Nauczyciel
Zofia Krzemkowska

     

Źródło: Publikacja własna "WiM"

 

"Uśmiech dziecka jest jak początek promienistego dnia, kiedy naraz wszystko staje się światłem, ciepłem i pełnią". (R. Leonhardt)

Edmund Oses przepracował w zawodzie nauczycielskim 45 lat w tym 36 w Specjalnym Ośrodku Szkolno-Wychowawczym w Owińskach (od 1958 r.).  

Chodził do szkoły, pomagał w małym gospodarstwie w Kaźmierzu koło Szamotuł. W dniu absolutorium zmarł mu ojciec, który jako żołnierz w 1939 roku został wzięty do niewoli i wysłany do Niemiec na przymusowe roboty. W czasie przesłuchań wybito mu jedno oko, a na drugie słabo widział. Stąd zainteresowanie syna niewidomymi i niedowidzącymi. Powołanie jest "esencją życia". Mówi o swoim powołaniu nauczycielskim, o tym że kocha dzieci, że traktuje je jak "swoje dzieci". Jest wrażliwy na ich niedolę, zwłaszcza tych małych, bezbronnych. Często w nocy - podczas dyżuru słyszy wołanie: "Ja chcę do mamy".

Znam te odczucia z własnej biografii. Spędziłam w Owińskach dwa lata, oderwana od matki, z którą byłam bardzo związana uczuciowo. Pierwsze rozstanie na dłużej z rodzinnym domem było dla mnie dziecięcą tragedią. Wieś inaczej pachniała, bałam się psa, kota. Miałam długie warkocze, ale nie potrafiłam ich sama zaplatać. Miałam 9 lat, robiła to za mnie mama. Takie problemy miały również inne dzieci, a niemal wszystkie tęskniły do domu, do rodziców, do rodzeństwa. I to świetnie rozumiał Edmund Oses. Do tych mieszkających w Poznaniu przyjeżdżali goście co tydzień, do mnie niestety nie. Edmund Oses pisze: - przeżywałem, wraz z dziećmi ich dramaty: - gdy nikt do nich nie przyjechał. Niedowidzący godzinami wpatrywali się w bramy, niewidomi nasłuchiwali głosu kroków bliskiej osoby. - Podobnie było ze mną w dzieciństwie. Znałam nadwarciańskie łąki i lasy, o których pisze pan Oses, bo po nich biegałam w grupie wychowawczej. Tu zbierałam szczaw do kuchni na zupę, pachnące konwalie, łubin, tu puszczałam wianki w noc świętojańską i tu wybrana zostałam do recytacji wiersza:  

Ojczysta, święta mowo

Niby łańcuchem złotym

Wiąże nas twoje słowo.  

 

Tu, pod kierunkiem ks. proboszcza Antoniego Piotrowskiego - zasłużonego dla parafii - zostałam przygotowana do I Komunii a potem do bierzmowania. W Owińskach miałam swoich nauczycieli: niewidomego prof. muzyki Leona Gronka, który uczył mnie podstaw pisma brajla - ulubionego przez wszystkich uczniów Dionizego Abramowicza oraz mojego wychowawcę klasy Franciszka Sokołowskiego.  

Edmund Oses przeniósł mnie w swych książkach w okres sprzed sześćdziesięciu laty. W latach 80-tych ubiegłego wieku był dyrektorem Ośrodka w Owińskach. Stworzył, jak pisze, pierwszą dryżynę "Nieprzetartego Szlaku" wśród niewidomych. Aby lepiej poznać świat ciemności uczniów, poruszał się po wytyczonych sobie trasach bez zapalonego światła. Jego drużyna harcerska nosiła nazwę "Brajlacy". Tak też zatytułował rozdział swej książki: "Łzy niedowidzenia", z którą chcę szerzej zapoznać.  

Pierwsze trzy miesiące pracy nauczycielskiej były dla niego "torturą". Bał się o bezpieczeństwo dzieci. Prowadził atrakcyjne zabawy terenowe, np.: w chowanego w lesie i na łące, skakania przez rowy z rozbiegu, zeskakiwania do żwirowni, pokonywania strumyka po linie zawieszonej na drzewach po obu jego brzegach, wchodzenia na drzewa, jazdy na łyżwach, zdobywania zimą szczytów górskich (najwyższy miał 1050 m). Jak pisze: - zapadaliśmy się w głęboki śnieg po szyję. Podziwiałem ich hart i niezwykłą wytrwałość - dzieci mające na co dzień ograniczony ruch, żądne przygód garnęły się do tych zajęć. Uczył ich też tańca, która to umiejętność jest bardzo przydatna w towarzystwie.  

Formy pracy z niewidomymi harcerzami opisał w książce: "Bliżej nieba", Wydawnictwo św. Wojciecha w Poznaniu w 1997 r. s. 297. Zamieścił w niej np. opis nocy wigilijnej w lesie z harcerzami. Młodzież z Owińsk, pod jego kierownictwem, na zaproszenie władz francuskich zwiedzała miasta Alzacji, uczestniczyła w spotkaniu z papieżem Janem Pawłem II w Strasburgu.  

Przechodząc na emeryturę dzielił się swoimi przeżyciami. Napisał 11 książek. Są to m.in.: "Pokłon tej ziemi" - rok 2001 s. 63, "Trzęsawisko" 2003. W 2004 roku: "Jajowate szczęście" s. 57, "Świt w krużgankach Owińsk" s. 84, "W cieniu kaźmierskiego kościoła" s. 28, "Koziołeczki-fraszeczki". Wszystkie wydane w Poznaniu.  

Książka "Łzy niedowidzenia" dofinansowana przez Urząd Marszałkowski Województwa Wielkopolskiego w Poznaniu została wydana przez Stowarzyszenie Pomocy Dzieciom Niewidomym i Słabo Widzącym "Być potrzebnym". Stowarzyszenie działa przy Specjalnym Ośrodku Szkolno-Wychowawczym dla Niewidomych w Owińskach k. Poznania, kod 62-005, Plac Przemysława 9.  

Książka zawiera następujące rozdziały: Od autora, Brajlacy, Dziecina, Nauka postrzegania, Łzy niedowidzenia, Opadające powieki, Nadzieja, List do Maryśki, O tym należy pamiętać.

Uczniem Edmunda Osesa w latach 1960-64 był Marek Andrawszewski, który mówi o nim - kochany nauczyciel, godny szacunku. To on wydrukował w brajlu, nie dla celów komercyjnych, kilka egzemplarzy tej książki. Jeden mam przed sobą. Zadaniem jej jest podzielenie się doświadczeniem i wiedzą praktyczną w zakresie nauczania i postępowania z dziećmi niedowidzącymi, uczącymi się w szkołach ogólnodostępnych i integracyjnych.

Jak wykazały kontakty ze szkołami poznańskimi, i nie tylko, w których uczą się takie dzieci, trudności są duże. Książka jest adresowana do:

- nauczycieli, którzy mają pierwszy kontakt z dziećmi z problemami słabego wzroku i popełniają błędy,

- rodziców, którzy uczą się rozwiązywać problemy swoich dzieci.  

Książka zaopatrzona została w rysunki Maryśki - bohaterki opowieści i uczniów szkoły nr 68 w Poznaniu. Jej wartość polega na tym, że jest oparta na autentycznych wydarzeniach. Maryśka pochodzi z nauczycielskiej rodziny poznańskiej. Ojciec - nauczyciel akademicki wyższej uczelni technicznej, matka uczy w szkole podstawowej.  

W diagnozie zdrowotnej wymieniono: - obwodowe zwyrodnienie siatkówki obu oczu, krótkowzroczność obu oczu, niezborność nadwzroczna obu oczu - astygmatyzm, fragmentaryczny deficyt słuchu.

Maryśka uczęszczała do przedszkola. Była dzieckiem żywym, ruchliwym, radosnym, ambitnym, chwalonym przez pracujące tam panie, które jednak musiały hamować jej wyczyny w trosce o zachowanie bezpieczeństwa dziecka. Pracowała z nią również mama w domu, czytając głośno i prosząc o opisanie oglądanych obrazków.  

Dało to pozytywne wyniki w przyszłości. Zaczęła uczęszczać do pierwszej klasy szkoły integracyjnej. Tempo pracy dla niej narzucone przez panią było za szybkie - nie nadążała. Miała trudności z rozpoznaniem kształtu liter wskutek niedowidzenia. Poradnia skierowała ją do specjalisty Edmunda Osesa, który prowadził z nią indywidualną rewalidację przez 4 lata od klasy drugiej do szóstej.  

Łatwo nawiązali ze sobą przyjazny, radosny kontakt, który trwał do końca współpracy. Wychwytywał jej braki, pomagał w ich likwidacji, były rozmowy, elementy zabawy, rymowanki, które tak bardzo lubiła, było miganie: palcami, dłońmi i pięściami, by wyjaśnić zawiłości językowe, np. zmiękczenia liter, które na początku sprawiały jej trudności. - Moim zadaniem było nauczenie dziecka korzystania ze wzroku w warunkach astygmatyzmu. Przy okazji mierzyłem się z objawami dysgraficznymi i dyslektycznymi. Maryśka nauczyła się czytać z podręczników szkolnych. Na zawsze odrzuciliśmy lupy. Jej zwycięstwem jest dorównanie, a nawet prześcignięcie rówieśników. Do tej pory górowała nad nimi sprawnością fizyczną, przewyższając nawet chłopców w piłce nożnej.

W piątej klasie otrzymała od rodziców komputer, którym chętnie się posługiwała, grała na nim.

Błędem niedowidzących, nie tylko dzieci, ale też dorosłych jest ukrywanie przed otoczeniem wady wzroku. Nie chcą się wyróżniać od rówieśników innym, gorszym wzrokiem. Na dłuższą metę nie jest to możliwe. Wiele spraw utrudnia, czasem gdy chodzi o zatrudnienie, zatajają przed szefem nawet poważne wady wzroku. Wykrycie tego faktu ma przykre konsekwencje.

Pan Oses interesował się swoją uczennicą, nawet wówczas, kiedy już z nią nie współpracował. Jego pomoc okazała się szczególnie potrzebna, gdy nastąpił u niej kryzys, przy przejściu do nieznanego gimnazjum. Zaczęła naukę później, po rozpoczęciu roku szkolnego, z powodu pobytu w szpitalu. Zawiodła długoletnia przyjaciółka Ania, która zamiast pomocy w nadrobieniu zaległości odsunęła się od Marysi, znalazła nowe grono koleżanek. Marysia nie umiała sprostać sytuacji, błądziła nie mogąc się odnaleźć w dużej szkole, trafić do gabinetu, a nawet pętli autobusowej na osiedlu. Powiadomiony przez matkę o kłopotach córki pan Oses postanowił pomóc, rozpoczynając od upokarzającej dla niego rozmowy ze szkolnym pedagogiem. Oczekiwał dialogu pedagogicznego, a otrzymał rozbieżne wypowiedzi.  

- Spojrzałem na Maryśkę, którą zapamiętałem jako dziecko radosne, zawsze ruchliwe i uśmiechnięte. Ogarnął mnie lęk na jej widok. Gubiła się w zakamarkach szkolnego labiryntu. Podczas dużej przerwy siedziała pod ścianą z łokciami opartymi na kolanach, z oczami skierowanymi w podłogę, pełna smutku i pokornego załamania. Ta nieruchoma, spiżowa postać zatrzymała mnie na chwilę. Stałem w miejscu wpatrzony w moją Maryśkę, z którą przeżyłem tyle szczęśliwych dni, tak wiele radości. W pięknych dużych oczach ujrzałem tragizm dziecięcej niedoli. Maryśka nigdy nie narzekała. Zawsze była pełna ambicji, walki o postęp każdej szkolnej oceny.

Nawiązał kontakt z polonistką Marysi, ze szkolnym psychologiem, który pozyskał dla niej pomoc zespołu klasowego. Dziewczynki odprowadzały ją do autobusu po zakończonych lekcjach. Panie pierwszy raz zetknęły się z niedowidzącym dzieckiem. Nie miały w tym zakresie żadnej wiedzy.

Problemem dla Marysi była nadmierna liczba zadawanych zadań, brak czasu na kartkówkach. W końcu zaadoptowała się w nowej szkole, zapisała do kółka teatralnego i na dodatkowe zajęcia sportowe, by mieć ruch.  

W liście do niej pisze: - chciałem byś ćwiczyła wzrok i spostrzegawczość, bo te umiejętności są w życiu bardzo potrzebne.

Uczył też inne dzieci niedowidzące. Buntowniczy Kubuś Jęchorek powiedział mu: - pan jest moim przyjacielem! Uznał te słowa jako najważniejszą nagrodę otrzymaną od dziecka.

Za najważniejsze odznaczenie na świecie uznał Order Uśmiechu przyznawany przez dzieci. Otrzymując go przyrzekł: "Naprzeciw wichrom i burzom nieść dzieciom radość". "Radość jest potrzebą, siłą i wartością życia". (J.Keppler)

Podaje w książce inne przykłady współpracy z niedowidzącymi, np. Agnieszką Sukiennik, Iwoną Dolatą, która studiowała dwa fakultety, Stanisławą Juszkiewicz, która ma w swoim dorobku kilka książek i nagród za twórczość literacką. Są to dawne uczennice Ośrodka w Owińskach. Szkoda, że nie dowiedzieliśmy się o dalszych losach opisywanych osób. Dla czytelnika byłoby ciekawe, jak sobie poradziły z tyloma trudnościami i co w życiu osiągnęły.

Kontakt z absolwentem jest konieczny. Możność uzyskania wsparcia dawnej szkoły, w której spędziło się tyle lat, jest bardzo ważna. Wzorcowo rozwiązał to Ośrodek w Laskach, powołując specjalny wydział ds. absolwentów, do którego można się zwracać ze wszystkim.  

Dla nauczycieli szczególnie przydatny może okazać się rozdział: "O tym trzeba pamiętać".  

Niedowidzący odrzucają wszystko to, co ich różni od innych, np. zeszyty z pogrubioną linią i kratką, lupy. Podręczniki o małym druku postrzegane są z ogromnym wysiłkiem. Im starsza klasa, trudniejsze zadania, tym więcej pracują, po kilkanaście godzin. Apeluje do nauczycieli: rozmawiajcie z rodzicami i z uczniami. Proszę o zrozumienie dla niedowidzących, o wydłużenie czasu na kartkówkach, albo zmniejszenie liczby zadań, tematów, ustne przepytanie ich odpowiedzi. Ambitni nie będą narzekać, na nic się skarżyć, a kończą odrabianie lekcji po północy. Nie zadawajcie pytań ponad możliwości ich postrzegania. Stawiajcie uczniom niedowidzącym sprawiedliwe oceny po dokładnym sprawdzeniu ich wiadomości. Pozwólcie im pracować z wyprzedzeniem (chodzi o czytanie lektur szkolnych), bo czytają wolniej, nie zdążą w wyznaczonym terminie. Dzieci z deficytami wzroku często potrzebują odpowiedniego oświetlenia. Z dolegliwościami wiąże się niekiedy światłowstręt. Dziecku przeszkadza światło padające na książkę, blat stolika, a nawet odblask tablicy od światła okiennego. Oczy niedowidzących męczą się od czytania, zwłaszcza małych liter, "zachodzą mgłą". Niedowidzenie to nie tylko okulary, ale też inne przykre objawy niezauważalne dla nas normalnie widzących. Szczególnie trudne są pierwsze tygodnie pobytu. Dzieci bardzo przeżywają niepewność nowego "świata" i przepłacają to czasem zdrowiem. W nowej sytuacji uczniowie przez niedowidzenie błądzą, ale nie z ich winy.  

Książka barwnie napisana, może być ciekawą lekturą dla zainteresowanych tematem. Powinna się znaleźć w szkolnej bibliotece i być rozpropagowana.

Opisywane formy pracy z moją uczennicą nie stanowią wskazówek metodycznych lecz są skrótowym zapisem moich metod dla dziecka, bardzo trafne - pisze Edmund Oses.  

Rzadko piszemy o nauczycielach, a są wśród nas oddani dzieciom, wiele dla nich robią, nie tylko to, co przewidują prowadzone przez nich zajęcia. Dużo więcej ponad to. Takim przykładem jest opisywany Edmund Oses. "Wszystka wiedza pochodzi z doświadczenia. Doświadczenie jest produktem rozumu". (Emanuel Kant)  

Dobrze, że autor książki zechciał się z nami podzielić swoimi wieloletnimi doświadczeniami. Dziękujemy za nie i za serce okazane dzieciom, tak bardzo potrzebne każdemu. "Sprawiaj innym radość. Zobaczysz wtedy, że radość cieszy". (F. T. Vischer).  

  Wiedza i Myśl marzec 2012