Być niewidomym w Szwajcarii

Andrzej Szymański

(Rozmowa z Ireneuszem Adachem - redaktorem naczelnym "Naszego Świata")

- Irku, wiem że wróciłeś z ciekawej podróży zagranicznej. Co cię zaskoczyło w Szwajcarii?

- W Szwajcarii byłem po raz pierwszy i naprawdę trudno powiedzieć, co by mnie nie zaskoczyło, oczywiście z punktu widzenia człowieka niewidomego.

- Jak się tam znalazłeś?

- Wiosną tego roku Szwajcarska Federacja Niewidomych zgłosiła do PZN ofertę zaproszenia dwóch osób znających angielski i śpiewających w tym języku. Zaproszenia wysłano do 9 związków niewidomych w Europie. Chodziło o zmontowanie chóru, który po sześciodniowych przygotowaniach (od 13 do 19 sierpnia), wykona osiem piosenek z musicali amerykańskich. Miała to być oprawa artystyczna na otwarcie wielkiego centrum dla niepełnosprawnych, głównie niewidomych, w miejscowości Saanen w Alpach Szwajcarskich w hotelu Solsana.

- Kto oprócz ciebie został z Polski wytypowany?

- Helena Jakubowska. Ja i ona jesteśmy nauczycielami angielskiego i śpiewamy w chórze na Piwnej w Warszawie.

- Macie opanowany repertuar anglojęzyczny?

- No, nie. Śpiewamy po polsku. Nigdy przedtem nie śpiewaliśmy amerykańskich musicali po angielsku.

- Jak odebraliście Szwajcarię?

- Od samego początku poczuliśmy się tam bardzo "gdzie indziej", dlatego, że po pierwsze bardzo troskliwie się nami zaopiekowano, a drugie wrażenie to podróż do Saanen. Koleje szwajcarskie są szybkie, wygodne, klimatyzowane, znakomicie punktualne. Są drogie, choć nie wiem jak, bo gospodarze pokryli wszystkie koszty przejazdów i pobytu. Uciążliwość naszej podróży polegała na tym, że musieliśmy się czterokrotnie przesiadać w Bernie, Spiez, Zweisimmen i Saanen.

- W jakim rejonie Szwajcarii leży Saanen?

- Jest niedaleko Lozanny, jeszcze w części niemiecko-języcznej. Hotel leży na wysokości 1050 metrów. Jego centralna, główna część została zbudowana w 1913 roku. Od bardzo dawna służył on niewidomym. Siedem lat temu zaczęto rozbudowę tego ośrodka. Dobudowano dwa budynki, dość nowoczesne architektonicznie, połączone z centralnym, pięciopiętrowym gmachem. Poza częścią hotelową jest jeszcze kryty basen, kręglarnia, sauna, duże sale wykładowe.

- Czy łatwo się po tym domu poruszać?

- Wchodząc do środka niewidomy czuje się bezpiecznie, nie rozbije sobie głowy o kanciasty filar, nie spadnie ze schodów. Bardzo konsekwentnie zostały ułożone dywany i chodniki, a mianowicie w ten sposób, że zbliżając się do drzwi, czy schodów, metr wcześniej się urywają. Dywany położone są pośrodku i nigdy nie mamy szansy obijać się o ściany. Wzdłuż ścian są drewniane barierki i na nich są umieszczone napisy. Gdy zbliżamy się na przykład do drzwi pokoju, to zawsze jest informacja o jego numerze, czy też o funkcji pomieszczenia: sala gimnastyczna, basen. W windach jest zainstalowana mowa syntetyczna, ale ten wynalazek znany jest i u nas. Na drzwiach są oznaczenia brajlowskie i duże napisy dla słabowidzących. Oświetlenie jest bardzo jaskrawe, też z myślą o niedowidzących. Nie mogę jednak na ten temat wypowiedzieć się autorytatywnie, bowiem jestem całkowicie niewidomym.

Dalej, klucz od pokoju ma wytłoczony napis w brajlu. Na każdym piętrze tego hotelu w ściśle określonym miejscu znajduje się mały model, czy schemat tych trzech budynków. Polega to na tym, że np. będąc na drugim piętrze w części centralnej, znajdę na modelu wyraźny plastikowy trójkąt lokalizujący moje położenie. Niewidomy nie może zabłądzić i zgubić się w tym domu.

- Jak wyglądają pokoje w Solsanie?

- Podobnie jak pokoje hotelowe, ale by niewidomym ułatwić poruszanie się, w jednym i tym samym miejscu (w każdym pomieszczeniu) zainstalowano włącznik do radia, odtwarzacza (podobnego jak w samochodzie), telefonu, budzika i światła. To wszystko jest przy łóżku, w tzw. bloku. Ma wygląd małej szafki. Na stoliku, w brajlu jest instrukcja, oczywiście po niemiecku i francusku, jak się posługiwać tymi urządzeniami. Bardzo ciekawe jest rozwiązanie komputerowego budzenia przez telefon. Na przykład chcąc wstać o godzinie #/6#30, muszę wcisnąć na klawiaturze cyfry 0, 6, 3, 0. Jak już to zrobię to komputer potwierdza - "zamówił pan budzenie na #/6#30 rano. Dziękuję". Ale budzenie następuje o #/6#28, aby mieć dwie minuty na przetarcie oczu.

W pokoju wszystkie wewnętrzne drzwi są rozsuwane ruchem lekkim jak piórko. W łazience znajduje się kabina prysznicowa, umywalka, sedes i specjalne uchwyty dla inwalidów ruchu. A sama poezja to służba hotelowa. Użyty raz ręcznik był natychmiast wymieniany. Ta służba jest bezszelestna. Ich się nie widzi i nie słyszy, ale czuje, że byli. Wyjeżdżając zostawiłem krawat w pokoju. Dosłownie w minutę po opuszczeniu pomieszczenia, jeszcze nie dochodząc do recepcji, by oddać klucz, podbiegła do mnie pani oddając zapomniany krawat.

- No dobrze, wychodzimy z pokoju i gdzie się udajemy?

- Oczywiście na kryty basen. Został on pomyślany raczej jako relaksacyjny, a nie pływacki. Ma rozmiary 15 na 6 metrów, ale nie o to chodzi. Temperatura wody - 30 stopni. Pod wodą umieszczono metalowe barierki, których można się trzymać. Na brzegu basenu znajdują się gumowe, wypukłe guziki, które uruchamiały podwodne masaże kolan, stóp oraz wiry i silne unoszące strumienie wody.  Woda z bardzo dużą siłą masowała różne części ciała. Niektóre strumyki były zimne i sprawiało to wrażenie niesamowite. Kąpiel była tak relaksująca, tak zabawowa, że wprost wychodzić się stamtąd nie chciało. W najgłębszym miejscu basen miał 160 centymetrów, a czynny był od 7 rano do 22.

- Wychodzimy z basenu i dokąd maszerujemy?

- Ja dość szybko poszedłem do kręglarni, zresztą po raz pierwszy w życiu. Toczyłem kule z myślą, by strącić jak najwięcej pionków. Gdy tylko kula dotoczyła się i strąciła pionki, natychmiast za sobą, na specjalnym pulpicie miałem w brajlu wynik. Pociłem się jak mysz. Miałem jeden rzut za 9 punktów, czyli najwyższy, a dowiedziałem się dlatego, bo rozdzwoniły się wszystkie dzwonki, ogłaszając maksimum punktów.

- Jak wygląda okolica tego ośrodka?

- Szwajcarom nie całkiem udało się wykończyć otoczenie na czas otwarcia. Budowane swą bezpieczne ścieżki ograniczone barierkami, z ławeczkami po drodze, z informacjami gdzie się znajdujemy.

- Smakowała ci szwajcarska kuchnia?

- Karmiono nas doskonale. W hotelu znajdują się trzy sale jadalne różnej wielkości. Dostawaliśmy trzy posiłki dziennie, z czego dwa celebrowano długo, prawie po godzinie. Serwowano 4-daniowe posiłki z możliwością wyboru. Była specjalna dieta wegetariańska, którą zgłaszało się na dzień wcześniej. W ramach normalnej diety był też spory wybór. Bardzo bogate dania mięsne składały się z różnych ich gatunków. W pewnym momencie wydawało mi się, że ser szwajcarski pozbawiony jest dziur, a to przecież niemożliwe. Ale myślę, że przez swoje łakomstwo wybierałem sery pełne, pozbawione otworów.

- Czy w programie były jakieś wycieczki krajoznawcze?

- W ciągu sześciu dni zorganizowano dwie wycieczki górskie (a jakie inne mogą być w Alpach Szwajcarskich?). Jedna z nich, autokarowa w góry, połączona była ze spacerem, a druga zupełnie inna. Rano wywieziono nas kolejką linową na szczyt leżący prawie 2 kilometry nad poziomem morza. Na tarasie restauracji podano nam bardzo ascetyczne śniadanko składające się z chleba, masła, marmolady i kawy. A po nim dwie godziny pieszo schodziliśmy do Saanen i trafiliśmy w naszym hotelu na bogaty lunch.

- Dobrze, to były same szwajcarskie przyjemności, o których opowiadasz. A jak przebiegała część szkoleniowo-artystyczno-koncertowa?

- O tym opowie w następnym numerze "Pochodni" Helena Jakubowska.

pochodnia  październik 1994