Od Demokryta do "Pochodni"

 

    Źródło: Publikacja własna "WiM"  

 

Mity, legendy, prawdy  

     

Starożytni Grecy, podobnie jak ich współcześni potomkowie, sporo zamieszania narobili na świecie. W przeciwieństwie do tych współczesnych jednak, nie były to długi, od których w głowach się kręci europejskim politykom i samym Grekom. Ci starożytni zaludnili świat legionami bogów, centaurów, herosów i innych niezwykłości, od których również zawrotu głowy dostać można, ja w każdym razie dostaję i połapać się w tym nie mogę. Mity, legenty, historia, bajki - co kto chce.  

Na szczęście, już doskonale wiemy, że centaurów nie było, że ichnie bogi to mity, że czym innym jest legenda, a czym innym historia. Niestety, niektóre mity doskonale funkcjonują do dnia dzisiejszego i wcale nie jest to zabawne.  

     

Demokryt i "Pochodnia"  

 

Nie wiem, może Demokryt używał również pochodni. Myślę jednak, że wieczorami korzystał raczej z lamp oliwnych, może z łojówek, a nie pochodni.  

Czemóż to ach czemóż w takim razie zestawiam Demokryta z "Pochodnią", tą pisaną z wielkiej litery i w cudzysłowiu? Ano mam ku temu solidne podstawy. Demokryta żyjącego w starożytnej Grecji i "Pochodnię" wydawaną przez PZN we współczesnej Polsce głoszą podobne poglądy, wręcz identyczne.  

 

Mądrość filozofa

 

Demokryt z Abdery żył w latach 460 “ 375 p n e , a więc upłynęło już prawie dwa i pół tysiąca lat. Był wybitnym starożytnym filozofem. To mu jednak nie wystarczało. Chciał być jeszcze bardziej wybitny i żeby to osiągnąć, znalazł niezwykły sposób.  

Otóż wierzył on, jak wielu starożytnych, że aby widzieć lepiej trzeba niewidzieć zupełnie. Wiara w tę tak oczywistą i prawdziwą prawdę sprawiała, że w Starożytności wielu niewidomych trudniło się jasnowidztwem, a profesja ta dawała im chleb, wino i insze produkty niezbędne do życia. I dobrze, że tak było.  

A pan Demokryt, jak się rzekło, chciał być większym filozofem niż był. Chciał więc mieć większy dorobek filozoficzny, naukowy. A wiadomo, że wzrok przeszkadza w skupieniu się na sprawach ważnych, naukowych, na filozofii. Żeby widzieć lepiej, należy niewidzieć, czyli być niewidomym. Pan Demokryt, jako że był filozofem, myślał długo, ale wymyślił, że trzeba się oślepić. A jak wymyślił, tak i zrobił. Posiedział kilka dni w zupełnie ciemnej piwnicy, następnie wyszedł w samo południe i spojrzał na białą płytę marmuru oświetloną południowym, greckim słońcem. W ten sposób cel został osiągnięty. Pan Demokryt stał się ociemniałym. Dodam, że, kiedy tego czynu dokonał, był już stary. Ludzie mówią: "stary, a głupi". Demokryt był filozofem, był więc mądry, a nie głupi.  

Kto wie, czy tak było, czy to jedna z legend. Mnie przy tym nie było, ale taki przekaz otrzymaliśmy ze Starożytności. Biorąc pod uwagę poglądy głoszone przez pana Demokryta, nie można tego wykluczyć. Otóż uważał on, że prawdziwe poznanie może być tylko przy pomocy umysłu. Poznanie zmysłowe jest błędne.  

 

Co nie ma granic?

 

Tylko miłosierdzie boże i głupota ludzka nie ma granic. Jest to znana prawda. Jej pierwsza część nie wymaga udowadniania. Co się zaś tyczy drugiej, też nie ma problemu z dostarczeniem dowodów.  

gdybyśmy tak poszli za tokiem rozumowania pana Demokryta, powinien on również pozbawić się słuchu, bo on też rozprasza i utrudnia skupienie się na sprawach ważnych, poważnych i najważniejszych. Czytałem kiedyś, że para głuchoniemych lezbijek zapragnęła mieć dziecko. Panie uważały jednak, że aby człowiek mógł być szczęśliwy, musi być głuchoniemy. Szukały więc po całym świecie pana, który jest głuchy, a jego głuchota z całą pewnością jest dziedziczna. Miał on zostać ojcem dziecka jednej z pań tej pary.  

Węch również należy uznać za szkodliwy. Przecież psy, które mają wspaniały węch, rozumem tęgim nie dysponują. Jest to dowód na to, że węch szkodzi ma rozwój mózgu.

Jak by pomyślał to i pozostałe zmysły należałoby wyeliminować. Powinien zostać tylko czysty mózg, którego działania nie rozpraszają żadne bodźce z zewnątrz. Zostawiam to jednak Wam drodzy Czytelnicy, bo ja już jestem stary, robię się leniwy, lubię poleżeć w cieple, powspominać dawne dzieje i sprawy.  

A dawno było głupoty nie mniej niż obecnie. W XIX wieku, np. w niektórych regionach Polski, malowano biało farbą szyby w klasach lekcyjnych. Bodźce z zewnątrz nie powinny rozpraszać uczniów. Szkoda, że tylko tak zaradzano złu. Przecież mogli oślepiać uczniów. To byłoby bardziej skuteczne.

I tak przez tysiąclecia przewija się głupota. I tak do dzisiaj niewidomi mają szósty zmysł, uzdolnienia muzyczne, wszystko mają wspaniałe, wyjątkowe, niezwykłe, wszystko mogą jeno do niczego się nie nadają.  

Głupota nie zna granic terytorialnych, geograficznych, politycznych, klasowych, czasowych ani żadnych innych. Jest to prawda bezsporna.

     

"Pochodnia" i mit  

 

W "Pochodni" nr 6 z 2011 r. przeczytałem artykuł "Oni naprawdę widzą duszą" Roberta Stadnickiego.  

Już sam tytuł jest w stylu mitu, ale niech go tam. Chodzi o muzykę, na której nic a nic się nie znam. Może nie mam duszy i nie mam czym jej słuchać? Wszystko możliwe. Zajmę się więc tym, na czym się trochę znam.

    Żebyście wiedzieli, o czym piszę, muszę dać dosyć obszerny cytat w wyżej wymienionego artykułu Roberta Stadnickiego. Czytamy:

    "To była rewelacyjna, doskonale zorganizowana i stuprocentowo pełnosprawna artystycznie impreza, pełna pięknych dźwięków, gorących oklasków, słońca i radości. O czym mowa? O I Festiwalu Widzących Duszą „Muzyka otwiera oczy” w Bydgoszczy. Z nagrodami wyjechali wszyscy wykonawcy, ale nie nagrody były tu najważniejsze. Impreza miała promować nie tylko muzykę - także nowe spojrzenie na twórczość niewidomych i na całe nasze środowisko.  

Sobotnie popołudnie, 15 października 2011, Uniwersytet Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy. Do Auli Copernicanum schodzą się ludzie. Jedni trzymają białe laski w dłoniach, inni nie potrzebują takiego wsparcia. Na tych ostatnich już przy wejściu do renesansowego gmachu Uniwersytetu czeka niespodzianka.

Młode wolontariuszki z bydgoskiego liceum nr 7 proponują założenie tzw. gogli niewidomego. Potem podają ramię i prowadzą na salę, w której za chwilę rozpocznie się I Festiwal Widzących Duszą „Muzyka otwiera oczy”. W taki sposób do Auli Copernicanum dotarła m.in. dyrektor SKOKU Stefczyka, Grażyna Sławik-Kamińska. Tuż po oficjalnym rozpoczęciu imprezy na scenie opisała swoje odczucia. - Jak założyłam te gogle, poczułam się kompletnie zagubiona. Zrozumiałam, że my, widzący, odbieramy świat w sposób o wiele bardziej ubogi. W zasadzie tylko wzrokiem. To chyba my jesteśmy w jakiś sposób niepełnosprawni. Jestem pełna podziwu dla osób niewidomych, które doskonale radzą sobie, chociaż nie widzą. To dla mnie bardzo ważne, całkiem nowe doświadczenie - mówiła".

No proszę, pan Demokryt byłby zachwycony. Niechaj chociaż na chwilę zaznają dobrodziejstwa bycia niewidomym. A może lepiej byłoby słuchaczy tych występów muzycznych oślepiać? Co Wy na to?

    Ale w zdumienie wprawiła mnie pani dyrektor. Jak ona tak szybko doszła do wniosków, których wielki filozof Demokryt dopracował się dopiero pod koniec życia? Na prawdę musi to być niezwykle inteligentna osoba. Nic więc dziwnego, że jest dyrektorem, a może dyrektorką.  

Patrzcie tylko, przy tak wybitnej inteligencji, jaka skromność - "Zrozumiałam, że my, widzący, odbieramy świat w sposób o wiele bardziej ubogi. W zasadzie tylko wzrokiem. To chyba my jesteśmy w jakiś sposób niepełnosprawni". Oj prawda, jesteście, jesteście, a przynajmniej niektórzy z Was.  

W zdumienie wprawiła mnie też redakcja "Pochodni", redaktor naczelny, insi redaktorzy i całe kolegium redakcyjne. Nie podejrzewałem ich o taką erudycję, o taką wiedzę historyczną i rehabilitacyjną. A tu proszę, doskonale wiedzą o wyczynie Demokryta i o szkodliwości wzroku. Boć gdyby o tym nie wiedzieli, to jakoś by się odnieśli do wypowiedzi, która utrwala mity i powoduje, że niewidomi stają się zarozumiali. Dyć "Pochodnia" ma służyć rehabilitacji, a nie mitologii

A może Szanownej Redakcji jest doskonale obojętne, czym wypełni swoje łamy? Jakiem stary tak pojąć nie mogę. Rozumiem, że "Pochodnia" nie może pisać o wszystkim. Władze PZN-u czuwają nad tym, żeby nic złego o ich działaniu nie pisać. Nie rozumiem natomiast, dlaczego pisze coś, co jest jaskrawym brakiem zastanowienia, coś co jest szkodliwe z punktu widzenia rehabilitacji, a także z punktu widzenia postrzegania niewidomych przez społeczeństwo. Przecież samodzielności nie można budować na mitach. Rehabilitacja musi mieć solidne podstawy, a nie urojenia. Bo po takiej wypowiedzi, rozpropagowanej przez tak zacne czasopismo, może ktoś przestać leczyć oczy, ba, może iść w ślady Demokryta. A coś mi się wydaje, że to chyba niewłaściwy kierunek.  

 

Nie widzę, nie gryzę

 

    Jeszcze drobny cytat z artykułu pana Roberta Stadnickiego.

"Głównym hasłem Festiwalu było: „nie widzę - nie gryzę”. Baner z takim napisem wisiał na scenie, organizatorzy chodzili w koszulkach z takim napisem. Dziś jeszcze można zamówić takie koszulki pod adresem pznbydgoszcz@wp.pl.

- W taki skrótowy sposób zawarliśmy przesłanie, że tzw. „ludzie zdrowi” nie muszą się bać kontaktów z niewidomymi. My mamy problem ze wzrokiem, a kogoś tam boli kolano, czy ma inny problem ze zdrowiem. Każdy z nas jest w jakimś stopniu chory czy ułomny, ale czy wpływa to na jego człowieczeństwo? - pyta retorycznie Grzegorz Dudziński".

    A jasne, że nie wpływa, ale co do tego mają oczy? Przecież gryzie się zębami, a nie oczami i to niezależnie, czy są one sprawne, czy niesprawne. A może lepszym hasłem byłoby: Nie widzę, nie myślę. A może to hasło lepiej byłoby pisać na czołach, a nie na koszulkach?  

Udziwniajmy świat. Udziwniajmy poglądy na temat niewidomych. Udziwniajmy wszystko, co jest i tak dziwne oraz to, co dziwne nie jest. Udziwniajmy, niewidomym to nie pomoże, zaszkodzić może, ale za to my będziemy mieli poczucie, że wymyśliliśmy coś niezwykłego. A że panuje właśnie moda na udziwnienia - ślepe krowy, wystawy w ciemnościach, "Ślepcy" w ciemnościach, oczy na murze, brajlowskie tabliczki na jeden dzień - udziwniajmy, chociaż to już nie dziwne tylko modne.  

Udziwniający Stary Kocur