Kiepura ze Zgierza

Z Wiesławem Pawlakiem, niewidomym tenorem, multiinstrumentalistą, uczestnikiem warsztatów artystycznych „Kuźnia”, rozmawia Halina Kuropatnicka-Salamon.

- Wspominasz czasem starą szkołę wrocławską?

- Oczywiście! Wspominam i tęsknię - do dawnych przyjaźni, do biegania po boisku, do roli pastuszka w jasełkach, do lekcji muzyki. To tam właśnie, w budynku ocienionym kasztanami, nauczyłem się gry na mandolinie. Potem nadszedł czas innych instrumentów - pianina, saksofonu, gitary, perkusji...

- Czerpałeś duże zadowolenie z tych umiejętności?

- Owszem, zwłaszcza po spotkaniu Basi, mojej przyszłej żony. Uczyła się gry na fortepianie i śpiewu. Odznaczała się pięknym sopranem koloraturowym. Akompaniowanie jej było dla mnie źródłem bogatych przeżyć. Jej głos przydawał blasku memu życiu. Basia zmarła rok po ślubie. Po tej tragedii przez 15 lat nie tykałem żadnego instrumentu.

- Co wyrwało cię z tego bolesnego stanu?

- Zacząłem zastępować podczas mszy św. kolegę organistę. Nie tylko nie podejrzewałem siebie o uzdolnienia śpiewacze, ale wręcz wstydziłem się śpiewać solo. Podczas nabożeństw było to konieczne. Postanowiłem spytać znawcę o zdanie, a może i podszkolić głos. Udałem się do profesor śpiewu swojej żony, Wery Kuźmińskiej z Teatru Wielkiego w Łodzi. Orzekła, że mam talent i pchnęła do kształcenia głosu. To zapoczątkowało moją przygodę ze śpiewem.

- Jak przebiegała twoja edukacja?

- Rozpocząłem ją w 1986 r. Pobierałem naukę śpiewu u profesorów: Edwarda Kamińskiego w Łodzi, Ryszarda Gruszczyńskiego (niewidomego artysty) w Warszawie, Wojciecha Pospiecha w Bydgoszczy, Urszuli Borzdyńskiej w Gdańsku, Teresy Sieczko w Łodzi. Poznawałem specyfikę zawodu. Gromadziłem doświadczenia poprzez współpracę z solistami Teatrów Wielkiego i Muzycznego w Łodzi. Dało mi to możliwość podnoszenia kwalifikacji i pracowania nad rozwojem artystycznym osobowości.

- Jako tenor-solista operujesz określonym repertuarem. Jakim?

- Wykonuję arie operowe i operetkowe, pieśni sakralne i neapolitańskie, występuję w duetach. Los poszczęścił i zdobyłem szereg nagród oraz wyróżnień na konkursach i festiwalach. Należą do nich: Złoty Wawrzyn na festiwalu Krajowego Centrum Kultury Niewidomych w Kielcach „Widzieć muzyką” (1995 r.), Złota Odznaka Honorowa przyznana przez Polski Związek Chórów i Orkiestr za całokształt pracy artystycznej i społecznej (1997 r.), II miejsce w VI Ogólnopolskim Konkursie Wokalistów „Integracja 2000” w Starogardzie Gdańskim, I nagroda w KCKN w Kielcach na festiwalu „Widzieć muzyką” (2002 r.), grand prix na festiwalu KCKN w Kielcach „Widzieć muzyką” (2003 r.).

- Padła wzmianka o twojej działalności społecznej. Opowiedz trochę o tej sferze twoich zainteresowań.

- Organizowałem nieraz imprezy charytatywne na rzecz potrzebujących. Były to m.in. bale, biesiady, koncerty na cele leczenia bądź wyjazdów dzieci na kolonie i zimowiska. Czerpałem z tych wydarzeń ogromną satysfakcję. Olbrzymią niespodziankę przyniósł mi rok 1997, gdy za działalność charytatywną i społeczną obrany zostałem Zgierzaninem Roku. Czułem wówczas radość połączoną z dumą.

- Na pewno dumę połączoną z radością odczuwał Zgierz, twoje rodzime miasto. Zgierzanie przecież pilnie śledzą twoje losy. Gdzie koncertowałeś dotychczas?

- Prócz licznych scen w kraju, gościły mnie też estrady zagraniczne, np. we Francji, Holandii, w Niemczech, Słowacji, Białorusi, na Litwie.

- Mówi się z uznaniem, że sporo czasu przeznaczasz na samokształcenie. W czym przejawia się ten proces?

- Brałem udział w Międzynarodowych Kursach Mistrzowskich „Bel-canto”, prowadzonych przez profesora Andre Orlowitza z Kopenhagi - 1993 Kopenhaga, 1996 Nałęczów, 2004 Opera Bałtycka w Gdańsku. Byłem wyróżniany możliwością wystąpień na finałowych koncertach dla publiczności, co stanowiło dla mnie najwyższą nagrodę za pracowitość.

- Pewnie dlatego w publikacjach prasowych nazywany jesteś „Kiepurą ze Zgierza”. Rezultatem pracowitości są też twoje płyty. Ile wydałeś?

- Jest ich kilka: „Pieśni i duety”, „W przyjaznych promieniach” (w ramach programu Kuźnia), „Uroda znanej kantyleny”. Ukończyłem zaś „Codzienność ze złożonymi rękami”. Mam nadzieję, że i ta wkrótce się ukaże. Marzę o kolejnych płytach. Marzę też o jak najdłuższym czasie śpiewania, aby obdzielać ludzi radością słuchania pięknych utworów wokalnych.

- Które z twoich koncertów dostarczyły ci szczególnych wzruszeń?

- Och, było ich wiele, ale zapamiętałem emocje doznane w ramach uczestnictwa w akcji Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy (1993 r). Z sentymentem wspominam koncerty: „Nuty Europy” w Szczyrku (1993 r.), „A to Polska właśnie” (kilkakrotnie). Nie sposób zapomnieć klimatu mszy św. Za Adę Sari w 25. rocznicę jej śmierci (1993 r.) miała miejsce w kościele św. Krzyża w Warszawie. Razem ze mną śpiewało moje serce w Lourdes (1994 r.). Nadzwyczaj poruszony byłem, wykonując „Ninon” na balkonie Patrii w Krynicy. Towarzyszyło mi wrażenie bliskości wielkiego Jana Kiepury.

- Co lubisz poza muzyką?

- Wielce zajmuje mnie sport: turystyka, kolarstwo tandemowe, jazda konna, żeglarstwo. Kiedy tylko zależy to ode mnie, uczestniczę aktywnie we wszelkich, dostępnych mi wydarzeniach sportowych. Nie znajduję lepszej formy wypoczynku.

Pochodnia październik 2008