowadziłem już lekcje religii dla niewidomych dzieci, nauczyłem się brajla, a po otrzymaniu święceń zostałem duszpasterzem niewidomych w archidiecezji krakowskiej. Mianował mnie nim ks. arcybiskup Karol Wojtyła - obecny papież".    

   Zdobywanie wiedzy o niewidomych, Bruno Pawłowicz rozpoczął od nauki brajla. W tajniki pisma oraz w najważniejsze zagadnienia tyflologiczne   wprowadzała go niewidoma nauczycielka - Maria Ruszkiewicz. Ona także organizowała mu spotkania z dziećmi i nauczycielami szkoły muzycznej dla niewidomych.   

 Pismo Braille`a odgrywało w jego późniejszej pracy duszpasterskiej ważną rolę. Ze świadectw wielu osób wynika, że, chcąc mieć bezpośredni kontakt z  ludźmi niewidzącymi, pisał do nich brajlowskie listy i w tym systemie otrzymywał z całego kraju dziesiątki przesyłek, przepisywał teksty modlitewne, aby umożliwić niewidomym czynny udział w liturgii nabożeństw.   

 W czerwcu 1967 r., w Kościele Księży Misjonarzy w Krakowie, Bruno Pawłowicz przyjął święcenia kapłańskie. Spełniło się więc pragnienie, które narastało w nim od wczesnych lat dziecięcych. Wielkim przeżyciem stało się dla niego odprawienie Mszy prymicyjnej w rodzinnym kościele w Łysowie. W podniosłej i radosnej uroczystości uczestniczyli mieszkańcy całej parafii. Młody ksiądz stał się powodem ich dumy i chwały spływającej na parafię.   

   

Łódzkie doświadczenia    

 Dziesięć miesięcy później, początkujący kapłan przeniesiony został do Łodzi, aby tutaj rozwijać i ugruntowywać posługi duszpasterskie. Wraz z kilkoma braćmi franciszkańskimi zamieszkał w trudnych warunkach, w starym budynku bez nowoczesnych urządzeń sanitarnych, w którym krany z wodą znajdowały się  jedynie na korytarzu. Takich domów w tamtym czasie w Łodzi było jeszcze dużo, ale to nie zniechęcało go do pracy. Korzystając z doświadczeń krakowskich,  przystąpił do organizowania duszpasterstwa niewidomych. Duży nacisk położył na odwiedzanie niewidomych w ich domach. W zaciszu własnych czterech ścian,   ludzie stają się mniej skrępowani, bardziej wylewni, skłonni do opowiedzenia co ich dręczy, z czym sobie nie radzą. Było to momentem ułatwiającym bliższe poznanie niewidomych, a co za tym idzie - organizowanie im najbardziej  potrzebnej pomocy.    

Inną skuteczną formą nawiązywania bliskiej więzi były niedzielne wycieczki  za miasto oraz do niedalekich miejscowości wypoczynkowych. Dzięki nim,    młody kapłan szybko zaskarbił sobie serdeczne uczucia ludzi, których wyrywał z szarzyzny codzienności, otwierał nowe drogi, budził nadzieję i radość.    

   

Listy do Ciebie    

 W sierpniu 1972 roku, Bruno Pawłowicz, za zgodą prowincjała franciszkanów przeniósł się do Warszawy, aby, jako student Akademii Teologii Katolickiej, pogłębiać swą wiedzę. Zgodnie z głównym kierunkiem działań duszpasterskich, podjął studia, interesując się problemami ludzi niepełnosprawnych, ich potrzebami oraz formami oczekiwanej pomocy.   

       Najważniejszą domeną jego pracy kapłańskiej w Warszawie   miała być katecheza. Wtedy też nawiązał ścisłe więzi z ośrodkiem dla niewidomych dzieci w Laskach oraz duszpasterzem Diecezji Warszawskiej - Stanisławem Hoinką. Miał wykłady w seminariach duchownych stolicy i jej okolicach. W czasie spotkań z klerykami - przyszłymi kapłanami - uwrażliwiał ich na potrzeby i problemy  niewidomych, a także innych ludzi wymagających szczególnej troski.    

 Dzieci z Lasek lgnęły do niego, miał na nie duży wpływ. Często wyjeżdżał z nimi na obozy wypoczynkowe do Sobieszewa nad morzem i do ośrodka PZN w Muszynie. Ślad tego znajdujemy we wspomnieniach Katarzyny Łańcuckiej (Pochodnia 1-1988), gdzie cytuje wypowiedź ucznia laskowskiej szkoły  zawodowej - Piotra Szwarca:   

"Tym, co uderzało każdego, kto poznał Ojca Brunona, była jego wielka serdeczność i otwartość. Wszelkie kontakty z Nim nabierały zawsze osobistego charakteru. Bardzo wyczulał nas na cierpliwość wobec wszystkich. Mówił, że ludzie widzący nieraz chcą nam pomóc, lecz nie wiedzą, jak się do tego zabrać, stąd wynikają przeróżne problemy, których by nie było, gdybyśmy okazali wyrozumiałość.    

Niedawno prowadził w Laskach rekolekcje dla niewidomej młodzieży. Po Mszy rozpoczynającej dwa dni skupienia, Ojciec Bruno razem z nami zaśpiewał pieśń, której refren brzmi:   

Chcę być dla ciebie Bożym listem,    

A ty bądź dla mnie,    

Bóg dziś do ciebie mnie tu przysłał,    

Więc widać pragnie    

Coś jedynego nam powiedzieć,    

Tobie przeze mnie, mnie przez ciebie.    

Pieśń tę, jak mówił, bardzo lubił. Myślę, że właśnie te słowa odzwierciedlają podejście Ojca do drugiego człowieka".    

 W czerwcu 1976 roku, ojciec Bruno obronił pracę magisterską z defektologii. Jej tytuł brzmiał: "Dialog duszpasterski z niewidomymi".   

Dodajmy tu jeszcze, że, odczuwając nieodpartą potrzebę ciągłego   zwiększania wiedzy o ludziach w jakiś sposób okaleczonych, Bruno Pawłowicz w roku 1984 ukończył dwuletnie podyplomowe studium w Katolickim Uniwersytecie w Lublinie z zakresu poradnictwa psychologicznego i psychoterapii dla duchowieństwa. Napisał cenną i bardzo nowatorską pracę na temat "Telefon zaufania jako forma psychoterapii".     

   

 Opiekun społeczny   

  Jesienią tego samego roku ojciec Bruno Pawłowicz wyjechał do Trójmiasta. Najpierw pełnił swe posługi kapłańskie w Gdyni, a później w Gdańsku.  Już w pierwszych tygodniach pobytu na Wybrzeżu, zorganizował w Gdyni Duszpasterstwo Niewidomych. Każdemu potrzebującemu starał się nieść pomoc. Odwiedzał chorych w ich domach, odprawiał dla nich Mszę Świętą, przynosił kasety magnetofonowe z nagranymi książkami, starał się o leki - czasem trudno dostępne, słuchał zwierzeń, nieraz bolesnych, radził i dodawał otuchy.    

Do swej posługi duszpasterskiej wciągał innych, najczęściej studentów  pracowników medycznych, kleryków. Ludzie, którzy go poznali, zostawali ogarnięci promieniowaniem jego wewnętrznego światła i ciepła, i włączali się w charytatywne działania. Na Wybrzeżu skupiali się w Duszpasterstwie Akademickim pod nazwą: "Fraternia". Ojciec Bruno był ich duchowym przywódcą, wzorem i natchnieniem.     

Chcąc jeszcze bardziej zbliżyć się do niewidomych, dotrzeć do oczekujących  wsparcia, przyjął funkcję opiekuna społecznego. Z tego tytułu uczestniczył w  zebraniach koła Polskiego Związku Niewidomych. Pogłębiało to jego pracę duszpasterską. Łatwiej było się dowiedzieć, gdzie jest niewidomy niezaradny, oczekujący na spowiedź i Komunię Świętą w swoim domu lub daremnie   starający się o pomoc materialną u władz gminy.   

  Mimo tak rozlicznych zadań, potrafił jeszcze znaleźć czas i siły, aby prowadzić cotygodniową katechezę dla dzieci opóźnionych w rozwoju umysłowym. Przygotowywał je do przyjęcia Sakramentów świętych. Dzięki tej inicjatywie i działalności wypływającej z miłości do najbardziej potrzebujących, ludzie specjalnej troski mogli zdobywać wiedzę o Bogu, czuć się Jego dziećmi.    

   

Apostołowie trzeźwości    

W połowie lat 70., ojciec Bruno, studiujący wówczas w ATK w Warszawie (dziś Uniwersytet Prymasa Stefana Wyszyńskiego), nawiązał bliskie kontakty z  "Pochodnią". Należał do konsekwentnych jej czytelników. Od czasu do czasu wpadał do redakcji, aby pogawędzić o sprawach bieżących, wypić kawę w naszym towarzystwie. Spotkania te, sprawiały nam - pracownikom - radość. Ojciec Bruno stwarzał wokół siebie atmosferę pogody, życzliwości i spokoju. Gdy się przebywało blisko niego, miało się wrażenie, że obok jest serdeczny przyjaciel.    

   Od tego też czasu czytelnicy mogli spotkać na łamach czasopisma informacje i artykuły podpisywane: Zygmunt Pawłowicz. Dzielił się w nich swoimi przemyśleniami lub odczuciami związanymi z istotnymi wydarzeniami dotyczącymi problematyki PZN.     

 Przykładowo - bardzo bolało go, że w środowisku niewidomych nierzadko można się spotkać ze smutnymi przejawami wynikającymi z nadmiernego spożycia alkoholu. Proponował, aby w niektórych ośrodkach powstawały tak zwane zespoły apostołów trzeźwości, których zadaniem byłoby zwalczanie pijaństwa, uświadamianie ludziom, jak zgubne rodzi ono konsekwencje w życiu społecznym i indywidualnym. Artykułów tych nie było dużo, co jest zrozumiałe w natłoku zadań autora, ale znamienne jest, że i na tę formę aktywności znajdował czas i uznawał ją za ważną.   

   

 Człowiek, chrześcijanin, kapłan   

W 1980 roku zaszło bardzo ważne wydarzenie - Bruno Pawłowicz powołany został na krajowego duszpasterza niewidomych. W pracy tej miał już olbrzymie doświadczenie, gdyż, jak już wiemy, od kilkunastu lat służył niewidomym w posłudze duszpasterskiej w różnych częściach kraju. Wypada więc powiedzieć kilka zdań o tej formie działalności charytatywnej w Polsce.   

          Duszpasterstwo niewidomych zostało powołane przez Ks. Prymasa Stefana Wyszyńskiego 17 marca 1959 roku, z centralą w Warszawie przy kościele św. Marcina. Pierwszym krajowym duszpasterzem niewidomych został ks. Tadeusz Fedorowicz, który z pomocą ks. Bronisława Dembowskiego spełniał tę funkcję ponad dwadzieścia lat. Aktualnie we wszystkich diecezjach rozwija działalność ponad siedemdziesiąt ośrodków duszpasterskich. Zadania, jakie stawiają przed sobą, nie wszędzie są takie same, gdyż niektóre z nich wypracowały specyficzne, własne formy działania.    

        Większość ośrodków koncentruje się na organizowaniu pielgrzymek do różnych sanktuariów, rekolekcji, dni skupienia, imprez opłatkowych oraz regularnych spotkań w którąś niedzielę miesiąca.   

 Każde takie spotkanie jest starannie obmyślane i przygotowane. Punktem kulminacyjnym jest oczywiście Msza święta z aktywnym udziałem niewidomych. Ktoś czyta brajlem teksty liturgiczne, ktoś inny śpiewa psalm czy gra na instrumencie muzycznym. Po liturgii wszyscy przenoszą się do innego pomieszczenia. W tej drugiej części programu przy ciastkach domowego wypieku i herbacie są recytacje w wykonaniu aktorów i amatorów, są pieśni i piosenki dla solenizantów z danego miesiąca, a miłym, serdecznym rozmowom, tak bardzo integrującym tę wspólnotę, nie ma końca. Z takiego spotkania ludzie wracają do swych domów jakby odrodzeni, umocnieni duchowo i z poczuciem pewności, że mają widzących przyjaciół, którzy na pewno w trudnej sytuacji nie zawiodą i pomogą przetrwać każdy krytyczny moment.   

 Ojciec Bruno Pawłowicz określał duszpasterstwo jako działalność pewnej grupy ludzi widzących i niewidomych, która zmierza do pogłębienia wiary, a nie tylko wiedzy religijnej, w sposób uwzględniający jego specyfikę. Duszpasterstwo ma na celu przede wszystkim ożywianie i pogłębianie życia religijnego, przygotowanie do świadomego i czynnego udziału we Mszy świętej, ukazywanie sensu cierpienia,  tak ważnego w twórczej akceptacji kalectwa, wskazywanie dróg wiodących do odzyskania wiary we własne siły i  wzorców osobowych, mobilizujących do przeciwstawiania się skutkom kalectwa.    

  Duszpasterstwo powinno również bronić niewidomego przed poczuciem  osamotnienia i pomagać mu w wypracowaniu postawy wobec siebie, życia i otoczenia. W duszpasterskiej wspólnocie niewidomych starał się wykorzystywać możliwości wszystkich jej członków, aby była naprawdę wzajemna wymiana dóbr - wszyscy coś z siebie dają i wszyscy otrzymują.     

W jednym z wywiadów Bruno Pawłowicz powiedział:      

- Spotkałem wśród niewidomych wielu wspaniałych ludzi, pełnych optymizmu i życiowych aspiracji. Tyle się od nich nauczyłem, że czuję się dłużnikiem całego środowiska niewidomych, któremu poprzez pracę duszpasterską jakby spłacam dług wdzięczności.-   

 Jako kapłana zawsze interesował mnie problem: na ile autentyczna wiara w Boga pomaga w twórczej akceptacji kalectwa. Dziś już nie tylko wierzę, ale wiem, że tak jest. Tę wiarę i tę wiedzę wykorzystuję w różnych sytuacjach, starając się pomóc człowiekowi przytłoczonemu nieszczęściem, podtrzymać go na duchu, wzmocnić jego odporność psychiczną.    

W pracy duszpasterskiej i w całym swoim życiu zawsze staram się pamiętać, że najpierw mam być człowiekiem, a dopiero potem księdzem i zakonnikiem. Usiłuję dostrzegać innego człowieka, z jego wszystkimi potrzebami, z tymi zwyczajnymi, materialnymi, i duchowymi. Służąc ludziom - nie ograniczam się do potrzeb religijnych, gdyż jedne z drugimi się wiążą. Niektórym pomagam jak człowiek człowiekowi, innym - jak chrześcijanin chrześcijaninowi, a tym, którzy oczekują pomocy kapłana, służę po kapłańsku. Na spotkaniach z niewidomymi należy uwrażliwiać ludzi, by umieli i chcieli nie tylko brać, ale i dawać. -   

 Bruno Pawłowicz przywiązywał dużą wagę do ścisłej i dobrej współpracy  duszpasterstwa z Polskim Związkiem Niewidomych. Często dawał wyraz przekonaniu, iż obydwie instytucje, zajmując się tą samą cząstką społeczności,  powinny darzyć się wzajemną życzliwością i otwartością, bo przecież łączy je wspólny cel - pomagać niewidomemu.    

Był nadzwyczajnym członkiem PZN. Z zadowoleniem przyjął Złotą  Honorową Odznakę tej organizacji.   

  Przemówienie ojca Brunona na Krajowym Zjeździe Delegatów w październiku 1985 roku przyjęte zostało z prawdziwym entuzjazmem. Nigdy przedtem ani potem wystąpienia jakiegoś mówcy nie przyjmowano tak wielkimi owacjami. Odebrał je jako uznanie całego środowiska wyznawanych przez siebie wartości i przyjęcie ich za swoje.            

   

 

Niepokalanowskie spotkanie    

 Pod koniec lata 1983 roku, z inicjatywy ojca Brunona Pawłowicza,    odbyła się ogólnopolska pielgrzymka niewidomych do Niepokalanowa.  Wydarzenie to powinno na długo zostać w naszej zbiorowej pamięci. Podczas  spotkania na polach niepokalanowskich zebrani pragnęli uczcić 25-lecie  powołania do życia w Polsce Krajowego Duszpasterstwa Niewidomych. Przybyli autokarami w dużej liczbie z ponad trzydziestu miast i ośrodków.   

Msza Święta miała bardzo uroczysty charakter. Wśród kilkunastu księży  dominującą rolę odgrywał ojciec Bruno Pawłowicz - krajowy duszpasterz  niewidomych. Pamiętać trzeba, że on także obchodził wówczas czasowo bliski jubileusz wstąpienia na drogę kapłańską. Klasztorne pomieszczenia  franciszkanów bez trudu podczas okolicznościowego przyjęcia pomieściły wszystkich uczestników. Nawet błękitne niebo i niemęczące już słońce sprzyjały  podniosłej uroczystości.     

Dla upamiętnienia jubileuszu i niepokalanowskiej pielgrzymki wybity  został w brązie pamiątkowy medal, który trafił do rąk ludzi mających zasługi i działalności wśród niewidomych w nasyconej chrześcijańskim braterstwem,  kulturą i służbą ludziom potrzebującym pomocy bliźnich. Medal ma kształt  Polski. Na jego powierzchni znajduje się wyrzeźbione popiersie twórcy  klasztornego ośrodka w Niepokalanowie - ojca Maksymiliana Kolbe, charakterystyczny krzyż franciszkanów, napis upamiętniający pielgrzymkę i  brajlowski sześciopunkt. Otrzymało go również wielu uczestników niepokalanowskiego spotkania.   

Dopiero późnym popołudniem autokary ruszyły w drogę powrotną do wszystkich zakątków kraju. Autor niniejszego szkicu niepokalanowski medal  zachowuje wśród najcenniejszych dowodów uznania i ludzkiej przyjaźni.   

   

 

 

Litwa i Białoruś   

Latem 1986 r. kapituła generalna Zakonu Franciszkanów Konwentualnych powołała w Polsce trzecią prowincję - północną, a ojcu Bruno powierzono funkcję gwardiana klasztoru franciszkanów w Lublinie. Przybyło mu więc niemało nowych   zadań, jednak nie zrezygnował z dotychczasowych obowiązków duszpasterstwa niewidomych. Odtąd często przemierzał swym samochodem drogę z Lublina do Warszawy, co, jak się miało wkrótce okazać, stało się przyczyną dramatu.       

Duszpasterska posługa Brunona Pawłowicza, jakby mu nie dość było pracy we własnej ojczyźnie, przekraczała granice Polski. Pisze o tym Władysław Gołąb ("Pochodnia" 10-1997):   

„Kartą mało znanej działalności ojca Brunona były jego kontakty wschodnie. Po raz pierwszy wyjechał na Białoruś i Litwę na początku lat siedemdziesiątych. Nawiązał wtedy serdeczne wizyty przyjaźni z zakonspirowanymi benedyktynkami w Wilnie. Na Białorusi, gdzie kościół katolicki znosił znacznie większe prześladowania, aniżeli na Litwie - katechizował, chrzcił, odprawiał msze i niósł pociechę. Z wyjazdem na Wschód wiążą się także ostatnie miesiące jego życia.   

W sierpniu 1987 r. po odbyciu pielgrzymki na Jasną Górę, wybrał się do Wilna, gdzie 17 sierpnia prosto z dworca zabrano o. Bruno do szpitala. 21 sierpnia na własną prośbę opuścił szpital i przeniósł się do sióstr benedyktynek. 24 sierpnia ponownie poszedł do szpitala. Tego też dnia został operowany. 4 września opuścił szpital. Ze strony personelu szpitalnego doznał ogromnej troski. W lipcu 1993 r. na Międzynarodowym Zjeździe Hospicjum w Gdańsku pielęgniarka z wileńskiego szpitala pani Halina Linkiewicz powiedziała: "Od spotkania z o. Brunonem Pawłowiczem zmieniłam się...  Wszystko nabrało dla mnie nowego wymiaru - i życie, i śmierć. I nie byłoby mnie ani w pracach wileńskiego hospicjum, ani na tym zjeździe, gdyby nie ojciec Bruno".   

Zygmunt Pawłowicz, franciszkanin, kapłan, człowiek, który całe swe życie poświęcił ludziom słabszym, potrzebującym pomocy i opieki - zginął w wypadku samochodowym na trasie Lublin - Warszawa, na przedmieściach stolicy , 13 października 1987 roku. Miał zaledwie 45 lat. Tragiczne wydarzenie okryło żałobą  setki tysięcy ludzi, a wśród nich wszystkich niewidomych w Polsce. W żałobnej mszy świętej w kościele Franciszkanów na Starym Mieście w Warszawie uczestniczyły liczne poczty sztandarowe, księża i zakonnicy, uczniowie z laskowskiej szkoły, młodzież akademicka oraz delegacje niewidomych z całego kraju. Ojciec Bruno Pawłowicz pochowany został w grobowcu ojców franciszkanów na warszawskich Powązkach.   

Bardziej całościową próbą ukazania jego sylwetki jest publikacja Aleksandry Słowik, wydana na początku lat 90. przez ośrodek wydawniczy franciszkanów w Niepokalanowie, zatytułowana: "Najważniejsze jest niewidoczne dla oczu".    

   

 W naszych sercach    

   W czasie pobytu ojca Brunona w redakcji "Pochodni", w maju 1986 roku,  zadaliśmy mu pytanie: „Na jakie wartości chciałby zwrócić uwagę niewidomym, aby ich życie było lepsze i piękniejsze?”. Odpowiedź brzmiała: „Przede wszystkim na te wartości, które ja sam cenię najbardziej: na wzajemną miłość, życzliwość, na potrzebę ciągłego doskonalenia siebie, swojego charakteru, na życie godne i świadome, bo przecież „nie samym chlebem człowiek żyje”.    

Jestem przekonany, że, jeśli te wskazania zachowamy w swych sercach i będziemy je stosowali w życiu - będzie to najtrwalszy pomnik dla ojca Bruno,   najdoskonalsze dowody wdzięczności za jego niezwykłe, piękne życie.  

 

  "Widzący niewidomym  

Bezinteresowni, zaangażowani, oddani

Wydawnictwo Fundacji Polskich  Niewidomych i Słabo Widzących "Trakt" Ó

Warszawa 2010