Pani profesor na szczycie - Andrzej Szymański

 

Od pięciu lat magazyn "Integracja" organizuje konkurs "Człowiek bez barier". Nagradza ludzi niepełnosprawnych, którzy swą postawą, pracą, zainteresowaniami są wzorcem dla innych. wW  konkursie W 2007 roku zwyciężyła prof. Ewa Nowicka-Rusek, kierownik Zakładu Antropologii Społecznej Wydziału Socjologii Uniwersytetu Warszawskiego.

Odwiedzam panią profesor w jej mieszkaniu na warszawskiej Pradze. Opalona, uśmiechnięta, wróciła niedawno z trekingu po Himalajach.

- Była to dość męcząca, miesięczna wędrówka. Codziennie pokonywaliśmy doliny, przełęcze, szczyty, nawet na wysokości 5 tysięcy metrów. Nie najlepsze jedzenie, żadna higiena, ale ja lubię ruch, turystykę, nowe wyzwania. Nie mogę usiedzieć na miejscu - opowiada pani Ewa.

Gimnastykuje się z osobami widzącymi, regularnie chodzi na pływalnię, wędruje na nartach biegowych. Choć całkowicie niewidoma, nie ma żadnych kontaktów ze środowiskiem, ze Związkiem Niewidomych i nie przeszkadza jej to w życiu codziennym i pracy naukowej. Zaczęła tracić wzrok w liceum, zawęziło się pole widzenia. Dużo pomagali jej rodzice. Czytali, oszczędzając resztki wzroku córki. Chodziła do doskonałego liceum im. Żmichowskiej. - Jaka tam była kultura moich koleżanek, nauczycieli. Aż przyjemnie było się uczyć - śmieje się pani profesor.  

A, że wybrała po maturze socjologię to czysty przypadek. Myślała o historii, muzykologii, ale znajomi odradzali - "za dużo czytania, nie poradzisz sobie, idź na socjologię. To nauka łącząca historię z ekonomią". Doskonale pamięta rozmowę z kolegą pod koniec drugiego roku studiów. Zamartwiała się wtedy nad swą przyszłością. Co ja będę robić po tych studiach? - Jak to co? Będziesz pisała książki, artykuły, uczyła studentów - odpowiedział chłopak.

I spełniło się. Nie poddawała się mimo że na czwartym roku przestała samodzielnie pisać i czytać. Coraz więcej ciemnych plam przed oczami. Egzaminy jednak zdawała na piątki. Pracę magisterską napisała u prof. Osowskiej. W wieku 26 lat obroniła doktorat u profesor Niny Assorodobraj. Habilitowała się mając 34 lata, a profesurę nadano jej tuż przed pięćdziesiątką.  

Ewa Nowicka-Rusek specjalizuje się w antropologii społecznej i ma pokaźny dorobek naukowy. Pod jej kierunkiem obroniło się kilku doktorów, inni otworzyli przewody doktorskie.

- Robię to, co lubię - podkreśla pani profesor. I coraz więcej jeździ w teren, by zbierać materiały do kolejnych publikacji. Ze swoimi pracownikami z zakładu siedem razy była na Syberii: w Buriacji, Jakucji, na Kamczatce. W zeszłym roku miesiąc spędziła z synem wśród Ewenków, ludu zamieszkującego wielkie obszary tajgi i tundry. Na kasety nagrała setki rozmów i wywiadów, i teraz czeka ją opracowanie tego ogromnego materiału.  

Pytam, jak traktują ją studenci. - Chyba z lekkim zdziwieniem, choć starają się tego nie okazywać - mówi pani profesor. - Kiedyś, jadąc autobusem, byłam świadkiem rozmowy dwójki studentów. "Wiesz, te wykłady prowadzi Nowicka. Choć jest niewidoma, wszystko wie. Wchodzi do sali i mówi - coś was dzisiaj mało na zajęciach".

Nagrodę "Integracji" przyjęła z dużym zaskoczeniem, ale też zadowoleniem. Nawet nie wie, kto ją zgłosił do konkursu "Człowiek bez barier". Miała poczucie, jakby znajdowała się gdzieś na uboczu, a to co robi, interesuje tylko wąskie grono socjologów. A tu proszę, takie wyróżnienie dla jedynego całkowicie niewidomego profesora na Uniwersytecie Warszawskim, chyba na pewno i w Polsce.

- To, że nie widzę nie przeszkadza mi wędrować po świecie, przenosić się z miejsca na miejsce. Oczywiście odbieram go w sposób zubożony. Ale zawsze pytam moich kompanów: opowiedz co tam na lewo - czy to dolina, jaki kształt mają tam na prawo góry, czy jest śnieg na szczycie? Tak też wędrowałam po Bałkanach tamtego roku z moją asystentką badawczą. To było badanie terenowe, uczestniczyłam w konferencjach, świętach narodowych, przeprowadzałam wywiady, odbywałam niekończące rozmowy o nieznanym dla nas narodzie - Wołochach. Niezapomniany pobyt. Spałyśmy to w namiocie, to na piasku na plaży Morza Czarnego. Tak  

blisko przyrody.

Pochodnia, styczeń 2008