Saksofonista z dyplomem  

     Henryk Szczepański  

Od egzaminu do egzaminu Jacek Mielcarek jest muzykiem i piosenkarzem. Kiedy był w szkole średniej, na Ogólnopolskim Festiwalu Muzyki Rozrywkowej Uczniów Szkół Muzycznych w Elblągu zdobył nagrodę za grę na saksofonie. W Koszalinie na Ogólnopolskim Konkursie Instrumentów Dętych Drewnianych został sklasyfikowany wśród najlepszych klarnecistów. Przed dwoma laty usłyszeliśmy go na festiwalu opolskim. Śpiewał piosenkę, z własnym tekstem, do którego muzykę skomponował Marek Walarowski. Jacek Mielcarek występował z Krzysztofem Krawczykiem i rockową grupą "Pilaw". W ostatnich latach stał się naszym znajomym z estrady i z teleokienka. Po ukończeniu średniej szkoły muzycznej w Opolu Jacek Mielcarek został przyjęty na studia muzyczne w Katowicach. Ten egzamin wstępny do katowickiej Akademii Muzycznej ściągnął większą niż zazwyczaj publiczność. Tego dnia Jacek zrozumiał, że w biegu po sukces na jego bieżni poprzeczka będzie stała zawsze nieco wyżej. Jacek Mielcarek wkłada w twórczość muzyczną o wiele więcej energii i wysiłku niż jego pełnosprawni rówieśnicy. Nawet wtedy, gdy korzysta z brajlowskiego zapisu nutowego, czytanie i pisanie notacji muzycznej zajmuje mu dużo czasu. Dlatego chętniej studiuje uchem. Z zapamiętaniem wsłuchuje się w nagrania najznakomitszych artystów saksofonu. Może dlatego, gdy wychodzi na estradę, w jego muzyce można dosłyszeć najdelikatniejsze odcienie ludzkich wzruszeń. Są tam westchnienia, łkania i cichy płacz. Ze swego saksofonu z podobnie wyrazistą ekspresją i mocą potrafi wydobyć to, co gniewne, wzburzone i agresywne. Pierwszy zespół, który Jacek sformował i którego był liderem, wystąpił 25 maja ub. roku podczas jego egzaminu dyplomowego. Jacek Mielcarek uprawia różne gatunki muzyczne. Niewidomy muzyk nie może sobie pozwolić na przeciętność. Jeśli nie będzie lepszy od widzących, nie zdobędzie uznania kolegów i współpracowników. - Mnie się udało - mówi Jacek Mielcarek. - Zadecydowały lata nauki, pracy i kontaktów osobistych. Ufają mi. Traktują jak równego sobie fachowca. Koncert dyplomowy Jacka Mielcarka i jego zespołu był znaczącym wydarzeniem w życiu akademii. Panowała inna niż zazwyczaj atmosfera. Jacek miał poczucie dobrego kontaktu ze słuchaczami. Potem były gratulacje, słowa podziwu i wyrazy uznania ze strony wykładowców, publiczności i kolegów z zespołu. Inspiracje Jest niewidomy od dziecka. Najpierw uczył się w szkole w Owińskach. Wtedy wziął pierwsze prywatne lekcje gry na fortepianie. Potem przeniósł się do krakowskiej szkoły dla niewidomych. Równolegle podjął naukę w podstawówce muzycznej, z której został usunięty. Wtedy wrócił do rodzinnego Opola. Tutaj skończył liceum ogólnokształcące i średnią szkołę muzyczną. W tym czasie nauczył się gry na klarnecie. Najchętniej uprawia muzykę fujin, będącą połączeniem rocka, pop_music, soulu, jazzu. Lubi grać i śpiewać w małych klubach, przed kameralną publicznością. Wyczuwa słuchaczy, ich spojrzenia, oklaski. W dużych salach i na stadionach czuje się nieswojo. Wśród mistrzów swej sztuki Jacek Mielcarek wymienia twórców z różnych epok i gatunków muzycznych. Są tam: Ravel i Debussy, a także Steve Wonder. Z wykonawców murzyńskich: Al Garo i George Benson. Ulubieni saksofoniści to David Samborn i Kenny Gee. Z polskich saksofonistów najbardziej lubi Tomasza Szukalskiego. Inspirują go różne gatunki muzyki - murzyńska i hinduska, japońska i europejska, rozrywkowa i klasyczna. Uważa, że współczesny muzyk nie może zamykać się w sztywnych schematach. Powinien wykorzystywać możliwości komunikacyjne, które stwarza nowoczesna cywilizacja i poznawać muzykę świata. Zapytany, jaki utwór chciałby zadedykować przyjaciołom i bliskim, wymienił pieśń "Boże, pobłogosław dziecku", napisaną i skomponowaną przez amerykańską wokalistkę jazzową Billy Holliday. Z własnych utworów wybiera piosenkę "Nieważne było wczoraj", napisaną wspólnie z Markiem Walarowskim i nagraną dla I Programu Polskiego Radia. Wśród studentów - Gdy rozpoczynałem studia - mówi Jacek Mielcarek - byłem dla wszystkich tajemnicą. Zamieszkałem w akademiku. Większość moich nowych kolegów i koleżanek po raz pierwszy w życiu zetknęła się z inwalidą wzroku. Byli zaskoczeni i nieufni. Nie docierało do nich, że ktoś taki jak ja może studiować. Dziwili się, że niewidomy jest w stanie zdać maturę. Najpierw było mi ciężko. Teraz jestem w zupełnie innej sytuacji. Mam wielu przyjaciół. Niektórzy kadzą mi, mówiąc, że jestem znany i lubiany. Nie wykorzystuję tych sympatii. Nie mam gwiazdorskich zapędów. Koledzy zarzucają mi, że nie potrafię wykorzystać popularności. Czasem nie umiem, a czasem nie chcę. Podobno po Opolu przegapiłem wielką szansę. W akademiku, podczas pierwszego roku studiów, poznałem Marzenę, która potem została moją żoną, a trochę później urodził się Jakub. Ma już jedenaście miesięcy. I co dalej? - Dziś już jestem magistrem, ale nie odczuwam, aby się coś z tego powodu zmieniło. Dopóki jeździłem na trasy artystyczne, mimo że byłem studentem, jakoś sobie radziłem finansowo. Teraz cisza. Za chwilę obudzi się Jakub i będzie chciał jeść. Jestem z niego dumny, ale i zatroskany naszym losem. Artyście, prócz sławy, potrzebne są pieniądze. W czasie wakacji wybieram się do Niemiec, a potem do Stanów Zjednoczonych. Odwiedzę kilka klubów. Zaprezentuję nagrania mego zespołu. Może się uda. W Opolu dostałem mieszkanie, w prezencie od ojca. Tam osiądziemy. Żona będzie pracowała w szkole muzycznej, a ja będę grał dorywczo, gdzie się da. Przyjmę zaproszenia na występy i koncerty. Teraz, gdy Jacek Mielcarek ma już za sobą egzaminy i wykłady, wraca do swoich upodobań. Znowu będzie czytał. I to dużo! Poznaje literaturę nagraną na kasetach magnetofonowych. Korzysta ze zbiorów Biblioteki Centralnej P$z$n. Lubi książki o tematyce historycznej. Przyjaciele zaciekawili go ostatnio "Pismem Świętym Starego i Nowego Testamentu". Ceni sobie rozmowy i kontakty z ludźmi o różnych przekonaniach religijnych. Interesuje go ich świat. Rozmawiając ze studentami afrykańskimi i amerykańskimi, którzy studiują w Katowicach, chętnie słucha opowieści o ich dalekich ojczyznach, kulturze i obyczajach. Poznając różne sposoby myślenia i odmienną wrażliwość emocjonalną, może lepiej zrozumieć muzykę i zaangażować się uczuciowo w jej wykonanie. Wśród niewidomych Z inwalidami wzroku praktycznie nie utrzymuje kontaktów. Od 11 lat pozostaje poza tym środowiskiem. Gdy przed dwoma laty spotkał się z kolegami na zjeździe absolwentów krakowskiej podstawówki, poczuł się, oględnie mówiąc, dziwnie, bo jeden z całej klasy zdecydował się na inną pracę niż jego koledzy: masażyści, producenci szczotek i pracownicy spółdzielni inwalidów. Wiarę w powodzenie, które czeka go na tej drodze, zawdzięcza matce. Nigdy nie izolowała go od rówieśników. Nawet wtedy, gdy próbował budować wygodne dla siebie bariery, odrzucała je, podkreślając, że widzący rówieśnicy są do niego podobni. Czuł się im równy, a czasem nawet lepszy. Dziś też nie odczuwa lęku przed konkurencją z widzącymi, nie boi się życia niosącego niespodziewane radości, ale jeszcze częściej porażki. W krakowskiej szkole w klasie Jacka było kilku kolegów zdolniejszych od niego. Nie miał im jednak kto pomóc w kontaktach pozaszkolnych. Szkoła niewidomych była bardziej zamknięta niż otwarta na płynące wokół życie. Jest to wada systemu kształcenia niewidomych. Gdy Jacek Mielcarek zapytał w krakowskiej szkole muzycznej o udział niewidomych dzieci w ogólnie dostępnych konkursach i przeglądach muzycznych, dowiedział się, że uczestnictwo w takich imprezach byłoby dla niewidzących źródłem stresu, a może nawet szoku. Taka nadopiekuńczość izoluje od naturalnego życia. Dzieci łatwo zawierają znajomości i przyjaźnie. Gorycz ewentualnych porażek nie będzie większa niż ta, którą być może poznają w przyszłości, rywalizując z ludźmi pełnosprawnymi. Jeżeli w dzieciństwie nie oswoją się z tymi, którzy widzą, jeśli przywykną do izolacji, to zarówno w młodości, jak i potem będą unikali widzących. To jest powód, dla którego 70% niewidomych nie zdaje egzaminów do średnich szkół muzycznych. Wtedy po raz pierwszy stają w szranki z widzącymi rówieśnikami. Wśród opolskich niewidomych, pomiędzy którymi będzie teraz mieszkał, jest, jak sądzi, niewielu młodych o podobnych problemach i zainteresowaniach. W Jacku Mielcarku nie ma niechęci czy poczucia wyższości wobec niewidomych. Są mu bliscy i pewnie kiedyś znów znajdzie się wśród nich podczas wspólnej pracy lub zabawy. Jest młody. Na etapie pierwszych kroków w dojrzałość postanowił żyć i pracować z tymi, którzy widzą.

   Pochodnia marzec 1991