Z zagranicy

W gościnie u sąsiadów

Władysław Gołąb

W dniach 15 - 18 października br. w Berlinie odbył się Zjazd Związku Ociemniałych Inwalidów Wojennych Niemiec (BKD). W tym roku obchodzi on swoje 85-lecie. Powstał w 1916 r., gdy do Berlina przywieziono z frontu wschodniego pierwszych ociemniałych żołnierzy.

Po drugiej wojnie światowej sytuacja ociemniałych żołnierzy z armii niemieckiej była dramatyczna. Według statystyk, liczba ociemniałych żołnierzy i cywilnych ofiar wojny przekroczyła jedenaście tysięcy osób. Reaktywowany Związek podjął aktywną działalność dopiero w latach pięćdziesiątych, i to na terenie Federalnej Republiki Niemieckiej. W umocnieniu znaczenia tej organizacji ogromne zasługi położył dr Franz Sonntag (1922-1996). Po jego śmierci funkcję prezesa zarządu objął Heinrich Johanning. Jego to ideą było zwołanie tegorocznego zjazdu w Berlinie - mieście, w którym powstała ta organizacja (siedzibą Związku od momentu jego reaktywowania jest Bonn).

Aktualnie niemiecki Związek liczy około 4 tysięcy członków, w tym 2 tysiące ociemniałych inwalidów wojennych (tu są również cywilne ofiary wojny) i 2 tysiące wdów po ociemniałych inwalidach wojennych. Sytuacja socjalna jego członków jest obecnie bardzo dobra. Każdy z nich otrzymuje rentę w wysokości od trzech do blisko pięciu tysięcy, w zależności od ciężaru inwalidztwa. Każdy ma też prawo raz do roku do bezpłatnego miesięcznego pobytu w sanatorium wraz z przewodnikiem (za dodatkowy pobyt musi ponieść częściową odpłatność) oraz do wyposażenia w niezbędny sprzęt oraz sfinansowanie stanowiska pracy.

Ociemniali inwalidzi wojenni z terenu byłej Niemieckiej Republiki Demokratycznej są w gorszej sytuacji; ich renta wynosi 85 proc. renty inwalidy wojennego z byłej Federalnej Republiki Niemieckiej. Tegoroczny zjazd postanowił podjąć starania o zrównanie świadczeń inwalidów wojennych z terenu całych Niemiec. Przed trzema laty zmieniono statut Związku, dopuszczając przyjmowanie na członków ociemniałych wypadkowiczów. W efekcie tej zmiany przybyły 22 osoby. Ich świadczenia zależne są od pobieranego wynagrodzenia w chwili wypadku.

Zjazd Związku Ociemniałych Inwalidów Wojennych Niemiec odbył się w hotelu "Berlin", położonym w zachodniej części miasta. Tu było zakwaterowanie, sale obrad oraz wyżywienie. Z gości zagranicznych wzięli udział: Raymond Hazan - prezydent Międzynarodowego Kongresu Ociemniałych Inwalidów Wojennych (IKK) - przewodniczący związku Wielkiej Brytanii), Władysław Gołąb, wiceprezydent IKK - prezes Zarządu Głównego ZOŻ RP, Vladimir Vshivtsev - poseł do Dumy Rosji (ociemniały z wojny w Afganistanie), Aleksander Neumywakin - przewodniczący związku rosyjskiego, Laszlo Orosz - wiceprezes związku węgierskiego i Aloyse Litzenburger - przedstawiciel związku francuskiego. Wszyscy oni wzięli udziałw uroczystym bankietem w dniu poprzedzającym obrady. Ustępujący prezes Heinrich Johanning, zapowiedział rezygnację z zajmowanej funkcji. W tym roku ukończył 77 lat i chce ograniczyć się do kierowania związkiem regionalnym w Bremie.

Obrdy zjazdu w dniu 15 października rozpoczęły się od złożenia wieńca przy Grobie Nieznanego Żołnierza. O godz. 10.30 prezes Heinrich Johanning przywitał delegatów i gości. Na przewodniczącego zjazdu powołano dr Huberta Roosa - przewodniczącego chrześcijańskiej misji niewidomych FIDACA, finansującej brajlowskie wydanie w języku polskim Pisma Świętego. W zjeździe wzięło udział 33 delegatów z 12 landów oraz prezesi zarządów regionalnych związków. Głos decydujący mieli jednak tylko delegaci, prezes zarządu regionalnego związku nie może być wybrany na delegata. Zdaniem autorów statutu BKD, zjazd ma reprezentować poglądy mas członkowskich, a nie elit rządzących w organizacji.

Na początku udzielono głosu delegacjom zagranicznym, a w godzinach popołudniowych zjazd wybrał pięcioosobowy zarząd Związku w składzie: Dieter Renelt - prezes BKD (w 2000 r. w Brighton wybrany na wiceprezydenta IKK), Jürgen Böhm - wiceprezes, Hans Zehrer - sekretarz, Reinhard Zimmermann - skarbnik, Alfred Lauster - członek Zarządu i Erhard Hoffmann - zastępca członka. Następne dni poświęcono na merytoryczną dyskusję w sprawie zmian w statucie Związku i przyjęcia programu na kolejną trzyletnią kadencję. Goście zagraniczni mogli natomiast zwiedzić Bundestag i zabytki miasta.

Dzisiejszy Bundestag mieści się w dawnym budynku Reichstagu, podpalonym przez faszystów w 1933 r. Zawieziono nas na szczyt szklanej kopuły, z pięknym widokiem na miasto. Przy okazji dowiedzieliśmy się wiele ciekawostek o pracy niemieckiego parlamentu, np. o tzw. "głosowaniu nogami". Z sali można wyjść trzema drzwiami i w zależności od tego, jak chcemy głosować, wychodzimy: drzwiami "za", "przeciw" lub drzwiami "wstrzymania się od głosu".  Fotokomórki wszystko dokładnie wyliczą, a poseł nie pomyli guzików, jak to bywa w naszym Sejmie.

We wtorek wieczorem byliśmy w Teatrze Schillera na operetce Jana Straussa "Baron cygański". Jakież było nasze zdumienie, gdy okazało się, że jesteśmy na gościnnym występie Teatru Muzycznego z Łodzi.

Zanim powiem kilka zdań o Berlinie, warto przypomnieć, że nasz sąsiad zachodni jest państwem większym od Polski - ma obszar 357 tys. kilometrów kwadratowych i 82 miliony ludności. Berlin jest stolicą Niemiec od 1871 r., z przerwą na lata powojenne. Obecnie liczy około 3,5 miliona ludności (w latach trzydziestych - ponad 4 miliony). Miasto rozdziela rzeka Sprewa, największy dopływ Haweli (dorzecze Łaby).

Berlin ma swoje korzenie słowiańskie. Dopiero w XIII wieku zajęli go Branderburgczycy. W latach nowożytnych był ulubionym miastem Polaków. Tu w 1801 r. zmarł bp Ignacy Krasicki. Na uniwersytecie Humboldta i Akademii Plastycznej studiowali między innymi: Aleksander Brückner, Stanisław Przybyszewski, Julian Fałat, Wojciech Kossak. Tutaj działał Wojciech Korfanty. Przed pierwszą wojną światową na 2 miliony mieszkańców, Polonia liczyła około 100 tysięcy osób. Lata międzywojenne znacznie wpłynęły na zmniejszenie liczby Polaków w Berlinie. W okresie okupacji, w związku z napływem Polaków werbowanych do prac przymusowych, Polonia osiągnęła 200 tysięcy osób. Było to równocześnie mocne zaplecze dla ruchu podziemnego.

Dziś Polacy w Berlinie tworzą zwartą organizację polonijną, liczącą ponad 15 tysięcy osób. Prowadzą działalność społeczną i kulturalną. Przykładem dobrze zakorzenionej Polonii mógł być nasz przewodnik po Berlinie - Daniel Jeziorkowski. Jego pradziadek przed dwustu laty mieszkał w Polsce. Pan Daniel dobrze zna język angielski, francuski i oczywiście niemiecki - polski rozumie, ale niestety już nim nie mówi. Za to zna fenomenalnie historię i kulturę europejską. Jego informacje, to po prostu wykłady.

Dzisiejszy Berlin zwykło się nazywać "największym placem budowy Europy". Pozostało jednak parę ciekawych zabytków, w tym z okresu średniowiecza kilka kościołów. Nie może on się porównać z takimi miastami jak: Kolonia, Moguncja czy nawet Bonn.

Mówiąc o Berlinie, warto jeszcze wspomnieć o dwóch datach: tu w 1806 r. francuski tyflolog Valentin Haüy (1745-1822) założył szkołę dla niewidomych. Tu w 1879 r. odbył się trzeci europejski kongres w sprawie ociemniałych, na którym podjęto uchwałę o obowiązku wprowadzania do szkół niewidomych pisma Ludwika Braille`a.

Powróćmy jednak do Zjazdu BKD. Ostatniego dnia w ogromnej sali centrum kulturalnego Berlina odbył się tradycyjny mityng z udziałem około 700 ociemniałych inwalidów wojennych z terenu całych Niemiec. Wysłuchaliśmy wielu przemówień przedstawicieli rządu, parlamentu i obecnych na sali gości. Poszczególne przemówienia przedzielane były występem orkiestry dętej wojsk lotniczych. Padło wiele obietnic i haseł "nigdy więcej wojny". Obiecywano poświęcić więcej uwagi sprawom ociemniałych inwalidów wojennych. Przedstawiciel rządu zapewnił, że w tym roku będzie zatrudnionych 13 tysięcy osób niepełnosprawnych.

Z rozmowy z działaczami Związku wywnioskowałem, że odnoszą się do tych obietnic sceptycznie. Związek na działalność administracyjną nie otrzymuje żadnych dotacji. Utrzymuje się ze składek członkowskich, z zapisów i darowizn oraz zasądzanych grzywien. Składka roczna ociemniałego żołnierza wynosi 180 marek, a wdowy - 60 marek. Z tej sumy 37 proc. idzie na potrzeby Zarządu Głównego BKD, 33 proc. na potrzeby zarządów związków regionalnych i pozostałe 30 proc. dla ogniw podstawowych. Związek posiada cztery domy sanatoryjno-wypoczynkowe. Jeden z nich w najbliższym czasie zostanie sprzedany, gdyż brak chętnych na pobyty wypoczynkowe. "My się po prostu starzejemy" - powiedział skarbnik zarządu Związku. No cóż, problem ten nie jest tylko polskim problemem.  

P12-2001