Łączy nas wiele

                 Władysław Gołąb

W dniach 1 - 29 sierpnia br. delegacja naczelnych władz Związku Ociemniałych Żołnierzy RP na zaproszenie Związku Ociemniałych Inwalidów Wojennych Niemiec przebywała  w sanatorium w Bad Munster-Ehrenburg w Nadrenii Palatynacie. Pobyt w Niemczech miał podwójny charakter: kontynuowania nawiązanych od trzech lat kontaktów między tymi dwiema organizacjami oraz odbycia rutynowej kuracji sanatoryjnej. W skład grupy polskiej weszli: prezes Zarządu Głównego komandor inż.Czesław Krzyczkowski z małżonką, przewodniczący GKR Marian Iwan oraz wiceprezes Władysław Gołąb z małżonką. W charakterze urzędowego tłumacza występował płk.Mirosław Gryguć.

Pobyt w Niemczech należy uznać za niezwykle udany. Goszczono nas iście po królewsku. Przeprowadziliśmy owocne narady z prezydentem Zarządu Głównego Związku Ociemniałych Inwalidów Wojennych Niemiec z p.Franzem Sontagiem w Bad Munster, z jego zastępcą p.Heinrichem Jochaningiem w Hanowerze i skarbnikiem p.Manfredem Galdą w Bonn. Rozmowy te posiadają ogromne znaczenie moralno-społeczne. Należy pamiętać, że spotykają się ludzie, którzy stali naprzeciwko w różnych okopach strzelając do siebie z jedynym pragnieniem, aby nie chybić. Wojna jest straszna. Przecież ci sami ludzie mocno pragnęli przeżyć i wieść życie pełne radości i pokoju.

Kiedy dziś po kilkudziesięciu latach podawaliśmy sobie dłonie, kiedy życzyliśmy wszelkiego dobra, nie było w tym ani obłudy, ani konwenansowej uprzejmości. Nas naprawdę łączy jedna idea - nigdy więcej wojny. Przecież ci ludzie, którzy kiedyś właśnie do nas strzelali chcą być kochani i sami też chcą kochać. O historii musimy zapomnieć, a jeżeli to nam się nie uda, to przynajmniej przebaczyć, jak powiedział Prymas Tysiąclecia. Musimy przy tym pamiętać, że łączy nas wszystkich wspólny los. Związek niemiecki zrzesza nie tylko ociemniałych żołnierzy, ale także cywilnych ociemniałych, którzy utracili wzrok w wyniku działań wojennych. W 1945 roku tak rozumianych ociemniałych inwalidów wojennych było w Niemczech wiele tysięcy, nieporównywalnie więcej aniżeli w Polsce. Jeszcze dziś związek niemiecki zrzesza 2600 ociemniałych i 2200 wdów po ociemniałych. Wśród ociemniałych około 50, to inwalidzi bez kończyn górnych, a około 15 to głuchoniewidomi. Dla nich wojna jest na równi straszna i niechciana jak i dla nas Polaków. Myślę, że zrozumieliśmy się i dziś nic już nas nie dzieli, za to wiele łączy.

Bad Munster-Ehrenburg leży nad rzeką Nahe (lewym dopływem Renu), która wypływa z południowej części gór Hunsruck i przecina swym korytem niskie kamieniste góry na długości blisko 120 km. tworząc bajkowy krajobraz z urwistymi kamiennymi stokami, zwisającymi nad jej bystrym nurtem. Rzeka robi niewinne wrażenie większego potoku górskiego, ale podczas zeszłorocznej powodzi zatopiła znaczną część Bad Munster.

Bad Munster leży po lewej stronie Nahe, a Ehrenburg po prawej. Obie te miejscowości w latach siedemdziesiątych połączyły się unią, tworząc Bad Munster-Ehrenburg. W Bad Munster już w siedemnastym wieku stwierdzono obecność solanek. W wieku dziewiętnastym wybudowano duże tężnie rozbudowywane w ciągu następnych lat. Nad rzeką założono piękny park z muszlą koncertową. Leżący po drugiej stronie Ehrenburg może poszczycić się pięknym zamkiem wzniesionym na górze. Zamek pochodzi z 1209 roku i był wielokrotnie przebudowywany. W nim na początku szesnastego wieku znajdowali schronienie liczni protestanci. Przebywał w nim również Marcin Luter. Na zboczu góry zamkowej 11 czerwca 1889r. odsłonięto pomnik z brązu pomysłu Cauera, przedstawiający rycerza Franza von Sickingena, właściciela zamku z czasów Lutra i poetę Ulricha von Huttena.

Bad Munster-Ehrenburg liczy zaledwie 4200 mieszkańców, z czego 600 to katolicy. Są też dwa kościoły katolickie, jeden w Bad Munster pod wezwaniem Wniebowzięcia Najśw.  Marii Panny, a drugi w Ehrenburg pod wezwaniem Jana Chrzciciela. Oba pochodzą z pierwszego ćwierćwiecza IX wieku i są wybudowane w stylu neogotyckim, z pięknymi witrażami. Kościół w Bad Munster ma ponadto trzy dzwony o doskonałej harmonii brzmienia.

Sanatorium w Bad Munster zakupił Związek Ociemniałych Inwalidów Wojennych przed czterdziestu laty. w roku 1977 rozbudował je, tak że dziś mieści 62 kuracjuszy. Pokoje są na ogół dwuosobowe, z wszelkimi wygodami. Każdy pokój wyposażony jest w telewizor, radiomagnetofon i telefon z wyjściem na cały świat. Na parterze i w suterenie umieszczone są pokoje zabiegowe: gimnastyka rehabilitacyjna, borowiny, kąpiele solankowe, masaż wodny i klasyczny, inhalacje i inne. Podobnych sanatoriów związek niemiecki posiada sześć, z łączną liczbą miejsc około 400. We wszystkich domach zatrudnionych jest 150 pracowników. Uderzyło mnie to, że mimo podziału funkcji, pracownicy ci czują się odpowiedzialni za całość. W czasie zmiany turnusu, sprzątaniem obiektu zajmują się wszyscy. Dokąd my, Polacy, nie nauczymy się od Niemców tego stylu pracy (jak u siebie w domu), nie będzie u nas porządku ani dobrobytu.

Ociemniały inwalida może uzyskać raz na rok skierowanie do sanatorium. Jeżeli chce skorzystać drugi raz z sanatorium, musi już za siebie zapłacić pełny koszt (za przewodnika płaci państwo). Za ten podstawowy turnus ociemniały nic nie płaci, nawet zwracają mu za przejazd oraz za przewiezienie bagażu.

W Bad Munster prezes Sontag przyjmował nas w pokoju gościnnym, w którym na ścianach rozwieszone są obrazy. Jak dowiedzieliśmy się od państwa Sontagów, namalował je ociemniały żołnierz, z zawodu prawnik, który przed podjęciem służby wojskowej był artystą malarzem. Bez wzroku przenosił na płótno lub papier to co dyktowała mu wyobraźnia. Harald Simont chciał na swych obrazach ukazać jak najwięcej barwnych obiektów. Wyrażał w ten sposób swoją tęsknotę za utraconym światem kolorów.

Dziś sytuacja materialna ociemniałych inwalidów wojennych Niemiec jest bardzo dobra. W zależności od stopnia inwalidztwa , renta inwalidy wynosi ponad trzy tysiące marek miesięcznie. Sytuacja ta nie była taka dobra od początku. Jak opowiadał nam Edmund, ociemniały, który utracił wzrok na Litwie w 1944r. Pierwszą rentę i to zaledwie w wysokości 140 marek otrzymał dopiero 1 października 1947r. Do tej pory dostawał zaledwie jeden kilogram chleba na tydzień,  10 dekagramów wędliny i 5 dekagramów sera na miesiąc. Ludzie z głodu umierali. "Traktowano nas jak zbrodniarzy - relacjonował Edmund - zarzucano nam, że wymordowaliśmy kilka milionów Żydów. Nikt nie chciał uznać nas za ofiary tej samej zbrodniczej wojny". W latach następnych sytuacja ulegała ciągłej poprawie. Rentę w obecnej wysokości inwalidzi wojenni otrzymują dopiero od kilkunastu lat.

W chwili zjednoczenia Niemiec zarysowała się ogromna różnica w sytuacji inwalidów z Republiki Federalnej i Niemieckiej Republiki Demokratycznej. Inwalidzi ociemniali z NRD otrzymywali zaledwie 18% renty inwalidy z RFN. Dziś różnica ta ulega zatarciu.

Związek Ociemniałych Inwalidów Wojennych Niemiec jest federacją 12 stowarzyszeń regionalnych. Niektóre z nich obejmują po kilka landów np. kierowany przez Jochninga stowarzyszenie działa na terenie Dolnej Saksonii, Saksonii i Bremy. Liczy 390 członków zwyczajnych i 340 wdów po ociemniałych inwalidach wojennych. Stowarzyszenia regionalne dzielą się jeszcze na koła powiatowe. Zarządem Głównym kieruje pięcioosobowe prezydium wybierane na ogólnoniemieckim kongresie. Taki kongres odbył się w połowie października br. Prezesi stowarzyszeń regionalnych tworzą zespół doradczy dla pięcioosobowego prezydium. Wysokość świadczeń rentowych na tyle usamodzielnia ociemniałych inwalidów, że nie korzystają ze świadczeń udzielanych przez związek. Nawet pobyt w sanatorium wraz z kosztami przewozu bagażu pokrywa państwo. Na najniższym szczeblu związku organizowane są coroczne spotkania gwiazdkowe. Uczestnik takiego spotkania otrzymuje, jak relacjonował wspomniany wyżej Edmund, po 25 marek na siebie i na przewodnika, aby mógł zapłacić za zjedzony obiad. Podczas takiego spotkania niewidomi otrzymują jakieś drobne prezenty. Te spotkania integrują ociemniałych, podobnie jak wspólny pobyt w sanatorium.

Kierownictwo Związku Ociemniałych Inwalidów Wojennych Niemiec ma swoją siedzibę w Bonn. Zarówno dr Sontag, jak i pozostali prezesi stowarzyszeń regionalnych, cieszą się dużym autorytetem. Dlatego wybory, zarówno podczas kongresu jak i na zebraniach regionalnych, nie niosą że sobą żadnych napięć. Ociemniałym żołnierzom w Niemczech dobrze się dziś powodzi i nie chcą zmian. Chcą jedynie aby ich szeregów nie powiększały nowe wojny, a o tej sprzed przeszło pięćdziesięciu lat, woleliby jak najszybciej zapomnieć. Myślę, że temu zapomnieniu dobrze przysłuży się nasza wizyta w Niemczech. Ten miesięczny pobyt w ich bogatym i pięknym kraju pozostawi we mnie niezatarte wspomnienia.

P11-95