Marian Adamczyk - od 15 października 1968 r. prezes Spółdzielni Niewidomych Pracowników w Warszawie na ulicy Sapieżyńskiej.

/Mówi Lemańczyk/Marian Adamczyk urodził się w woj. kieleckim, 23 sierpnia 37 r. Wzrok stracił  od wybuchu niewypału. mając lat dziewięć. Do Lasek przyjechał w 1947?r. W Nowej Pracy rozpoczął pracę od 1 października 1956 r. Cechowała go wielka aktywność. Po kilku latach pracy, został majstrem dziewiarstwa. Razem z Andrzejem Skórą i Kazimierzem Lemańczykiem podjął studia w SGPiS,  i razem je ukończyli w 1965 r. W nowej Pracy był 12 lat. Cały czas pracował w Radzie Nadzorczej. pełnił w niej ważne funkcje.

Mocno rozwinął spółdzielnię na Sapieżyńskiej. Bardzo się o nią Troszczył. Stworzył bazę zaopatrzeniową  włosia i szczeciny dla wszystkich spółdzielni niewidomych w Polsce. Prezesem był 24 lata. Był członkiem Rady ZSI i członkiem zarządu Związku Spółdzielni Niewidomych. Był świetnym gospodarzem, wszystko ściągał do swojej spółdzielni. Cieszył się wielkim uznaniem w środowisku inwalidów. Był rzetelnym, odpowiedzialny, można było na nim w każdej sytuacji polegać. On dysponował mieszkaniami w bloku na ul. Sapieżyńskiej 8. Troszczył się o mieszkańców. Spółdzielnia dopłacała do tych mieszkań.   

Pani Mirosława poznała Mariana w spółdzielni, a nawet nieco wcześniej. Mieszkała w Laskach. Znała więc Środowisko niewidomych. Po prostu sąsiedztwo. Poproszono ją, aby  pomogła przy przepisaniu pracy maturalnej.  z brajla na zwykły druk. Przepisywała z brajla dla czterech  osób. Byli w pokoju w szkole  pod dyktando. Tak się poznali, a potem przyszła do pracy w spółdzielni. Najpierw pracowała jako magazynierka,  a potem przeszła do księgowości.. Pobrali się w 1959 roku. Jest dwoje dzieci, już dorosłych. Jest bardzo zżyta ze środowiskiem i dlatego jest  już w spółdzielni ponad 40 lat. Cenią  ją, bo stara się jak najlepiej wykonywać swoją pracę. Marian był członkiem założycielem. Tu w spółdzielni czuje się każdy jak w rodzinie. Wiąże ich nie tylko praca, ale wszystkie inne więzi. Tu wiele osób wyrosło społecznie i intelektualnie. Mają do siebie wzajemnie zaufanie, liczą na siebie. Wszystko łączy. W 62 r. już mieli swoje mieszkanie na Żoliborzu. Zmarł 20 marca w 92 r.

 

Alojzy Satora,

Z Marianem się bardzo dobrze współpracowało. Wysoko cenił profesjonalność i umiejętności pracownika, predyspozycje kierownicze i umiejętności kierowania działem. Przywiązywał dużą wagę do porządku prawnego, formalnego, co wyrażało się w tym, że zawsze musiały być  protokoły, sprawozdania, rzetelne, prawdziwe, zawierające potrzebne informacje. Przywiązywał dużą wagą do umiejętności precyzyjnego wyrażania myśli w pismach jasnego, prostego wyrażania myśli czyli prawnego porządku, aby wszystko co w danej chwili było mu potrzebne, co chciał wiedzieć żeby mógł od razu otrzymać.  

Dla współpracowników był bardzo dobry, wyrozumiały, troskliwy, nikt go się  nie bał, a jednocześnie potrafił zachować prestiż i godność szefa. Przynajmniej raz w tygodniu chodził po wszystkich działach, rozmawiał z pracownikami, wyjaśniał różne sprawy,  gdy było coś nie tak jak trzeba, interweniował u kierowników działów.

Był bardzo zapobiegliwy, w  zwłaszcza w stanie wojennym, kiedy było o wszystko trudno, zgromadził tyle surowców i innych potrzebnych do produkcji rzeczy, że wystarczyło co najmniej na trzy lata. Miał bardzo dobrą pamięć. Gdy przeczytał sprawozdanie na walne zgromadzenie, zapamiętał je i referował bezbłędnie w czasie zebrania. Gdy zmarł, wszyscy to głęboko przeżywali, bo odszedł za wcześnie, zwłaszcza, że nastały trudne czasy dla spółdzielni i gdyby on żył, na  pewno wszystko lepiej by się potoczyło.  

Opiekował się grupą uczniów z Lasek, Oni w spółdzielni mieli praktykę, a potem co najmniej połowa spośród nich potem przychodziła do pracy.