Jerzy Ogonowski  

działacz społeczny  

tłumacz przysięgły  

 

 Człowiek na przełomowe czasy...

     M. Czerwińska  

Jego artykuły w prasie środowiskowej są konkretne, rzeczowe. Pisane ze znawstwem, energicznie, często polemicznie. Wzbudzają dyskusje, kontrowersje, bywa, że gwałtowny sprzeciw. Twarde, niekiedy ostre sformułowania łagodzi kultura języka i osobisty takt piszącego.Kim jest autor? Dlaczego, miast machnąć ręką, udać się na "wewnętrzną emigrację", decyduje się mówić publicznie rzeczy niepopularne, wytykać błędy, postulować zmiany? Skąd odwaga wkładania kija w "związkowe mrowisko"?W pogodne sobotnie przedpołudnie siedzimy z Panem Jerzym Ogonowskim w niewielkim pokoju mieszkania na wrocławskich Krzykach. Wokół książki, książki, książki... Na biurku optacon, gotowy do pracy. Pan Jerzy nie czuje się najlepiej. Ból głowy. Przed chwilą zakończył korepetycje z francuskiego. Wczoraj do późnych godzin nocnych uczestniczył w posiedzeniu Dolnośląskiego Banku Gospodarczego, chroniąc akcjonariuszowskich interesów wrocławskiego Stowarzyszenia Przyjaciół Dzieci Niewidomych, którego jest prezesem.- Nie czuję się działaczem społecznym. P$z$n nie jest moim społecznikowskim hobby - stwierdza Pan Jerzy. - Był czas, kiedy pochłonięty pracą zawodową, znajdowałem się daleko od Związku. Dzisiaj widzę, że organizacja nasza weszła w okres trudny, przełomowy. Trzeba jej pomóc, dopasować do wymagań rzeczywistości, dokonać zmian w statucie, a co się z tym wiąże - w strukturze Związku. P$z$n nie może nadal reprezentować interesów niewidomych, lecz musi ich bronić. O istnieniu kół lub innych jednostek terenowych decydować powinni sami niewidomi, zgodnie z ich potrzebami i lokalnymi warunkami. Tęskne spojrzenia za odchodzącą przeszłością lub hasło: "biernie przeczekać" - niczego nie dadzą. Minął czas opierania się na pracy społecznej. P$z$n nie może nadal obejmować swoją działalnością całokształtu życia niewidomych, nie jest już w stanie zaspokajać bardzo odmiennych często potrzeb różnych grup swoich członków. Zarzuca mi się, że mam wizję "związku dla niektórych niewidomych". Ależ nie, tylko dla tych, którzy chcą w nim być. Chodzi o to, by spośród innych tworzących się organizacji niewidomy wybrał właśnie P$z$n. Musimy być konkurencyjni. Znaleźć odpowiednią formułę.Parafrazując modny cytat, Pan Jerzy nie bardzo by chciał, ale ma świadomość, że powinien się zaangażować. Od dawna wiadomo, że najbardziej winni są ci, którzy stoją z boku.Tak się jakoś składało, że los i ludzie wyznaczyli Mu role na przełomowe czasy. Gdy innym ziemia zaczynała trząść się pod nogami, On nie musiał schodzić do podziemia, wymazywać faktów z własnego życiorysu. Miał czyste ręce. Nie chodziło o wielkie funkcje, epokowe sprawy. Istota leży w rzetelnym wykonywaniu zadań małych, niekiedy małych tylko pozornie. Gdy minie trudny, niespokojny czas, odejdzie. Rozkoszować się stabilizacją, chodzić w glorii pełnionych funkcji, piastować, reprezentować... to nie dla niego, zbyt łatwe, zbyt nudne.Tymczasem - członkostwo w zarządzie okręgu P$z$n, kierowanie Sekcją Zatrudnionych Poza Środowiskiem, przewodniczenie Stowarzyszeniu Przyjaciół Dzieci Niewidomych. I praca zawodowa. Bez niej, z samej renty, nie dałoby się żyć, a przecież rodzina. Przez 25 lat w zawodzie tłumacza. Francuski i rosyjski. Dlaczego właśnie te języki? Zaczęło się w liceum. Potem Wyższe Studium Języków Obcych - Szkoła Tłumaczy, po pięciu latach pracy - magisterium. Po drodze - studia religioznawcze oraz filozoficzne o kierunku marksistowskim. Za te ostatnie niedługo będą palić na stosie, a więc ich absolwenci zwykli nie przyznawać się do nich. Pan Jerzy nie boi się inkwizycji. Słusznie, dzisiaj dzięki tym studiom wie i rozumie znacznie więcej od wielu z tych, którzy głośno krzyczą.Przykłady tekstów technicznych i innych specjalistycznych. Tłumaczenia konsekutywne. Różne miejsca pracy. Lata tłuste i chude, w zależności od rodzimej koniunktury gospodarczej. Powolne zdobywanie doświadczeń i miejsca na rynku tłumaczeniowym. Od niedawna własna firma - "Text" - Spółka Tłumaczy z o.o.- Nową Polskę miały zalać szerokie światowe kontakty, zachodnie technologie, mnóstwo pracy dla tłumaczy - opowiada Pan Jerzy. - Uwierzyłem, nie tylko ja zresztą. Okazało się, że świat wcale tak nas nie kocha. Jesteśmy dla niego tanim rynkiem zbytu i przystankiem w drodze na Wschód. Prywatyzacja zmieniła reguły na tłumaczeniowym rynku. Duże państwowe zakłady, potencjalni nabywcy technologii i tłumaczeń, upadły. Nowe prywatne przedsiębiorstwa zalecają tłumaczenia bardzo oszczędnie, głównie zresztą w języku angielskim i niemieckim. Mój "Text" wytrzymuje dużą we Wrocławiu konkurencje, utrzymuje się na rynku, od kilku miesięcy przynosi niewielki, ale stały dochód. Lecz jakim kosztem... Tłumaczę praktycznie wszystko. Jestem dyspozycyjny całą dobę. Za tłumaczenie zlecone wieczorem, a odebrane rano, mogę podyktować wyższą cenę.O swojej zawodowej przyszłości Pan Jerzy myśli spokojnie. - Wcześniej czy później będziemy musieli handlować ze Wschodem. Nawiązanie ściślejszych kontaktów z Francją jest bardzo prawdopodobne. Przyjdzie więc renesans dla języków, w których się specjalizuję.Spokój, rozsądek, rozwaga godna filozofia?- Życie mamy tylko jedno i jest ono wielkim przypadkiem - wyjaśnia Pan Jerzy. - Nie ma sensu myśleć o nim zbyt perspektywicznie. Nie ma na to czasu. Trzeba je przeżyć jak najlepiej, stosownie do swoich predyspozycji. Recepta na życie, szczęście, to pojęcia nie dające się zdefiniować.Upodobania filozoficzne sprawiają, że Pana Jerzego interesuje bardziej interpretowanie życia innych, niż swojego. Nie lubi głupoty i ograniczoności, ale rozumie, że ludzkie postawy określane są wieloma czynnikami zewnętrznymi. Kłócą się we mnie dwie sprzeczności - zwierza się mój Rozmówca. - Z jednej strony skłaniam się ku interpretacjom marksistowskim, o wielkich społecznych zaszeregowaniach, z drugiej zaś - mam skłonności do czysto egzystencjalistycznych nurtów. Nie zachwycam się na przykład demokracją większościową, gdyż uważam, że większość bardzo rzadko ma rację. Najczęściej leży ona po stronie elit, których nikt nie słucha. Przeważnie dopiero po skutkach wiemy, że to, co zrobiliśmy, jest głupie, ale skutki potrafią przewidzieć tylko jednostki.Prawdą jest, że wielkość filozofa nie tkwiła nigdy w zwartości tworzonych przez niego systemów, lecz w sprzecznościach, istniejących w nim samym.- Czy z takimi sprzecznościami nie jest trudno żyć?- Ależ skąd - zaprzecza żywo Pan Jerzy i dodaje po chwili. - Życie, w ogóle, jest trudne, to prawda. Biedni są ci, którzy się oszukują i nie chcą w to wierzyć. Ludzie wytworzyli sobie zwarte systemy, religie, które im podpowiadają, jak żyć. Człowiek, który takiego systemu nie przyjmuje, rozwiązuje każdą rzecz na własny rachunek, codziennie, co chwilę. Sam sobie musi odpowiadać, co jest słuszne, a co nie. Ale tu wkraczamy już w złożone zagadnienia relatywizmu moralnego i rygoryzmu. Wiedza filozoficzna pomaga żyć, wytłumaczyć sobie fakty, podejmować decyzje, mądrze wypełnić dany przez los czas.Praca zawodowa, szerokie zainteresowania, rodzina, spotkania z ludźmi i gotowość na przełomowe czasy...

POCHODNIA wrzesień   1992