Źródło najgłębszych przeżyć

JÓZEF SZCZUREK

Od 30 lat uczy muzyki w bydgoskiej szkole dla niewidomych. Gra na wielu instrumentach,       ale       przede wszystkim      na      fortepianie, skrzypcach i organach.   Trochę komponuje,      zwłaszcza      dla swoich zespołów. Należy do najwybitniejszych       niewidomych pedagogów.

Bardziej uważni czytelnicy „Pochodni" bez trudu mogą się domyśleć, iż chodzi tu o mgr Henryka Mikołajczaka. Jego bardzo liczni wychowankowie występują w amatorskich zespołach muzycznych w całym kraju, a wielu spośród nich muzykę traktuje również zawodowo.

Henryk Mikołajczak stracił wzrok we wczesnym dzieciństwie. W 1929 roku rozpoczął naukę w szkole dla niewidomych w Bydgoszczy i przebywał w niej przez 10 lat. Bardzo wcześnie ujawniły się jego nieprzeciętne uzdolnienia muzyczne, toteż fortepian stał się jednym z głównych kierunków jego nauki. W czasie okupacji przebywał w rodzinnym domu w Inowrocławiu. Trochę stroił instrumenty muzyczne, ale przede wszystkim dalej uczył się gry na fortepianie oraz na skrzypcach i organach. Lekcje pobierał u znanego skrzypka, który przed wojną był nauczycielem w konserwatorium, a także u miejscowego organisty.

Od razu po wojnie przystąpił do bardziej systematycznej nauki, zapisując się do średniej szkoły muzycznej w Bydgoszczy, a po jej ukończeniu w 1949 roku,   do Wyższej Szkoły Muzycznej w Poznaniu. Tu nauczycielem Henryka Mikołajczaka był wybitny pianista i pedagog Władysław Kędra. Studia nie przychodziły łatwo.   Trzeba je było łączyć z pracą zawodową. Na początku 1950 r.

Henryk Mikołajczak został przyjęty na stanowisko nauczyciela muzyki w bydgoskiej szkole dla niewidomych, a więc do zakładu, w którym spędzi 10 lat swego uczniowskiego życia.

Studia , z bardzo dobrymi wynikami, ukończył w 1953 r. Miał kuszące propozycje  wyjazd do Krakowa na dalsze doskonalenie wirtuozowskich umiejętności muzycznych, a także do Związku Radzieckiego, ale trudno się było rozstać z pracą pedagogiczną, uczniami, szkołą i tak już zostało. Bardzo wcześnie ujawniła się społecznikowska postawa Henryka Mikołajczaka. W grudniu 1950 roku utworzył zespół muzyczny w bydgoskim oddziale Związku i ten kierunek działalności społecznej trwa do dnia dzisiejszego. Tak więc niewidomy pedagog z Bydgoszczy obchodzi w bieżącym roku 30-lecie swej pracy zawodowej i społecznej. Na początku lat sześćdziesiątych amatorskie zespoły wokalne i muzyczne przejęła od PZN spółdzielnia niewidomych „Gryf". Zadecydowały względy praktyczne. Spółdzielni łatwiej było zakupić kosztowne instrumenty, stroje, opłacić autokar w czasie wyjazdu na występy. Od tego też czasu Henryk Mikołajczak związał się na stałe ze spółdzielnią, a od niedawna jest nawet jej członkiem. Rzetelną, sumienną i wytężoną pracą zasłużył sobie na ogólne uznanie. Cenią go władze szkoły, kuratorium, kierownictwa Związku i spółdzielni, a przede wszystkim  jego wychowankowie i absolwenci szkoły, których wprowadził na cudowny szlak sztuki. Za osiągnięcia w pracy zawodowej i postawę społeczną otrzymał wiele odznaczeń. Najważniejsze z nich to Złoty Krzyż Zasługi, Medal Komisji Edukacji Narodowej, złota Odznaka „Zasłużony działacz kultury", Odznaka 1000-lecia Państwa Polskiego i złota Odznaka PZN.

Jubileusz stanowi dobrą okazję, aby zadać profesorowi   Henrykowi Mikołajczakowi kilka pytań, z czego nasza redakcja chętnie korzysta.

 Proszę nam powiedzieć, czy młodzi niewidomi chętnie uczą się muzyki?

 Tak, zawsze więcej jest kandydatów do nauki niż możliwości przyjęcia ich na lekcje. Chłopcy chętniej uczą się gry na różnych instrumentach, są bardziej wytrwali w podejmowaniu wysiłków i przeważnie mają dobre rezultaty. Na ogół z muzyką nie rozstają się już nawet po opuszczeniu szkoły. Wchodzą do różnych zespołów w zakładach pracy. Dziewczęta natomiast bardzo chętnie uczą się śpiewu. Występują w zespołach wokalnych i solowo, często jednak brakuje im wytrwałości. Są także inne przyczyny tego, że po ukończeniu szkoły porzucają śpiew i nie kontynuują i nie doskonalą umiejętności zdobytych w szkole.

 A ile zespołów prowadzi Pan obecnie?

 W spółdzielni „Gryf" mam duży zespół instrumentalny i żeński zespół wokalny  „Gryfinki". W szkole natomiast są trzy mniejsze zespoły wokalne, chór oraz zespół instrumentalny. Pracy jest bardzo dużo, ale i satysfakcji z jej efektów niemało. Występujemy w rozmaitych zakładach pracy, świetlicach i szkołach, a także w kołach PZN. Wszędzie jesteśmy przyjmowani entuzjastycznie. Jest to jeden z najbardziej skutecznych sposobów na integrację z całym społeczeństwem.

Występy naszych zespołów, szkolnych, jak i spółdzielczych, były wielokrotnie przedstawiane słuchaczom przez rozgłośnię Polskiego Radia w Bydgoszczy. Nagrano już kilkanaście audycji. Zespoły bydgoskie zajmują niejednokrotnie pierwsze lub czołowe miejsca w konkursach i festiwalach, organizowanych przez PZN i ZSN. Sukcesy te oczywiście nie przychodzą same. Są wynikiem wytężonej pracy uczniów i nauczyciela.

 Muzyka to sztuka najbardziej dostępna niewidomym. Czy Pana zdaniem wykorzystują oni ten fakt do wzbogacania swoich przeżyć i rozwoju osobowości?

 Odpowiedź na to pytanie nie jest prosta i nie może być jednoznaczna. Z moich doświadczeń wynika, że niewidomi bardziej interesują się muzyką rozrywkową. Ona daje im po prostu więcej konkretnych, dostrzegalnych korzyści. Tworzą zespoły, które grają często na

zabawach, weselach, a także w lokalach rozrywkowych, nie mówiąc już o tym, że występowanie w zespołach amatorskich przy spółdzielniach i okręgach PZN stwarza możliwości wyżycia się artystycznego i towarzyskiego. Muzyka poważna natomiast nie ma zbyt wielu zwolenników. Zresztą jest to zjawisko ogólnokrajowe, że młodzież woli muzykę lekką, hałaśliwą, nieskomplikowaną. Do muzyki poważnej trzeba mieć przygotowanie teoretyczne, trzeba ją poznać. Oczywiście nie można powiedzieć, że niewidomi w ogóle nie interesują się muzyką poważną. To byłoby krzywdzące. Ale olbrzymia większość woli sztukę łatwą, nie dającą głębszych przeżyć. W dawniejszych latach, kiedy rozpoczynałem pracę, więcej młodzieży interesowało się muzyką trudną. Niewątpliwie wpływał na to również fakt, że wtedy w szkole była indywidualna nauka muzyki. Potem, gdy w Krakowie utworzono tak zwaną szkołę muzyczną, we wszystkich innych zakładach dla niewidomych zlikwidowano lekcje indywidualne, wychodząc z założenia, że wszystkie dzieci zdolne muzycznie znajdą się w Krakowie. Z różnych względów tak się nigdy nie stało, ale indywidualnych lekcji w szkołach dla niewidomych nie przywrócono. Uważam to za błąd władz oświatowych, który do dziś wyrządza niewidomym dzieciom i młodzieży krzywdę. W szkołach pozostawiono jedynie godziny na naukę zbiorową, ale to nie wystarczy. Uważam, iż w szkołach dla niewidomych trzeba więcej uwagi poświęcać nauczaniu muzyki niż to jest dotychczas.

 Czego można Panu życzyć z okazji jubileuszu, oczywiście oprócz dobrego zdrowia, długich jeszcze lat działalności i satysfakcji z dotychczasowych osiągnięć?

 Chyba tego, aby ci wszyscy niewidomi, których dane mi było uczyć, nigdy nie rozstawali się z muzyką, aby towarzyszyła im zawsze, w chwilach trudnych i beztroskich, w pracy i odpoczynku, by wszyscy niewidomi znajdowali w niej źródło najgłębszych przeżyć i radości.

We wrześniu bieżącego roku Henryk Mikołajczak odszedł na emeryturą, będzie jednak dalej pracował jako kierownik zespołów muzycznych i wokalnych w spółdzielni „Gryf. Wierzymy, że jego zespoły będą nadal umilać życie tysiącom obywateli i święcić sukcesy na licznych estradach.

Pochodnia listopad  1980