Zofia Morawska  

 Kaplicę w Zakładzie dla Niewidomych w Laskach przyozdobiono dziewięćdziesięcioma dziewięcioma białymi różami. Setną przyniósł w procesji darów do ołtarza miejscowy przedszkolak. Tymczasem Zofia Morawska, za której sto lat życia ta liturgia była dziękczynieniem, siedziała, jak zauważył ks. biskup Bronisław Dembowski, “w swoim kąciku”, jakby chciała zostać niezauważona. Mówią, że przez życie też starała się przejść niezauważona, ale z tłoku w kaplicy można wnioskować, że jej się nie udało. Nie dlatego, że nie można nie dostrzec tak długiego życia, lecz dlatego, że tak pięknie zostało przeżyte. Urodziła się jako córka Kazimierza Morawskiego, rektora Uniwersytetu Jagiellońskiego, a później prezesa Polskiej Akademii Umiejętności, odznaczonego w latach 20. minionego stulecia Orderem Orła Białego. Kilkadziesiąt lat później jako pierwsza kobieta otrzymała z rąk Lecha Wałęsy ten sam order, a jej obecność wśród odznaczonych kolejny raz udowadniała, że od działań widocznych i docenianych nie mniej ważne są te czynione na uboczu. Siedemdziesiąt pięć lat życia poświęciła Laskom. Zaczęła od pracy w tzw. Patronacie, organizując warsztaty, świetlice, opiekę, pośrednictwo pracy, a także kwestę. W 1947 r. zajęła się finansami jako skarbnik Towarzystwa Opieki nad Ociemniałymi i pełni tę funkcję do dziś. Może dlatego, że dla niej to nie tyle praca, ile służba - całym życiem. Nie założyła nigdy rodziny, ale też nie wstąpiła do zakonu. Jak żartobliwie tłumaczy, śluby ubóstwa mogłaby przyjąć w każdej chwili, ślubów posłuszeństwa - nigdy.W sobotę 13 listopada w Laskach spotkali się przedstawiciele kilku pokoleń wychowanków, pracownicy Zakładu, rodzina jubilatki, przyjaciele i ci wszyscy, którzy czują wdzięczność za dar jej życia. Były życzenia składane w imieniu premiera i prezydenta Warszawy, przemówienia i kwiaty. Były też niezwykłe prezenty: sto kilo cukierków od lokalnego samorządu, czek od spółdzielni “Nowa Praca Niewidomych” czy wreszcie założony przez Nowojorski Komitet Pomocy Niewidomym w Polsce Fundusz im. Zofii Morawskiej ze stoma tysiącami dolarów na koncie, które jubilatka może przeznaczyć na dowolne potrzeby Zakładu. Aby obdarować panią Morawską, trzeba obdarować jej wychowanków...Najcenniejsza jednak jest wdzięczność, którą z trudem ubierano w słowa. “Nie popatrzę z miłością w Twe oczy (...) ale powiem szczerze z głębi duszy, proste słowo: dziękuję” - śpiewała dorosła już wychowanka. Ktoś porównał Jubilatkę do stuletniego dębu, który wrośnięty głęboko w Laski, daje poczucie bezpieczeństwa. Ktoś inny powiedział: spotkaliśmy się tu, by uczcić pierwsze stulecie działalności pani Morawskiej na rzecz Lasek... “Wszystko w moim życiu zdarzyło mi się zupełnie niezasłużenie” - mówiła sama Zofia Morawska.   

Zuzanna Radzik