Tenor z ulicy Szerokiej

Znaleźć się na ulicy Szerokiej w Zgierzu to jakby przenieść się w lata 20. ubiegłego wieku. Szeroka(!), brukowana uliczka, przycupnięte przy niej drewniane, zapadające się domki, dwupiętrowe kamienice bez wygód, to sceneria do filmów historyczno-rewolucyjnych. Brakuje tylko latarni gazowych. W jednej z dwóch kamienic, na drugim piętrze, mieszka z 86-letnią teściową Izabelą, Wiesław Pawlak - Kiepura ze Zgierza.

Pan Wiesław od 11 roku życia miał problemy ze wzrokiem. Barwnikowe zwyrodnienie siatkówki osłabiało widzenie. Szkołę podstawową i zawodową kończył we Wrocławiu, na Kasztanowej. Został fachowcem od szczotkarstwa i tapicerstwa. Pracował jako szczotkarz do 1970 roku. I właściwie dalsze życie Wiesława potoczyłoby się według schematu: szczotkarnia - dom. No, może nie całkiem bowiem, jak to się mówi, miał ucho do muzyki. We Wrocławiu nauczył się grać na mandolinie, później na perkusji i saksofonie. Muzyka w drobnym stopniu stała się odskocznią od szczotkarskiej rzeczywistości. Pod koniec lat 60. poznaje dziewczynę, wkrótce biorą ślub. Barbara jest śpiewaczką, córką Izabeli - warszawianki od wielu pokoleń. Wszystkie dzieci pani Izabeli mają zdolności artystyczne - Barbara śpiewa, Zbigniew jest malarzem. Bóg dał talent, nie dał jednak zdrowia. Umierają w młodym wieku. Wiesław z żoną przeżył tylko rok po ślubie. W 1970 roku zostaje sam, mając 25 lat. Traci grunt pod nogami. Śmierć najbliższej mu osoby przenosi go w stan hibernacji.  

- Całymi miesiącami siedziałem w małym mieszkanku, na 36 metrach kwadratowych, z teściami, i nie miałem na nic ochoty. Bardzo pomogli mi wtedy psychicznie, podtrzymywali na duchu - wspomina Pawlak.

Po piętnastu latach budzi się z tego letargu i zaczyna myśleć o muzyce. Kolega organista z pobliskiej parafii św. Katarzyny namawia go na zastępstwa w kościelnych obrządkach: ślubach, chrzcinach, pogrzebach. I zastępuje go, gdyż związki z kościołem ma we krwi. Jak tylko sięga pamięcią, jego ojciec zawsze był zakrystianinem. Pawlakowie pochodzą z wioski Domaniew w powiecie poddębickim. W 1954 przenieśli się do Zgierza, gdzie ojciec kontynuował pracę, a może służbę u św. Katarzyny.

- No i zdecydowałem, że zostanę organistą - mówi pan Wiesław. Ale, ale co to za organista, który nie potrafi śpiewać? A ciągnęło mnie do śpiewania, ciągnęło! Za namową profesorki zmarłej żony zacząłem uczęszczać na lekcje do Edwarda Kamińskiego. Przesłuchał mnie, zachwycił się głosem i zachęcił do nauki.

Nauczycieli miał kilku, wspomnianego prof. Kamińskiego, Ryszarda Gruszczyńskiego (zmarł w październiku tego roku w wieku 85 lat), Wojciecha Pospiecha z Akademii Muzycznej w Łodzi, a obecnie jest pod opieką pani Teresy Sieczko z Łodzi. Brał udział w dwóch mistrzowskich kursach międzynarodowych "Bel Canto", prowadzonych przez prof. Andre Orlowitza. Pierwszy miał miejsce w 1993 roku w Kopenhadze, następny trzy lata później w Nałęczowie. Na te spotkania robocze przyjeżdżali z całego świata soliści operowi i ćwiczyli pod okiem mistrza. Z Kopenhagi przywiózł dyplom podpisany przez przewodniczącego Duńskiego Towarzystwa Chopinowskiego, Elzebetha Brodersena. Pan przewodniczący chwali jego czysty głos, muzykalność i zachęca do dalszej edukacji.  

Pierwszy publiczny koncert, już ze śpiewem, Wiesław Pawlak miał w miejscowym kościele w roku 1987. Trema ściskała gardło, gdyż w wielkanocnych mszach brali udział jego znajomi ze Zgierza. Poszło gładko, nikt nie zatykał uszu, ani nie opuszczał dyskretnie świątyni.

A potem zaczęła się przygoda z Towarzystwem Śpiewaczym "Lutnia". Chór ten istnieje 95 lat. Liczy dziś 60 osób. Ówczesny dyrygent Jan Kondratowicz wysłuchał tenora z ulicy Szerokiej i z miejsca powiedział: "Bierzemy pana na solistę". Jest jedynym niepełnosprawnym w zespole. Niedawno ukazała się pierwsza kompaktowa płyta "Lutni", na której pan Wiesław ma dwie solówki. Z chórem zjeździł kawał Europy: Niemcy, Anglię, Francję, Danię, Holandię. W przyszłym roku udają się na Litwę, Słowację i Ukrainę. Wiesław mile wspomina występ na Białorusi w 1995 roku. Doszedł on do skutku między innymi dzięki inicjatywie wiernej czytelniczki "Pochodni", pani Wiktorii Girdziuk z Łotwy. Pojechało tam czterech naszych niewidomych artystów: oprócz Pawlaka, w Mińsku zaśpiewali: Artur Dolecki, Sławomir Doraczyński i Marek Andraszewski. Przyjęto ich bardzo gorąco. Równie entuzjastycznie oklaskiwano solistę ze Zgierza na występach we Francji. Tłum ludzi otoczył śpiewaka i zarzucił pytaniami, oczywiście w miejscowym języku. Nie odpowiedział, bo nauczył się kilku pieśni francuskich i wykonał je z bezbłędnym akcentem. Jedna z pań, zachwycona tym wyczynem, podarowała mu złoty sygnet! Pan Wiesław śpiewa jeszcze w kilku innych językach: hiszpańskim, włoskim, niemieckim, rosyjskim, greckim i...cygańskim. W tym ostatnim ćwiczyli go sąsiedzi ze zgierskiej kamienicy.  

Z kim śpiewa? Ze znanymi solistami operowymi i operetkowymi teatrów -  Wielkiego i Muzycznego w Łodzi: Felicją Warszawską, Anną Jeremus, Danutą Dudzińską, Jadwigą Paduch, Piotrem Micińskim, Tomaszem Rakoczem, Krzysztofem Leszczyńskim, Krzysztofem Witkowskim oraz Jolantą Bobras-Pająk i Jolantą Markuszewską. Wiesław szczególnie lubi śpiewać pieśni neapolitańskie, operetkowe duety, arie operowe z orkiestrą. Znają go i zapraszają na liczne koncerty, jest okrasą wielu imprez okolicznościowych. Nie ma z tego dużej kasy, a właściwie można powiedzieć, że w większości produkuje swój głos za darmo na imprezach charytatywnych.

Ostatnio zamarzyło się Wiesławowi wydanie (wspólnie z Jolantą Kaufman i Januszem Kowalskim) płyty kompaktowej. Ten kaprys kosztuje jednak drogo - 60 tys. zł. Każdy z 45 muzyków orkiestry kasuje po 500 zł, dyrygent - 4 tys. zł. Resztę pochłonęłoby wynajęcie sali i prowizja dla firmy nagraniowej. Skąd wziąć taką furę pieniędzy? Rozesłał więc tenor Pawlak swe prośby do 120 sponsorów, odpowiedziało dwóch. Telekomunikacja Polska poparła pomysł, ale nie zagwarantowała pieniędzy, natomiast Fundacja "Praca dla Niewidomych" poparła i ofiarowała 2000 zł. To kropla w morzu, ale chwała i za to.  - W końcu wyjdzie na to, że wydam skromną autorską płytę jedynie z akompaniamentem fortepianu, a nie orkiestry, jak planowałem - mówi Wiesław Pawlak.  

Bardzo pomocna w borykaniu się z problemami zawodowymi i prywatnymi jest dla niego przyjaciółka z dzieciństwa, pani Ania Niewiadomska, z zawodu pielęgniarka. Pan Wiesław nie jest rozgadaną osobą, woli śpiewać, niż mówić, więc pani Ania włącza się do rozmowy.

- Ten człowiek od świtu do nocy pomaga innym. Udziela się w czterech organizacjach; w "Lutni", Katolickiej WspólnocieNiepełnosprawnych "Serce", jest członkiem honorowym Towarzystwa Gimnastycznego "Sokół" (śpiewał bezinteresownie na wielu ich imprezach), no i szefuje sekcji kolarskiej "Cross" w Łodzi.  

Założył tę sekcję, bo jest zapalonym tandemowcem. Oczywiście pierwszą kierownicę trzyma pani Ania, a on tylko siłą pedałów nadaje bieg maszynie. Brali udział w kilku rajdach, a w weekendy, gdy nie ma koncertów, zwiedzają podłódzkie okolice. Nie dowiedziałem się jednak, czy te przejażdżki pan Wiesław umila swej towarzyszce śpiewaniem pieśni neapolitańskich.

Ten 53-letni niewidomy człowiek lubi ludzi. Chce i pomaga im mimo, że sam niewiele posiada. Po tragicznej powodzi  sprzed czterech lat, razem ze wspólnotą "Serce" zrobił zbiórkę wśród zgierzan i wysłał dzieciom powodzian dary, a od siebie osobiście zakupił maski-zabawki. Społeczeństwo miasta i ziemi zgierskiej doceniło jego serce i został wicezgierzaninem roku 1996. Tak między innymi napisano o nim pięć lat temu w "Ilustrowanym Tygodniku Zgierskim":

"Zgierzanie znają jego piękny tenor z licznych wykonań popularnych arii i pieśni. W czasie koncertów w kraju i zagranicą rozsławia swoje miasto rodzinne jako "Kiepura ze Zgierza". Z jego inicjatywy Towarzystwo Śpiewacze "Lutnia" organizuje od dwóch lat wielkie koncerty 3-Majowe, podczas których przeprowadzana jest kwesta na remont sali widowiskowej. Pod auspicjami Katolickiej Wspólnoty Niepełnosprawnych "Serce" zorganizował bal charytatywny, z którego dochód przeznaczony został na pokrycie kosztów operacji kręgosłupa kilkunastoletniej Marty. Po tym zabiegu dziewczynka znów chodzi..."

Jeszcze jednym trofeum może pochwalić się Wiesław Pawlak. W 1997 roku łódzki oddział Polskiego Związku Chórów i Orkiestr odznaczył go Złotą Odznaką Honorową. Cieszy go ta odznaka, bo to prestiżowe wyróżnienie.  

I tyle o tym człowieku. Śpiewaku, działaczu społecznym  mieszkającym w środku Polski, na bardzo szerokiej ulicy z początku XX wieku.

                        Andrzej Szymański